środa, 17 lipca 2013

Opowiadanie z Harrym cz.29 "Zamknij oczy..."


Ciche krzątanie po pokoju wybudziło mnie ze snu. Otworzyłam najpierw jedną, a później drugą powiekę. W pokoju dostrzegłam chodzącą Gemmę, szukającą czegoś w szufladach.
- Przepraszam obudziłam cię, nie chciałam- przeprosiła.
- Nic się nie stało, już wstaję.
- Nie musisz, śpijcie jeszcze.
- Pomogę wam, zaraz zejdę na dół.
- Ok- rzekła wychodząc z pokoju.
Położyłam się jeszcze na chwilę i obserwowałam śpiącego Harrego. Wyglądał tak słodko i niewinnie, słodkie loczki opadały mu na czoło i oczy.
 Odgarnęłam delikatnie je i pocałowałam chłopaka w usta, na co on się uśmiechnął. Wyślizgnęłam się z jego uścisku i poszłam do łazienki, ubrać się w ciuchy. Założyłam białe rurki, granatową koszulę i na to biały sweter. Przyjrzałam się w lustrze, podwinięte rękawy swetra ładnie wyglądały, a wystawający kołnierzyk i jeden koniec dołu koszuli dodawał uroku i charakteru. Rozczesałam włosy i puściłam je na ramiona pozwalając swobodnie opadać. Wytuszowałam swoje długie i gęste rzęsy, a na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Prysnęłam się perfumami i zadowolona wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i pokierowałam się do kuchni zastając tam Anne, Gemmę oraz Roberta.
- Dzień dobry.
 Przyjazny głos wydostał się z moich ust.
- Dzień dobry, jak się spało?- odpowiedział Robert.
- Dobrze.
- Harry jeszcze śpi?
- Tak.
- Czemu mnie to nie dziwi? - zaśmiała się Gemma.
- Mogę wam jakoś pomóc? - zapytałam.
- Jeżeli chcesz, to możesz pokroić szczypiorek i ogórki...
- Pewnie.
Złapałam za nóż i zaczęłam kroić. Najpierw szczypiorek, później ogórki. W między czasie do kuchni zeszli się wujek z ciocią i Samanta, także przykładając się do pomocy. Każdy coś robił, wykazując się różnymi umiejętnościami.
- Ooo a co tu się robi? - zapytał Harry wchodząc do kuchni.
- Śniadanie, bierz się za nóż i też pomóż.
Anne udawała wrogo nastawioną do Stylesa, ale jej uśmiech zdradzał wszystko.
- Już, już.
Harry podszedł do mnie i złapał w tali od tyłu całując w szyję, a później usta.
-Dzień dobry kochanie- mruknął ochrypłym tonem.
- Hej misiek.
Loczek także złapał za nóż i przyłączył się. Cała rodzina, no prawie cała siedziała w kuchni i kroiła. Częste całusy od Harrego zapewniały mi lepszy poranek.
- Dobra, stół jest już naszykowany, siadajcie wszyscy- ogłosił pan domu.
Każdy zajął swoje miejsce i zaczęliśmy jeść. Zapowiadał się dobrze spędzone śniadanie przy dowcipach dziadka Hazza. Kończąc jeść, sprzątnęliśmy z Harrym stół, nieustannie się przy tym śmiejąc.
- Ubierz się ciepło- nagle wyskoczył jak filip z konopi, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
- Po co?
- Zabieram cię gdzieś, zobaczysz zaraz.
- No dobra.
Jak prosił tak zrobiłam, ubrałam kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki i ciepłe kozaki. Gotowa czekałam na Hazza, który mówił reszcie, że wychodzimy. Trzymając się za rękę wyszliśmy z domu, śniegu dosypało, a chodniki były całe pokryte lodem.
- Zamknij oczy- poprosił.
- Zamknęłam...
Prowadził mnie przez chwilę do furtki, po czym kazał otworzyć oczy.
- Sanki?
- Tak siadaj.
- Ale jestem ciężka, nie dasz rady.
- Kochanie ciężki to jest hipopotam, ty jesteś leciutka, siadaj, bo sam cię posadzę.
Usiadłam na sankach, a chłopak zaczął je ciągnąć. Szliśmy, a raczej on szedł, ja jechałam chwilę przez jakieś uliczki. Kiedy znaleźliśmy się na jakiejś sporej górce, chłopak usiadł przede mną na sankach.
- Trzymaj się, pozjeżdżamy sobie.
Chwyciłam mocno chłopaka i zjechaliśmy z górki. Na dole oczywiście nie obyło się bez wywrotki. Zjeżdżaliśmy tak jeszcze kilka razy, łącząc nasze głosy w śmiechu. Dobra zabawa formowała cudowną aurę wokół nas, powróciły dawne czasy z dzieciństwa.
- Ja już nie mam siły, jedź sam- powiedziałam zerkając na wielką górkę.
- Ja też już nie mam, wracamy?
- Tak
Wracaliśmy do dom, lecz tym razem szliśmy za rękę, a Harry opowiadał mi historie związane z jego dzieciństwem i tym miastem.
- O pamiętam to drzewo, często przychodziłem tu z kumplami i się wygłupialiśmy, nawet złamałem tu sobie rękę. Wszedłem za kotem, chciałam go ściągnąć, tylko, że mi uciekł, a ja tam utknąłem. Skoczyłem, ale nie fortunnie i upadłem.
- Hhahaha.
- Nie śmiej się, to mnie bolało.
- Przepraszam skarbie.
Weszliśmy do domu, akurat łapiąc się na obiad. Zjedliśmy, spakowaliśmy swoje rupieci i jeszcze chwilę posiedzieliśmy w salonie z rodziną.
- To Harry kiedy zaprosisz nas na ślub? - zagaił dziadek.
- Już nie długo- powiedział, a ja zdziwiona, ale zarazem ucieszona na niego popatrzyłam i przytuliłam.
- To czekamy - chłopak uśmiechnął się na te słowa.
- My już będziemy się zbierać, długa droga przed nami- rzekł wstając i żegnając się, poszłam w jego ślady.
- Mamo, przyjedźcie do nas, my z Harrym chętnie was przyjmiemy- zaprosiłam kobietę, a chłopak przytaknął.
- Na pewno przyjedziemy.
- Harry dbaj o tą dziewczynę, masz wielkie szczęście, nie zmarnuj go- powiedział staruszek, przytulając chłopaka.
- Na pewno nie zmarnuje, jest moim światem - odrzekł.
Wsiedliśmy do samochodu i upewniając się, że wszystko zabrane, ruszyliśmy w kierunku Londynu. Śnieg sypał bardzo mocno. Drogi były bardzo ślizgie, a widoczność bardzo słaba....
 
Jeszcze trochę posłodzę z tą częścią...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz