piątek, 28 lutego 2014

Zayn cz.11 ''Miłość jest nieunikniona"

Dziś jak zwykle było pełno ludzi, nieustannie biegałam od stolika do stolika roznosząc posiłki i przyjmując zamówienia.
- Megi idź obsłuż tamtych chłopaków, to stali klienci i mają zniżkę- rozkazał szef.
Spojrzałam w kierunku stolika widząc piątkę chłopców ze szpitala w tym Zayna. Gula narosła mi w gardle, a ciało i oczy szukały ratunku. Nie widząc wyjścia chwyciłam karty i wolnym, sparaliżowanym krokiem ruszyłam w ich kierunku...
Przełknęłam głośno ślinę i stanęłam obok nich.
- Mogę przyjąć zamówienie? - słowa wydostały się z moich ust, a wzrok chłopaków utkwił na mnie.
- Megi? - mulat zadał pytanie z nie dowierzaniem.
Tak bo to takie dziwne, jestem kelnerką.
- Zamawiasz coś?
- Możemy porozmawiać?
- A wy chłopaki? - ignorowałam jego pytania.
- Ja poproszę potrójną porcje pieczonego kurczaka w delikatnym sosie, potrójną porcję frytek, dwie surówki i dwie cole.- zamówił blondynek z szerokim uśmiechem. Wow...
- My poprosimy to samo tylko normalną porcję..- dodał lokowaty.
- To wszystko?
- Nie porozmawiajmy..- Zayn nadal próbował.
- Ok zaraz przyniosę wasze zamówienia.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę kuchni. Jednak podjęłam dobrą decyzję wchodząc w układ z Ryanem i Nickiem. Podając kucharzowi zamówienie, już po 6 minutach wychodziłam obładowana dwiema tacami. Ostrożnie przemierzałam lokal, uważając by się nie potknąć.
- Proszę to dla ciebie- podałam blondynowi jego zamówienie- już niosę pozostałe...
Szybko uwinąwszy się z dostarczeniem pozostałych zamówień, przyglądałam się za lady klientom, kiedy do Nando's wszedł Ryan. Z uśmiechem spojrzałam kątem oka na Zayna, siedzącego nieopodal. Mała zemsta...
- Hej mała- podszedł do mnie przytulając. - patrzy?
- Tak- odpowiedziałam widząc Zayna przyglądającego się nam.
- Mogę cię pocałować?
- Tak- wiedziałam, że chciał tym dołożyć żaru do pieca.
Nasze usta połączyły się w krótkim pocałunku, a twarz mulata poczerwieniała. Teraz wie, jak ja się czułam, a może to nie z mojego powodu tak się zachowuje?
- Chodź jedziemy, Nick już czeka z filmem na nas.
Zdjęłam fartuch i chwytając chłopaka za rękę wyszłam zadowolona i uśmiechnięta z Nando's. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod dom mój i Nicka.

Dobrze spędzony wieczór w towarzystwie dwóch chłopaków, gwarantował mi dobry humor. Ciągłe śmiechy i wygłupy nadawały temu wszystkiemu dobrą aurę. Ciało wprowadzone w stan "relaksu", zapominało o bólu i ciężkim dniu w pracy. Częste komentarze na temat jakiejś scenki, zamieniały dramat w komedię. Filmy, na którym wszyscy powinni płakać, nas śmieszył. Późna godzina, nie przeszkadzała nam, a walka prowadzona ze sennością, nie wchodziła w grę....

Odgłos przychodzącego smsa obudził zmęczony organizm, zmuszając mnie tym samym do otworzenia oczu. Kto mądry wysyła wiadomości o 3:00 w nocy. Odblokowałam ekran i otworzyłam sms. Składając literki przez zamazany obraz, przeczytałam jego treść "Przepraszam, że cię budzę, ale jest zmiana i jutro do pracy masz na drugą zmianę czyli na 15:00. Przepraszam Amelia xx''. No tak, moja mądra koleżanka z pracy, tylko ona potrafi obudzić człowieka o każdej porze dnia i nocy. Chowając telefon pod poduszkę ponownie udałam się do krainy spokoju.

Wyspana i wypoczęta przekręciłam się na drugi bok, otwierając oczy. Zegarek wskazywał godzinę 12:30, dawno już tak nie spałam. Wylazłam z łóżka i pozostając w piżamie, zrobiłam sobie śniadanie. Zjadłam i pozmywałam naczynia. Ogarnęłam cały dom i kiedy wybiła godzina 13:30, poszłam się ubrać i wyszykować do pracy. Starannie wyprostowałam włosy i wytuszowałam rzęsy, ubrałam czarne z wysokim stanem spodenki i białą lekko prześwitującą, przewiewną koszulę,
po czym wyszłam z łazienki. Zakładając buty opuściłam dom i wolnym krokiem zmierzałam do pracy.

Tłumy ludzi, nie dawały mi chwili wytchnienia. Przerwa na napojenie organizmu czy cokolwiek była marzeniem, nierealnym marzeniem....
- Megi ja muszę wyjść, zostaniecie z Amelią same, zamkniecie lokal później, dacie sobie radę?
- Tak.

Zostałyśmy same, klientów już prawie nie było, dwie czy trzy osoby, a po za tym pustki. Na ulicach robiło się ciemno, a ja marzyłam by wrócić już do domku.
- Zaniesiesz to na zaplecze? - zapytała koleżanka, podając mi fartuchy.
- Tak daj...
Weszłam do ciemnego pomieszczenia i zapalając światło ułożyłam je na jednej z półek. Odgłos zamykanych drzwi, sprawił iż natychmiast odwróciłam się.
- Zayn co ty robisz?
- Nie wypuszczę cię stąd dopóki mnie nie wysłuchasz....

środa, 26 lutego 2014

Zayn cz.10 "Miłość jest nieunikniona"

Jedząc posiłek, chłopak trzymał moją dłoń i cały czas rozśmieszał. Nie wstydził się mojego towarzystwa... Chyba nawet zaprzyjaźniłam się z nim. Wspólna wymiana zdań na swój temat, sprawiała iż zapominałam o obecności Zayna, ale nie o miłości do niego.
- Wracamy ?
- Tak- odpowiedziałam szybko.
Wstając chłopak nie puszczał mojej ręki, cały czas ją trzymał. Połączeni w uścisku dłoni wyszliśmy z lokalu i tak podążaliśmy drogą do domu.
- Myślisz, że to wyjdzie? - zapytałam, przerywając ciszę.
- Na pewno, widziałem jego minę- uśmiechnęłam się na jego słowa- Jutro już idziesz do pracy prawda?
- Tak, a co?
- Przyjdę po ciebie dobrze?
- ok
- Dobra ja lecę, na razie mała i głowa do góry.
Będąc pod drzwiami chłopak uciekł, a ja weszłam do domu. Rozglądałam się po pomieszczeniach, chcąc jak najszybciej znaleźć Nicka i zabić za jego czyn. Nie widząc go nigdzie, zrezygnowana usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Wpatrzona w prostokąt, rozmyślałam o wszystkim, aż zmorzył mnie sen.

~~
Słońce wpadając przez otwarte okno, ogrzewało swoimi promieniami ciało. Cichy śpiew ptaków, ocierał się o uszy. Dobry humor i wspaniała pogoda, cieszyła mnie mimo iż jeszcze nie wstałam. Podnosząc powieki, przekręciłam się na plecy, kładąc na kogoś. Szybko podniosłam się zerkając na osobnika.
- Zayn?
- Hej kochanie, już wstałaś?
- Kochanie? - zdziwienie, a zarazem przerażenie, pojawiło się w oczach.- Co ty tu robisz?
- Śpię ze swoją dziewczyną, to dziwne?
- Nieee- odpowiedziałam nie pewnie.
- No chodź tu skarbie, nie uciekaj mi...
Skarbie? Kochanie? Dziewczyną? Śpię? Kurwa o co tu chodzi?
- Hej ziemia do Megi, słuchasz mnie?
- Tak, już- położyłam się koło niego, jak chciał.
- Wiesz, że Cię Kocham...
Jego twarz zbliżała się do mojej, a ja dając ponieść się chwili, uległam jego czyną. Nasze usta dzieliły już minimetry, tak nie wiele, a jednak.
~~

- Mała wstawaj... Ej obudź się, halo królewno- potrząśnięcia moim ciałem zmusiły mnie do otworzenia powiek.
- Co jest?
Nade mną klęczał uśmiechnięty Nick, a po Zaynie ani śladu.
- No w końcu się obudziłaś...
To był tylko sen? Szara rzeczywistość powróciła. Nadal złamane serce dało o sobie znać. A smutek ponownie przejął całe ciało...
- Czemu mnie obudziłeś? Coś się stało?
- Nie tylko jest już 20:30, myślałem, że wstaniesz sama, ale zapowiadało się na to, że będziesz spała do rana więc..
- Dobra dzięki, idę się kąpać.
Chęć do rozmowy z nim minęła w jednej chwili, wraz z przybyciem okropnego humoru. Wykąpawszy się i ubrawszy w piżamę, ponownie odpłynęłam do krainy snów.

Pikanie budzika, zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka i zrobienia porannej toalety. Prysznic, makijaż fryzura i ciuchy... Ubrana w białą sukienkę i sweterek, wyszłam z łazienki.
Włosy pozostawiłam rozpuszczone, a makijaż zrobiłam delikatny. Szybki posiłek, założyłam buty i ruszyłam w kierunku pracy.

Dziś jak zwykle było pełno ludzi, nieustannie biegałam od stolika do stolika roznosząc posiłki i przyjmując zamówienia.
- Megi idź obsłuż tamtych chłopaków, to stali klienci i mają zniżkę- rozkazał szef.
Spojrzałam w kierunku stolika widząc piątkę chłopców ze szpitala w tym Zayna. Gula narosła mi w gardle, a ciało i oczy szukały ratunku. Nie widząc wyjścia chwyciłam karty i wolnym, sparaliżowanym krokiem ruszyłam w ich kierunku....

/Natalia

wtorek, 25 lutego 2014

Zayn cz.9 "Miłość jest unikniona"



Po ceremonii wszyscy rozeszli się do swoich domów, a ja zostałam. Uklęknęłam przed grobem i wpatrywałam w misia, modląc się w myślach o nią. Pojedyncze łzy ściekały po moich policzkach, spadając w nie określone miejsca. Czując czyjś dotyk odwróciłam się widząc Zayna.....
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Wstałam na równe nogi i spoglądając na niego, odwróciłam się, chcąc ruszyć do domu.
- Słuchaj ja...- złapał mnie za rękę, a ja szybko ją wyrwałam.
- Nie, zostaw mnie.
Ostatnie słowa wypowiedziałam podniesionym głosem i uciekłam. Wyda wam się to ucieczką od problemów, być może... Ale wiedziałam, że jeszcze kilka jego słów, a rozpłakałabym się przy nim. Oszczędziłam sobie cierpienia.

Zamknąwszy za sobą drewniane drzwi na klucz, usiadła na parapecie, opierając się plecami o zimną ścianę. Mocno przyciskając pluszaka do serca, czułam jej obecność. Czułam Kataleje. Zamknąwszy spuchnięte oczy, zamknęłam się w czterech ścianach swojego umysłu. Zamknęłam się w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie nikt, ani nic nie miało prawa mnie skrzywdzić. Życie było idealne, a ja szczęśliwa....

Kolejne dni mijały, a ja przestawałam istnieć. Zapadała się, tonęłam w głębokim oceanie, powoli dosięgając dna. Ona odeszła już bezpowrotnie do lepszego życia, a on... on był lekiem na wszystko, tylko on był wstanie mnie uleczyć, mnie i moje serce. Jednak nie każde lekarstwa są nam dostępne, a on był nie osiągalny.

