"Brutalne.... Jedyne wyjście. Nadzieja albo śmierć... "
Ruszyłam do przodu, płynąc dookoła katamarany. Ciągnąc kamizelkę za sobą. Wszędzie to samo, otaczający zmrok. Zimna woda przyprawiała mnie o skurcze, a kostka coraz bardziej dawała o sobie znaki. Fala jedna, kolejna i kolejna. Przytapiały mnie, a ja nie miałam siły z nimi walczyć.
-Louis !
Mój głos słabł w sile tak samo, jak ja. Jeszcze raz opłynęłam jacht, wracając do miejsca, w którym wskoczyłam. Głośny szloch ulatywał z moich ust. Łzy stawały się nie widoczne, zmywane przez deszcz. Podparłam się o jedną z lin, wystających z pokładu, chcąc chwilę odpocząć.
- Louis !
Mój krzyk był już całkiem cichy, przesiąknięty rozpaczą i zrezygnowaniem. Proszę Boże niech on przeżyje. Puściłam gruby sznur, zanurzając się powoli w wodzie. Powoli przestawałam machać. ''Świetnie sobie radzisz Aniele" w głowie rozbrzmiały jego słowa z przed kilku godzin. Był taki szczęśliwy, spokojny, beztroski i wolny na jachcie. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole. ''Kocham cię Aniele'' kolejne słowa wtargnęły do myśli, przywołując nowe uczucia. Jestem pierwszą dziewczyną, której wyznał miłość. Aniele... uwielbiam, jak tak do mnie mówi. Podjęłam jeszcze jedną próbę, nurkując w wodzie, jak najgłębiej i próbując coś wyczuć. Wydaje się, że minęła już wieczność, ale w rzeczywistości to tylko 6 minut.
- Louis !!!
Niech to będzie sen. Chcę się obudzić!!! Chcę się obudzić... Fale nasilały się uderzając w moje ciało. Nie chciałam wracać na łódź. Nie bez niego. Odpłynęłam od niej, płynąc przed siebie. Uderzyłam nogą w coś twardego, zwijając się pod wodą z bólu. Dłońmi wymacałam skałę, wędrowałam po niej, odnajdując kilka większych kamieni. Ułożyłam na nich płasko ramiona, kładąc na nie głowę. Wargi nie dawno całowane, teraz stały się sine i drżąc. Spojrzałam na swoje dłonie i gołe ramiona. Blade, sine i... nie czułam już małych palców. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ostatni. Nie ma go....
- Louis !!!
- Hey...
Nie słyszalny, ale jednak jego głos obudził we mnie nową dawkę siły, a raczej Nadziei.
- Louis !!!
Nie usłyszałam już odpowiedzi. Zaczęłam rozglądać się po skałach, dostrzegając coś ciemniejszego od ciemności. Podpłynęłam szybko w tamtym kierunku, wspinając się na małą skałę.
- Louis.
Chłopak był nie przytomny. Sztywny i zimny. Pochyliłam się nad nim sprawdzając czy oddycha. Słabe, ledwo wyczuwalne powietrze ulatywało z jego płuc. Położyłam się obok niego, mocno przytulając. Chciałam go ogrzać.
- Pomocy !!!!
Kto mnie usłyszy ? Zsunęłam się ze skał, ciągnąc za sobą ciało Louisa do wody. Włożyłam całą swoją siłę, wydostając nas na powierzchnię. Nałożyłam mu na jedno ramię kamizelkę, unosząc go na wodzie. Na drugie nie dałam już rady. Oplotłam go mocno w pasie i zaczęłam powoli płynąć. Nie jestem najlepszą pływaczką, a sztorm tylko utrudniał wszystko. Dopłynęłam do Katamarany z nieprzytomnym ciałem chłopaka. Spojrzałam w górę... nie wsadzę go na pokład, jest zbyt ciężki.
- Louis ocknij się ! Louis !
Zaczęłam go klepać po policzkach, jednak z góry było to przegrane. Czas uciekał. Umrzemy tu ? Jeśli tak to przynajmniej razem, bo nie zostawię go...
Nasze ciała unosiły się w górę i w dół, zalewane przez fale. Spokojna tafla wody z przed kilku godzin, zamienił się w rozgniewany i pobudzony ocean. Minęło 5 minut, a chłopak stawał się co raz bledszy. Cholera ! Tak mało czasu. Był wyziębiony i ja też. Zdrętwiały mi stopy i kilka palców u rąk. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na kolejne zatopienie pod metrową falą. Gorączkowo szukałam dla nas ratunku. Jak mam go wnieść na pokład ? Dorosłego mężczyznę i małego chłopca w jednym.
