"Powiedziałeś, pozwoliłeś się odkryć...ale dlaczego nie w całości?"
Drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem, przyprawiając o lekki niepokój.
- Gdzie my jesteśmy ?
- Nad zatoką Edinburgh.
- Jesteśmy w Szkocji ?
- Tak... daleko nas wywieźli prawda ?
Kiwnęła, głową próbując oswoić się z informacjami.
- Chodź, czas teraz na niespodziankę.
Splótł nasz dłonie, kierując nas ku pomostowi. Morska bryza delikatnie ocierała moje policzki, dając mi delektować się świeżym zapachem. Mijaliśmy łódki i jachty, które co następny wydawały się być bogatsze. Mój wzrok przykuła malutka łódka wiosłowa, zakotwiczona między białym, dużym jachtem, a nowoczesną, wielką, katamaranom.
- Niespodzianka...
- Łódka ? Co my z nią zrobimy ?
- Nie. Katamarana, popłyniemy nią.- podniósł dłoń wskazując przed siebie.
- Co ?! Louis przepłynięcie się nią na pewno kosztuje tysiące...
- Tak, ale ona jest moja.- przerwał mi.
CO?!
Jak to ona jest jego ? Ale przecież... skąd... jak... On jest bogaty ? Moja świadomość krzyczała, żebym zabierała nogi za pas i uciekała. Jednak nie mogłam, chciałam widzieć wszystko. Zbyt bardzo go kocham, by uciec.
- Jesteś bogaczem ?
Nie wierze, że to powiedziałam.
- Nie ja, moi rodzice są.
- Ale...
- Wyjaśnię ci to, chodź usiądźmy.- w jego oczach krył się strach.
Przed czym ?
Louis poprowadził mnie kilka kroków w tył usadzając nas na ławce, z widokiem na Jachty, Łódki i jego Katamarane.
- Więc...
Zaczęłam widząc, że chłopak milczy. Przeniósł na mnie, swój pełen niepokoju i nieufność wzrok.
- Louis mów.
Starałam się mówić spokojnie, ale panika przedzierała się w moim głosie. Czemu on jest taki nie spokojny ?
- Nie znam swoich prawdziwych rodziców, pamiętam jedynie urywki obrazów z dzieciństwa, ich twarze rozmazane, jak przez mgłę. Nie wiem, jak mieli na imię, nie wiem czy żyją. Nawet jeśli to nie chcę ich znać. -jego głos był bardziej ochrypły niż zwykle.- Nie chcieli mnie, byłem nie chciany. Do 16 roku życia wychowywałem się na ulicy. Policja była moim drugim domem. Biłem się, kilka razy mało nie zabiłem człowieka.- ścisnął moją dłoń, jakby bał się, że zaraz wstanę i ucieknę z krzykiem.
Zrobił pauzę, przyglądając się mojej twarzy. Z trudem, oddychałam, nie wiedząc co jeszcze mi powie.
- Kradłem, bo nie miałem co jeść.- kontynuował- Raz w przypływie złości, zdemolowałem cały sklep spożywczy. Nie udało mi się uciec, miałem 17 lat, ale policja potraktowała mnie jak dorosłego i zamknęła za kratkami.- z moich oczu pociekły łzy, nie radziłam z przyswojeniem sobie tych wszystkich informacji. Louis nie jest brutalem, jest dobry.- Spędziłem w nim 4 miesiące, później... Państwo, którym nagromadziłem szkód związanych ze sklep, wyciągnęli mnie z więzienia i przygarnęli. Dali mi wszystko, jedzenie, ubrania, dach nad głową, rodzinną miłość, ciepło, dali mi nowe życie. Mają wszystko, są cholernie bogaci. Nie pasowałem do nich. Nie chciałem ich bogactwa, wyprowadziłem się do Londynu. Pan.. mój ojciec podarował mi tą Katamarane. Oni są jedynymi ludźmi, dla których potrafiłem być normalnym, miłym człowiekiem. Uratowali mnie.
- Louis...- przerwał mi kontynuując.
- Hey, ja nadal jestem tym potworem z ulicy. Cała złość z dzieciństwa, wszystkie urazy nadal we mnie drzemią. Wyładowuje się, zadając komuś ból. Nie panuję nad swoją agresją Hey. Nie wybaczę sobie, jeżeli cię skrzywdzę, jestem niebezpieczny. Zrozumiem jeżeli chcesz odejść, dam ci spokój.
Co !? Teraz da mi spokój, kiedy ja nie chcę bez niego żyć ? Wytarłam swoje mokre od słonych łez policzki i wpatrywałam się w twarz bruneta. Nie odejdę, nie mogę. Objęłam go ramionami w pasie i wtuliłam w jego koszulkę, cicho szlochając.
- Nie jesteś potworem, nie jesteś niebezpieczny Louis. Jesteś zagubiony we własnym, życiu. A ja nie mam zamiaru odchodzić, mówiłam ci. Kocham cię, mimo twojej agresji, którą jesteś wstanie zwalczyć. Kocham.
Milczy. Czemu nic nie mówi ? Jego niebieskie oczy wypełnia ulga, bez cienia strachu, niepokoju, gniewu. Są po prostu błękitne, wolne.
- Powiedz coś.
Wpatruje się w moje tęczówki, nie ruszając się.
- Louis powiedz coś do cholery.
- Kocham cię Aniele.
Szepnął, a jego oczy wypełniły się miłością. Zatopił moje ciało w swoich umięśnionych ramionach, a ja zaciągnęłam się jego zapachem. Najpiękniejszym perfumem na ziemi.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę.- obdarzył mnie nie śmiałym uśmiechem.
Teraz to już chyba nic nie jest mi straszne.
- Jaką ?
- Zaraz się dowiesz, tylko obiecaj mi, że nie przestraszysz się od razu i pomyślisz...- jest taki tajemniczy.
Nie przestraszysz ? Pomyślisz ? Dobra nie wiem co to może być, ale czuję lekki strach.
- Gotowa ?
- Na co ?
- Na rejs. Do niespodzianki trzeba dopłynąć....
czwartek, 28 listopada 2013
piątek, 15 listopada 2013
Louis cz.25 "Nie dajesz mi czasu, a on w tej sytuacji może działać na twoją korzyść.."
"Nie dajesz mi czasu, a on w tej sytuacji może działać na twoją korzyść.."
Spiął się. Oddech ma cięższy. Oczy... dostrzegłam w nich tajemnicę. Skrywa coś. Nie jest szczery. Zamyka oczy i napina wszystkie swoje mięśnie. Zaciska mnie tak mocno i chyba nie jest tego świadomy.
- Jesteś taka piękna. Nie chcę cię stracić, nie odchodź nigdy.
Temat. Zmienia temat. Próbuje odwrócić moją uwagę, a jego uczy wypełnia ból. Nie ciągnę tego dalej, odpuszczam.
- Nigdy nikogo nie kochałem. - szepcze bez tchu.- Nigdy nikogo nie miałem, nie byłem w związku, nie kochałem, bo nie mam serca.
- Masz serce Louis. Masz wielki serce.
Zacisnął usta w prostą linię. Zdenerwowałam go tym.
- Nie chcę cię stracić Hey. Nie chcę stracić cię kolejny raz. Wtedy, jak odeszłaś... nie wiesz, jak się czułem. Nie odchodź. To mnie zniszczy. Jesteś jedyną osobą, która może mnie złamać.
- Nie odejdę. Jestem twoja. Kocham cię.
- Ja ciebie też Aniele. Jesteś tylko moja. Wyjdź za mnie...?
CO ?!
- Ja...ja.. jestem zmęczona, ty pewnie też.
- Nie odpowiedziałaś, nie chcesz.- przez jego głos niemal przedziera się rozpacz i załamanie.
- Nie Louis, to nie tak. Potrzebuję czasu... daj mi go trochę.
- Dobrze... śpij mała.
Zanurzył moje ciało w swoich ramionach, a ja zamknęłam oczy. Coś się stało, ukrywa coś, ma tajemnicę. Jest inny. Nie chcę go innego. Chcę tamtego Louisa. I jeszcze te oświadczyny. Jestem gotowa ? Potrafię z nim być ? Chcę tego ? Kocham go na pewno. Ale co jeśli przeze mnie straci szanse na kogoś lepszego ? Będzie ze mną szczęśliwy ? Boje się go zniszczyć. Boje się. Przełykam ślinę, czując jak pod powiekami zbierają się słone łzy. Ja go kocham- miłości bezwarunkową. I wiem, że nie jestem jedyna.
Lekko musnęłam nosem szyję chłopaka, zaciągając się jego zapachem. Pachnie męsko, słodko, niebezpiecznie, bosko.... pachnie Louisem.
- Mhm... cześć- wymamrotał sennym głosem.
- Cześć.
- Jak się spało ?
- Dobrze- moje słowa przepełnione są prawdą.- A tobie ?
- Chcę się budzić przy twoim boku każdego ranka, bez wyjątku. Wyjdź za mnie...?
- Louis potrzebuję czasu, to dla mnie za wiele. To wszystko co się wczoraj wydarzyło. Muszę wszystko sobie poukładać. Czas. Poza tym nie przesadzaj z tą romantycznością.
Zaśmiał się. Jest piękny. Właśnie takiego go kocham. Wesołego Louisa.
- Tak wiem... powinienem przygotować kwiatki i kolację ?
- Tak. Ale kocham cię takiego. Wyjątkowego.
Sztywnieje. Co się dzieje ? Czemu tak reaguję ?
- Chcę cię gdzieś zabrać. Mam dla ciebie niespodziankę.
-Dokąd ?
-To też jest niespodzianką. Ale najpierw... chcę cię poczuć.
Opuścił swoje usta na moje, całując mocno i zawzięcie. Języki zaplątane w jedności. Dłońmi delikatnie zwiedza skórę moich nóg, podążając od kolan w górę. Pragnienie go i pożądanie przerażało mnie swoją siłą. Chwyciłam, skrawki jego koszulki, przeciągając ją przez jego głowę. Swój ciężar opiera na łokciach, ułożonych po obu stronach mojej głowy, zwisając nade mną. Palce wplotłam w jego włosy, cholernie miękki brązowo-złote włosy. Opuścił moje usta, wędrując z pocałunkami wzdłuż mojej szczęki, na szyję. Ręką wjechał pod moje plecy, unosząc mnie do pozycji siedzącej. Zdjął ze mnie swoją koszulkę, kładąc z powrotem na miękki materac. Jego usta odnalazły drogę do piersi, delikatnie całując brodawkę. Jedną i drugą. Dreszcze przebiegły moje ciało, a plecy wyginają się w łuk pod jego dotykiem.
- Chcę się z tobą kochać Hey.
To na co czekasz? Chcę cię tu i teraz. Już !!!
Kciuki wsunął pod cienką koronkę moich majtek, po czym powoli i zmysłowo zsunął je z mojego ciała. Podobnie zrobił ze swoimi, tylko, że znacznie szybciej. Wstał na chwilę, po czym wrócił rozsuwając kolanem moje uda.
- Wiesz co robić.- mrugnął podając mi foliową paczuszkę.
O nie ! Rozerwałam folię i drżącymi rękoma nałożyłam mu prezerwatywę. Chłopięcy uśmiech zagościł na jego ustach, kiedy go dotykałam. Jest piękny. Pochylił się nade mną, powoli wchodząc. Poruszał się wolno, do przodu i do tyłu. Delikatny. Kochał się ze mną delikatnie. Nie pieprzył.
- Dojdź dla mnie skarbie.- wysapał.
Jeden delikatny ruch i szczytowałam, oplatając go swoimi sokami.
- Dobra dziewczynka.
On też doszedł, mówiąc głośno moje imię....
Leży na moim brzuchu, obejmując i wtulając się w moje ciało, a każda chwila jest na wagę złota. Jego oddech i mój pełny spokoju łączy się. Czy potrafię go poślubić ? Być jego żoną ? To wszystko jest okropne, przed oczami pojawia się cały czas obraz jego eks. Jest ode mnie lepsza, ale to mnie kocha... Cisze i moje myśl przerywa telefon chłopaka. Jego ciało znowu się spina....
Nie odbiera. Wszystko jest dziwne, bardzo dziwne.
- Louis wszystko ok ?
- Tak.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Wszystko ok.
Uśmiech, wymusił go. Nie ma w nim, ani grama radości. Oczy pociemniałe, jakby w strachu, a może złości. Klatka unosi się w górę i opada w dół, wcale nie miarowo. Wstaje i ubiera swoje ciuchy. Robi to z gracją, całkowicie odciągając moją uwagę od myśli. Przygryzam dolną wargę, chłonąc jego ciało. Mięśnie na plecach napinają się, kiedy jedwabiście przeciąga przez głowę czarną koszulkę. Czarne rurki stanowią dopełnienie, a czerwone vansy tworzą kontrast. Pragnienie. Niedosyt jego osobą. Jezu !!! Co się ze mną dzieje. Zamykam oczy, odcinając widoki. Rozpływam się przypominając sobie, co działo się godzinę temu. Jestem uzależniona. Uzależniona od mężczyzny o niebieskich oczach, głębokich i tajemniczych, jak ocean.
- Wstawaj Aniele, musisz się ubrać i jedziemy.