- Musisz w końcu wyjść, minął tydzień, kończy ci się urlop w pracy, musisz wziąść się w garść...
Nick ciągnął mnie przez cały dom, usadzając w salonie i dając jedzenie.
- Po co? Nie ma sensu- szepnęłam.
- Po to, abyś była szczęśliwa- spojrzał na mnie- widziałem jak ten cały Zayn na ciebie patrzy, nie jesteś mu obojętna.
- Jakbym była, nie zraniłby mnie.
- Megi...
- Co Megi? Nic mi już nie pomoże.- krzyknęłam.
- Mówiłem, że coś wymyślę i wymyśliłem...-zawahał się.
- Co takiego?
- Będziesz... przez jakiś czas udawała zakochaną w moim przyjacielu...
- Co? Odwaliło ci?
- Ale...
- Nie, pomyśl jak on będzie się czuł? Nie będę go wykorzystywać.- zakończyłam stanowczo.
- Ale on sam pomógł mi to wymyślić i sam to zaproponował.
- I co to ma na celu, że będziemy udawać parę?
- Zayn zobaczy co stracił, zaufaj mi... nic nie stracisz, po za tym jestem facetem i myślę jak facet.
- No dobra, ale co jak on przypadkiem coś do mnie poczuje... ten twój przyjaciel?
- O to się nie martw, to co zgadzasz się?
- Tak.
- Super zaraz do niego zadzwonię, a ty idź coś ze sobą zrób.
Wstałam z wygodnej kanapy i wolnym krokiem pomaszerowałam do łazienki. Na nogach zagościły białe rurki, bokserka i czerwona koszula w kratkę, pierwszy raz od kilku dni miałam inny strój jak czarne dresy i rozciągnięte koszulki. Włosy umyłam i związałam w warkocza. Delikatny makijaż, kilka psiknięć ulubionym perfumem i zupełnie inna wyszłam z łazienki. Zeszłam ostrożnie po schodach i zawędrowałam do salonu siadając obok Nicka.
- No i od razu wyglądasz inaczej, nie straszysz już- zaśmiał się, a ja tylko wymusiłam lekki grymas.
Usłyszawszy dzwonek do drzwi, poderwał się z miejsca i poszedł otworzyć. Chwilę go nie było po czym do salonu wszedł z nim jakiś chłopak.
- Megi to jest Ryan- przedstawił mi chłopaka.
- Hej, miło mi- podałam mu nieśmiało dłoń.
- Fajnie, że zgodziłaś się na nasz pomysł i nie musisz się niczego obawiać- blady uśmiech zawitał na mych ustach.
- Dobra to na początek jedziemy kupić ci jakieś ciuchy- złapał mnie za rękę Nick i pociągnął do wyjścia.
Nie zaprzeczałam, bo fakt faktem nie miałam za dużo ciuchów w szafie, ledwie dwie sukienki i kilka par spodni.


Ruszywszy z podjazdu w kierunku centrum, zaczęłam bliżej przypatrywać się poznanemu osobnikowi. Szatyn o ciemno-niebieskich oczach. Szerokie usta i dobrze zbudowany. Szczerze to był bardzo przystojny...
Wysiadając z samochodu, ruszyliśmy w kierunku dużych drzwi, które dzieliły nas od tysiąca wyprzedaży i ludzi tylko na nie czekających. Wraz z minięciem progu do uszu dotarły hałasy i rozmowy różnych osób. Przeciskając się między nimi, dotarliśmy do pierwszego sklepu. Szczerze mówiąc to ja nie mogłam nic sobie wybrać, bo zrobili to za mnie chłopcy. Niezliczona ilość sukienek i bluzek, które nieustannie podrzucali mi do przymierzalni, przerażała mnie. Po kilku godzinach wyszłam z galerii zmęczona i obładowana kilkoma torbami. Spakowaliśmy wszystko do bagażnika i zmęczeni szliśmy w kierunku drzwi.
- To ja was zostawiam, muszę coś załatwić pa..
Nick szybko wsiadł do pojazdu, zostawiając mnie i Ryana. Złość na chłopaka, narosła we mnie. Chciałam usiąść.
- To co idziemy coś zjeść?
- Tak- niepewność zawitała w moim głosie.
- Ej, chyba się mnie nie boisz, ani nic?
- Nie...
Szliśmy w ciszy kiedy nie daleko Nando's zobaczyłam Zayna.
- To on, ten mulat to Zayn- powiedziałam do Rayana zwalniając.
- Spokojnie, gotowa na nasz zabójczy plan?
- Jak nigdy- spojrzałam w kierunku Mulata i pokiwałam głową.
Rayan chwycił mnie za dłoń, splatając nasze palce razem.
Uśmiechnęłam się i wykonując kilka kolejnych kroków, znaleźliśmy się w lokalu. Zajęłam miejsce, a chłopak poszedł zamówić nam coś do jedzenia. Słysząc charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi do lokalu weszła cała piątka chłopaków z Zaynem na końcu. Czemu oni są zawsze tam gdzie ja ? Szybko odwróciłam od niego wzrok i patrzyłam w okno. Nie długo później do stolika dosiadł się szatyn z dwiema tackami.
- Siedzi nie daleko nas, uśmiechaj się i spokojnie- powiedział, a ja tylko pokiwałam głową.
Jedząc posiłek, chłopak trzymał moją dłoń i cały czas rozśmieszał. Nie wstydził się mojego towarzystwa....
/Natalia

Zayn cz.8 "Miłość jest nieunikniona"

Małą wywieźli z sali, a ja wyszłam za nimi. Wszyscy jeszcze ją ściskali, a ja stałam kawałek dalej od nich, nie radząc sobie ze łzami.
- Kocham cię Megi...
Krzyknęła mała, a coś we mnie pękło, zdołałam tylko wyszeptać, że ja ją też, ale usłyszała. Zabrali ją, a wzrok wszystkich zatrzymywał się na mnie....
Nie mogąc tego znieść, przeszłam na inny oddział, gdzie ich spojrzenie nie sięgały mojej osoby. Siadając na krześle, opanowywałam łzy i pełna spokoju czekałam....

Mijały sekundy, minuty, godziny, a operacja dalej trwała. Wielokrotnie zmieniałam swoje miejsce, to siedziałam, to chodziłam. Nerwy szarpały mną nieustannie. Spojrzenie czasem nie chcący spotykało się z nieznanymi mi osobami, będącymi razem z chłopakiem. Zmęczone ciało ledwo co trzymało się na nogach, jednak wraz z otworzeniem drzwi do sali operacyjnej, energia przypłynęła, ożywiając mnie. Moja postać stanęła na baczność, jak i innych, czekając na wiadomość. Strach gościł w moich oczach, a ponura mina lekarza nie wróżyła nic dobrego. Starszy i bardzo dobrze znany mi mężczyzna w białym fartuchu zbliżył się do mnie stając na przeciw.
- Przykro mi, ale Katlin... robiliśmy wszystko, ale nie udało się nam jej uratować. Kazała ci to dać...- Doktor podał mi ulubionego misia dziewczynki- powiedziała, że jest wyjątkowy.
Łzy zaczęły rzewnie płynąć z oczu, a ręce ściskały niedużą maskotkę. Spoglądając na grupkę chłopaków i dziewczyn,
wybiegłam ze szpitala. Teraz mogę powiedzieć, że runął mój świat.
- Megi zaczekaj!!! - słyszałam czyjeś krzyki, ale nie zwracałam na nie uwagi.
 Biegłam ile sił w nogach do domu. Nie miałam już po co żyć, bo dla kogo ? Na tym świecie od początku nie było dla mnie miejsca. Chciałam umrzeć, znaleźć się tam na górze, blisko mamy. Trzaskając mocno drzwiami, wbiegłam do mieszkania i mijając próg salonu, podbiegłam do Nicka i wtulając się w jego ciało, jeszcze bardziej się rozpłakałam. Dławiłam się łzami i ich gorzkim posmakiem.
- Ciii, co się stało?
- Katli...o..ona ..nie ...nie żyje.
Nowy potok rozpaczy spłynął po moich policzkach, spadając na koszulkę chłopaka. Straciłam wszystkie siły do życia, straciłam siły do funkcjonowania. Nick poluźnił uścisk, a moje nogi ugięły się, ciągnąc moje ciało na podłogę. Będąc pewna spotkania bezsilnego ciała z ziemią, chłopak mocno mnie chwycił, unosząc w górę. Jego uścisk był dwa razy silniejszy, przed obawą, że upadnę. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale usnęłam na stojąco w jego ramionach, a może straciłam przytomność?

Dwa dni później miał odbyć się pogrzeb Kataleji.
- Megi możemy już jechać? - zapytał Nicko.
- Tak.
Zeszłam na dół ubrana w czarną sukienkę przed kolana i baleriny. Włosy miałam rozpuszczone, a oczy podpuchnięte. W ręce zaś mocno trzymałam misia od małej...
Po krótkiej mszy w kościele wszyscy udali się na cmentarz. Był Zayn i te same osoby co wcześniej były z nim. Kilku lekarzy i opiekunki z ośrodka oraz Nick, wszyscy trzymali w rękach chusteczki i ocierali łzy. A ja.. ja stałam trzymając w jednej dłoni maskotkę, a w drugiej bukiet białych róż, łzy same wyznaczały sobie tor, a ja pozwalałam im płynąć. Widząc jak zasypują trumnę malutkiej nie wytrzymałam tego widoku i odwracając się, mocno wtuliłam się w Nicka, łkając...
Po ceremonii wszyscy rozeszli się do swoich domów, a ja zostałam. Uklęknęłam przed grobem i wpatrywałam się w misia, modląc się w myślach o nią. Pojedyncze łzy ściekały po moich policzkach, spadając w nie określone miejsca. Czując czyjś dotyk odwróciłam się, widząc Zayna.....

Zayn cz.7 "Miłość jest nieunikniona"


Chłopak rozłączył się, a ja patrząc na dziewczynkę, opanowywałam łzy i czekałam na Nicka. Po 10 minutach drzwi otworzyły się, a ja usłyszałam głos Nicka. Odwracając się w jego stronę, wstałam z miejsca i całując małą w czoło, wyszłam z chłopakiem przez drzwi. Czułam na sobie wzrok całej szóstki, a w szczególności Mulata, jednak nie reagowałam. Dziękowałam w tej chwili bogu za Nicka, przyjaciela w którym mam oparcie.
- Stój...- spojrzałam na twarz Nicka, który z troską przyglądał się mi.- obiecaj, że powiesz mi o co chodzi...
- Obiecuje, a teraz zabierze mnie do domu, proszę.
- Chodź.
Objął mnie ramieniem i poprowadził do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, żadne się nie odzywało.
 Nienawidzę takich momentów, kiedy nikt nie wie co powiedzieć, jednak teraz tylko tego potrzebowałam, potrzebowałam ciszy. Widząc już ostatni zakręt, stanęliśmy na podjeździe. Wychodząc z pojazdu, w ciało uderzyła fala chłodu. Zimny wiatr i lekka mżawka zatrzymywały się na mojej twarzy. Pogoda chwilowo się zmieniła na gorszą. Mijając próg domu, zdjęłam buty, a ciało otulił ciepły koc. Siadając na kanapie, bez namysłu wpatrywałam się w czarny prostokąt. Nigdy nie potrafiłam opowiadać o swoich problemach, jestem skryta, nie bardzo ufam ludziom. A właśnie za chwilę miałam opowiedzieć o tym co w ostatnich dniach przyniósł mi los. Życie.
- Proszę- podnosząc zaszklony wzrok, oczy napotkały chłopaka z kubkiem gorącej herbaty, wyciągniętym w moją stronę.
- Dziękuję.
- To powiedz mi co się stało? - Nicko usiadł obok.
- Bo....no...- słowa uwięzły w gardle.
Suchość. Głos zamarł, ucichł.
- Hej, spójrz na mnie.... jesteśmy przyjaciółmi na zawsze pamiętasz? Mówimy sobie wszystko bez strachu, nasza obietnica...
- Chodzi o chłopaka...
Opowiedziałam mu wszystko, od początku. Otworzyłam się przed nim, słowa same zaczęły płynąć z mych ust. Czułam lekką ulgę, ale bólu w moim sercu, nie da się zagłuszyć.
- Ja go kocham, to boli...
Płakałam wtulona w ramię chłopaka na wszystkie wspomnienia, które wydzierały jeszcze większe rany w moim pokaleczonym sercu.
- Ciiii...
Nicko próbował mnie uspokoić, lecz jego słowa jeszcze bardziej pogorszyły mój stan. Pogoda za oknem, była odzwierciedleniem mnie. Mocna ulewa, była niczym łzy płynące z moich oczu, a silny wiatr i bałagan jaki za sobą niósł, była jak moje myśli. Porozrzucane, wirujące w mojej głowie.
- Coś wymyślę, zobaczysz... będzie dobrze- jego słowa dały mi małą nutkę nadziei.- Idź się połóż, odpocznij, później do ciebie zajrzę.
Idąc do swojego pokoju, zahaczyłam łazienkę, wzięłam gorący prysznic, który miał jeszcze bardziej rozgrzać i rozluźnić moje ciało. Kropelki odbijały się, jedna po drugiej, spadając na kaflową podłogę. Para, zamazywała obraz, zagłuszając łzy.
Ubrawszy już czyste ciuchy do spania, poszłam do pokoju i układając się na łóżku, myślałam....