- Uratuję nas Louieh.- szepnęłam oplatając go mocniej ramionami i całując we włosy.
Nie słyszał mnie. To pewne, ale dawało mi to siłę, bo miałam go. Miałam cel, walczyłam o jego życie i o nas. Syknęłam z bólu, kiedy twardy supeł na końcu zwisającej liny, uderzył w tył moje głowy. Lina ! Spojrzałam na nią i na Louisa. To brutalne, nie mogę tego zrobić. Jedyne wyjście. Prowadziłam walkę ze swoimi myślami. Nie mam wyjścia. Nadzieja albo śmierć. Szansa albo śmierć. Naciągnęłam więcej liny, oplatając nią ciało Louisa. Zrobiłam kilka dużych supłów, przywiązując go nią. Zamknęłam oczy, głośno szlochając. Muszę to zrobić. Przycisnęłam swoje wargi do jego oziębłych i twardych ust, chcąc poczuć jego smak. Jednak jedyne co udało mi się posmakować to słonych morskich fal. Wytarłam palące, jak ogień łzy z policzków, powstrzymując kolejne. Muszę. Puściłam jego ciał z moich ramion, a on lekko opadł w dół, podtrzymywany liną. Brutalne. Odwróciłam głowę, nie mogąc znieść tego widoku i tego co robię. Odpłynęłam kawałek od niego, spoglądając na jego sine ciało. Zachłysnęłam się powietrzem, wiedząc, że czas mi ucieka. Wybiłam się w górę, opadając w rezultacie pod wodę. Jeszcze raz. Złapałam metalowej poręczy, podciągając się i wchodząc na pokład. Upadłam przyciskając policzek do twardej drewnianej podłogi i zamknęłam na chwilę oczy. Po chwili poderwałam się, stając na równe nogi. Zostawiłam go tam, w lodowatej wodzie. To Brutalne. Brutalne... to słowo cały czas odbijało się w mojej głowie....
Ruszyłam do przodu, płynąc dookoła katamarany. Ciągnąc kamizelkę za sobą. Wszędzie to samo, otaczający zmrok. Zimna woda przyprawiała mnie o skurcze, a kostka coraz bardziej dawała o sobie znaki. Fala jedna, kolejna i kolejna. Przytapiały mnie, a ja nie miałam siły z nimi walczyć.
-Louis !
Mój głos słabł w sile tak samo, jak ja. Jeszcze raz opłynęłam jacht, wracając do miejsca, w którym wskoczyłam. Głośny szloch ulatywał z moich ust. Łzy stawały się nie widoczne, zmywane przez deszcz. Podparłam się o jedną z lin, wystających z pokładu, chcąc chwilę odpocząć.
- Louis !
Mój krzyk był już całkiem cichy, przesiąknięty rozpaczą i zrezygnowaniem. Proszę Boże niech on przeżyje. Puściłam gruby sznur, zanurzając się powoli w wodzie. Powoli przestawałam machać. ''Świetnie sobie radzisz Aniele" w głowie rozbrzmiały jego słowa z przed kilku godzin. Był taki szczęśliwy, spokojny, beztroski i wolny na jachcie. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole. ''Kocham cię Aniele'' kolejne słowa wtargnęły do myśli, przywołując nowe uczucia. Jestem pierwszą dziewczyną, której wyznał miłość. Aniele... uwielbiam, jak tak do mnie mówi. Podjęłam jeszcze jedną próbę, nurkując w wodzie, jak najgłębiej i próbując coś wyczuć. Wydaje się, że minęła już wieczność, ale w rzeczywistości to tylko 6 minut.
- Louis !!!
Niech to będzie sen. Chcę się obudzić!!! Chcę się obudzić... Fale nasilały się uderzając w moje ciało. Nie chciałam wracać na łódź. Nie bez niego. Odpłynęłam od niej, płynąc przed siebie. Uderzyłam nogą w coś twardego, zwijając się pod wodą z bólu. Dłońmi wymacałam skałę, wędrowałam po niej, odnajdując kilka większych kamieni. Ułożyłam na nich płasko ramiona, kładąc na nie głowę. Wargi nie dawno całowane, teraz stały się sine i drżąc. Spojrzałam na swoje dłonie i gołe ramiona. Blade, sine i... nie czułam już małych palców. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ostatni. Nie ma go....