Aniele. Uwielbiam, jak mnie tak nazywa. Uśmiech zarysował się na mojej twarz. Powolnymi ruchami, uważając na kostkę siadłam na łóżku. Już mniej boli, uszkodzenie goi się. Zapięłam swój stanik, odwrócona do chłopaka plecami. Naciągnęłam biały t-shirt i ostrożnie wkładałam nogi w nogawki czarnych, obcisłych leginsów.
- Czekaj, daj kostkę.
Uklęknął przede mną i opatrzył bandażem skręconą nogę. Zacisnął ostrożni opaskę usztywniającą i wsunął mi na nogi moje białe vansy. Jak on to robi, że potrafi być taki delikatny ?
- Gotowe, dasz radę iść ?
- Tak- uśmiechnęłam się promiennie- ale powoli- dodałam szybko.
- To idziemy.
Oplótł mnie ramieniem w tali, podtrzymując przed upadkiem.
Zmieszanie wtargnęło na moją twarz, kiedy staliśmy przed motelem. Dokładni oglądałam czarnego SUV'a.
- Wyjaśnię ci to później.
Co ?
Louis otworzył przede mną przednie drzwi pasażera, a ja niezgrabnie wdrapałam się na siedzenie. Zatrzasnął je i zajął miejsce za kierownicą. Silnik wydał zduszony warkot, ruszając z miejsca. Duży łuk i wjechaliśmy na prostą drogę pokrytą gładkim asfaltem. Długi grafitowy pas wydawał się ciągnął się przed nami w nieskończoność. Żadnych zakrętów, żadnych samochodów. Tylko koła naszego czarnego pojazdu, przemierzające drogę. Zwróciłam swój wzrok na boczną szybę. Rozciągające się widoki były oderwaniem dla oka. Słońce chylące się powoli ku drzewom, rzucało swoją poświatę na drogę i jej otoczenie. Grube pnie drzew i bujnę zielone korony, stanowiły mur. Niebo czyste, błękitne i gdzie nie gdzie pomarańczowe, niczym puch, kłębiaste chmurki. Uszy delektowały się spokojnymi taktami piosenki i anielskim, lekko ochrypłym głosem kobiety, kiedy nasza podróż wydawała się nie mieć końca...
- Jesteśmy.- wydusił ochryple Louis.
Podniosłam zaspany wzrok, zatrzymując powietrze w płucach. Przystań. Zatoka. Zmierzyłam wzrokiem rozciągającą się dookoła przejrzystą wodę i falujące delikatnie na niej motorówki, jachty i inne większe łodzie. Długi pas deptaka, bar i wędrujący ludzie, podziwiający nisko uwieszone słońce.
-Wysiadasz ? -łagodny głos chłopaka, wyrwał mnie z osłupienia.
Spojrzałam na jego twarz i wyciągniętą przede mną dłoń. Pewnie ją chwyciłam, stając na nogi. Drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem, przyprawiając o lekki niepokój.
- Gdzie my jesteśmy ?
- Nad zatoką Edinburgh.
- Jesteśmy w Szkocji ?
- Tak... daleko nas wywieźli prawda ?
Kiwnęła, głową próbując oswoić się z informacjami....
Spiął się. Oddech ma cięższy. Oczy... dostrzegłam w nich tajemnicę. Skrywa coś. Nie jest szczery. Zamyka oczy i napina wszystkie swoje mięśnie. Zaciska mnie tak mocno i chyba nie jest tego świadomy.
- Jesteś taka piękna. Nie chcę cię stracić, nie odchodź nigdy.
Temat. Zmienia temat. Próbuje odwrócić moją uwagę, a jego uczy wypełnia ból. Nie ciągnę tego dalej, odpuszczam.
- Nigdy nikogo nie kochałem. - szepcze bez tchu.- Nigdy nikogo nie miałem, nie byłem w związku, nie kochałem, bo nie mam serca.
- Masz serce Louis. Masz wielki serce.
Zacisnął usta w prostą linię. Zdenerwowałam go tym.
- Nie chcę cię stracić Hey. Nie chcę stracić cię kolejny raz. Wtedy, jak odeszłaś... nie wiesz, jak się czułem. Nie odchodź. To mnie zniszczy. Jesteś jedyną osobą, która może mnie złamać.
- Nie odejdę. Jestem twoja. Kocham cię.
- Ja ciebie też Aniele. Jesteś tylko moja. Wyjdź za mnie...?
CO ?!
- Ja...ja.. jestem zmęczona, ty pewnie też.
- Nie odpowiedziałaś, nie chcesz.- przez jego głos niemal przedziera się rozpacz i załamanie.
- Nie Louis, to nie tak. Potrzebuję czasu... daj mi go trochę.
- Dobrze... śpij mała.
Zanurzył moje ciało w swoich ramionach, a ja zamknęłam oczy. Coś się stało, ukrywa coś, ma tajemnicę. Jest inny. Nie chcę go innego. Chcę tamtego Louisa. I jeszcze te oświadczyny. Jestem gotowa ? Potrafię z nim być ? Chcę tego ? Kocham go na pewno. Ale co jeśli przeze mnie straci szanse na kogoś lepszego ? Będzie ze mną szczęśliwy ? Boje się go zniszczyć. Boje się. Przełykam ślinę, czując jak pod powiekami zbierają się słone łzy. Ja go kocham- miłości bezwarunkową. I wiem, że nie jestem jedyna.
***
Lekko musnęłam nosem szyję chłopaka, zaciągając się jego zapachem. Pachnie męsko, słodko, niebezpiecznie, bosko.... pachnie Louisem.
- Mhm... cześć- wymamrotał sennym głosem.
- Cześć.
- Jak się spało ?
- Dobrze- moje słowa przepełnione są prawdą.- A tobie ?
- Chcę się budzić przy twoim boku każdego ranka, bez wyjątku. Wyjdź za mnie...?
- Louis potrzebuję czasu, to dla mnie za wiele. To wszystko co się wczoraj wydarzyło. Muszę wszystko sobie poukładać. Czas. Poza tym nie przesadzaj z tą romantycznością.
Zaśmiał się. Jest piękny. Właśnie takiego go kocham. Wesołego Louisa.
- Tak wiem... powinienem przygotować kwiatki i kolację ?
- Tak. Ale kocham cię takiego. Wyjątkowego.
Sztywnieje. Co się dzieje ? Czemu tak reaguję ?
- Chcę cię gdzieś zabrać. Mam dla ciebie niespodziankę.
-Dokąd ?
-To też jest niespodzianką. Ale najpierw... chcę cię poczuć.
Opuścił swoje usta na moje, całując mocno i zawzięcie. Języki zaplątane w jedności. Dłońmi delikatnie zwiedza skórę moich nóg, podążając od kolan w górę. Pragnienie go i pożądanie przerażało mnie swoją siłą. Chwyciłam, skrawki jego koszulki, przeciągając ją przez jego głowę. Swój ciężar opiera na łokciach, ułożonych po obu stronach mojej głowy, zwisając nade mną. Palce wplotłam w jego włosy, cholernie miękki brązowo-złote włosy. Opuścił moje usta, wędrując z pocałunkami wzdłuż mojej szczęki, na szyję. Ręką wjechał pod moje plecy, unosząc mnie do pozycji siedzącej. Zdjął ze mnie swoją koszulkę, kładąc z powrotem na miękki materac. Jego usta odnalazły drogę do piersi, delikatnie całując brodawkę. Jedną i drugą. Dreszcze przebiegły moje ciało, a plecy wyginają się w łuk pod jego dotykiem.
- Chcę się z tobą kochać Hey.
To na co czekasz? Chcę cię tu i teraz. Już !!!
Kciuki wsunął pod cienką koronkę moich majtek, po czym powoli i zmysłowo zsunął je z mojego ciała. Podobnie zrobił ze swoimi, tylko, że znacznie szybciej. Wstał na chwilę, po czym wrócił rozsuwając kolanem moje uda.
- Wiesz co robić.- mrugnął podając mi foliową paczuszkę.
O nie ! Rozerwałam folię i drżącymi rękoma nałożyłam mu prezerwatywę. Chłopięcy uśmiech zagościł na jego ustach, kiedy go dotykałam. Jest piękny. Pochylił się nade mną, powoli wchodząc. Poruszał się wolno, do przodu i do tyłu. Delikatny. Kochał się ze mną delikatnie. Nie pieprzył.
- Dojdź dla mnie skarbie.- wysapał.
Jeden delikatny ruch i szczytowałam, oplatając go swoimi sokami.
- Dobra dziewczynka.
On też doszedł, mówiąc głośno moje imię....
***
Leży na moim brzuchu, obejmując i wtulając się w moje ciało, a każda chwila jest na wagę złota. Jego oddech i mój pełny spokoju łączy się. Czy potrafię go poślubić ? Być jego żoną ? To wszystko jest okropne, przed oczami pojawia się cały czas obraz jego eks. Jest ode mnie lepsza, ale to mnie kocha... Cisze i moje myśl przerywa telefon chłopaka. Jego ciało znowu się spina....
Nie odbiera. Wszystko jest dziwne, bardzo dziwne.
- Louis wszystko ok ?
- Tak.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Wszystko ok.
Uśmiech, wymusił go. Nie ma w nim, ani grama radości. Oczy pociemniałe, jakby w strachu, a może złości. Klatka unosi się w górę i opada w dół, wcale nie miarowo. Wstaje i ubiera swoje ciuchy. Robi to z gracją, całkowicie odciągając moją uwagę od myśli. Przygryzam dolną wargę, chłonąc jego ciało. Mięśnie na plecach napinają się, kiedy jedwabiście przeciąga przez głowę czarną koszulkę. Czarne rurki stanowią dopełnienie, a czerwone vansy tworzą kontrast. Pragnienie. Niedosyt jego osobą. Jezu !!! Co się ze mną dzieje. Zamykam oczy, odcinając widoki. Rozpływam się przypominając sobie, co działo się godzinę temu. Jestem uzależniona. Uzależniona od mężczyzny o niebieskich oczach, głębokich i tajemniczych, jak ocean.
- Wstawaj Aniele, musisz się ubrać i jedziemy.
Aniele. Uwielbiam, jak mnie tak nazywa. Uśmiech zarysował się na mojej twarz. Powolnymi ruchami, uważając na kostkę siadłam na łóżku. Już mniej boli, uszkodzenie goi się. Zapięłam swój stanik, odwrócona do chłopaka plecami. Naciągnęłam biały t-shirt i ostrożnie wkładałam nogi w nogawki czarnych, obcisłych leginsów.
- Czekaj, daj kostkę.
Uklęknął przede mną i opatrzył bandażem skręconą nogę. Zacisnął ostrożni opaskę usztywniającą i wsunął mi na nogi moje białe vansy. Jak on to robi, że potrafi być taki delikatny ?
- Gotowe, dasz radę iść ?
- Tak- uśmiechnęłam się promiennie- ale powoli- dodałam szybko.
- To idziemy.
Oplótł mnie ramieniem w tali, podtrzymując przed upadkiem.
***
- Skąd ten samochód ?Zmieszanie wtargnęło na moją twarz, kiedy staliśmy przed motelem. Dokładni oglądałam czarnego SUV'a.
- Wyjaśnię ci to później.
Co ?
Louis otworzył przede mną przednie drzwi pasażera, a ja niezgrabnie wdrapałam się na siedzenie. Zatrzasnął je i zajął miejsce za kierownicą. Silnik wydał zduszony warkot, ruszając z miejsca. Duży łuk i wjechaliśmy na prostą drogę pokrytą gładkim asfaltem. Długi grafitowy pas wydawał się ciągnął się przed nami w nieskończoność. Żadnych zakrętów, żadnych samochodów. Tylko koła naszego czarnego pojazdu, przemierzające drogę. Zwróciłam swój wzrok na boczną szybę. Rozciągające się widoki były oderwaniem dla oka. Słońce chylące się powoli ku drzewom, rzucało swoją poświatę na drogę i jej otoczenie. Grube pnie drzew i bujnę zielone korony, stanowiły mur. Niebo czyste, błękitne i gdzie nie gdzie pomarańczowe, niczym puch, kłębiaste chmurki. Uszy delektowały się spokojnymi taktami piosenki i anielskim, lekko ochrypłym głosem kobiety, kiedy nasza podróż wydawała się nie mieć końca...
***
- Jesteśmy.- wydusił ochryple Louis.
Podniosłam zaspany wzrok, zatrzymując powietrze w płucach. Przystań. Zatoka. Zmierzyłam wzrokiem rozciągającą się dookoła przejrzystą wodę i falujące delikatnie na niej motorówki, jachty i inne większe łodzie. Długi pas deptaka, bar i wędrujący ludzie, podziwiający nisko uwieszone słońce.
-Wysiadasz ? -łagodny głos chłopaka, wyrwał mnie z osłupienia.
Spojrzałam na jego twarz i wyciągniętą przede mną dłoń. Pewnie ją chwyciłam, stając na nogi. Drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem, przyprawiając o lekki niepokój.
- Gdzie my jesteśmy ?
- Nad zatoką Edinburgh.
- Jesteśmy w Szkocji ?
- Tak... daleko nas wywieźli prawda ?
