Dni mijały szybko, nawet bardzo. Każdy bardzo nam pomagał, Harry cudownie spisywał się w roli ojca i narzeczonego. A ja? No właśnie, a ja...nie wiem co się ze mną dzieje. Na pewno coś nie dobrego. Czuje się słaba, kompletnie opuszczona przez energię. Częste zawroty głowy stały się normą, a straszne bóle, choć chwilowe, dawały w kość. A do tego wszystkiego dochodził strach, przed chorobą. Ukrywałam wszystkie objawy przed Harrym, nie chciałam go martwić, nie chciałam iść do szpitala. Chłopak był tak szczęśliwy, nie mogłam tego zepsuć. Każdego ranka wkładałam maskę, udawałam radosną, pełną sił, kiedy od środka coś mnie wyniszczało. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam, ale starałam się, dawałam z siebie wszystko, wszystkie resztki sił. Każdą minutę, każdy dzień spędzałam z Harrym i córeczką. Chciałam na zapas nacieszyć się nimi, zapamiętać i przeżyć jak najwięcej wspólnych chwil. Życie dla mnie nie jest łaskawe, los co chwilę szykuje dla mnie nowe pułapki. Czerpię ze szczęścia garściami, bo dziwne uczucie, że mogę je stracić, prześladuje mnie nieustannie.
-Kochanie....- weszłam do salonu, a głos w gardle ucichł.
Widok drzemiącego Harrego i Darcy śpiącej na jego torsie, rozczulił mnie.
Wyobraźcie sobie 2 tygodniowe maleństwo, ubrane w słodkie różowe śpioszki i śpiące wtulone w tatusia. Takie momenty właśnie są niezwykłe, dla takich momentów warto żyć i walczyć...
Ugotowawszy obiad, posprzątałam kuchnię i poszłam obudzić chłopaka.
- Misiek wstawaj, obiad jest już ciepły, chodź zjesz.
- Już wstaje skarbie.
Chłopa wstał i odłożywszy małą do łóżeczka zjadł obiad. Uśmiech cały czas podczas posiłku nie schodził z twarzy, chociaż w środku coś umierało.
- Skarbie jestem zmęczona, mogę się położyć?
- Nie pytaj tylko idź- odrzekł chłopak całując mnie w czoło.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku w sypialni, a kilka łez, spowodowanych niemocą, popłynęło po zarumienionych policzkach. Chcąc poczuć już ukojenie i wewnętrzny spokój, zamknęłam oczy i wtuliwszy głowę w poduszkę, zasnęłam.
Silny ból głowy wybudził mnie ze snu. Wstając z łóżka, w celu udania się do kuchni po tabletki, cały obraz zaszedł mgłą. Wszystko dookoła wirowało, mrugnęłam kilka krotnie oczami, a obraz się polepszył. Dotknęłam ręką nos, widząc na palcach krew. Wyszłam z sypialni mając jakieś omamy.
- Kochanie wszystko w porządku, jesteś blada jak ściana i leci ci krew?
- To nic.
Przeszłam kilka kroków, a nogi się ugięły, zapewniając mi spotkanie z ziemią. Przed oczami zrobiło się szaro, a wszystko wirowało.
- (t.i) co się dzieje? Słyszysz mnie? - przestraszony chłopak klęczał przy mnie.
- Nie zostawiaj mnie.
- Boże ty jesteś rozpalona- mówił już przerażony- jedziemy do szpitala..- mówił, a ja zamykałam oczy, byłam zmęczona.
- Nie zasypiaj! - potrząsnął mną.
- Nie mogę, nie mam siły.
- Nie możesz zasnąć, nie zamykaj oczu... mów do mnie.
- Ale co?
- Cokolwiek, gdzie chcesz mieć ślub? - mówił, pisząc coś na telefonie.
- W twoim mieście rodzinnym, jeśli się zgodzisz?
- Oczywiście, jaką chcesz mieć sukienkę?
- Zwykłą, długą, śnieżno- białą z welonem...
- Nie zamykaj oczu, patrz na mnie. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
- Wszędzie byle z tobą, nie dam rady przepraszam- szepnęłam wykończona.
- Kochan....
Dalej nie słyszałam, przed oczami nastała ciemność, a dookoła głucha cisza...



Szybko proszę następny:*
OdpowiedzUsuń