Dźwięk dzwoniącego telefonu, wyrwał mnie ze snu.
- Słucham?
- Dzień Dobry Megi, tu ordynator szpitala...
- Dzień Dobry, stało się coś z Katlin? - przerwałam mu.
- Stan małej w nocy diametralnie się zmienił, musimy ją natychmiast operować, jeżeli możesz to przyjedź jak najszybciej, Kataleja, chce cię zobaczyć jeszcze przed zabiegiem.
- Zaraz będę, czekajcie.
Rozłączyłam się i szybkim ruchem zerwałam się z łóżka. Wbiegłam do łazienki, ubierając stare, wychodzone już dresy. Jakąś luźną bluzkę, włosy związałam w wysokiego koka i zakładając buty, wybiegłam z domu, zamykając uprzednio drzwi. Szybkim sprintem biegłam do szpitala. Szarpiąc drzwi, wpadłam do środka, a następnie biegiem, mijając Zayna, chłopaków, jakieś dziewczyny z nimi i kilka innych ludzi wbiegłam na salę dziewczynki. Szybkim krokiem znalazłam się przy niej mocno ściskając w swoich ramionach.
- Ja nie przeżyję- wychlipała przez płacz, była mała, ale rozumiała więcej niż nie jeden z nas.
- Nie mów tak, będzie dobrze, wyzdrowiejesz, zabiorę cię stąd do domu, będziesz mieszkała ze mną, nie oddam cię nikomu, obiecuję- ja też nie hamowałam łez. Bezbronność.
- Kocham cię, ale aniołki chcą mnie już zabrać, będzie tam w niebie mama na mnie czekała?
- Tak skarbie, na pewno będzie czekała...wiesz czemu rodzice dali ci na imię Kataleja?
- Bo to oznacza ''kwiat''? - ciągle była wtulona we mnie, a ja w nią.
- Tak, wyjątkowy kwiat, taki jak ty... jesteś wyjątkowa.
- Nie zapomnisz o mnie?
- Nigdy, zawsze będziesz moją małą siostrą- jeszcze mocniej zacisnęłam ją w uścisku.
-Musimy już jechać- rzekł lekarz.
- Kocham cię- rzekłam odrywając się od małej.
- Ja ciebie też kocham.
Małą wywieźli z sali, a ja wyszłam za nimi. Wszyscy jeszcze ją ściskali, a ja stałam kawałek dalej od nich, nie radząc sobie ze łzami.
- Kocham cię Megi...
Krzyknęłam mała, a coś we mnie pękło, zdołałam tylko wyszeptać, że ja ją też, ale usłyszała. Wiedziałam, że to koniec. Zabrali ją, a wzrok wszystkich zatrzymywał się na mnie....

/Natalia

poniedziałek, 24 lutego 2014

Zayn cz.6 "Miłość jest nieunikniona"

Wzięłam delikatnie kruchą i chudą dziewczynkę na ręce, podałam jej misia i wyszłam na korytarz. Zmierzałam w kierunku sali do badań, kiedy na drodze stanął nam Zayn. Oczy ponownie zaczęły robić się szklane, ale panowałam nad emocjami. Podszedł do nas, dotykając Katlin...
- Jak się czujesz mała? - jego słowa skierowane do dziewczynki, pobudziły we mnie nową dawkę emocji.
- Przepraszam, ale musimy iść- powiedziałam oschle.
On spojrzał na mnie, a ja czułam jak nie daję rady, jak kolejny raz emocje, kumulujące się we mnie, wzięły górę. Wyminęłam go i szybko mrugając powiekami, szłam korytarzem. Weszłyśmy do odpowiedniej sali i usadzając się na krześle z dziewczynką na kolanach, czekałyśmy. Lekarze pobrali małej krew, następnie zrobili tomografie całego ciała i kilka innych badań. Po około 50 minutach opuściliśmy pomieszczenie i wróciliśmy do sali szpitalnej dziewczynki. Chcąc zrobić coś dla małej, poprosiłam lekarzy, aby pozwolili mi wyjść z nią, gdzieś na 3 godziny. Mała, odkąd tu trafiła, ani razu nie była na dworze, chciałam jej wszystko pokazać, uszczęśliwić, bo co jeśli nie przeżyje operacji, co jeśli się nie uda? To mogą być jej ostatnie chwile życia....

Nie bądź pewny, że masz czas bo pewność niepewna....

Ubrawszy małą w różowe spodenki, kolorową bluzeczkę z kotkiem i biały sweterek zapinany na guziczki, uczesałam jej ciemne włosy w pięknego warkoczyka. Otuliłam jej ciałko ciepłą kurtką, a na nogi wsunęłam białe buciki. Biorąc Kataleje na ręce, żeby się nie męczyła wyszłam ze szpitala. Schodząc po schodach, minęłam Zayna z czwórką jakiś chłopaków. Udałam, że go nie znam i po prostu minęłam. Zranił mnie, a rany bolą jeszcze bardziej, kiedy każdego dnia roztwierane są na nowo.

Idąc przez park, myślałam gdzie zabrać najpierw dziewczynkę.
- Gdzie idziemy? - zapytała uśmiechnięta.
- Nie wiem, może pójdziemy najpierw do Zoo?- zaproponowałam z nadzieją.
- Taaak, zobaczymy kotki i małpki- jej oczy rozbłysły blaskiem, jakiego od dwóch dni brakowało w jej oczach.
Skręcając w jedną z uliczek, minęłam wielką bramę, nad którą wisiał szyld z wielkim napisem ''ZOO''. Kupiłam dwa bilety i ruszyliśmy na podróż po różnych zwierzętach. Na pierwszy rzut poszły Tygrysy, później Lwy i Gepardy. Szczerze mówiąc bałam się ich. Następnie były Żyrafy i Zebry.
- Jak się to zwierzątko nazywa? - zapytała.
- Które?
- To takie duże i grube - zrobiła śmieszną minkę.
- haha Hipopotam skarbie.
- Hiptopontam?
- Może być Hipcio- powiedziałam widząc trud dziewczynki z wymówieniem wyrazu.
- Hipcio- powtórzyła zadowolona.
Przeszłyśmy do działu z małpami, mijałyśmy Goryle, Oran-Gutany, aż doszliśmy do Kapucynek.
- Chcesz ją nakarmić? - spytałam Katlin, widząc jak pracownik rozdaje banany dziecią, by nakarmiły zwierzę.
- Taak- jej uśmiech poszerzył się.
Podeszłyśmy po banana, a następnie do kratek, przez którą wystawiła rączkę małpka. Delikatnie wzięła z rąk Kataleji banana, a my w tym czasie, zdążyliśmy ją szybko pogłaskać. Następnie naszym celę stały się akwaria z rybami. Podziwiałyśmy żółwie, płaszczki, delfiny, kraby, raki, nemo i ryby jakich nazwy nie znam. Kolejne były pingwiny i foki, tu chyba miałyśmy najlepszą zabawę. Głośno śmiałyśmy się oglądając przedstawienie z foką.
- To gdzie teraz idziemy ?- zapytałam, kiedy opuściliśmy Zoo.
- Na lody, proszę, proszę.
- Ok idziemy na lody, a później na plac zabaw, dobrze?
- Tak.

Kupiwszy już lody.
Usiadłyśmy na ławeczce i zjadliwszy mrożący mózg deser, poszliśmy na huśtawki....
Widząc, że czas się kończy, z Katlin na rękach wróciłam do szpitala. On nadal tam był, oni wszyscy tam byli. Wchodząc z dzieckiem do sali, rozebrałam ją z kurtki i butów. Biorąc jej piżamkę, poszłam ją wykąpać i z czystym i pachnącym szkrabem na rękach wróciłam do pomieszczenia. Ułożywszy małą do snu, czekałam, aż zaśnie. Widząc już równomierny i senny oddech Katlin, spojrzałam za siebie. Stali tam tylko, że tym razem do piątki chłopaków dołączyła owa dziewczyna. Po raz kolejny nie wytrzymałam i odwracając wzrok po mojej twarzy spłynął potok łez. Byłam za słaba na to wszystko, nie dawałam sobie rady, złamał mnie. Zakochałam się na poważnie, jednak zamiast czuć się kochaną, przyszło mi cierpieć.... Czuję jak się zapadam, jak staję się pusta. Jak powoli umieram, nie mam już sił, a w mojej głowie ciągle nieustannie odbija się jego nieskazitelny głos.

Można oczy zamknąć na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia....

Drżącą ręką wyciągnęłam z kieszeni telefon, a wierzchem drugiej przetarłam oczy. Wybrałam numer do Nicka i czekałam, aż odbierze.
*Rozmowa Telefoniczna *
- Halo?
- Nick przyjedziesz po mnie- wychlipałam pomiędzy łzami.
- Tak, gdzie jesteś?
- W szpitalu u Kataleji, zabierz mnie stąd proszę.
- Zaraz przyjadę, czekaj.
* Koniec rozmowy*

Chłopak rozłączył się, a ja patrząc na dziewczynkę, opanowywałam łzy i czekałam na Nicka. Po 10 minutach drzwi otworzyły się, a ja usłyszałam głos przyjaciela. Odwracając się w jego stronę, wstałam z miejsca i całując małą w czoło, wyszłam z chłopakiem przed drzwi. Czułam na sobie wzrok całej szóstki, a w szczególności Mulata, jednak nie reagowałam. Dziękowałam w tej chwili bogu za Nicka, przyjaciela w którym mam oparcie.
- Stój....
 

niedziela, 23 lutego 2014

Zayn cz.5 "Miłość jest nieunikniona"


Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, o nie właściwym czasie. Widok Zayna i Dziewczyny, którą całował, to..tego... nie da się określić słowami. Czułam jak obolałe serce promieniuje łzami w moje oczy. Nie wiedząc co zrobić, patrzyłam się na chłopaka, raniącego moje serce co raz bardziej, dla którego czuję, że już nie ma ratunku. Mulat przerywając pocałunek, splótł ich dłonie i ruszyli w moim kierunku....
Stałam jak mur, brak jakichkolwiek ruchów i wewnętrzna walka, którą toczyłam ja sama z sobą. Walczyłam by nie pęknąć, by nie uronić ani jednej łzy, by nie dać się złamać i pokazać swoje słabości. Chłopak będąc kilka metrów przede mną, puścił jej rękę, a ta poszła w stronę wyjścia. Wykonując kolejne kroki przybliżał się do mnie, a na jego twarzy panował zupełny spokój. Stając przede mną jego usta się uchyliły, chcąc coś powiedzieć.
- To co wydarzyło się wczoraj, zapomnij, to nic nie znaczyło mała- powiedział z uśmiechem. - cześć- rzucając na odchodne, zniknął za wyjściowymi drzwiami.
Jak już mówiłam stałam jak mur, ale każdy mur kiedyś pęka, krusząc się na miliony, a nawet miliardy kawałków. Moje serce, moja dusza, moje ciało... ja pękłam. Z oczu poleciały gorzkie łzy, więzione już od dłuższego czasu. Niebo runęło mi pod nogi, uszkadzając przy tym cały mój świat. Wchodząc do szpitalnej łazienki, podeszłam do lustra i wycierając łzy,
przyglądałam się swojemu odbiciu. Zamknęłam się w jednej z kabin i siadając na opuszczonej desce klozetowej, płakałam.