Kiwnęła, głową próbując oswoić się z informacjami....
niedziela, 10 listopada 2013
Louis cz. 24 "Nazywasz mnie swoim Aniołem, tylko czemu coś przed nim ukrywasz ?"
"Nazywasz mnie swoim Aniołem, tylko czemu coś przed nim ukrywasz ?"
Zaniósł mnie do kabiny prysznicowej, udając, że nie patrzy na moje ciało. Ciepły strumień wody dopadł mojej skóry, a ja od razu zasłoniłam za sobą szklaną płytę. Rozkoszowałam się chwilę gorącymi kropelkami. Oddając się całkowicie wyciszeniu.
- Co ty robisz?
Rozszerzyłam bardziej swoje oczy, wstrzymując oddech.... Nie ukrywałam zakłopotania, kiedy jego nagie ciało, tak po prostu wtargnęło do kabiny, stając blisko mojego. Zjechałam wzrokiem z jego twarzy niżej na jego szerokie ramiona. Kropelki wody idealnie komplementowały jego wyrzeźbiony tors. Zaschnięte stróżki krwi, zadrapania i liczne siniaki, poruszyły moje serce. Brnęłam dalej w dół, napotykając jego linie bioder, idealnie ułożoną w literę-V. Oku nie umknęła wąska ścieżka włosków biegnąca od pępka w dół. Zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę co właśnie robię. Wróciłam zawstydzona do jego twarzy. Przyglądał mi się przez ten cały czas uważnie. Wychwyciłam kilka jego tatuaży na klatce piersiowej, zastanawiając się nad ich znaczeniem. Z pewnością dodawały mu groźnego uroku. Mięśnie jego ramion idealnie się napięły, kiedy podniósł dłoń do gąbki ściągając ją z półeczki. Nasączył ją ciepłą wodą i zaczął zmywać krew ze swojego ciała.
- Ja to zrobię..- wyszeptałam nieświadomie.
Nie pewnie wyjęłam z jego dłoni niebieski przedmiot i przyłożyłam do jego ciała. Delikatnie gładziłam jego skórę, zmywając zaschniętą czerwoną ciecz, bojąc się bardziej uszkodzić rany. Większa szrama trafiła pod gąbkę, wymagając przemycia wodą utlenioną. Zmrużyłam na chwilę oczy, wyobrażając sobie jego ból. Pełna skupienia, oczyszczałam jego skórę, zapominając o swojej nagości. Mogłam bezkarnie dotykać jego ciała, a za wytłumaczenie brać mycie. Przygryzłam dolną wargę, wracając myślami do ostatniej nocy. Poczułam zapomniany ból Tam na dolę, zastąpiony po chwili falą ciepła.
- Też chcę ją przegryźć.
Wzdrygnęłam się kiedy dłonie Louisa spoczęły na moich biodrach. Zagłębił w nich palce, a ja spojrzałam w jego oczy. Tęczówki w kolorze bezchmurnego nieba, intensywnie wpatrywały się w moje. Usta spoczęły na moich rozgrzanych wargach, smakując ich. Zostałam przytłoczona jego pożądaniem, które pobudzało moje. Trzymając kurczowo w dłoni gąbkę, napierałam nią na jego tors. Zębami zagryzł moją wargę, ciągnąc ją delikatnie do siebie. Jęknięcie wyrwało się z moich ust, spowodowane dużą dawką przyjemności.
- Teraz moja kolej Aniele.
Odebrał kwadratowy przedmiot z moich rąk, wylewając na niego kokosowy płyn. Ścisnął ją kilka razy w dłoni, spieniając ciecz. Zaczął przejeżdżać po moim ramieniu, jadąc w dół do moich dłoni. Nasze spojrzenia wciąż były na jednym poziomie, łącząc się. Pragnienie jego bliskości wyrywało się z pod mojej kontroli.
- Jesteś taka piękna.
Ponownie przywarł do mnie ustami, oplatając mnie w talii jedną dłonią bym nie upadła. Drugą ręką wędrował po moich plecach, zmywając z nich brud.
- Chcę byś była moją dziewczyną.
To było pytanie ? Czy raczej jego głośne rozmyślenia ?
- Zgodzisz się nią zostać Aniele ?
- Nie jestem Aniołem.
- Jesteś, moim... najpiękniejszym ze wszystkich.- wyszeptał.
Czułam jego ciepły oddech, oplatający moją twarz. Jego oczy wyczekiwały odpowiedzi, którą ja znałam już od początku tego dnia.
- Zgodzę się.
Biel jego zębów ukazana została w oprawie chłopięcego uśmiechu. Rozpłynęłam się, widząc przed sobą najpiękniejszy obraz. Włosy zmoczone przez wodę seksownie opadały na jego czoło, wzbudzając we mnie nowe nie odkryte dotychczas uczucia.
- Co teraz będzie po tym wszystkim ? - słowa wyrwały się z moich ust, całkowicie odbiegając od tej przyjemnej chwili.
- Teraz będzie lepsze życie... zadbam o to. Obiecuję Aniele.
Uśmiechnęłam się na jego ostatnie słowo. Przytuliłam się do jego ciała, pragnąc pozostać w tych ramionach na zawsze. Czułam się bezpiecznie. Tak. Bezpiecznie. Bezpiecznie, bo groza jaka od niego wieje, jest wstanie mnie ochronić. Zimna woda poleciała ze słuchawki, a przez ciało przeszły dreszcze. Brunet szybko zakręcił wodę, odrywając się ode mnie.
- Chyba wytraciliśmy całą ciepłą wodę.
- Chyba tak.
Głośne śmiechy połączyły się wypełniając całą kabinę. Jednego dnia, jednej nocy odkryłam, tak wiele nowych, nieznanych stron Louisa. Wyszedł na zewnątrz zaparowanej łazienki, wracając po chwili w bokserkach, z ręcznikiem w ręku. Owinął nim moje ciało, unosząc do góry i stawiając na kafelka. Czułość. Obdarzył mnie czułością, troską i swoją opieką....
Zaniósł mnie do kabiny prysznicowej, udając, że nie patrzy na moje ciało. Ciepły strumień wody dopadł mojej skóry, a ja od razu zasłoniłam za sobą szklaną płytę. Rozkoszowałam się chwilę gorącymi kropelkami. Oddając się całkowicie wyciszeniu.
- Co ty robisz?
Rozszerzyłam bardziej swoje oczy, wstrzymując oddech.... Nie ukrywałam zakłopotania, kiedy jego nagie ciało, tak po prostu wtargnęło do kabiny, stając blisko mojego. Zjechałam wzrokiem z jego twarzy niżej na jego szerokie ramiona. Kropelki wody idealnie komplementowały jego wyrzeźbiony tors. Zaschnięte stróżki krwi, zadrapania i liczne siniaki, poruszyły moje serce. Brnęłam dalej w dół, napotykając jego linie bioder, idealnie ułożoną w literę-V. Oku nie umknęła wąska ścieżka włosków biegnąca od pępka w dół. Zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę co właśnie robię. Wróciłam zawstydzona do jego twarzy. Przyglądał mi się przez ten cały czas uważnie. Wychwyciłam kilka jego tatuaży na klatce piersiowej, zastanawiając się nad ich znaczeniem. Z pewnością dodawały mu groźnego uroku. Mięśnie jego ramion idealnie się napięły, kiedy podniósł dłoń do gąbki ściągając ją z półeczki. Nasączył ją ciepłą wodą i zaczął zmywać krew ze swojego ciała.
- Ja to zrobię..- wyszeptałam nieświadomie.
Nie pewnie wyjęłam z jego dłoni niebieski przedmiot i przyłożyłam do jego ciała. Delikatnie gładziłam jego skórę, zmywając zaschniętą czerwoną ciecz, bojąc się bardziej uszkodzić rany. Większa szrama trafiła pod gąbkę, wymagając przemycia wodą utlenioną. Zmrużyłam na chwilę oczy, wyobrażając sobie jego ból. Pełna skupienia, oczyszczałam jego skórę, zapominając o swojej nagości. Mogłam bezkarnie dotykać jego ciała, a za wytłumaczenie brać mycie. Przygryzłam dolną wargę, wracając myślami do ostatniej nocy. Poczułam zapomniany ból Tam na dolę, zastąpiony po chwili falą ciepła.
- Też chcę ją przegryźć.
Wzdrygnęłam się kiedy dłonie Louisa spoczęły na moich biodrach. Zagłębił w nich palce, a ja spojrzałam w jego oczy. Tęczówki w kolorze bezchmurnego nieba, intensywnie wpatrywały się w moje. Usta spoczęły na moich rozgrzanych wargach, smakując ich. Zostałam przytłoczona jego pożądaniem, które pobudzało moje. Trzymając kurczowo w dłoni gąbkę, napierałam nią na jego tors. Zębami zagryzł moją wargę, ciągnąc ją delikatnie do siebie. Jęknięcie wyrwało się z moich ust, spowodowane dużą dawką przyjemności.
- Teraz moja kolej Aniele.
Odebrał kwadratowy przedmiot z moich rąk, wylewając na niego kokosowy płyn. Ścisnął ją kilka razy w dłoni, spieniając ciecz. Zaczął przejeżdżać po moim ramieniu, jadąc w dół do moich dłoni. Nasze spojrzenia wciąż były na jednym poziomie, łącząc się. Pragnienie jego bliskości wyrywało się z pod mojej kontroli.
- Jesteś taka piękna.
Ponownie przywarł do mnie ustami, oplatając mnie w talii jedną dłonią bym nie upadła. Drugą ręką wędrował po moich plecach, zmywając z nich brud.
- Chcę byś była moją dziewczyną.
To było pytanie ? Czy raczej jego głośne rozmyślenia ?
- Zgodzisz się nią zostać Aniele ?
- Nie jestem Aniołem.
- Jesteś, moim... najpiękniejszym ze wszystkich.- wyszeptał.
Czułam jego ciepły oddech, oplatający moją twarz. Jego oczy wyczekiwały odpowiedzi, którą ja znałam już od początku tego dnia.
- Zgodzę się.
Biel jego zębów ukazana została w oprawie chłopięcego uśmiechu. Rozpłynęłam się, widząc przed sobą najpiękniejszy obraz. Włosy zmoczone przez wodę seksownie opadały na jego czoło, wzbudzając we mnie nowe nie odkryte dotychczas uczucia.
- Co teraz będzie po tym wszystkim ? - słowa wyrwały się z moich ust, całkowicie odbiegając od tej przyjemnej chwili.
- Teraz będzie lepsze życie... zadbam o to. Obiecuję Aniele.
Uśmiechnęłam się na jego ostatnie słowo. Przytuliłam się do jego ciała, pragnąc pozostać w tych ramionach na zawsze. Czułam się bezpiecznie. Tak. Bezpiecznie. Bezpiecznie, bo groza jaka od niego wieje, jest wstanie mnie ochronić. Zimna woda poleciała ze słuchawki, a przez ciało przeszły dreszcze. Brunet szybko zakręcił wodę, odrywając się ode mnie.
- Chyba wytraciliśmy całą ciepłą wodę.
- Chyba tak.
Głośne śmiechy połączyły się wypełniając całą kabinę. Jednego dnia, jednej nocy odkryłam, tak wiele nowych, nieznanych stron Louisa. Wyszedł na zewnątrz zaparowanej łazienki, wracając po chwili w bokserkach, z ręcznikiem w ręku. Owinął nim moje ciało, unosząc do góry i stawiając na kafelka. Czułość. Obdarzył mnie czułością, troską i swoją opieką....
***
Ciepła kołdra, chroniła przed zimnym powietrzem. A ramiona Louisa oplecione wokół mojego ciało, zapewniały bezpieczeństwo. Wpatrywałam się w jego twarz, powoli przymykając powieki. Morfeusz zabierał mnie do swojej krainy, kiedy rozbrzmiał dźwięk telefonu chłopaka. Rozszerzyłam oczy, widząc, jak sięga urządzenie. Jego mięśnie napięły się, a ciało spięło wraz ze spojrzeniem na wyświetlacz. Wyraz jego twarzy wyrażał niezadowoleni i lekką złość, a może zdenerwowanie ? Spojrzał na mnie, ale nic nie zrozumiałam. Przeszkadzałam mu ? Nie chciał, żebym słyszała z kim i o czym, rozmawia....? Zamknęłam powieki przekręcając się na drugi bok. Leżałam plecami do niego. Jest trudny. Naprawdę trudny do zrozumienia. Nie wiem czy dam radę. Czy podałam jego oczekiwaniom. A co jeśli jestem nie wystarczająca ? Nie zaspakajam wszystkich jego potrzeb ? Znudzę mu się. Moja podświadomość stała obok i przyglądała się bacznie wszystkim moim myślą. Zagubiona.
- Nie. Nie obchodzi mnie to.! - warkną do telefon Louis.
Wstrzymałam oddech, uspokajając przestraszone serce. Przed oczami pojawił się obraz jego byłej i jego. Dawała mu przyjemność, to czego nie mogę dać ja. Widziałam to w jego oczach. Przestań ! On kocha ciebie ! Podświadomość zaczęła krzyczeć. Może ma rację.
- Tak. Do widzenia, dziękuję.