- Louis !!!
- Hey...
Nie słyszalny, ale jednak jego głos obudził we mnie nową dawkę siły, a raczej Nadziei.
- Louis !!!
Nie usłyszałam już odpowiedzi. Zaczęłam rozglądać się po skałach, dostrzegając coś ciemniejszego od ciemności. Podpłynęłam szybko w tamtym kierunku, wspinając się na małą skałę.
- Louis.
Chłopak był nie przytomny. Sztywny i zimny. Pochyliłam się nad nim sprawdzając czy oddycha. Słabe, ledwo wyczuwalne powietrze ulatywało z jego płuc. Położyłam się obok niego, mocno przytulając. Chciałam go ogrzać.
- Pomocy !!!!
Kto mnie usłyszy ? Zsunęłam się ze skał, ciągnąc za sobą ciało Louisa do wody. Włożyłam całą swoją siłę, wydostając nas na powierzchnię. Nałożyłam mu na jedno ramię kamizelkę, unosząc go na wodzie. Na drugie nie dałam już rady. Oplotłam go mocno w pasie i zaczęłam powoli płynąć. Nie jestem najlepszą pływaczką, a sztorm tylko utrudniał wszystko. Dopłynęłam do Katamarany z nieprzytomnym ciałem chłopaka. Spojrzałam w górę... nie wsadzę go na pokład, jest zbyt ciężki.
- Louis ocknij się ! Louis !
Zaczęłam go klepać po policzkach, jednak z góry było to przegrane. Czas uciekał. Umrzemy tu ? Jeśli tak to przynajmniej razem, bo nie zostawię go...
Nasze ciała unosiły się w górę i w dół, zalewane przez fale. Spokojna tafla wody z przed kilku godzin, zamienił się w rozgniewany i pobudzony ocean. Minęło 5 minut, a chłopak stawał się co raz bledszy. Cholera ! Tak mało czasu. Był wyziębiony i ja też. Zdrętwiały mi stopy i kilka palców u rąk. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na kolejne zatopienie pod metrową falą. Gorączkowo szukałam dla nas ratunku. Jak mam go wnieść na pokład ? Dorosłego mężczyznę i małego chłopca w jednym.
- Uratuję nas Louieh.- szepnęłam oplatając go mocniej ramionami i całując we włosy.
Nie słyszał mnie. To pewne, ale dawało mi to siłę, bo miałam go. Miałam cel, walczyłam o jego życie i o nas. Syknęłam z bólu, kiedy twardy supeł na końcu zwisającej liny, uderzył w tył moje głowy. Lina ! Spojrzałam na nią i na Louisa. To brutalne, nie mogę tego zrobić. Jedyne wyjście. Prowadziłam walkę ze swoimi myślami. Nie mam wyjścia. Nadzieja albo śmierć. Szansa albo śmierć. Naciągnęłam więcej liny, oplatając nią ciało Louisa. Zrobiłam kilka dużych supłów, przywiązując go nią. Zamknęłam oczy, głośno szlochając. Muszę to zrobić. Przycisnęłam swoje wargi do jego oziębłych i twardych ust, chcąc poczuć jego smak. Jednak jedyne co udało mi się posmakować to słonych morskich fal. Wytarłam palące, jak ogień łzy z policzków, powstrzymując kolejne. Muszę. Puściłam jego ciał z moich ramion, a on lekko opadł w dół, podtrzymywany liną. Brutalne. Odwróciłam głowę, nie mogąc znieść tego widoku i tego co robię. Odpłynęłam kawałek od niego, spoglądając na jego sine ciało. Zachłysnęłam się powietrzem, wiedząc, że czas mi ucieka. Wybiłam się w górę, opadając w rezultacie pod wodę. Jeszcze raz. Złapałam metalowej poręczy, podciągając się i wchodząc na pokład. Upadłam przyciskając policzek do twardej drewnianej podłogi i zamknęłam na chwilę oczy. Po chwili poderwałam się, stając na równe nogi. Zostawiłam go tam, w lodowatej wodzie. To Brutalne. Brutalne... to słowo cały czas odbijało się w mojej głowie....
Przepraszam, że tak późno i krótko i w ogóle... ;C
Do następnego...
Dziękuję jednej dziewczynie, Oli Supińskiej, która to czyta i komentuje jesteś aniołem <3>3>