"Ludzie są bezbronni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć..."

Opanowując słone stróżki, wyszłam z kabiny i podchodząc do zlewu, odkręciłam wodę, przemywając nią swoją twarz. Z czerwonymi i szklanymi oczami oraz czerwonymi policzkami, wyszłam z łazienki. Zaglądając do pokoju Katli, posiedziałam z nią trochę, przeczytałam jakąś bajkę i uśpiwszy małą, wróciłam do domu. Mijając wszystkie pomieszczenia, weszłam do kuchni, wyjmując tabletki nasenne. Chwytając w rękę butelkę z napojem, pokierowałam się do swojego pokoju. Obraz stawał się nie wyraźny, za sprawą łez, które coraz liczniej gromadziły się w oczach. Zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam zdejmować ubrania. Najpierw spodnie, później skarpetki, bluzę i bokserkę. W zamian na ciało wsunęłam rozciągniętą, za dużą, szarą koszulkę. Włosy związałam w koka i siadając na łóżku, wysypałam białe proszki na rękę i popijając wodą, połknęłam kilka z nich. Układając się wygodnie w miękkiej satynowej pościeli, obraz zanikał, a ciało odpływało w stan spoczynku.

Głośne pukanie do drzwi, a wręcz walenie, przerwało mój błogi stan, w którym nie czuję bólu, a serce mniej krwawi.
- Już otwieram- powiedziałam bez uczucia, wstając z łóżka.
- Boże dziewczyno, ty żyjesz?
- A nie widzisz, coś się stało? - oschły ton w moim głosie był wyczuwalny.
- Wczoraj o 18:00 jak wróciłem z pracy pukałem do ciebie, ale nie otwierałaś, pomyślałem, że śpisz. Dzisiaj mam wolne i jest już 16:00, a ty nawet nie zeszłaś, wystraszyłem się- tłumaczył, ale jego słowa tylko obijały się o moje uszy.
- Żyję, przepraszam, ale muszę się ubrać i jechać do szpitala- chciałam zamknąć drzwi, ale je przytrzymał.
- Porozmawiaj ze mną, widzę, że coś się stało?
- Nic się nie stało.
- Meg...
- Dobrze porozmawiam jak wrócę, a teraz mnie zostaw, proszę- zamknęłam szybko drzwi, czując jak moje oczy się szklą.
Ubrałam się w czarne leginsy i kremową luźną koszulkę. Włosy rozpuściłam i zrobiłam delikatny makijaż, chcąc zakryć  popuchnięte oczy. Sięgając pierwszy lepszy sweterek z szafy, zbiegłam na dół.
- Zjedz chociaż śniadanie- w drzwiach stanął Nick.
- Nie chcę, nie jestem głodna.
- Chociaż wypij coś- czując, że zaraz wybuchnę złością, zjadłam kanapkę dla świętego spokoju. Zakładając buty, wybiegłam z domu, pędząc do szpitala. Szarpiąc mocno za rączkę drzwi, weszłam do szpitala, szybkim krokiem wchodząc na oddział. Weszłam do sali Katli, widząc w niej dwóch lekarzy.
- Czy coś się stało? - głos lekko zadrżał.
- Katalej jest słaba, jest coraz gorzej, musimy zabrać ją na sale operacyjną- jeden z nich odpowiedział mi.
- To jest konieczne?
- Tak, możesz ją zabrać na badania i towarzyszyć jej przy nich? Katli jest do ciebie bardzo przywiązana...
- Tak oczywiście.
Lekarze wyszli, a ja podchodząc do dziewczynki, przywitałam się z nią.
- Pójdziemy na badania, dobrze?
- Tak.
Wzięłam delikatnie kruchą i chudą dziewczynkę na ręce, podałam jej misia i wyszłam na korytarz. Zmierzałam w kierunku sali do badań, kiedy na drodze stanął nam Zayn. Oczy ponownie zaczęły robić się szklane, ale panowałam nad emocjami. Podszedł do nas, dotykając Katlin.....

 

środa, 19 lutego 2014

Zayn cz.4 "Miłość jest nieunikniona"

Jego głos rozniósł się po holu, budząc przyjemne dreszcze na moim ciele. Odwróciłam się, a chłopak szybkim krokiem, znalazł się przy mnie. Czułam jego oddech, na swoich policzkach, zatapiałam się w jego oczach. Niebezpiecznie zaczął zbliżać swoją twarz, a nas dzieliły minimetry...
Czas zwolnił, wydłużając chwilę. Jego wargi delikatnie i nie pewnie dotknęły moich.


Słodki całus złożony na moich ustach, po chwili przerodził się w namiętny pocałunek. Dziwne uczucie w brzuchu, przybierało zdwojoną siłę. Chociaż go nie znałam i wiedziałam, że nie powinnam, dałam się ponieść. Nie wiem, czym objawia się miłość, ale chyba się zakochałam, a może to tylko zauroczenie? Chłopak oderwał się ode mnie i spoglądając głęboko w oczy uśmiechnął się, znikając z mojego pola widzenia. Oszołomiona tym zdarzeniem, wyszłam ze szpitala i wracając do domu, powoli docierało do mnie zajście z przed paru minut.

Wchodząc do domu cały czas, czułam smak jego ust. Wyjęłam jogurt z lodówki i z plastikową butelką w ręku udałam się do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i odrywając się od świata, rozmarzyłam się o chłopaku. Czyżby los się do mnie uśmiechnął?
- Meg, chodź na kolację.
Do pokoju wszedł, niebieskooki szatyn z szerokim uśmiechem. Wyrywając się z zamyślenia spojrzałam na chłopaka i wstając poszłam za nim na dół.
- Co jemy? - zapytałam, siedząc już przy stole.
- Jajecznicę, proszę.
- Ummm jak ładnie pachnie.
Od razu chwytając widelec, zaczęłam zajadać się pysznym posiłkiem. Szybko uwinąwszy się z jajecznicą, najedzona, zasiadłam na kanapie, a po chwili dołączył do mnie Nick.
- To co robimy? - zapytałam.
- Oglądamy coś?
- A co proponujesz?
- Nie wiem... komedie?
- Może być.
Wspólnie, okryci ciepłym kocem, zaczęliśmy oglądać film, a wieczór był tylko nasz...

Głośny stukot kropli deszczu, odbijających się o parapet, wyrwał mnie ze snu. Odkrywając kołdrę, ciało przeszył dreszcz zimna. Gęsia skórka dała o sobie znać, ukazując się na nagich przed ramieniach. Wykonując kilka kroków, drżące z zimna ciało znalazło się przy oknie.

Silny wiatr i mocna ulewa, opanowały całe miasto. Zgarniając przyszykowane wczorajszego dnia ciuchy, udałam się do łazienki. Czarne rurki, kremowa koszulka i ciepła, rozpinana, ciemno wiśniowa bluza okryły zmarznięte ciało. Włosy zaplecione w niedbałego warkocza, swobodnie opadały na lewe ramię, a pojedyncze kosmyki włosów, nie łapiące się, otulały twarz. Schodząc schodami w dół, przyszykowałam śniadanie i zjadając swoją porcję, wyszłam do pracy. Wchodząc do pustego jeszcze lokalu, udałam się do szefa.
- Dzień Dobry szefie.
- Dzień Dobry, coś się stało?
- Czy ja bym mogła wyjść dzisiaj wcześniej z pracy?
- Tak, nie ma sprawy, coś jeszcze?
- Nie, dziękuję bardzo.
Z ulgą założyłam fartuszek i przyjęłam zamówienia, pierwszych klientów. Tak mijało kolejne 5 godzin w pracy. Dostarczając już ostatnie zamówienie tego dnia wyszłam wcześnie, udając się do szpitala. Szarpnąwszy za szklane drzwi weszłam do środka i przemierzając znany mi korytarz doszłam na oddział. Myśl, że dzisiejszego dnia zobaczę Zayna, choć trochę rozświetlała ten ponury dzień i moje szare życie. Wchodząc do sali malutkiej, zastałam tylko ją. Podeszłam do jej łóżeczka, głaskając po policzku, śpiącą dziewczynkę. Delikatnie otworzyła oczy, spoglądając na mnie. Było z nią źle, zawsze się uśmiechała, a teraz... nawet nie była w stanie wymusić delikatnego grymasu. Jej blada twarz i oczy błyszczące od napływających z niewiadomego powodu łez.
- Skarbie co się dzieje?
- Ja.. ja nie przeżyję, umieram- ciche słowa z ust Katli wstrząsnęły mną, ona jest taka mała.
- Nie kochanie, nie prawda, będzie dobrze... zobaczysz.
- Jestem zmęczona.
- Śpij.
Głaskałam ją czekając, aż zaśnie, po czym wyszłam z jej sali, udając się do gabinetu lekarza. Jednak jedyne czego się dowiedziałam, to tylko to, że stan Kataleji znacznie się pogorszył, a chemia nie działa na raka. Idąc korytarzem, oczy napotkały obraz raniący duszę. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, o nie właściwym czasie. Widok Zayna i dziewczyny, którą całował, to.. tego... jest to bolesny zawód. Czułam jak obolałe serce promieniuje łzami w moje oczy. Nie wiedząc co zrobić, patrzyłam się na chłopaka, raniącego mnie co raz bardziej. Chłopak przerywając pocałunek, splótł ich dłonie i ruszyli w moim kierunku....

Znowu skończyłam w takim momencie.... ale muszę was jakoś zaciekawić :D

Zayn cz.3 ''Miłość jest nieunikniona"

photo
Czując kolkę w okolicy brzucha, nie miałam siły biec dalej. Byłam bez szans. Objęłam inną strategię i gwałtownie zahamowałam, szybko odwracając się. Jednak nikogo nie było, cisza i ciemność. Chciałam się z powrotem odwrócić, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu... Przerażona zaczęłam się szarpać i krzyczeć. Robiłam co mogłam, zaczęłam kopać nogami, aż trafiłam go chyba w czuły punkt, bo nagle mnie puścił i upadł. Odwróciłam się, by zobaczyć kto to,  co wprawiło mnie w szok.
- Nick?
- Ałaaa.
Uklęknęłam szybko przy zwijającym się z bólu chłopaku. Łzy boleści popłynęły z jego oczu.
- Przepraszam , myślałam, że jesteś bandytą...
- Takim kopem to byś go zabiła, ałaaa moje jajka.
- Możesz wstać? - zapytałam.
- Nie wiem.
Pomogłam chłopakowi wstać na nogi i nie mogąc już powstrzymać śmiechu zaczęłam się śmiać.
- No bardzo śmieszne naprawdę...
- Było trzeba mnie tak nie straszyć, powinnam cię teraz zabić, w ogóle... ty jesteś mądry, wiesz jak ja się bałam? - uniosłam ton.
- Przepraszam mała, nie gniewaj się.
- Dobra już.
Jakoś dotarliśmy do domu, ja od razu poszłam do siebie do pokoju, zmęczona rzucając się na łóżko. Nie wiedząc kiedy, zmorzył mnie sen i zasnęłam.

Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Spoglądając na zegarek, szybko zerwałam się z łóżka. Zakładając szybko jasne jensy i bluzę z kapturem, zbiegłam na dół. Ogarnęłam włosy, pozostawiając je rozpuszczone i jedząc po drodze śniadanie, biegłam do pracy. Dziś ruchu nie było, spokój, mało klientów. Szybko uporawszy się z zamówieniami, skończyłam pracę i mogłam udać się do szpitala. Wchodząc na odział przywitałam się ze wszystkimi i weszłam do sali Katli. Mała znowu siedziała w towarzystwie tajemniczego Zayna. Ten chłopak....ona był jakiś inny, miał to coś co ciągnęło mnie do poznania go bliżej. Zamienienia z nim parę słów, spędzenia z nim czasu.
- Hej, znowu nie trafiłam?
- Trafiłaś- zaśmiała się mała. 
Podeszłam do dwójki i witając lekkim uśmiechem Zayna, a dziewczynkę buziakiem usiadłam na krześle. Posiedzieliśmy z dziesięć minut i musieliśmy wyjść, ponieważ Katli zostały podane lekki usypiające. Nie żegnając się nawet z Zaynem szłam do wyjścia.
- Meg zaczekaj! Jego głos rozniósł się po holu, budząc przyjemne dreszcze na moim ciele. Odwróciłam się, a chłopak szybkim krokiem, znalazł się przy mnie. Czułam jego oddech, na swoich policzkach, zatapiałam się w jego oczach. Niebezpiecznie zaczął zbliżać swoją twarz, a nas dzieliły minimetry.....
 

piątek, 14 lutego 2014

Zayn cz.2 "Miłość jest nieunikniona"

Zmęczona podparłam się ręką o blat, chcąc odpocząć jednak nie było mi to dane. Do lokalu weszła piątka chłopaków, a ja miałam ich obsłużyć. Szykując karty, odwróciłam się w celu, namierzenia grupki chłopców, ale zamiast tego zastał mnie inny widok...  Cała piątka została, oblężona przez tłum piszczących dziewczyn, o co tu chodzi, kim oni są? Czemu te dziewczyny piszczą?
- Meg możesz już iść, ja się nimi zajmę- z uśmiechem spojrzałam na dziewczynę.
- Dziękuję, jesteś wielka- przytuliłam ją w geście podziękowania i oddałam jej karty.
Cały czas zastanawiając się kim oni byli, zdjęłam kelnerski fartuszek i zabrałam swoje rzeczy wychodząc z lokalu.

Idąc ulicami, przemierzałam szarą rzeczywistość. Ludzie co jakiś czas trącali mnie ramieniem, traktując jak śmiecia, a mijające samochody oślepiały swoimi światłami. Szare niebo i dość silny wiatr, co rusz targał moje włosy. Szłam przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Trzy skrzyżowania, cztery ulice, cztery przejścia na pasach, pięć zakrętów i wreszcie dotarłam do upragnionego miejsca. Tu zapominam o swoim życiu i problemach, wszystko przestaje mieć znaczenie. Mijałam dziesiątki chorych ludzi, spacerujących szpitalnym korytarzem. To staruszka, to dziadek, kobieta w ciąży, przyjaciele odwiedzający bliskich... Widząc cierpienie, jakim los obdarzył tych ludzi zapominałam o swoim. Dochodząc do celu, przekroczyłam próg dziecięcego oddziału, a oczom ukazały się chore dzieci. Każde inne i każde chore na co innego. Było mi szkoda ich wszystkich, powinny cieszyć się życiem, bawić z rówieśnikami, a nie spędzać całe dzieciństwo w szpitalu. Ale właśnie taki jest świat, podzielony na chorych i zdrowych. Nikt z nas nie zdaje sobie sprawy, ile każdego dnia umiera dzieci na świecie, ile osób cierpi... Podążałam wolnym krokiem, szukając odpowiedniej sali. Na myśl, że zaraz zobaczę małą, radowałam się. Kataleja ( pisze się "Cataleya") ma 5 lat, jest śliczną dziewczynką, niestety jej rodzice zginęli w wypadku kilka miesięcy temu. Zabrali ją do domu dziecka, ale niedawno wykryto u niej raka płuc. Jest on złośliwy i nie wiadomo czy da się go wyleczyć. Dla niej każdy dzień życia jest na wagę złota, ale mimo wszystko ma energię, jakiej wielu brakuje. Stanąwszy przed odpowiednią salą, pociągnęłam cicho za klamkę i uchyliłam drzwi, wchodząc do środka. Zatrzymałam się, kiedy moje oczy zobaczyły chłopaka o kruczo-czarnych włosach. Dziewczynka zauważając mnie, uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy rozbłysły iskierkami.
- Meg, przyszłaś- jej głos był taki szczęśliwy.
- Obiecałam.
Chłopak odwrócił się, patrząc wprost na mnie. Mimo, że stałam kawałek od niego, dostrzegłam jego piękne brązowe oczy, które teraz przeszywały mnie na wylot. Delikatnie uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów, a moje serce przyśpieszyło. Odwzajemniłam uśmiech czując dziwne uczucie w brzuchu, tak jakby ciepło zalewało mnie od środka.
- Ja... może nie będę... wam przeszkadzać i przyjdę później- chciałam się wycofać, jednak zostałam zatrzymana.
- Nie zostań- poprosiła mała- to jest Zayn, Zayn to jest Meg.
Uśmiechnęłam się i podchodząc do łóżka, podałam Zaynowi rękę. Ucałowałam czółko małej i usiadłam obok.
- Ja już muszę iść, dobranoc Katli (zdrobnienie Kataleja), przyjdę jutro- pogłaskał po włosach małą i spojrzał na mnie- Cześć- rzucił i wyszedł.
- Podoba ci się? - słowa małej, wybiły mnie z zamyślenia.
- Ale kto?
- Zayn, jest ładny, tak jak ty...
- Co ty nie powiesz? - zaczęłam ją łaskotać, a mała głośno się śmiała.
- Megi...
- Tak?
- Nie zapomnisz o mnie nigdy?
- Oczywiście, że nie słonko, co ci przyszło na myśl?
- Kocham cię, będziesz moją siostrą? - zapytała.
- Pewnie skarbie- pocałowałam ją w czoło.
Poprawiłam jej poduszki i ułożyłam do snu, przykrywając kołdrą.
- Przeczytasz mi bajkę?
- Tak.
Położyłam się obok niej i zaczęłam czytać, jednak przed oczami miałam twarz chłopaka, jego melodyjny głos i ten uśmiech, nie dawał mi spokoju. Kim on jest, że jedno spotkanie, a ja nie mogę zapomnieć? Widząc, że Katli już śpi, przytulona do misia, pogłaskałam ją po główce i całują w policzek wyszłam z sali. Szłam korytarzem, zatrzymując się przy gabinecie lekarza. Zamieniłam z nim parę słów, dowiadując się, że jutro dziewczynka będzie miała badania. Zmierzając do wyjścia, wyszłam ze szpitala, mijając trójkę chłopaków, jeden z nich, wyglądał jak Zayn. Nie, to nie możliwe...wydaje mi się na pewno. Dość szybkim krokiem przemierzałam ulicę, wracając do domu. Co jakiś czas odwracałam się do tyłu, bo zdawało mi się, że ktoś za mną idzie. Ulicę były pozbawione życia, totalne pustki, tylko ja i on albo ona. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku, prawie zaczynając biec. Skręcałam w różne ulice, ale owa postać nie odpuszczała. Strach i przerażenie ogarniał mnie całą, nie wiedziałam co robić, do domu miałam jeszcze kawałek. Pośpiesznie wyjęłam z kieszeni telefon, próbując go odblokować.
- Pieprzony kod.
Zaklęłam pod nosem, nie mogąc trafić w literki. Panika narastała w sile, a ciało z każdą chwilą bardziej drżało. Czując kolkę w okolicy brzucha, nie miałam siły brnąć dalej. Byłam bez szans. Objęłam inną strategię i gwałtownie zahamowałam, szybko odwracając się. Jednak nikogo nie było, cisza i ciemność. Chciałam się z powrotem odwrócić, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu...

 / Natalia

środa, 12 lutego 2014

Zayn cz.1 "Miłość jest nieunikniona"

 Zdjęcie Zayn Malik

Chuda i krucha blondynka, której świat się wali. Tak mogę siebie opisać jednym zdaniem, ale zacznijmy od początku. Na imię mam Megan, lecz każdy woła na mnie Megi, nie dawno skończyłam 18 lat, co się wiązało z tym, iż musiałam opuścić dom dziecka. Wiele osób ucieszyła by ta wiadomość, stali się wolni, ale ze mną jest na odwrót. Tam miałam dach nad głową, jedzenie, ludzi, którzy zawsze zamienili ze mną parę słów, a teraz? Jestem sama... Zastanawiacie się co z moją rodziną? Nie mam jej, moja mama zmarła przy porodzie, a tata... on zaczął pić, znęcał się nade mną i gdy miałam 7 lat oddał mnie do domu dziecka. Nie chcę go znać, nigdy mu tego nie wybaczę. A dalsza rodzina? Oni nie chcą mnie znać, nie uznają mnie jako kogoś bliskiego, dla nich jestem obcym człowiekiem.... Jak widzicie, moje życie nie jest za ciekawe, wszystko idzie nie tak, los nie obdarzył mnie szczęściem, ale widocznie tak miało być.

Głośny grzmot obudził mnie z dość głębokiego snu, otwierając zaspane oczy, przekręciłam głowę patrząc na zegarek. Godzina czwarta trzydzieści cztery, za oknem ciemne niebo rozświetlane przez jasne smugi błyskawic. Głośne i przerażające odgłosy, co chwilę huczały w uszach. Nie mając już szans na zaśnięcie zeszłam drewnianymi schodami na dół. Przedostając się do kuchni, zaparzyłam sobie gorącą herbatę i rozkoszując się smakiem i zapachem malin, oddałam się spokoju. Siedząc tak na drewnianym stołku w kuchni, podparta o dłonie patrzyłam w okno, a czas płynął szybko.

*(oznacza odstęp czasu)

- Cześć, myślałem, że jeszcze śpisz? - męski głos rozniósł się po pomieszczeniu, burząc harmonię spokoju.
Spojrzałam w kierunku drzwi, widząc w nich mojego, jedynego przyjaciela. Nick miał 20 lat, poznaliśmy się w domu dziecka, kiedy on osiągnął pełnoletność opuścił sierociniec, a nasz kontakt na dwa lata urwał się. Tego dnia, gdy także opuściłam placówkę, nie mając gdzie się podziać, siedziałam na ławce w parku, przygarnął mnie, a nasza więź... odbudowała się.
- Nie mogłam spać.
- Jesteś głodna?
- Troszkę.
- Idź się ogarnij, a ja zrobię nam coś do jedzenia- posłuchałam i poszłam do swojego pokoju.
Gorące kropelki wody spływały po mym nagim ciele, pozwalając się rozluźnić. Zapach ulubionego truskawkowego szamponu, docierał do nozdrzy. Zakręcając wodę, owinięta w ręcznik, wyszłam z pod prysznica. Stanąwszy przed lustrem dokładnie rozczesałam długie włosy i wysuszyłam suszarką, pozwalając długim, kręconym, blond falą swobodnie opadać na ramiona. Na ciele zagościły czarne rurki, biała bluzka z rękawem 3/4 i biały, zapinany na guziki sweterek. Zeszłam na dół i siadając ponownie na swoim miejscu, zaczęłam zajadać się naleśnikami.
- Co dziś robisz? - zapytał, przerywając ciszę.
- Do 15:00 pracuję, a resztę dnia spędzę w szpitalu.
- Ok ja już lecę, uważaj na siebie.
I tyle było po naszej rozmowie. Widząc, że dochodzi już godzina 8:00, pozmywałam naczynia i pośpiesznie wyszłam z domu, udając się do Nando's.
 Pracowałam tam jako kelnerka, praca trochę byle jaka, ale musiałam jakoś zarobić pieniądze, by dołożyć się do rachunków za dom Nicka. Wchodząc do przepełnionego ludźmi lokalu, przywitałam się z szefem i zakładając fartuszek ( wiecie taki, krótki wiązany tylko w pasie) przystąpiłam do pracy. Latałam od stolika do stolika, przyjmując i podając zamówienia. Czasem dostałam jakiś napiwek, wartości jednego, dwóch funtów, przy dobrym szczęściu, zdarzało się nawet pięć. Zmęczona podparłam się ręką o blat, chcąc odpocząć jednak nie było mi to dane. Do lokalu weszła piątka chłopaków, a ja miałam ich obsłużyć. Szykując karty, odwróciłam się w celu, namierzenia grupki chłopców, ale zamiast tego zastał mnie inny widok....