Zakończył rozmowę i zatopił moje ciało w swoich ramionach. Chciałam odpłynąć. Tak właśnie odpłynąć. Daleko...jak tylko to możliwe. Zostać sama. Sama ze sobą. Pomyśleć. Potrzebuję czasu.
- Wszystko w porządku ?- zapytał troskliwie chłopak.
- Tak.
- Przecież widzę, że coś się stało. Powiedz mi?
Przekręcił mnie przodem do siebie.
- Powiedz.
Wsunął palec pod moją brodę, unosząc ją tak, bym spojrzała mu w oczy.
- Wszystko jest okej.
- Nie umiesz kłamać Heyley.
- Naprawdę okej. Powiedz mi coś o sobie... nie znam cię właściwie. -Zmieniłam temat.
Spiął się. Oddech ma cięższy. Oczy... dostrzegłam w nich tajemnicę. Skrywa coś. Nie jest szczery. Zamyka oczy i napina wszystkie swoje mięśnie. Zaciska mnie tak mocno i chyba nie jest tego świadomy....
- Jesteś taka piękna. Nie chcę cię stracić, nie odchodź nigdy.
Temat. Zmienia temat. Próbuje odwrócić moją uwagę, a jego uczy wypełnia ból. Nie ciągnę tego dalej, odpuszczam.
- Nigdy nikogo nie kochałem. - szepcze bez tchu.- Nigdy nikogo nie miałem, nie byłem w związku, nie kochałem, bo nie mam serca.
- Masz serce Louis. Masz wielki serce.
Zacisnął usta w prostą linię. Zdenerwowałam go tym.
- Nie chcę cię stracić Hey. Nie chcę stracić cię kolejny raz. Wtedy, jak odeszłaś... nie wiesz, jak się czułem. Nie odchodź. To mnie zniszczy. Jesteś jedyną osobą, która może mnie złamać.
My wtedy nie byliśmy razem....a....
- Nie odejdę. Jestem twoja. Kocham cię.
- Ja ciebie też Aniele. Jesteś tylko moja. Wyjdź za mnie...?
CO ?!
- Ja...ja.. jestem zmęczona, ty pewnie też.
- Nie odpowiedziałaś, nie chcesz.- przez jego głos niemal przedziera się rozpacz i załamanie.
- Nie Louis, to nie tak. Potrzebuję czasu... daj mi go trochę.
- Dobrze... śpij mała.
Zanurzył moje ciało w swoich ramionach po raz kolejny, a ja zamknęłam oczy. Coś się stało, ukrywa coś, ma tajemnicę. Jest inny. Nie chcę go innego. Chcę tamtego Louisa. I jeszcze te oświadczyny. Jestem gotowa ? Potrafię z nim być ? Chcę tego ? Kocham go na pewno. Ale co jeśli przeze mnie straci szanse na kogoś lepszego ? Będzie ze mną szczęśliwy ? Boje się go zniszczyć. Boje się. Przełykam ślinę, czując jak pod powiekami zbierają się słone łzy. Ja go kocham- miłości bezwarunkową. I wiem, że nie jestem jedyna. Nie jestem gotowa za niego wyjść..... nie teraz....
środa, 6 listopada 2013
Louis cz.23 "Jesteś wściekły, jesteś troskliwy, jesteś oschły, jesteś miły.... Gubisz mnie w swoich nastrojach"
"Jesteś wściekły, jesteś troskliwy, jesteś oschły, jesteś miły.... Gubisz mnie w swoich nastrojach"
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. Zabijał wściekłością.....
- Twoja matka... powiedziała mi o twoim ojcu, ale nie mówiła, że bił też ciebie.- uniósł głos.
Zacisnęłam powieki, nie chcąc napotkać jego lodowatego spojrzenia. Przełknęłam głośno ślinę, odpędzając z przed oczu obraz taty. Nienawiść do jego osoby rozgrzała moje serce. Spuściłam głowę w dół, zakrywając twarz mokrymi włosami. Wiele przez niego cierpiałam, ale dał mi jedną lekcje... Pokazał, jak bardzo człowiek może być brutalny, pokazała do jakiego stopnia to sięga. Było potworem i nic tego nie zmieni.
- Nie cofnę czasu Hey, nawet nie chcę myśleć co przeżywałaś....- Co przeżywałam ? Przeżywałam piekło, prawdziwy koszmar.- Ale mogę obiecać ci jedno.... NIKT więcej, nigdy cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to.- mówił miękkim tonem.
Przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej, ścierając dłonią mokre stróżki z moich policzków. Jego humory, nastroje. Zmieniają się tak szybko. Jest gorszy, niż ja podczas okresu.
- Przepraszam, że cię skrzywdziłem...
Nie byłam pewna o czym dokładnie mówi, ale nie chciałam wiedzieć. Przycisnęłam swoje wargi do jego, łącząc je w jedności. Czułam braki, potrzebowałam jego smaku. Zatrzepotałam kilka razy rzęsami, otwierając oczy i odsuwając się od niego. Wielki uśmiech malował się na jego ustach, przygryzłam wargę, orientując się, że on to wszystko widzi. Odwróciłam twarz czując, jak moje policzki pieką. Jego głośny rechot rozbrzmiał w moich uszach, kiedy ja walczyłam z rumieńcami.
- Policjanci zawiozą nas do motelu niedaleko, nasz domek...on nie nadaje się teraz do użytku.
- A nasze ciuchy ?
- Zabrali je, mają w jednym z radiowozów.
Przytaknęłam nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
- Starszy aspirant odwiezie was do motelu. - przed nami stanęła ta sama policjantka.
Kiwnęliśmy głowami i Louis podniósł się z miejsca. Zrobiłam to samo, ale zamarłam na chwilę w bezruchu, kiedy ból kostki stał się silny.Adrenalina przestała działać i uszkodzone części ciała dawały o sobie znać.
- Wszystko w porządku ?
- Tak.-skłamałam.
Wyprostowałam się i zaciskając szczękę, ruszyłam twardo do przodu. Starałam się nie kuleć i iść prosto, kiedy w środku krzyczałam z bólu. Wsiadłam pierwsza na tylnie siedzenia, a za mną Louis.
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. Zabijał wściekłością.....
- Twoja matka... powiedziała mi o twoim ojcu, ale nie mówiła, że bił też ciebie.- uniósł głos.
Zacisnęłam powieki, nie chcąc napotkać jego lodowatego spojrzenia. Przełknęłam głośno ślinę, odpędzając z przed oczu obraz taty. Nienawiść do jego osoby rozgrzała moje serce. Spuściłam głowę w dół, zakrywając twarz mokrymi włosami. Wiele przez niego cierpiałam, ale dał mi jedną lekcje... Pokazał, jak bardzo człowiek może być brutalny, pokazała do jakiego stopnia to sięga. Było potworem i nic tego nie zmieni.
- Nie cofnę czasu Hey, nawet nie chcę myśleć co przeżywałaś....- Co przeżywałam ? Przeżywałam piekło, prawdziwy koszmar.- Ale mogę obiecać ci jedno.... NIKT więcej, nigdy cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to.- mówił miękkim tonem.
Przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej, ścierając dłonią mokre stróżki z moich policzków. Jego humory, nastroje. Zmieniają się tak szybko. Jest gorszy, niż ja podczas okresu.
- Przepraszam, że cię skrzywdziłem...
Nie byłam pewna o czym dokładnie mówi, ale nie chciałam wiedzieć. Przycisnęłam swoje wargi do jego, łącząc je w jedności. Czułam braki, potrzebowałam jego smaku. Zatrzepotałam kilka razy rzęsami, otwierając oczy i odsuwając się od niego. Wielki uśmiech malował się na jego ustach, przygryzłam wargę, orientując się, że on to wszystko widzi. Odwróciłam twarz czując, jak moje policzki pieką. Jego głośny rechot rozbrzmiał w moich uszach, kiedy ja walczyłam z rumieńcami.
- Policjanci zawiozą nas do motelu niedaleko, nasz domek...on nie nadaje się teraz do użytku.
- A nasze ciuchy ?
- Zabrali je, mają w jednym z radiowozów.
Przytaknęłam nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
- Starszy aspirant odwiezie was do motelu. - przed nami stanęła ta sama policjantka.
Kiwnęliśmy głowami i Louis podniósł się z miejsca. Zrobiłam to samo, ale zamarłam na chwilę w bezruchu, kiedy ból kostki stał się silny.Adrenalina przestała działać i uszkodzone części ciała dawały o sobie znać.
- Wszystko w porządku ?
- Tak.-skłamałam.
Wyprostowałam się i zaciskając szczękę, ruszyłam twardo do przodu. Starałam się nie kuleć i iść prosto, kiedy w środku krzyczałam z bólu. Wsiadłam pierwsza na tylnie siedzenia, a za mną Louis.
***
- Nie ma tutaj windy, musimy iść na trzecie piętro schodami.- oznajmił spokojnie.
Co ?! Mam iść po schodach ze skręconą kostką ? Zesram się z bólu !
- Idź pierwszy.- chłopak ruszył przodem.
Zrobiłam pierwszy krok, starając się jak najmniej obciążać lewą nogę. Później kolejne i pierwsze piętro było za nami jeszcze dwa. Kolejne stopnie okazały się być zbyt trudne. Zasyczałam cicho z bólu pod nosem, a z oczu poleciały łzy. Nadwyrężyłam kostkę i chyba właśnie zerwałam sobie ścięgno.
- Czemu nie idzie...- odwrócił się do mnie, zacinając się.- czemu płaczesz ?
- Nie dam rady dalej iść...- wyszeptała ledwo słyszalnie.
Bałam się, że jak dowie się o mojej kostce, znowu będzie wściekły. Dalej wzbudza we mnie strach. Nie taki silny, ale jednak. On jest po prostu... ah.. on jest popieprzony.
- Heyley co się dzieje ? Coś ukrywasz ?
- Mam skręconą kostkę- wybełkotałam.
Jego oczy zaszły mgłą, stały się czarne. Ałtomatycznie się skuliłam, wiedząc, że wścieknie się jeszcze bardziej za kłamstwo. Rzucił torby schodząc kilka stopni w dół. Przełknęłam głośno ślinę, patrząc wszędzie tylko nie w jego oczy.
-Stało się to teraz czy wcześniej - oschle spytał.
- Wcześniej...
- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć ? - milczałam skulona przed jego wysoką posturą. - Oj Hey... -westchnął ciężko.
Uniósł moje ciało w górę, trzymając na rękach w ślubny sposób, kiedy to pan młody przenosi panią młodą przez próg. Wziął nasz ciuchy i ruszył dalej.
- Nie okłamuj mnie więcej. - mówił spokojnie.
Przytaknęłam głową, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi i oplotłam ją ramionami.
- Musisz otworzyć drzwi, bo nie mam więcej rąk.
Sięgnęłam po kluczę do tylnej kieszeni jego spodni. Siłowałam się chwilę z ich wyciągnięciem.
- Jak chciałaś mnie pomacać wystarczyło zapytać.
Oblałam się czerwienią, przekręcając kluczyk w drzwiach. Weszliśmy do środka i Louis posadził mnie na krześle. Odstawił bagaże gdzieś na bok i uklęknął przede mną. Zdjął moje nadal mokre skarpetki i opaskę. Odwinął bandaż i zagrymasił pod nosem.
- Jesteś pewna, że jest tylko skręcona ? -wzruszyłam ramionami- jest bardzo spuchnięta i sina. Poczekaj...
A gdzie niby mam w tym stanie iść ? Czekałam na chłopaka z dziesięć minut, aż wyszedł z jakiegoś pomieszczenia. Uniósł mnie do góry i zaniósł w tamtym, kierunku. Trzymał mnie mocno, stawiając powoli na zimnej posadzce.
- Co robisz ?
- Rozbieram cię.
Pozostawił mnie w samej bieliźnie, a ja zawstydzona próbowałam zakryć swoje ciało.
- Widziałem cię już całkiem nagą...- powiedział chichocząc pod nosem i zaczął rozpinać stanik.
- Nie patrz.
- Dobrze.
Zaniósł mnie do kabiny prysznicowej, udając, że nie patrzy na moje ciało. Ciepły strumień wody dopadł mojej skóry, a ja od razu zasłoniłam za sobą szklaną płytę. Rozkoszowałam się chwilę gorącymi kropelkami. Oddając się całkowicie wyciszeniu.
- Co ty robisz?
Rozszerzyłam bardziej swoje oczy, wstrzymując oddech....
wtorek, 5 listopada 2013
Louis cz.22 "Tonę, opadam na dno... Nie pozwolę, by ktoś nas rozdzielił. Umieram z tobą"
"Tonę, opadam na dno... Nie pozwolę, by ktoś nas rozdzielił. Umieram z tobą"
Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa. Wszystko było rozmazane. Traciłam siły, słabłam. Chciałam umrzeć. Tak chciałam umrzeć teraz i tu. Umrzeć razem z nim...
Czy to możliwe, bym w kilka godzin pokochała tak bardzo Louisa ?A gdzie podziała się ta nienawiść do jego osoby ? Uleciała w całości, zastąpiona najsilniejszym uczuciem. Miłością. Mój bieg przypominał już raczej trucht. Nie wiem gdzie byłam, gdzieś daleko. Lecz las nie miał końca, wciąż wyglądał tak samo.