Cóż jak mówiłam, jest pierwsza część...
Opowiadanie to nie jest nowe, napisałem ja z jakiś rok temu, więc ostrzegam, może nie być dopracowane czy, a nie które akcje wręcz banalne.
Ale może się wam spodoba, a więc następna część jutro...
Love ya...

piątek, 7 lutego 2014

Louis cz.36 "Nauka miłości, nauka bycia razem..."

"Nauka miłości, nauka bycia razem.."

- Błagam cię zostań. Nie odchodź. Odejdziesz ?
Chyba nie kontrolował swoich słów. Głos miał słaby, łamiący się. Oczy miał szklane. O nie będzie płakał. Usiadłam przy nim, obejmując go i głowę przyciskając do jego piersi.
- Odejdę jeśli nie zaczniesz mówić.
Powiedziałam w jego koszulkę, mocniej zaciskając uścisk.
- Zacznę mówić, tylko zostań. Kocham cię.
Czas się zatrzymał, tak jak wcześniej. Tylko chwila i my siedzący na chodniku z kostki granitowej.
- Musimy się jeszcze sporo nauczyć, jeżeli chcemy być razem.- wyszeptałam cicho.
- Wiem, ale zrobię wszystko. Nie mogę cię stracić. Nie pozwolę ci odejść.
Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z efektów rozmowy. Będzie mówił, obiecał mi to. Jego dłoń zaczepiła o pasmo moich włosów, chwytając je delikatnie. Obserwowałam jak ruluje je i zakręca wokoło palca wskazującego, po czym puszcza i znowu. Louieh. Podniosłam oczy ku niebu widząc czarne chmury, przykrywając błękit. Tworzyły grubą pierzynę, ale nie ogrzewały, odcinały jedynie światło. Pobliskie rośliny uginały się do przodu, pod wpływem lekkiego wiatru. Wzięłam głęboki oddech napełniając płuca świeżym i przyjemnym powietrzem.
- Zaraz będzie padało.- zagrymasiłam pod nosem, nie chcąc przerywać tej chwili.
Pojedyncze kropelki wody zaczęły opadać na chodnik i nasze ciała, zderzając się z nimi. Jedna........druga.....trzecia...czwarta..piąta. Nie zdążyliśmy się podnieść, kiedy z nieba spadła ich gromada. Cała fala, jakby ktoś właśnie wylewał nam kolejno wiaderka na głowę. Woda wzdłuż krawężników, spływała do studzienek, a my splatając dłonie, biegliśmy do bramy. Błyskawica przecięła niebo, a za nią popędził głośny grzmot, goniący swoją ukochaną. Ustaliśmy przed drzwiami, jak najszybciej je otwierając. Deszcz spływał z nas, na marmurowe kafelki, pozostawiając okrągłe plamy.
- Co teraz ? Nie możemy się ruszyć bo szkoda zmoczyć ten piękny dywan. - westchnęłam, patrząc na biały puch rozciągnięty przed nami.
- Harry !!!
Louis zawołał, ale jedyne co uzyskał w odpowiedzi to burzowy pocałunek gdzieś za drzwiami. Podskoczyłam, wchodząc w ramiona bruneta, kiedy piorun uderzył jeszcze raz, gdzieś blisko.
- Harry !!!!!!- wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam.
- Co jest ?
Zjawił się w drzwiach po chwili, kryjąc w oczach strach.
- Mógłbyś nam przynieść ręczniki ?- wyprzedził mnie Louis, kierując chłopaka do łazienki.
Nie czekaliśmy długo, kiedy miękki materiał owinął nasze ciała, osuszając trochę z wody. Zdjęłam swoje buty i skarpetki, podwijając nogawki. Jednym ręcznikiem owinęłam włosy, tworząc turban, a drugim osuszyłam stopy, rzucając się biegiem po białym dywanie. Szarpnęłam szklane drzwi, wpadając od razu do łazienki.
- Ej czekaj na mnie !
Minęła nie cała minuta, a przede mną pojawił się niebieskooki, także bez skarpetek.
- Co teraz ?- zapytałam, tworząc nową kałużę na czarnych kaflach.
- Mamy tu szlafroki, założymy je, a później przemkniemy się do sypialni, po nasze ciuchy.
Przytaknęłam, zaczynając zdejmować ręcznik z włosów. Pozbyłam się mokrej koszulki, podobnie jak spodni i pozostając w bieliźnie włożyłam kremowy szlafrok. Mmmm.... jaki milusi. Otwierając drzwi, nie spostrzeżeni udaliśmy się na piętro, zamykając się w sypialni. Skąd w ogóle są tu nasze torby ? Wyciągnęłam ze swojej parę białych skarpetek i koronkową bieliznę. Patrząc, że Louis jest odwrócony, ściągnęłam majtki, naciągając suche. Włożyłam skarpetki i pudrowe leginsy. Rozwiązałam sznurek szlafroku i zsunęłam go z ramion, kładąc na łóżku. Rozpięłam stanik, pozwalając by opadł na ziemię, ale nie doczekałam się żadnych odgłosów. Odwróciłam się do tyłu, widząc promienną twarz bruneta. Szybko zakryłam piersi, czując jak pieką mnie policzki. Pewnie przypominam buraka.
- Ładny pokaz mi urządzasz skarbie.
Wyszeptał, przygryzając skórę mojej szyi.
- Odwróć się. Proszę.
- Ale nie ma się czego wstydzić, masz piękne ciało kochanie.
Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, teraz wyglądam jak, góra buraków.
- Louis. Proszę.
- Dobrze, dobrze.- powiedział ze śmiechem odwracając się.
Szybko zapięłam świeży stanik, naciągając na barki ramiączka.
- Starczy.- nie zdążyłam zaprotestować, kiedy odwrócił się do mnie twarzą.- Mmm... jak apetycznie wyglądasz, akurat jestem bardzo głodny. Byłabyś idealnym pierwszym, drugim daniem i deserem.
Przybliżył swoją twarz do mojej, chwytając moje nadgarstki i smakując moich ust. Zaśmiałam się dźwięcznie, widząc jak jego podniecenie wzrasta co raz wyżej.
 
- Hmm... przykro mi, ale teraz mnie nie zasmakuje, mamy gości.
Zaśmiałam się, naciągając na siebie czarną bluzę, wkładaną przez głowę.
- Idziemy.
Pociągnęłam go z miejsca, wyrywając tym samym z szoku....

***
 
-Wszystko gotowe- zakomunikował Niall, zaglądając w przygotowane przez nas miski.
Porozkładałyśmy upieczone mięso na półmiskach, przygotowując jeszcze trzy sałatki. Zaniosłyśmy z dziewczynami jedzenie do salonu, kładąc je na stoliku, obok narożnika. Usiadłam na ziemi na kocach obok Louisa, opierając się na stosie poduszek. Wszyscy umiejscowili się w tych samych pozycjach, gotowi do naszego seansu filmowego.
- Co oglądamy ?- szepnęłam do Louisa, kiedy Lokers włączał film.
- Horror.
To umarłam. Nie znoszę Horrorów, sram w majty, już na starcie. Film się zaczął, a z głośników wydobyła się potworna melodia...
Jezu, nie idź tam ! Nie idź ! Krzyczałam w myślach na dziewczynę, która kierowała się ku ciemnemu lasu. Podskoczyłam na miejscu, przesiąknięta strachem. To dopiero początek, a ja nie wiem jak, ale siedzę na kolanach bruneta, wtulona w jego ramię. Film mija szybko, a ja czuję się bezpiecznie w jego ramionach, chociaż moje ciało drży.
- Zamieszkam tu z tobą.- powiedziałam chłopakowi na ucho, całując w policzek.
Wydał z siebie dziewczęcy pisk radości, ale szybko ucichł. Zaśmiałam się zamykając oczy. Mieszkam tu teraz. Nasz dom....

***
~5 miesięcy później~

-Ale mamo, wszystko jest dobrze.- zapewniłam rodzicielkę, schodząc po schodach.
Szczerze jest lepiej niż kiedykolwiek.
- Nie mamo, nic nam nie trzeba.
Przewróciłam oczami, słysząc to pytanie od niej niemal codziennie.
- Do zobaczenia mamuś, też cię kocham.- westchnęłam cicho przerywając połączenie.
Schowałam telefon do kieszeni przetartych jensów, wchodząc do salonu. Mój mężczyzna siedział już na kanapie, czekając na mnie. Zajęłam miejsce obok, przyklejając się do jego torsu, niczym rzep. Oplótł mnie szczelnie ramieniem, dając słodkiego buziaka ze słonym posmakiem popcornu.
- Kocham cię.
- A ja ciebie.- odrzekłam, trwając z ustami, przyciśniętymi do jego.
Film się zaczął, a my pochłonięci jedną z akcji, trwaliśmy w swojej własnej bańce, za plecami mając mały kawałek świata, idący spać. Słońce już niemal w całości zatopione, spoglądało spod rzęs na księżyc, zajmujący swoje stałe miejsce. Kwiaty i drzewa delikatnie się kołysały, tulone przez wiatr do snu. Jest dobrze, jest lepiej niż dobrze, jest lepiej niż kiedykolwiek. Louis nauczył się mówić mi o wszystkim, a ja nauczyłam się cierpliwości do niego. Mam w nim wiarę, nadzieje i darze najsilniejszym uczuciem miłości.
- Ale ja naprawdę mocno cię kocham.-szepnął.
- Tak Louis, ja też naprawdę mocno cię kocham.
Najsilniejsze uczucie miłości.

Tak już zostanie.... do samego końca. My na zawsze razem. Louis and Heyley ...
 
The End.
 
I mamy koniec kochani.. no cóż, jak widzicie zakończyło się szczęśliwie.
Jakoś nie mogłam jej źle zakończyć ^^
Prawdziwy tytuł tego opowiadania to "Dangerous Love" to tak tylko mówię.

TERAZ WAŻNE
ZAMIERZAM ZACZĄĆ PUBLIKOWAĆ TU KOLEJNE OPOWIADANIE, TYM RAZEM BĘDZIE O ZAYNIE, PIERWSZA CZĘŚĆ POJAWI SIĘ LADA DZIEŃ.
ACH....
 I NAJWAŻNIEJSZE
OGROMNE PODZIĘKOWANIA DLA WAS ZA SIEDEM TYSIĘCY WEJŚĆ !!!!!!
DZIĘKUJĘ !!!!!!!!!!!

Louis cz.35 "To nie ja jestem tobą... nie potrafię trwać w niepewności"


"To nie ja jestem tobą... nie potrafię trwać w niepewności"

Piosenka

Moja kamienna twarz nie wyrażała nic, ale jego wyrażała wszystko. Zmieszanie, smutek, radość, ale najbardziej widoczny był strach. Cofnęłam się jeden krok, zaciągając się powietrzem. Nie byłam załamana, raczej wkurzona. Z ruchu warg wyczytałam, że chyba przeprasza złodziejkę chłopaków i idzie w moją stronę. Zacisnęłam pięści, niecierpliwie czekając, aż stanie przede mną.... Przygotowana regułka, którą chciałam mu wykrzyczeć, uleciała nagle z głowy. Zapanowała pustka, a ja przebieram w myślach, szukając odpowiednich słów. Nic. Jednak nie zamierzam milczeć. Jest co raz bliżej, a złość narastająca we mnie przykrywana jest kocem smutku. Nagle to co postanowiłam kilka minut temu na ławce, poddawane jest jeszcze raz analizie mózgu. Wątpliwości. Dzieliły nas dwa kroki, kiedy stanął przede mną. Oboje milczeliśmy, wpatrując się w siebie. Zwęziłam oczy, chcąc by poczuł się chociaż raz tak, jak ja kiedy jest wściekły. Dokładałam wszelkich starań, by mój wzrok był jak najbardziej groźny. Serce waliło jak oszalałe w mojej piersi, ale oddech był tego zupełnym przeciwieństwem. Spokojny, opanowany. Ciało chodź raz grało ze mną w jednej drużynie. Nawet podświadomość stała obok mnie w skupieniu patrząc, oszczędzając zbędnych komentarzy. Wyciągnął rękę, ale ja się cofnęłam. Nie ulegnę jego dotykowi. Teraz i tu, mam wreszcie tyle siły by wszystko z nim wyjaśnić. Mam siłę, by krzyczeć, walczyć i szczerze rozmawiać.
- Hey to wszystko nie tak...- wypowiedział cicho, zbyt cicho.
Hah. Każdy tak mówi, oklepane słowa.
- Wytłumaczę ci to, ona....
- Louieh !- owa dziewczyna krzyknęła na pół ulicy za nim.
Tylko ja tak mówię. Zacisnęłam dłonie w pięści, zwężając jeszcze bardziej oczy, a usta z całej siły zaciskając. Zabiję go ! Zabiję go i ją ! Tak do kompletu.
- Poczekam u ciebie w kuchni ! - chłopak kiwnął wracając wzrokiem na mnie.
Zmieniłam zdanie. Zabije siebie ! Jak na zawołani ulicą zaczęła jechać ciężarówka. Patrzyłam na nią, widząc w niej zbawienie. Długie światła odbijały się w moich oczach, ale nie oślepiały mnie. Przednia oś ciężko toczyła się po ulicy. Nic by ze mnie nie zostało. Auć. Zrobiłam krok do ulicy wracając wzrokiem na Louisa. Stał w stanie szoku, patrząc co robię. Pojazd przejechał obok nas, a ja żyje. Nie potrafię jeszcze tego zrobić. Najpierw rozmowa.
- Hej, wszystko w porządku ?- ten sam głos co na tamtej ławce.
Podniosłam wzrok widząc chłopaka około 23 lat, był skupiony na mojej twarzy. Atrakcyjny. Miałam ochotę zrobić na złość Louisowi i gdzieś z nim pójść, zrobić coś co by go zabolało, jednak za bardzo go kocham. KOCHAM LOUISA !!!! Wybuchłam nową falą płaczu, kierowaną głownie złością. Jestem wściekła.
- Zrobił ci coś piękna ?- zadał ponowne pytanie.
Chwilę później leżał pod moim nogami, a z jego nosa sączyły się stróżki krwi. Louis stał równie wściekł jak ja, z pięścią w górze. Fala gorąca zalała moje ciał. Brunet znowu jest groźny, wróciło jego stare oblicze. Zadał mu kolejny cios, a ja rzuciłam się chłopakowi na ratunek, odsuwając Louisa od  niego i pomagając wstać.
- Nie waż się więcej do niej zbliżać, rozumiesz gnoju ?!
Chłopak uciekł, a ja cofając się kilka kroków w tył dla bezpieczeństwa, stałam z nim twarzą w twarz.
- Podoba ci się ?! - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Jego szczęka był napięta, a kości policzkowe wyraźnie zarysowane.
- Co ?
- On, lecisz na niego!
Co kurwa ?!
- Louis to nie ja jestem tym co pieprzył pół miasta !
Upss.. powiedziałam to. O cholera ! Powinnam uciekać zabije mnie. Jego oczy są czarne, a pięści zaciśnięte.
- Heyley ta dziewczyna to moja siostra.- powiedział szybko i spokojnie przecinając tymi słowy, jak ostrzem ciszę.
Był spokojny, za spokojny.
- Nie obchodzi mnie Louis kim jest! Wiesz jak ciężko jest z tobą wytrzymać ? Nie wiem o czym myślisz, twoje nastroje zmieniają się w przeciągu kilku sekund ! Raz jesteś łagodny i delikatny, a za chwilę wściekły, że aż zabijasz. Boje się ciebie w niektórych momentach, boje się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem czy mnie za to nie uderzysz ! Nic nie mówisz mi o swoim życiu, o sobie. Nie wiem kim, kto dla ciebie jest ! Nie wiem z kim się pieprzyłeś, z kim byłeś ! Więc nie dziw się, że jestem wściekła albo załamana, kiedy widzę cię blisko z kobietą! Bo mam dziwną obsesje, że to jedna z twoich byłych! Powiedziałeś mi o swoim dzieciństwie, ale to nie wiele tłumaczy... tylko twoją agresje i nie do końca. Chcesz, żebym z tobą zamieszkała, ale ja nie potrafię tak z tobą żyć ! Kocham cię Louis ponad wszystko, ale męczę się twoim zachowaniem. Nie potrafię dłużej tego ciągnąć przykro mi.
Zaciągnęłam się powietrzem, ocierając dłonią swoje łzy. W końcu odważyłam się mu wszystko powiedzieć. Jego twarz wyrażała ból, zraniłam go, ale byłam szczera.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził Hey. Nigdy nie podniósłbym na ciebie ręki. Opowiem ci wszystko o mojej przeszłości, ale potrzebuję trochę czasu. Kocham cię. Odejdziesz teraz ?
Był zupełnie rozdarty. Złamałam Louisa. Jego wargi drżały, nie wiem czy z szoku czy z powstrzymywanych łez.
- Powinniśmy...
- Proszę zostań ze mną. Proszę zostań. Nie zostawiaj mnie. Proszę zostań ze mną. - powtarzał te słowa, powoli siadając pod murowanym płotem jego domu. - Błagam cię zostań. Nie odchodź. Odejdziesz ?
Chyba nie kontrolował swoich słów. Głos miał słaby, łamiący się. Oczy miał szklane. Och. Będzie płakał. Usiadłam przy nim, obejmując go i głowę przyciskając do jego piersi.
- Odejdę jeśli nie zaczniesz mówić.
Powiedziałam w jego koszulkę, mocniej zaciskając uścisk.
- Zacznę mówić, tylko zostań. Jesteś wszystkim.....

louis tomlinson One Direction take me home tour actual angel

Następna jeszcze dziś wieczorem :D
 

Louis cz.34 "Podjęte decyzje nie zawsze są dobre.. stare czyny wracają stając obok, ból jest zawsze blisko"

"Podjęte decyzje nie zawsze są dobre.. stare czyny wracają stając obok, ból jest zawsze blisko"

- Musisz poznać naszych sąsiadów, którzy z pewnością będą u nas stałymi bywalcami. Myślę, że czekają już przed domem.
Ucałował kąciki moich ust, ciągnąc delikatnie za sobą. Przedostaliśmy się przez szklane drzwi, a później przez wejściowe. Czekali. O nie.... oni.... nie wiem czy powinnam płakać czy się śmiać. Chyba jedno i drugie.... Ale jak to możliwe, to śmieszne.
- Cześć twojego życia będzie z tobą tu.- wyszeptał mi do ucha brunet.
Spragniona jej bliskości rzuciłam się biegiem przed siebie, zbiegając po trzech stopniach i biegnąc chodnikiem prosto w jej ramiona. Oplotłam ją rękoma, z całych sił ściskając.
Serce chciało wyrwać się z piersi, a powieki nie potrafiły tamować łez. Tyle się wydarzyło, tak wiele przeżyłam w ciągu tygodnia, radość, smutek złość, nie potrafię opisać, jak się teraz czuję. Chcę utonąć w jej ramionach i trzymając mocno Louisa za rękę zniknąć z tego świata. Nigdy więcej nie chcę się tak czuć, czuć tak, jak teraz. Wiatr zawiał mocniej osuszając trochę policzki.
- Tęskniłam.
Jedno słowo, a włożyłam w nie wszystko, całą swoją gorycz, całą radość, wszystko. Nie trzeba więcej mówić. Słowa są zbędne. Dłoń. Męska dłoń na moich plecach. Harry. Oderwałam się od ciała dziewczyny, przytulając na powitanie lokowatego.
- Hej wybaczcie spóźnienie.
Odwróciłam się, szukając źródła wypowiedzianych słów. Zdyszany chłopak, pochylał się obok Louisa, podpierając dłonie o kolana. Oddech miał ciężki, ale szeroki uśmiech odciągał od tego uwagę.
Wierzchem dłoni otarłam policzek, przenosząc swoją uwagę na dziewczynę obok blondyna. Rude, pofalowane włosy opadały na ramiona, żarząc się w promieniach słońca. Niebieskie oczy raziły przyjaźnią, piegowate policzki i małe, acz pełne usta. Smukła sylwetka i długie nogi, których nie jedna z pewnością jej pozazdrości. Jej jest śliczna.
- Hey to mój kumpel Niall, a to jego dziewczyna Natalie.
- Miło mi was poznać.
Wyciągnęłam nieśmiało w ich stronę rękę, obawiając się odrzucenia. Dzięki bogu, Niall radośnie uścisnął moją dłoń, a dziewczyna widocznie ożywiona, wyrwała się do przodu, zatapiając moje ciało w swoich ramionach.
- Będziemy sąsiadkami. - pisnęła wesoło.
Tak, być może. To właśnie ten problem, chcę tu mieszkać ? Wyplątałam się z jej ramiona, uśmiechając szeroko i cofając kilka kroków do tyłu. Stanęłam koło Pauline, wciągając najciszej jak potrafiłam powietrze do płuc. Przysłuchiwałam się jak ożywiona para, prowadzi żwawą rozmowę z Harrym i Louisem. Oddalałam się od nich, tracąc kontakt ze światem. Stałam pochłonięta przez czarną dziurę w moim umyśle. Błądziłam między myślami, gubiąc się we własnym ciele. Oczy wlepione w jeden punkt, w dom, który stanowił problem. Czemu nie potrafię się z tego cieszyć ? Tak pewnie zrobiła, by każda dziewczyna na moim miejscu. Czemu strach jest silniejszy od wszystkich innych uczuć ? Strach ? Przed czym tak właściwie? Nie potrafię zrozumieć siebie, a powinnam. Chcę płakać. Czuję, że to by mi pomogło. Niewidzialny krąg zatacza się wokół mnie, zamykając się i zabierając powietrze. Oczy zaczęły mi się szklić, zamazując obraz. Wytrzymaj Hey, graj. Wytrzymaj.. powtarzałam to sobie niczym swoją mantrę. Duszę się.
- Zabierz mnie stąd... błagam.
Wyszeptałam nabrzmiałym od powstrzymywanych łez głosem do przyjaciółki. Spojrzała na mnie nie rozumiejącym wzrokiem, dostrzegając w moich oczach walkę. Duszę się.
- Heyley, chodź na chwilę ze mną, mam dla ciebie list od mamy, dam ci.
Wypowiedziała głośno, trochę za bardzo. Spojrzenia utkwiły w nas, a ja kiwając, pośpiesznie ruszyłam z miejsca. Nogi rwały się do biegu, a powstrzymywanie ich było ciężkie. Duszę się. Wyszłyśmy za bramę i mijając róg ogrodzenia, zaczęłam biec. Nie wiem gdzie... nie wiem po co...nie potrafiłam się zatrzymać. Co się ze mną dzieje ? Ramiona brunetki, mocno oplatają moje ciało zatrzymując mnie w miejscu. Puszczają wszystkie tamy, wszystkie zapory, a łzy spływają po moich policzkach. Głośne szlochy słyszane są chyba w całej okolicy, kiedy ja bez opamiętania ryczę. Potrzebuję tego. Bezsilna wtulam głowę w jej ramię, mocząc tym samym śnieżno-białą koszulkę.
- Pauline, Heyley ?
Natalie i Niall zbliżali się w naszą stronę. O nie ! Błagam !
- Ja się nimi zajmę, nie rób nic głupiego.
Głupiego ? Co ja mogę zrobić głupiego ? Rzucić się z mostu ? Mają tutaj most ? Ale po co, nie chcę zostawiać Louisa. Chociaż to mogłoby okazać się rozwiązaniem na wszystkie problemy...
- Hey my idziemy na grilla u was, jak zadzwonisz do mamy to przyjdź.
Krzyknęła porozumiewawczo brunetka i pociągnęła dwójkę za sobą. Podążyłam kawałek dalej, zajmując ławkę otoczoną trzema masywnymi dębami. Podkuliłam nogi pod brodę, siedząc tyłem do wszystkiego, do domu, do ulicy, do ludzi, do świata. Łkałam cicho, zaciskąjąc mocno zęby. Czas podjąć decyzje. "No w końcu przestałaś smarkać i mówisz do rzeczy" moja podświadomość krzyknęła, kręcąc z irytacją głową. Zamknij się, wysyczałam do niej w myślach. Może powinnam odejść od Louisa ? Nie ! To odpada ! Zaczęłam wyć jeszcze głośniej, rozluźniając wszystkie napięte mięśnie. Mijały minuty, a ja zaczynałam czuć ulgę. Namacalna ulga ogarnęła moje ciało. Czułam lekkość na duszy. Błogą lekkość.
- Wszystko dobrze ?
- Tak- wysyczałam z wrogością, nie odwracając się do rozmówcy.
Zapanowała cisza, więc chyba odszedł. Wszystko dobrze, dobrze... Podjęłam decyzję. Zabrałam wszystkie swoje siły, podnosząc się z ławki. Łzy dalej spływały po policzkach, wypełniając usta słonym posmakiem. Szłam chodnikiem, prosto mijając próg, patrząc w ziemię. Przęłknęłam gulę, która narosła w moim gardle, podnosząc wzrok. Oczy napotkały Louisa z jakąś panienką. Co ?! On i ona... śmieją się, są tacy weseli. Serce zaczęło płakać, a ja stałam w miejscu. Kolejny raz to się dzieje... Przytulił ją tak, jak przytula mnie. Czuje coś do niej, nie da się temu zaprzeczyć. Brunet podniósł wzrok zauważając mnie. Moja kamienna twarz nie wyrażała nic, ale jego wyrażała wszystko. Zmieszanie, smutek, radość, ale najbardziej widoczny był strach. Cofnęłam się jeden krok, zaciągając się powietrzem. Nie byłam załamana, raczej wkurzona. Z ruchu warg wyczytałam, że chyba przeprasza złodziejkę chłopaków i idzie w moją stronę. Zacisnęłam pięści, niecierpliwie czekając, aż stanie przede mną....