- Pośpiesz się słońce.
Jego głos. Podniosłam wzrok napotykając, zakrwawioną, ale uśmiechniętą twarz Louisa. Żyje.
-Nie przybiegłeś. Czekałam. Myślałam, że ty....
- Nigdy. Przecież nikt inny nie może cię mieć.
Zatrzymałam się, mocno przytulając niebieskookiego.
- Musimy uciekać, są tuż za nami.
Kiwnęłam głową, ruszając za chłopakiem. Ucieczka. Przez ostatnią godzinę tylko to robimy, uciekamy. A gdzie policja ? Nasz splecione dłonie, trwały w mocnym uścisku. Strach przy nim tracił swoje siły.
- Umrzecie w tym lesie !!!
Odwróciłam głowę, żałując po chwili swoich czynów. Byli za nami kilka metrów. Poczułam mocne zderzenie z ciałem Louisa i stanęłam. Spojrzałam przed siebie widząc dość wysokie urwisko.
- Ufasz mi ?-zapytał.
- T.tak.
Oplótł mnie rękoma, przyciskając mocno do swojego torsu i skoczył w dół. Czas płynął nie wyobrażalnie wolno. Czułam jedynie ostre powietrze, raniące moją skórę, jak nóż i ramiona chłopaka. Oplatał mnie mocno, starając uchronić przed wszystkim. Zamknęłam oczy, zaciskając szczelnie powieki. Lodowata ciecz uderzyła o moje stopy, dając posmakować silnego bólu. Po kilki sekundach całe ciało zanurzyło się w wodzie. Czas płynął, a my opadaliśmy na dno, które było nie osiągalne. Zaczynało mi brakować powietrza i w przypływie paniki zaczęłam machać rękoma. Woda miała temperaturę minusową, mroziła moje kości. Nie panując nad ciałem otworzyłam usta, zachłystując się cieczą. Przestałam się ruszać, czując, jak powoli tracę kontakt ze światem. Moje ciało było bezwładne, było można zrobić z nim wszystko. Mocne szarpnięcie i czułam, jak się unoszę. Domyślam się, że jestem ciągnięta ku górze, ale droga nie ma końca.
- Heyley oddychaj !Otwórz oczy!
Głos Louisa obijał się o uszy. Chciałam, naprawdę chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie.
- Wiem, że mnie słyszysz! No już !
Nie potrafię, jakiś ciężar przygniata moje płuca. Uderzenia w moje plecy, były lekkie jak muśnięcie piórka. Jednak po odgłosach wnioskowałam, że wkłada w to wszystkie swoje siły.
- Heyley oddychaj proszę !
Ostatnie uderzenie i czułam, jak ciężar zostaje zdjęty, a woda wylewa się z moich ust. Zaczęłam kaszleć, łapiąc płytkie oddechy. Moje ciało dostało drgawek, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Wszystko będzie dobrze...- miał spokojny ton głosu.
Moja głowa opadła na jego ramię, a jego dłoń zaczęła głaskać moje włosy. Dopiero teraz uchyliłam powieki, mrugając kilkakrotnie, by nabrać ostrości. Jesteśmy.... po środku wielkiego jeziora. Dopłynięcie do brzegu wymaga zbyt wiele wysiłku, którego ja nie jestem wstanie włożyć.
- Jest mi zimno, nie czuję nóg.- oznajmiłam ochrypłym głosem.
- Będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu. Myśl o czymś, możesz nawet mówić albo śpiewać.
-Nie potrafię śpiewać.
- Potrafisz na pewno.
- Wiesz jak jest tam na górze ? W niebie ?
- Nie wiem, nie wybieram się tam w najbliższym czasie i ty też nie.
Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to. Dziwne uczucie. Jakbym była na haju cały dzień.
- Trzymaj się mnie mocno, popłyniemy trochę.
Wykonałam jego polecenie, oplatając jego szyję ramionami. Klatką piersiową przywarłam do jego pleców i zaczęłam ruszać nogami. Chciałam mu pomóc. W oczach zamigotały niebiesko-czerwone światła.
- Policja..- wymamrotałam nie zrozumiale, a chłopak zaprzestał ruchom.
Zaczęli mówić coś przez megafon, ale jedyne co słyszałam to bełkot. Zamknęłam oczy z kompletnego zmęczenia i zacieśniłam uścisk wokół szyi chłopaka. Jedyne czego chciałam, to znaleźć się teraz w ciepłym łóżku i wymazać wszystko z pamięci. Chciałam żeby nas wyłowili i zawieźli w bezpieczne miejsce.
- Niech pani złapie się mnie.- otworzyłam oczy widząc policjanta przed sobą.
Niebieski szczelny mundur i deska przymocowana w jego pasie. Nie odpowiadałam dłuższą chwilę, nie mogłam wydusić z siebie głosu.
- Słyszy mnie pani ?- starał się być miły.
Nie ufam mu. Nie ufam teraz nikomu, za wyjątkiem Louisa. Przytuliłam głowę do szyi bruneta, ogrzewając ją swoim oddechem. Zamknęłam ponownie powieki, nie zważając na policjantów.
- Nie puszczę cię...- cichy szept uleciał z moich ust w kierunku Louisa.
- Proszę pani wszystko w porządku ?- słyszałam zmartwienie.
Jak ma być w porządku ? Widziałam na własne oczy, jak zabijają chłopaka. Widziałam na własne oczy, jak katują Louisa. Uciekałam kilka kilometrów przez las. Spadłam z urwiska i wylądowałam w lodowatej wodzie. Jestem w niej od ponad 10 minut nie czuję nóg. Jestem wycieńczona. Tak wszystko jest w porządku.
- Ona zostanie ze mną.- usłyszałam zbawienny głos chłopaka.
- Niech pan trzyma się deski, zabierzemy was do brzegu.
Dalej nie słyszałam nic, czułam tylko jak woda ociera moje ciało, stawiając niewielki opór. Stopy dotknęły ziemi, a ja w przypływie małej dawki siły zdołałam otworzyć oczy i się podnieść. Kilku funkcjonariuszy podbiegło do nas, zawijając w jakieś foli i odciągając mnie od ciała Louisa.
- Może pan pójść na chwilę z nami ?
- Tak.
Zostawia mnie ? Z nimi ? Spokojnie Hey to policja, nic ci nie zrobią.
- Jak się pani czuje ?- miła policjantka wyrosła przede mną.
Jej oczy porażały przyjaźnią.
- D..dobrze.
- Boli coś panią ?
- Noga.
- Mogę ją obejrzeć ?
- Tak.
Usiadłam na otwartym bagażniku radiowozu i dałam się "zbadać''.
- Czy.. czy złapaliście tych...
- Tak- przerwała mi. Nie wyjdą już z więzienia, mogę ci to obiecać.
Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi na jej pocieszający uśmiech.
- Masz skręconą kostkę. Opatrzę ci ją.
Kiwnęłam głową, widząc jak kobieta uważnie zawija bandaż wokół niej. Mocno zacisnęła go i założyła dodatkową opaskę usztywniającą.
- Zaraz wrócę. Zostań tu.
Odeszła gdzieś, zostawiając mnie samą. Siedziałam, gryząc się z własnymi myślami. Chciałam przestać myśleć.
- Złapali ich.
Przeniosłam wzrok na chłopaka siedzącego obok. Objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego torsu.
- Dostaną do żywocie. Policjanci oddali mi to.- wyciągnął przede mną mój kij bejsbolowy. - Skąd ty go w ogóle wzięłaś ?
-Z mojego domu. Kiedyś broniłam się nim przed ojcem.
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. On coś wie ? Zabijał wściekłością, czemu teraz Louis ? Kiedy byłeś normalny ?...
Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa. Wszystko było rozmazane. Traciłam siły, słabłam. Chciałam umrzeć. Tak chciałam umrzeć teraz i tu. Umrzeć razem z nim...
Czy to możliwe, bym w kilka godzin pokochała tak bardzo Louisa ?A gdzie podziała się ta nienawiść do jego osoby ? Uleciała w całości, zastąpiona najsilniejszym uczuciem. Miłością. Mój bieg przypominał już raczej trucht. Nie wiem gdzie byłam, gdzieś daleko. Lecz las nie miał końca, wciąż wyglądał tak samo.
- Pośpiesz się słońce.
Jego głos. Podniosłam wzrok napotykając, zakrwawioną, ale uśmiechniętą twarz Louisa. Żyje.
-Nie przybiegłeś. Czekałam. Myślałam, że ty....
- Nigdy. Przecież nikt inny nie może cię mieć.
Zatrzymałam się, mocno przytulając niebieskookiego.
- Musimy uciekać, są tuż za nami.
Kiwnęłam głową, ruszając za chłopakiem. Ucieczka. Przez ostatnią godzinę tylko to robimy, uciekamy. A gdzie policja ? Nasz splecione dłonie, trwały w mocnym uścisku. Strach przy nim tracił swoje siły.
- Umrzecie w tym lesie !!!
Odwróciłam głowę, żałując po chwili swoich czynów. Byli za nami kilka metrów. Poczułam mocne zderzenie z ciałem Louisa i stanęłam. Spojrzałam przed siebie widząc dość wysokie urwisko.
- Ufasz mi ?-zapytał.
- T.tak.
Oplótł mnie rękoma, przyciskając mocno do swojego torsu i skoczył w dół. Czas płynął nie wyobrażalnie wolno. Czułam jedynie ostre powietrze, raniące moją skórę, jak nóż i ramiona chłopaka. Oplatał mnie mocno, starając uchronić przed wszystkim. Zamknęłam oczy, zaciskając szczelnie powieki. Lodowata ciecz uderzyła o moje stopy, dając posmakować silnego bólu. Po kilki sekundach całe ciało zanurzyło się w wodzie. Czas płynął, a my opadaliśmy na dno, które było nie osiągalne. Zaczynało mi brakować powietrza i w przypływie paniki zaczęłam machać rękoma. Woda miała temperaturę minusową, mroziła moje kości. Nie panując nad ciałem otworzyłam usta, zachłystując się cieczą. Przestałam się ruszać, czując, jak powoli tracę kontakt ze światem. Moje ciało było bezwładne, było można zrobić z nim wszystko. Mocne szarpnięcie i czułam, jak się unoszę. Domyślam się, że jestem ciągnięta ku górze, ale droga nie ma końca.
- Heyley oddychaj !Otwórz oczy!
Głos Louisa obijał się o uszy. Chciałam, naprawdę chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie.
- Wiem, że mnie słyszysz! No już !
Nie potrafię, jakiś ciężar przygniata moje płuca. Uderzenia w moje plecy, były lekkie jak muśnięcie piórka. Jednak po odgłosach wnioskowałam, że wkłada w to wszystkie swoje siły.
- Heyley oddychaj proszę !
Ostatnie uderzenie i czułam, jak ciężar zostaje zdjęty, a woda wylewa się z moich ust. Zaczęłam kaszleć, łapiąc płytkie oddechy. Moje ciało dostało drgawek, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Wszystko będzie dobrze...- miał spokojny ton głosu.
Moja głowa opadła na jego ramię, a jego dłoń zaczęła głaskać moje włosy. Dopiero teraz uchyliłam powieki, mrugając kilkakrotnie, by nabrać ostrości. Jesteśmy.... po środku wielkiego jeziora. Dopłynięcie do brzegu wymaga zbyt wiele wysiłku, którego ja nie jestem wstanie włożyć.
- Jest mi zimno, nie czuję nóg.- oznajmiłam ochrypłym głosem.
- Będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu. Myśl o czymś, możesz nawet mówić albo śpiewać.
-Nie potrafię śpiewać.
- Potrafisz na pewno.
- Wiesz jak jest tam na górze ? W niebie ?
- Nie wiem, nie wybieram się tam w najbliższym czasie i ty też nie.
Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to. Dziwne uczucie. Jakbym była na haju cały dzień.
- Trzymaj się mnie mocno, popłyniemy trochę.
Wykonałam jego polecenie, oplatając jego szyję ramionami. Klatką piersiową przywarłam do jego pleców i zaczęłam ruszać nogami. Chciałam mu pomóc. W oczach zamigotały niebiesko-czerwone światła.
- Policja..- wymamrotałam nie zrozumiale, a chłopak zaprzestał ruchom.
Zaczęli mówić coś przez megafon, ale jedyne co słyszałam to bełkot. Zamknęłam oczy z kompletnego zmęczenia i zacieśniłam uścisk wokół szyi chłopaka. Jedyne czego chciałam, to znaleźć się teraz w ciepłym łóżku i wymazać wszystko z pamięci. Chciałam żeby nas wyłowili i zawieźli w bezpieczne miejsce.
- Niech pani złapie się mnie.- otworzyłam oczy widząc policjanta przed sobą.
Niebieski szczelny mundur i deska przymocowana w jego pasie. Nie odpowiadałam dłuższą chwilę, nie mogłam wydusić z siebie głosu.
- Słyszy mnie pani ?- starał się być miły.
Nie ufam mu. Nie ufam teraz nikomu, za wyjątkiem Louisa. Przytuliłam głowę do szyi bruneta, ogrzewając ją swoim oddechem. Zamknęłam ponownie powieki, nie zważając na policjantów.
- Nie puszczę cię...- cichy szept uleciał z moich ust w kierunku Louisa.
- Proszę pani wszystko w porządku ?- słyszałam zmartwienie.
Jak ma być w porządku ? Widziałam na własne oczy, jak zabijają chłopaka. Widziałam na własne oczy, jak katują Louisa. Uciekałam kilka kilometrów przez las. Spadłam z urwiska i wylądowałam w lodowatej wodzie. Jestem w niej od ponad 10 minut nie czuję nóg. Jestem wycieńczona. Tak wszystko jest w porządku.
- Ona zostanie ze mną.- usłyszałam zbawienny głos chłopaka.
- Niech pan trzyma się deski, zabierzemy was do brzegu.
Dalej nie słyszałam nic, czułam tylko jak woda ociera moje ciało, stawiając niewielki opór. Stopy dotknęły ziemi, a ja w przypływie małej dawki siły zdołałam otworzyć oczy i się podnieść. Kilku funkcjonariuszy podbiegło do nas, zawijając w jakieś foli i odciągając mnie od ciała Louisa.
- Może pan pójść na chwilę z nami ?
- Tak.
Zostawia mnie ? Z nimi ? Spokojnie Hey to policja, nic ci nie zrobią.
- Jak się pani czuje ?- miła policjantka wyrosła przede mną.
Jej oczy porażały przyjaźnią.
- D..dobrze.
- Boli coś panią ?
- Noga.
- Mogę ją obejrzeć ?
- Tak.
Usiadłam na otwartym bagażniku radiowozu i dałam się "zbadać''.
- Czy.. czy złapaliście tych...
- Tak- przerwała mi. Nie wyjdą już z więzienia, mogę ci to obiecać.
Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi na jej pocieszający uśmiech.
- Masz skręconą kostkę. Opatrzę ci ją.
Kiwnęłam głową, widząc jak kobieta uważnie zawija bandaż wokół niej. Mocno zacisnęła go i założyła dodatkową opaskę usztywniającą.
- Zaraz wrócę. Zostań tu.
Odeszła gdzieś, zostawiając mnie samą. Siedziałam, gryząc się z własnymi myślami. Chciałam przestać myśleć.
- Złapali ich.
Przeniosłam wzrok na chłopaka siedzącego obok. Objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego torsu.
- Dostaną do żywocie. Policjanci oddali mi to.- wyciągnął przede mną mój kij bejsbolowy. - Skąd ty go w ogóle wzięłaś ?
-Z mojego domu. Kiedyś broniłam się nim przed ojcem.
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. On coś wie ? Zabijał wściekłością, czemu teraz Louis ? Kiedy byłeś normalny ?...
niedziela, 3 listopada 2013
Louis cz.21 "Drzewa rosnące gęsto jeden przy drugim, a wśród nich ja, przewijam się przez smugi mroku... Odebrali mi ciebie."
"Drzewa rosnące gęsto jeden przy drugim, a wśród nich ja, przewijam się przez smugi mroku... Odebrali mi ciebie."
Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...
- Broń się Hey !!!- krzyk Louisa, dał znać, że jestem zdana na siebie.
Muszę działać. Bronić się, ale czym ? Jestem za słaba.
- Maleńka szkoda twoich starań ! Nie myśl tak, nie uda ci się uciec !
- Nie mów tak do mnie !- wysyczałam przez zęby, kiedy dzieliło nas już pół metra.
Szybko ! Myśl ! Każda rzecz jest dobra ! Rozejrzałam się szybko napotykając wzrokiem ścianę i szafkę. Szafka ! Szybko wychyliłam się do przodu, sięgając do półki. Kosmetyki, były moją bronią. Zaczęłam energicznie rzucać nimi w mężczyznę. Nie wiele, ale mogłam zyskać trochę czasu. W dłoń wpadły perfumy, dwie buteleczki były moją ostatnią amunicją. Zamachnęłam się,wkładając w to wszystkie swoje siły i rzucając jednym flakonikiem. Dostał w pierś, pudło. Zamachnęłam się drugim. Szklana buteleczka uderzyła w głowę napastnika, który był przygotowany na moją kolejną skuchę. Krew zaczęła delikatnie sączyć się po jego czole, spływając na gęste brwi.
- Pożałujesz, że się urodziłaś !!!
Wściekłość !!! Rzucił się od razu na mnie, przygwożdżając moje ciało do ściany. Jego duża dłoń zacisnęła się na moich nadgarstkach, tak mocno, że z pewnością krew przestała dopływać mi do palców. Druga ręka znalazła swoje miejsce na moim dekolcie.
- Nie dotykaj mnie- kolejny raz wysyczałam kilka słów w jego kierunku.
- Nie mów, że ci się nie podoba ! Widzę, że tego chcesz !- jego dłoń powędrowała na mój policzek.
W tej chwili brzydziłam się swojego ciała, brzydziłam się, bo on mnie dotykał.
- Może się zabawimy, za nim twoje życie dobiegnie końca ?!- jego oddech był chłodny, mroził nim moje policzki.
- Spróbuj ją tknąć !
Uścisk na nadgarstkach stał się luźny, nieodczuwalny. Barczysty mężczyzna odstąpił ode mnie kawałek, po czym padł u moich stóp, na kolana. Podniosłam wzrok do góry widząc Louisa z uniesionym kijem.
- Nikt cię nie będzie po za mną dotykał.- wysyczał wściekły.
Mocno chwycił moją dłoń, przeciągając na swoją stronę.
-Szybko biegniemy na dół.- wyszeptał do mojego ucha i pociągnął za sobą.
Korytarz nie stanowił dla nas większej przeszkody podobnie jak schody. Podbiegliśmy do drzwi wejściowych, ale ich otworzenie stało się znacznie trudniejsze.
- Louis idą - przełknęłam głośno ślinę.
- Cholera, do okna szybko.
Louis walną kilka razy w szybę, powiększając dziurę w oknie.
- Podsadzę cię, a ty uciekaj szybko.
- Nie ucieknę bez ciebie.
- Musisz się ratować !
- Nie bez ciebie.
Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...
- Broń się Hey !!!- krzyk Louisa, dał znać, że jestem zdana na siebie.
Muszę działać. Bronić się, ale czym ? Jestem za słaba.
- Maleńka szkoda twoich starań ! Nie myśl tak, nie uda ci się uciec !
- Nie mów tak do mnie !- wysyczałam przez zęby, kiedy dzieliło nas już pół metra.
Szybko ! Myśl ! Każda rzecz jest dobra ! Rozejrzałam się szybko napotykając wzrokiem ścianę i szafkę. Szafka ! Szybko wychyliłam się do przodu, sięgając do półki. Kosmetyki, były moją bronią. Zaczęłam energicznie rzucać nimi w mężczyznę. Nie wiele, ale mogłam zyskać trochę czasu. W dłoń wpadły perfumy, dwie buteleczki były moją ostatnią amunicją. Zamachnęłam się,wkładając w to wszystkie swoje siły i rzucając jednym flakonikiem. Dostał w pierś, pudło. Zamachnęłam się drugim. Szklana buteleczka uderzyła w głowę napastnika, który był przygotowany na moją kolejną skuchę. Krew zaczęła delikatnie sączyć się po jego czole, spływając na gęste brwi.
- Pożałujesz, że się urodziłaś !!!
Wściekłość !!! Rzucił się od razu na mnie, przygwożdżając moje ciało do ściany. Jego duża dłoń zacisnęła się na moich nadgarstkach, tak mocno, że z pewnością krew przestała dopływać mi do palców. Druga ręka znalazła swoje miejsce na moim dekolcie.
- Nie dotykaj mnie- kolejny raz wysyczałam kilka słów w jego kierunku.
- Nie mów, że ci się nie podoba ! Widzę, że tego chcesz !- jego dłoń powędrowała na mój policzek.
W tej chwili brzydziłam się swojego ciała, brzydziłam się, bo on mnie dotykał.
- Może się zabawimy, za nim twoje życie dobiegnie końca ?!- jego oddech był chłodny, mroził nim moje policzki.
- Spróbuj ją tknąć !
Uścisk na nadgarstkach stał się luźny, nieodczuwalny. Barczysty mężczyzna odstąpił ode mnie kawałek, po czym padł u moich stóp, na kolana. Podniosłam wzrok do góry widząc Louisa z uniesionym kijem.
- Nikt cię nie będzie po za mną dotykał.- wysyczał wściekły.
Mocno chwycił moją dłoń, przeciągając na swoją stronę.
-Szybko biegniemy na dół.- wyszeptał do mojego ucha i pociągnął za sobą.
Korytarz nie stanowił dla nas większej przeszkody podobnie jak schody. Podbiegliśmy do drzwi wejściowych, ale ich otworzenie stało się znacznie trudniejsze.
- Louis idą - przełknęłam głośno ślinę.
- Cholera, do okna szybko.
Louis walną kilka razy w szybę, powiększając dziurę w oknie.
- Podsadzę cię, a ty uciekaj szybko.
- Nie ucieknę bez ciebie.
- Musisz się ratować !
- Nie bez ciebie.
Zeskoczyłam z okna, stając stopami na zimnej ziemi. Czułam jej chłód przenikający przez cienki materiał skarpetek. Złapałam kij od chłopaka i modliłam się by zdążył. Napastnik był tuż za nim.
- Uważaj ! - łzy nie przestawały wypływać, wręcz przeciwnie, było ich co raz więcej.
- Już dobrze, musimy uciekać, chodź.
Pocałował mnie w czoło, po czym szybko pociągnął w głąb lasu. Biegłam za chłopakiem ile sił, starając się nie puścić jego dłoni. Rosa pod stopami całkowicie przemoczyła moje, jak i bruneta skarpetki. Nawet nie chcę myśleć jakich stworzeń w tej chwili dotykają moje stopy. Moja słaba kondycja powoli dawała o sobie znać. Ból dolnych kończyn stawał się uciążliwy. Traciłam powoli ostrość obrazu, a w głowie zaczynało wirować z powodu niedotlenienia. Biegliśmy już dłuższą chwilę.
- Nie mogę oddychać,... zatrzymajmy się na chwilę...- wybełkotałam, łapiąc w między czasie małe oddechy.
Zatrzymał się, a ja opierając się o drzewo wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Nie uciekli daleko, znajdziemy ich !- donośny i ochrypły głos faceta rozniósł się echem po lesie.
Ich postać stała się widoczna, nie było czasu.
- Nic nie mów.- brunet wyszeptał do mojego ucha, przyciskając nas do drzewa....
Mój oddech był ciężki i nierównomierny.
- Zwrócę na siebie ich uwagę, a ty uciekaj.
- Nie...
- Biegnij prosto przed siebie, jak będziesz kawałek stąd zatrzymaj się. Jeśli nie przybiegnę po 10 minutach uciekaj - przerwał mi.
- Nie zostawię cię.
-Właśnie, że zostawisz. Obiecaj mi, że na pewno przeżyjesz...?
- Nie.
- Obiecaj ?
- Nie mogę.- wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły kolejne strugi łez.
- Możesz i przeżyjesz. Dam ci znak i uciekaj.
Zostawił mnie przy drzewie wychodząc do napastników. Chwilę panowała cisza, po czym usłyszałam przepełniony bólem głos chłopaka. Stałam, jak słup, zdając sobie sprawę, że właśnie katują bruneta na śmierć. Nie mogła, nic zrobić, nie mogłam zadziałać. Czemu ta popierdolona historia spotkała mnie. Czemu ? Czemu muszę tkwić w tym dziwnym świecie i przeżywać to wszystko.
- Już !!!- krzyk bruneta rozniósł się echem po lesie.
Odczekałam chwilę, wychylając się zza grubego dębu. Barczyści mężczyźni całą uwagę, skupiali na chłopaku. Wzięłam głęboki wdech, po czym odwracając się, zaczęłam biec przed siebie. Adrenalina dodawała mi siły, a droga przemierzana była szybciej. Słyszalne były tylko odgłosy łamanych gałązek pod moimi stopami i mój ciężki, przerywany oddech.
Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, przerażały. Rosły gęsto jeden przy drugim, a ich korony nie przepuszczały promieni słońca, ani światła. Panował półmrok, zgrywający się z głuchą ciszą.
Zwalniałam kroku, zatrzymując się przy jednym z drzew. Cholera, jak mam sprawdzić, kiedy mija 10 minut. Nie mam telefonu i zegar... Wyciągnęłam z kieszeni ciężki przedmiot, którym okazał się zegarek Louisa. Ale jak ? Skąd ? Sprawdzałam co minutę czas, zbierając przy tym siły. Minęło już 8 minut, a go nie było. A co jeśli on już nie żyje ? Co jeśli go zabili ? Nie na pewno nie... Nowe łzy zmoczyły wyschnięte policzki, przyprawiając o mocny piekący ból. Mimo, iż zaprzeczałam złym myślą, serce przestało wierzyć rozumowi. Odłączyło się, odizolowało umierając powoli z bólu. Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa....
- Uważaj ! - łzy nie przestawały wypływać, wręcz przeciwnie, było ich co raz więcej.
- Już dobrze, musimy uciekać, chodź.