/Natalia
 

sobota, 1 lutego 2014

Louis cz.33 "Niespodzianki sprawiają ból..."



"Niespodzianki sprawiają ból..."

Wszędzie woda, spokojna. Nie widać lądu.
- Możemy płynąć, chodź do mnie.
Stanęłam, jak poprzedniego dnia przed Louisem, trzymając stery. Pędziliśmy goniąc za słońcem. Sunąc gładko i szybko po wodzie. Wiatr we włosach. Yeeaa, jak cudownie.

***
 
- Niespodzianka !!!
- Co ?!.. Ale... nie wiem o co ci chodzi.
Przyznałam patrząc nie widzącym wzrokiem przed siebie.
- Poczekaj podpłyniemy bliżej.
Katamaran zbliżał się do wybrzeża. Domki rozsiane jednym pasem, wznosiły się nad lazurową taflą wody. Bujna roślinność w odcieniach lata oplatały swymi ramionami całą zatokę. Zielone liście przeplatane z kwiatami, piękne.
  Domy bogato budowane, wygląda na to, że mieszkają ty zamożni ludzie.
- Spójrz teraz, widzisz ten dom w odcieniu grafitowym, porośnięty przy wejściu różami. Na wprost nas, oddalony trochę od pozostałych.
- Widzę...
Uśmiechnęłam się, wygląda ślicznie. Wiśniowy dach, pasuje do grafitowego koloru domu i zgrywa się z różami o różowym odcieniu.
Ładny, zadbany, rozległy i krótko ścięty trawnik, zraszany jest w tej chwili prze wodę. Jej.. robi wrażenie samo patrzenie na to wszystko.
Nie. Stop. Co to ma do rzeczy ?
- Nadal nie rozumiem o co chodzi i co to za niespodzianka.
- Rodzina, ta co mnie zaadoptowała, oprócz tego Jachtu, podarowała mi sporą sumę pieniędzy. Uważałem, że są mi nie potrzebne, więc leżały w banku nie ruszane. Ja sam trochę zarabiałem i też wpłacałem. Dwa miesiące temu, zupełnie przypadkiem znalazłem list od ojca. Napisane było w nim, że wierzy w to, że kiedyś znajdę kogoś kto będzie znaczył dla mnie więcej niż wszystko. A ta spora suma, przeznaczona jest na start nowego życia. Nie zrozumiałem o co mu chodziło, aż do tamtego incydentu z zabójcami. Nowym życiem jesteś właśnie ty. Kupiłem ten dom, chcę w nim zamieszkać razem z tobą.
O żesz!
-Louis...
Zaczęłam, ale nie pozwolił mi mówić.
- Jest twój. Jeżeli nie chcesz w nim ze mną zamieszkać, zamieszkaj sama albo sprzedamy i kupimy inny jeżeli ci się nie podoba. Nie chcę żyć bez ciebie. A wszystko co moje, chcę, żeby było twoje.
Cholera! Cholera! Cholera! Chyba nie jestem na to gotowa. "Idiotko przyjęłaś jego oświadczyny, myślałaś, że dalej będziecie się tylko spotykać?” moja podświadomość obudziła się do życia, stając obok i kiwając na mnie z pogardą. Ma rację.
- Louis, ja... gdzie my jesteśmy ?
- To miejsce w zasadzie nie ma nazwy. Jesteśmy w zatoce oddalonej o 50 km od Bournemouth. Nie wiele osób wie o tym miejscu. Tylko bogacze.
- To około 3 godziny od Londynu. Dla mnie daleko. Jest pięknie, ale nie mogę zostawić mamy samej, po za mną nie ma nikogo. Nie da rady sobie sama.
Tak bardzo bolała mnie ta myśl i to, że ranię teraz chłopaka odmową. W moich oczach zaczęły się zbierać nie proszone łzy, pragnące ujrzeć światło dzienne. Usta poczuły metaliczny smak krwi. Z nerwów przegryzłam wargę, jednak ból, który powinnam poczuć był zagłuszany tym w sercu.
- Hej Heyley chciałem, żebyś była szczęśliwa, nie chcę żebyś płakała. Twoja mama to silna kobieta, znacznie silniejsza niż ci się wydaje. Ale nie będzie sama.
- Jak to ?
- Moi rodzice nie są zapatrzonymi w siebie samolubami, są bardzo życzliwi. Zgodzili się pomóc twojej mamie i przez ten czas, kiedy my tkwiliśmy w tamtym domu, moja matka, zaprzyjaźniła się z twoją. Nie mówiłem ci, ale odzyskałem z nimi kontakt.
O cholera! To, aż tak daleko zabrnęliśmy ?
- Nie myśl teraz o mamie, pomyśl o nas, proszę. Nie chcę cię stracić, nie odchodź proszę.
Co?! Louis nie! Nie odchodzę !
- Nigdzie się nie wybieram, chcę zostać przy tobie. Chodźmy obejrzeć ten dom.
W co ja brnę? Robię mu nadzieję. Jestem gotowa to zrobić ? Jestem gotowa zamieszkać z dala od wszystkich ? A Pauline ? A Chery ? Mam je zostawić ? A praca ? .... Mama ? Nie potrafię. Zaciągnęłam się garścią powietrza, uspokajając zamęt w swojej głowie. Dobiliśmy do pomostu, przy którym jakiś facet zajął się Jachtem. Chwila ! Stop! Ja go skądś znam. A może wydaje mi się? Nie ważne. Podążaliśmy ścieżką ułożoną z szarej kostki brukowej, otoczoną zieloną roślinnością. Jej jest urocza i bije z niej jakaś dziwna siła. Mijaliśmy zakochane straszę pary, podążające za rękę, kierując się w ciąż w górę.
- Jesteśmy prawie.
Wyszliśmy na główną ulicę, podążając na jej drugą stronę. Wpisał jakiś kod, a brama rozsunęła się, ukazując ten idealny trawnik. Brunet mocniej ścisnął moją dłoń w strach przed....... moim odejściem ? Nie rozumiem tego. Jest zmienny, jego nastroje są zmienne. 30 minut temu było dobrze, wyszliśmy i jest nie dobrze. Wrrrr...
- Louis ?
Stanęłam w połowie drogi do drzwi. Szarpnęłam go za rękę, obracając twarzą do siebie. W oczach widziałam ból. Czemu ? Wiem, że zabolało go to, jak zareagowałam na niespodziankę, ale przecież chcę obejrzeć ten dom.
- O co chodzi ?
Jest taki milczący.
- O nic.
- Lou proszę. Kocham cię, zgodziłam się wyjść za ciebie. Ja nie odejdę, myślisz, że dałabym radę żyć bez ciebie ?
Czuje się jakbym mówiła do dziecka, które nic nie rozumie.
- Spójrz na mnie błagam.
Widziałam, jak walczy ze sobą. Nie chciał tego robić, krążył wzrokiem wszędzie, byle nie patrzeć na mnie. Auć... boli. Naprawdę nie rozumiem.
- Spójrz.
Zebrałam się na ostatnie słowo. Opuścił głowę, patrząc w moje oczy. Wspięłam się na palce, cmokając jego usta. Zatrzymał mnie przy sobie pogłębiając pocałunek. Obejmował mnie ciasno w tali. Nasze ciała były złączone, napierając na siebie. Brakowało mi tchu, ale nie chciałam przerywać, chciałam więcej.
- O nie... szybko.
Wymruczał mi do ust, ciągnąc pośpiesznie za sobą. Ale czemu ? Co z naszą chwilą ? Iiii... znam już odpowiedź na pierwsze pytanie. Nasze ciała zostały schłodzone po dużą dawką chłodnej wody. Zaczęliśmy uciekać przed zraszaczem, a przestrzeń wypełniały nasze śmiechy. Jest już w porządku.
Weszliśmy do środka domu, a ja od razu stanęłam jak wryta. Wielki hol wypełniały stonowane kolory beżu i kremu. Szklane, dwu skrzydłowe drzwi, oddzielały to pomieszczenie od zapewne salonu. Ogromny, kremowy, włochaty dywan, leżał u mych stóp, a na ścianach wisiały zdjęcia rodziny Louisa i rodziny mojej. Puline, Harry, Chery, jakiś blondyn z rudowłosą niewiastą. Skąd to wszystko. Przecież chłopak był cały czas przy mnie. Jak to zrobił do cholery ?
- Chodź dalej.
Przeszłam przez drzwi do otwartego na inne pokoje salonu. Kolor kości słoniowej pokrywał wszystkie jego ściany, nadając mu spokój. Kominek z przydymionej, brązowej cegły, wielki biały narożnik w kształcie "L" i dwa białe fotele. Szklany stolik do kawy, obrazy przedstawiające coś i nic jednocześnie. Jedna zewnętrzna ściana ze szkła.... Wow. Widać stąd całą zatokę, łącznie z katamaranem. Mogłabym codziennie podziwiać ten widok, jeżeli bym się zgodziła. Słońce chylące się ku zachodowi, zanurzające swój blask w spokojnym oceanie.
- Podoba ci się ?
- Tak.. jest..
Wyszeptałam, ale nie dokończyłam, bo brakło mi słów. "Chcesz tu zostać, nie oszukuj się" moje podświadomość kolejny raz tego dnia syczała na mnie.
- Chodź wyjdziemy na taras.
Podążyłam za chłopakiem, stając na zewnątrz. Muszę pozbierać szczękę z podłogi... Przed nami na lewo rozciągała się łąka z wysoką trawą i zbożem ? A na prawo trawnik, w oddali Altanka idealna na grillowanie. I ten widok. A wszystko należało do Louisa. Oparłam się o jedną z marmurowych, piaskowych kolumn, które podtrzymywały zadaszenie tarasu. Po bokach wznosiła się lawenda w doniczkach... o rety uwielbiam ten kwiat.
- Musisz poznać naszych sąsiadów, którzy z pewnością będą u nas stałymi bywalcami. Myślę, że czekają już przed domem.
Ucałował kąciki moich ust, ciągnąc delikatnie za sobą. Przedostaliśmy się przez szklane drzwi, a później przez wejściowe. Czekali. O nie.... oni.... nie wiem czy powinnam płakać czy się śmiać. Chyba jedno i drugie....