Pocałował mnie w czoło, po czym szybko pociągnął w głąb lasu. Biegłam za chłopakiem ile sił, starając się nie puścić jego dłoni. Rosa pod stopami całkowicie przemoczyła moje, jak i bruneta skarpetki. Nawet nie chcę myśleć jakich stworzeń w tej chwili dotykają moje stopy. Moja słaba kondycja powoli dawała o sobie znać. Ból dolnych kończyn stawał się uciążliwy. Traciłam powoli ostrość obrazu, a w głowie zaczynało wirować z powodu niedotlenienia. Biegliśmy już dłuższą chwilę.
- Nie mogę oddychać,... zatrzymajmy się na chwilę...- wybełkotałam, łapiąc w między czasie małe oddechy.
Zatrzymał się, a ja opierając się o drzewo wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Nie uciekli daleko, znajdziemy ich !- donośny i ochrypły głos faceta rozniósł się echem po lesie.
Ich postać stała się widoczna, nie było czasu.
- Nic nie mów.- brunet wyszeptał do mojego ucha, przyciskając nas do drzewa....
Mój oddech był ciężki i nierównomierny.
- Zwrócę na siebie ich uwagę, a ty uciekaj.
- Nie...
- Biegnij prosto przed siebie, jak będziesz kawałek stąd zatrzymaj się. Jeśli nie przybiegnę po 10 minutach uciekaj - przerwał mi.
- Nie zostawię cię.
-Właśnie, że zostawisz. Obiecaj mi, że na pewno przeżyjesz...?
- Nie.
- Obiecaj ?
- Nie mogę.- wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły kolejne strugi łez.
- Możesz i przeżyjesz. Dam ci znak i uciekaj.
Zostawił mnie przy drzewie wychodząc do napastników. Chwilę panowała cisza, po czym usłyszałam przepełniony bólem głos chłopaka. Stałam, jak słup, zdając sobie sprawę, że właśnie katują bruneta na śmierć. Nie mogła, nic zrobić, nie mogłam zadziałać. Czemu ta popierdolona historia spotkała mnie. Czemu ? Czemu muszę tkwić w tym dziwnym świecie i przeżywać to wszystko.
- Już !!!- krzyk bruneta rozniósł się echem po lesie.
Odczekałam chwilę, wychylając się zza grubego dębu. Barczyści mężczyźni całą uwagę, skupiali na chłopaku. Wzięłam głęboki wdech, po czym odwracając się, zaczęłam biec przed siebie. Adrenalina dodawała mi siły, a droga przemierzana była szybciej. Słyszalne były tylko odgłosy łamanych gałązek pod moimi stopami i mój ciężki, przerywany oddech.
Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, przerażały. Rosły gęsto jeden przy drugim, a ich korony nie przepuszczały promieni słońca, ani światła. Panował półmrok, zgrywający się z głuchą ciszą.
Zwalniałam kroku, zatrzymując się przy jednym z drzew. Cholera, jak mam sprawdzić, kiedy mija 10 minut. Nie mam telefonu i zegar... Wyciągnęłam z kieszeni ciężki przedmiot, którym okazał się zegarek Louisa. Ale jak ? Skąd ? Sprawdzałam co minutę czas, zbierając przy tym siły. Minęło już 8 minut, a go nie było. A co jeśli on już nie żyje ? Co jeśli go zabili ? Nie na pewno nie... Nowe łzy zmoczyły wyschnięte policzki, przyprawiając o mocny piekący ból. Mimo, iż zaprzeczałam złym myślą, serce przestało wierzyć rozumowi. Odłączyło się, odizolowało umierając powoli z bólu. Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa....
Louis cz.20 "Za drzwiami czai się śmierć... przez krótką chwilę płacę największą cenę posiadania ciebie"
"Za drzwiami czai się śmierć... przez krótką chwilę płacę największą cenę posiadania ciebie"
Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz. Udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zamykając kolejne drzwi na klucz. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą przytulankę...
Moje ciało gorzej niż drżało, trzęsłam się, jakbym dostała ataku padaczki. Nie widziałam za wiele, obraz były niewyraźny, zamazany. Ramiona bruneta objęły mnie, chowając przed światem. Siedział obok. Cichy szloch wyrwał się z moich ust, wraz z myślą, że te drzwi to nasza jedyna szansa. Za nimi może kryć się śmierć. Postać, którą wszyscy kojarzą jako zmorę/szkielet odziany w szatę o najciemniejszym kolorze czerni, z żelazną i ciężką kosą w ręku, teraz przybrała wygląd dwóch facetów. Kolejny huk okazał się być słyszalny dla uszu, a ja cicho załkałam. To ma być już nasz koniec ?....
- Louis Kocham cię.- z moich ust wyrwały się ciche słowa, tworzące zdanie.
Teraz jestem pewna uczucia do niego. To dziwne... uświadamiamy sobie ile drugi człowiek dla nas znaczy, dopiero wtedy, kiedy mamy go stracić. Kiedy ma odejść od nas bezpowrotnie. Dopiero wtedy czujemy, jak bardzo duży wpływ miał, ma na nasze życie.
- Ja ciebie też Hey, ale to nie koniec naszej bajki. Obiecuję.
Zamknęłam oczy, chcąc chodź na chwilę zapomnieć o tym co się dzieje, co nas czeka. Los. To on jest za wszystko odpowiedzialny.
- Policja !- krzyk chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu.
Otworzyłam oczy spoglądając na niego. Telefon. Lekka radość zagościła w moim ciele, jeżeli nas znajdą wszystko będzie dobrze.
- Nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy.- odpowiedział poddenerwowany.
Wpatrywałam się w niego, kiedy on opisywał dokładnie miejsce naszego pobytu. Zapamiętał więcej niż ja. Wiem tylko, że jesteśmy w lesie. Nie miałam pojęcia, że w pobliżu znajduje się jezioro. No tak. Świetne miejsce, będą gdzie mieli wrzucić nasze zwłoki.
- Już wysłali radiowozy, musimy czekać...
Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Czekać ? Ile ? Podkuliłam nogi do siebie, słysząc, jak ktoś ciężko wchodzi po schodach. Są już w domu. Czemu właściciel domu nie pomyślał o szybach kuloodpornych ?
- Boję się.- wyrwało mi się z ust.
Oddech stawał się co raz cięższy, a oddychanie zaczynało sprawiać mi trudność. Krew w żyłach krążyła bardzo szybko, a jej temperatura przekraczała normy.
- Daj mi ten kij.
Szybko mu oddałam swoją przytulankę, patrząc co chłopak ma w zamiarze. Podniósł się z podłogi, patrząc na drzwi. Wyglądał, jakby na nich mógł znaleźć rozwiązanie.
- Heyley wstań- podał mi rękę podchodząc bliżej mnie.- posłuchaj mnie uważnie. Nie możesz się poddać i musisz być cicho. Staraj się nie wydawać żadnych dźwięków i ruchów do puki ci nie pozwolę.
Kiwnęłam głową na tak, chociaż kompletnie nie wiedziałam co ma na myśli. Wzrokiem śledziłam jego ruchy kiedy on odsuwał szafkę z rogu ściany robiąc wnękę.
- Stań tu i się nie ruszaj.
Wsadził mnie w wolną przestrzeń przyciskając do ściany.
- Zawsze jest tak, że się rozdzielają, jeśli wpadnie tu jeden, nie zauważy cię od razu, zajmie się mną. Będziesz bezpieczna przez jakiś czas, tylko nie wydawaj dźwięków.
Jego usta musnęły moje w delikatnym pocałunku, po czym odsunął się ode mnie. Stanął na bezpieczną odległość przed drzwiami i czekał, aż któryś nas znajdzie. Każda sekunda ciągnęła się jak minuta. Każda chwila oddalała lub przybliżała nas do końca, do śmierci. Trzask, tak głośny, że z ledwością powstrzymałam się od większego ruchu. Był blisko, napastnik był blisko. Walnięcie i widziałam jak w metalowych drzwiach pojawia się wgniecenie. One, jako jedyne stanowiły barierę między nami. Minuty kiedy zamki puszczą i nie wytrzymają uderzeń. Jedno walniecie.... drugie....trzecie....czwarte...koniec. Wstrzymałam oddech, zatykając dłonią usta. Łzy rzewnie wylały się z oczu kiedy facet spełnił przeczucia Louisa i rzucił się od razu na niego. Brunet kazał mi się nie ruszać, a co jeśli wpadło ich dwóch, a nie jeden tak, jak przepuszczał ? Obaj zaczęli bić Louisa, po chwili ten wyższy odsunął się patrząc, jak próbuje się bronić za pomocą kija. Byli więksi, masywniejsi. Zaliczali się do znacznie wyższej kategorii wagowej.
- A gdzie twoja towarzyszka skurwielu hmmm... ?
Teraz tylko sekundy, a mnie znajdą. Wstrzymałam powietrze i z całej siły naparłam na ścianę.....
Serce waliło nie wyobrażalnie szybko i mocno. Stałam w kącie między szafką, a ścianą czekając na jakieś słowa Louisa, skierowane do mnie.
- Mów !!!
Brunet zwinął się z bólu, nie będąc w stanie, obronić się przed ciosem w brzuch. Z całej siły przyciskałam dłoń do ust, starając stłumić się w niej cichy szloch.
- Słuchaj czy powiesz czy nie... i tak ją znajdziemy. Zabijemy i ciebie i ją. Rozumiesz ?!
Kolejny cios, a ja czułam jak nie wytrzymuję. To gorsze niż cokolwiek innego. Widzisz na własne oczy, jak brutalnie biją twojego, nie on jeszcze nie jest mój... chłopaka i jedyne o czym tylko marzysz to to, by zamienić się z nim miejscami. By czuć ten ból, w zamian za niego. Louis zajmuje teraz miejsce chłopaka, który kilka chwil temu został pobity i zabity. Jest ich zabawką, na której mogą się wyżyć, a ja nie mogę nic zrobić.
- Milczysz ! Nie lubię takich, to denerwujące wolę wygadanych !
Kolejny cios, a ja niemal poczułam ból, który w tej chwili czuje chłopak. Jego biała koszulka, poplamiona była krwią. Zamknęłam oczy, wiedząc, że jestem już na skraju i zaraz się poddam. To za wiele, za wielki ból psychiczny.
- O tu jesteś Maleńka ! Dobrze się ukryłaś skarbie !- drwiący głos dobiegł moich uszu.
Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...
Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz. Udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zamykając kolejne drzwi na klucz. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą przytulankę...
Moje ciało gorzej niż drżało, trzęsłam się, jakbym dostała ataku padaczki. Nie widziałam za wiele, obraz były niewyraźny, zamazany. Ramiona bruneta objęły mnie, chowając przed światem. Siedział obok. Cichy szloch wyrwał się z moich ust, wraz z myślą, że te drzwi to nasza jedyna szansa. Za nimi może kryć się śmierć. Postać, którą wszyscy kojarzą jako zmorę/szkielet odziany w szatę o najciemniejszym kolorze czerni, z żelazną i ciężką kosą w ręku, teraz przybrała wygląd dwóch facetów. Kolejny huk okazał się być słyszalny dla uszu, a ja cicho załkałam. To ma być już nasz koniec ?....
- Louis Kocham cię.- z moich ust wyrwały się ciche słowa, tworzące zdanie.
Teraz jestem pewna uczucia do niego. To dziwne... uświadamiamy sobie ile drugi człowiek dla nas znaczy, dopiero wtedy, kiedy mamy go stracić. Kiedy ma odejść od nas bezpowrotnie. Dopiero wtedy czujemy, jak bardzo duży wpływ miał, ma na nasze życie.
- Ja ciebie też Hey, ale to nie koniec naszej bajki. Obiecuję.
Zamknęłam oczy, chcąc chodź na chwilę zapomnieć o tym co się dzieje, co nas czeka. Los. To on jest za wszystko odpowiedzialny.
- Policja !- krzyk chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu.
Otworzyłam oczy spoglądając na niego. Telefon. Lekka radość zagościła w moim ciele, jeżeli nas znajdą wszystko będzie dobrze.
- Nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy.- odpowiedział poddenerwowany.
Wpatrywałam się w niego, kiedy on opisywał dokładnie miejsce naszego pobytu. Zapamiętał więcej niż ja. Wiem tylko, że jesteśmy w lesie. Nie miałam pojęcia, że w pobliżu znajduje się jezioro. No tak. Świetne miejsce, będą gdzie mieli wrzucić nasze zwłoki.
- Już wysłali radiowozy, musimy czekać...
Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Czekać ? Ile ? Podkuliłam nogi do siebie, słysząc, jak ktoś ciężko wchodzi po schodach. Są już w domu. Czemu właściciel domu nie pomyślał o szybach kuloodpornych ?
- Boję się.- wyrwało mi się z ust.
Oddech stawał się co raz cięższy, a oddychanie zaczynało sprawiać mi trudność. Krew w żyłach krążyła bardzo szybko, a jej temperatura przekraczała normy.
- Daj mi ten kij.
Szybko mu oddałam swoją przytulankę, patrząc co chłopak ma w zamiarze. Podniósł się z podłogi, patrząc na drzwi. Wyglądał, jakby na nich mógł znaleźć rozwiązanie.
- Heyley wstań- podał mi rękę podchodząc bliżej mnie.- posłuchaj mnie uważnie. Nie możesz się poddać i musisz być cicho. Staraj się nie wydawać żadnych dźwięków i ruchów do puki ci nie pozwolę.
Kiwnęłam głową na tak, chociaż kompletnie nie wiedziałam co ma na myśli. Wzrokiem śledziłam jego ruchy kiedy on odsuwał szafkę z rogu ściany robiąc wnękę.
- Stań tu i się nie ruszaj.
Wsadził mnie w wolną przestrzeń przyciskając do ściany.
- Zawsze jest tak, że się rozdzielają, jeśli wpadnie tu jeden, nie zauważy cię od razu, zajmie się mną. Będziesz bezpieczna przez jakiś czas, tylko nie wydawaj dźwięków.
Jego usta musnęły moje w delikatnym pocałunku, po czym odsunął się ode mnie. Stanął na bezpieczną odległość przed drzwiami i czekał, aż któryś nas znajdzie. Każda sekunda ciągnęła się jak minuta. Każda chwila oddalała lub przybliżała nas do końca, do śmierci. Trzask, tak głośny, że z ledwością powstrzymałam się od większego ruchu. Był blisko, napastnik był blisko. Walnięcie i widziałam jak w metalowych drzwiach pojawia się wgniecenie. One, jako jedyne stanowiły barierę między nami. Minuty kiedy zamki puszczą i nie wytrzymają uderzeń. Jedno walniecie.... drugie....trzecie....czwarte...koniec. Wstrzymałam oddech, zatykając dłonią usta. Łzy rzewnie wylały się z oczu kiedy facet spełnił przeczucia Louisa i rzucił się od razu na niego. Brunet kazał mi się nie ruszać, a co jeśli wpadło ich dwóch, a nie jeden tak, jak przepuszczał ? Obaj zaczęli bić Louisa, po chwili ten wyższy odsunął się patrząc, jak próbuje się bronić za pomocą kija. Byli więksi, masywniejsi. Zaliczali się do znacznie wyższej kategorii wagowej.
- A gdzie twoja towarzyszka skurwielu hmmm... ?
Teraz tylko sekundy, a mnie znajdą. Wstrzymałam powietrze i z całej siły naparłam na ścianę.....
Serce waliło nie wyobrażalnie szybko i mocno. Stałam w kącie między szafką, a ścianą czekając na jakieś słowa Louisa, skierowane do mnie.
- Mów !!!
Brunet zwinął się z bólu, nie będąc w stanie, obronić się przed ciosem w brzuch. Z całej siły przyciskałam dłoń do ust, starając stłumić się w niej cichy szloch.
- Słuchaj czy powiesz czy nie... i tak ją znajdziemy. Zabijemy i ciebie i ją. Rozumiesz ?!
Kolejny cios, a ja czułam jak nie wytrzymuję. To gorsze niż cokolwiek innego. Widzisz na własne oczy, jak brutalnie biją twojego, nie on jeszcze nie jest mój... chłopaka i jedyne o czym tylko marzysz to to, by zamienić się z nim miejscami. By czuć ten ból, w zamian za niego. Louis zajmuje teraz miejsce chłopaka, który kilka chwil temu został pobity i zabity. Jest ich zabawką, na której mogą się wyżyć, a ja nie mogę nic zrobić.
- Milczysz ! Nie lubię takich, to denerwujące wolę wygadanych !
Kolejny cios, a ja niemal poczułam ból, który w tej chwili czuje chłopak. Jego biała koszulka, poplamiona była krwią. Zamknęłam oczy, wiedząc, że jestem już na skraju i zaraz się poddam. To za wiele, za wielki ból psychiczny.
- O tu jesteś Maleńka ! Dobrze się ukryłaś skarbie !- drwiący głos dobiegł moich uszu.
Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...
sobota, 2 listopada 2013
Louis cz. 19 "Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól by dotknęło nas zło"
"Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól, by dotknęło nas zło"
Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
- Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywając mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....? Moje powieki zaczęły się zamykać. Byłam zmęczona, moje ciało było wyczerpane. Nie doczekałam się jego przyjścia. Zasmuciło mnie to, ale sen ukoił moje wszystkie myśli.
Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
- Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywając mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....? Moje powieki zaczęły się zamykać. Byłam zmęczona, moje ciało było wyczerpane. Nie doczekałam się jego przyjścia. Zasmuciło mnie to, ale sen ukoił moje wszystkie myśli.
***
- Zabierasz mi kołdrę- słodki, chłopięcy mamrot rozniósł się po pomieszczeniu.
Moje ciało, zostało przygniecione przez jego ciężką rękę. Wypuściłam ciężko powietrze, przyzwyczajając się po chwili do ciężaru. Dla uszu słyszalny był każdy szmer, ale oczy nie chciały się otworzyć. Domagały się jeszcze snu. Ciało zostało przesunięte dalej. Czułam, jak ręka i noga zwisają mi z materaca, nie mając miejsca gdzie się umiejscowić.
- Zwalasz mnie, nie rozpychaj się tak- tym razem mój ochrypły, ale wesoły mamrot rozbrzmiał we wszystkich kontach, przecinając, jak ostrze ciszę.
- To kara za kołdrę. No już chodź.- wybełkotał niezrozumiale i podciągnął mnie bliżej siebie, na środek.
Dodatkowy ciężar został dołożony, kiedy jego noga opadła na moje nogi. Zajęczałam cicho, tłumiąc wszystko w poduszce. Jego kończyny ważą tonę.
- Masz ciężką nogę.
- Dorzucić drugą ?
- Nie.
Swoboda. Zostałam uwolniona, zabrał swoją nogę i rękę. Odetchnęłam z ulgą, zaplatając swoje ręce dookoła poduszki. Przyjemny stan. Materac ugiął się lekko, ale nawet to nie zmusiło mnie do otworzenia oczu. Ciepło na policzku. Jego usta spoczęły na moim policzku, dostarczając radość sercu. Uśmiech wtargnął na usta, zostając już na nich. Dłonią przejechał po moich włosach i po chwili słyszalny był tylko dźwięk zamykanych drzwi. Wspaniały poranek. Chcę takich więcej. Leżałam, tak jeszcze przez dłuższy czas. Moje myśli zaprzątnięte były... niczym. Brak zmartwień, brak problemów. Musisz wstać Heyley. Nie chętnie, ale otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Ciuchy. Gdzie teraz one mogą być ? Przeleciałam wzrokiem cały pokój nie widząc nigdzie mojego wczorajszego ubioru. Wychyliłam się, zaglądając pod łóżko. Jest. Moją zdobyczą okazała się koszulka Louisa i dolna część mojej garderoby. Zawsze coś. Naciągnęłam na siebie swoje majtki i dresy, a do tego koszulkę. Podniosłam się szybko z łóżka, żałując po chwili swoich czynów. Zasyczałam, zginając się w pół, pod wpływem ból w TAMTYCH okolicach. Kilka głębokich oddechów złagodziło objawy. Poprawiłam kołdrę, odkrywając przez przypadek plamę krwi na prześcieradle. Krwawiłam po stosunku ? Zdarłam prześcieradło, znajdując w szafie jakieś czyste. Wow. Ten pokój posiada szafę. Zaścieliłam ładnie łóżko i z brudną poszewką powędrowałam do łazienki. Znalezienie jej zajęło mi chwilę. Wrzuciłam materiał pod prysznic i zalałam zimną wodą. Zeszłam ostrożnie po schodach na dół, odczuwając nie przyjemny dyskomfort. W kuchni stał uśmiechnięty Louis, kończący robić kanapki. Za raz za raz wróć. Louis jest uśmiechnięty. Jest wesoło i niewinny. Zupełnie inny. Boże on na serio ma zmienne nastroje.
- Widzę, że wstałaś. Siadaj musisz zjeść, od dwóch dni nie jadłaś.
To chyba dobrze, może zrzucę kilka kilogramów.
- Jak się czujesz ?- zapytał, stawiając na kuchennej wysepce kanapki.
- Dobrze. - pochylił się spoglądając mi w oczy, lekko je mrużąc.- trochę boli.- i się wygadałam.
- W nocy krwawiłaś, ale to nic poważnego, następnym razem będzie już normalnie.
Następnym razem ? Czyli chyba nie było, aż tak źle. Ale czekaj, skąd wie, że będzie następny raz ?
- Czemu wczoraj wyszedłeś i mnie zostawiłeś ?
- Poszedłem zrobić ci kanapki, bo nic nie jadłaś, ale kiedy wróciłem spałaś.
- Czekałam, ale nie dałam rady. Przepraszam.
- W porządku.
Boże my właśnie normalnie rozmawiamy. Nie boje się go. Jest normalny. Wspaniały.
- Jedz i nie waż się stąd odchodzić, do puki to nie zniknie.-zagroził, ale żartobliwym tonem.
Wspólnie pałaszowaliśmy talerz, a jego zawartość malała bardzo szybko.
- Słyszałeś ?
Wyprostowałam się, słysząc dziwne odgłosy. Strach pojawił się w oczach. Moją myślą było, żeby biec do pokoju po kij, ale coś mnie paraliżowało. Oddech stał się ciężki, a ciało zaczęło drżeć. Głośne uderzanie czegoś ciężkiego o ziemię. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak robię się blada.
- Nie bój się, to na pewno jakaś zwierzyna.
No tak, przecież jesteśmy gdzieś w środku lasu. Spokojnie. Wykonywałam głębokie oddechy, uspakajając nerwy i serce. Wracałam do normalnego stanu. Ostatni kęs kanapki i koniec. Westchnęłam głośno czując, że mój żołądek jest pełny.
- Czemu mi się tak przyglądasz ?
- Jesteś piękna.
Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na swoje ręce. Nie jestem przyzwyczajona do komplementów.
- Teraz.. słyszałeś ?
Ponownie wyprostowałam się na siedzeniu. Odgłosy, one na pewno nie pochodziły od zwierzęcia. W oczach zaczęły zbierać się łzy, a w myślach tworzyły się już scenariusze. Jeden gorszy od drugiego.
- Hej, spokojnie to nic takiego.
Chłopak wstał z miejsca podchodząc do mnie
- Chodź zobaczymy co to.
Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja bez wahania ją chwyciłam. Poprowadził mnie do okna w salonie, ale tam nic nie było. Pustka. Następnym celem było okno w kuchni, tam też nic. Ostatnie za cel wzięliśmy okno w przedpokoju. Widok mnie przeraził. Od razu cofnęłam się pod ścianę, ciągnąc za sobą Louisa. Łza spłynęła po moim policzku. Widziałam, że to nie zwierzęta.
- Ej nie płacz, nic się nie stanie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Brunet objął mnie, chowając w swoich ramionach. Dłonią głaskał po włosach, kiedy ja toczyłam walkę z łzami. Mocniej wtuliłam się w ciało Louisa, słysząc, jak pada strzał z pistoletu. Moje serce waliło jak oszalałe. Odsunęłam się od klatki bruneta, wykonując te same ruchy co on. Delikatnie wychyliłam głowę za zasłony widząc ja dwóch napastników jeden z bronią, biją leżącego na ziemi chłopaka. Pełno krwi dookoła niego, był u kresu życia. Brutalność.
- Hej !!!
Jeden z nich wydarł się, zauważając nas. Cofnęłam się szybko, podobnie jak Louis. Teraz zabiją nas... Chwilę później dało się słyszeć walenie do drzwi. A raczej próbę ich wyważenia. Stałam sparaliżowana i patrzyłam jak pojawiają się w nich lekkie zagniecenia. Dobrze, że są metalowe i pancerne, przynajmniej na takie wyglądają. Strach. Nigdy nie bałam się tak bardzo, nawet Louis go we mnie takiego nie budził. Czułam, jak małe kropelki potu zbierają się na mojej szyi. Czas jakby zwalniał, zatrzymywał się. Niemoc. Wzrok powędrował na chłopaka, próbował coś zrobić, ale nie wiedział co. Ukrywał przerażenie, ale wyczułam je w nim. Strzał z pistoletu. Krzyk wyrwał się z moich ust, kiedy pocisk uderzył w szybę, uszkadzając jej pierwszą warstwę. Kolejny strzał i kolejne jej uszkodzenie, tym razem poleciało trochę szkła.
- Chodź !!!
Louis złapał moją rękę ciągnąc mnie w stronę schodów. Puścił mnie przodem.
-Szybciej !!!
Pośpieszył mnie, kiedy padł kolejny strzał. Biegłam ile sił potykając się o stopnie.
- Czekaj !
Zatrzymałam się, wpadając do mojego pokoju. Pośpiesznie padłam na kolana próbując wyczuć dłonią przedmiot. Jest. Wyciągnęłam kij, mocno go ściskając w ręce i wybiegłam na korytarz do Louisa. Chłopak ciągnął mnie przez całą jego długość do ostatnich drzwi na końcu. Wpadliśmy do jakiegoś pokoju, a później przez drzwi do następnego.
- Szybko biegnij do łazienki !!!! Tam są metalowe drzwi!
Nie posłuchałam, czekałam na niego, nie chciałam go zostawiać. Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz, aż mu udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zakluczając kolejne drzwi. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą Przytulankę...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






