niedziela, 27 października 2013

Louis cz.18 "Rozumiem po co kij, ale nie uciekam. Nie potrafię też patrzeć w twoje oczy. Zostawiłeś mnie.."

"Rozumiem po co kij, ale nie uciekam. Nie potrafię też patrzeć w twoje oczy. Zostawiłeś mnie.."

Krokodyle łzy co raz rzewniej wypływały. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że jego słowa są jak ostrze ?
- Ja naprawdę nic do niej nie czuje i podczas pocałunku nic nie czułem. Do nikogo nie żywię takiego uczucia jak do ciebie. Czemu mi nie ufasz ?
- Zaufałam już zbyt wiele razy! I co ?!- wycedziłam przez zęby, nabierając siły i ponawiając próby wyszarpnięcia.
- Nie wypuszczę cię, nie szarp się. Heyley przestań !!!! Kocham cię.
Co ? Przestałam. Zamarłam. Nie oddychałam.
- Nikt nigdy nie usłyszał tych słów, poza moją matką i siostrą, Hey. Nie jesteś mi obojętna.
Wzrok wbijałam przed siebie, w jego klatkę zakrytą czarną koszulką. Nie wiem czemu, ale wierze, że mówi prawdę. Co mam teraz zrobić ?
- Wyjdź, proszę. - wymamrotałam cicho.
Odpuścił. Wyszedł. Opadłam na łóżko zanosząc się jeszcze większym płaczem.
 Powinnam się cieszyć ? Cholera! Czemu to taki trudne ? Do uszu doszedł głośny huk, jakby niebo runęło na ziemię. Później kolejny. Tłuczone szkło. I kolejny. Podniosłam się z łóżka i nie pewnie zeszłam po schodach. Louis, wpadł w szał. Rzucał wszystko o ziemię. Wszystko ze stołu, szafek... Był agresywny. Usiadłam na trzecim schodku od dołu i przyglądałam się temu. Rozumiem po co kazała mi wziąć kij. Do samoobrony. Do obrony przed agresją chłopaka. Do obrony przed Louisem. Zamknęłam oczy, widząc jak szklany talerz leci w moją stronę, roztrzaskując tuż pod moimi nogami. Kawałki szkła poleciały w różne strony, kilka z nich trafiło mnie.  Nie uciekłam. Bałam się, ale nie uciekłam. Wzięłam głęboki oddech, a później kolejny. Hałas ustawał, ale nie otwierałam oczu. Poczułam jak oplata mnie ramieniem, przyciągając do siebie. Siedział tuż obok i słyszałam jak w tej ciszy, bije jego serce.
- Przepraszam.- wyszeptał.
Był delikatny, łagodny. Zupełnie inny. Otworzyłam oczy podnosząc wzrok na jego twarz. Nie dałam rady. Jego oczy wciąż mroziły, wyraz twarz nic nie wyrażał. Podniosłam się, chcąc odejść, ale mnie zatrzymał. Mimo, że stałam stopień wyżej, przewyższał mnie. Chwycił mój podbródek i poczułam jego wargi na swoich. Były miękkie. Ciepłe. Delikatne. Każdy ruch wykonywał nie pewnie. Wyjątkowo...
- Mam jeszcze szansę ? Wybaczysz mi ?
Milczałam.


~ Oczami Louisa ~

Nic nie mówiła. Nie odpowiedziała. Milczała. Tracę nadzieje, ale nie poddam się. Zawsze dostaje to czego chcę. Więc czemu nie mogę mieć jej ? Czemu ona musi być tak cholernie inna ? Nieosiągalna. Wszystkie kobiety ciągną do mnie, jak ćmy do światła. A ona ? Jest na mnie odporna. Uśmiechnęła się. To znaczy, że tak ? Potraktuje to jako zgodę.
- Musisz to posprzątać.- spokojny ton, przez, który przedzierał się strach.
Przypomniały mi się jej oczy, kiedy jeden z talerzy poleciał w jej stronę, roztrzaskując się tuż pod nogami. Ułamek sekundy. Przerażenie. Jednak nie uciekła...
- Posprzątam.- dorównałem jej spokoju.
Zaskoczenie, była zaskoczona. Czyli bała się, jak zareaguje na jej słowa. Bała się, że wpadnę w podobną furie. Oplotłem jej ciało w swoje ramiona.
 
Była taka chuda i krucha. Jej serce biło jak szalone, czułem jak obija się o jej żebra i wywołuje lekki nacisk na moją klatkę. Oddaliłem się od niej, stąpając między miliardami kawałków szkła i porozrzucanych rzeczy. Odwróciłem się, nie było jej. Serce się zezłościło, natychmiast odczuło brak jej widoku...


~ Oczami Heyley ~

Jak zeszłego wieczoru, nakryłam się bluzą, zamykając oczy. Potrzeba uspokojenia się, uspokojenia rozszalałego serca. Ciało drżało dłuższą chwilę po przeżyciach, jakich doświadczyło. Głęboki oddech i sen wkradający się na powieki. Cisza i Sen.

    ***

Ciało opadło na miękką pościel, a oczy rozchyliły się. Inne łóżko, inne ściany, inny pokój. Uścisk oplatający mój brzuch i przyciąganie. Zostałam przyciągnięta do czyjegoś torsu. Ciepła kołdra przykryła moje ciało, dając przyjemne uczucie. Sen ? Poruszyłam się nie co, wywołując obrócenie na plecy. Louis.
- Nie mogę pozwolić byś marzła, przykryta cienką bluzą.
Opieka, obdarzył mnie opieką. Jego ciepłe wargi dotknęły moich. Spokojne, delikatne muśnięcia, zostały pogłębione. Jego język prosił się o pozwolenie wejścia. Rozchyliłam lekko usta, a on wtargnął, rozpoczynając swoją namiętną grę. Pieścił moje podniebienie i język. Trudno powiedzieć co czuję. Błogi stan. Duże dłonie jeździły po moim brzuchu, dostarczając przyjemne fale ciepła mojemu ciału. Przerwał. Patrzyłam w jego oczy widząc w nich pożądanie i pragnienie. Były takie... żywe ? Nie wiem. Ale ich kolor, nie były ciemne, były jasne, głębokie i radosne. Ponownie poczułam, jak jego palce delikatnie musnęły wrażliwą skórę na brzuchu, zatrzymując się.
- Pozwól mi się z tobą kochać Hey.
CO ? Nie oddycham. Przestałam oddychać. Konkretny to on jest.
- Proszę... pozwól mi. Musisz mi ufać.
(Pojawią się sceny erotyczne)
Kiwnęłam głową. No świetnie, moje ciało mnie nie słucha. Żyje własnym życiem. Zupełnie sprzeciwia się umysłowi. Piękny chłopięcy uśmiech zarysował się na jego twarzy. Oczy błyszczały, a usta ponowiły swoją pracę. Dłonią gładził mój brzuch, biodra i sunął w górę. Usta opuściły moje i zjechały na szyję. Ciężko oddychałam. Co ja zrobiłam. Przecież nigdy nie uprawiałam seksu. Łzy zebrały się w moich oczach, ale nie dałam im wypłynąć. Za wszelką cenę próbowałam zwalczyć strach. Ufam mu. Nic mi nie zrobi.
- Rozluźnij się, jesteś bezpieczna.
Zamknęłam oczy. Jego palce otarły się o moje miejsce intymne, grubą przeszkodą dla niego były moje dresy.
- Nie skrzywdzę cię. Spójrz na mnie.
Podniosłam powieki.
- Powiedz, a przestanę.
Kiwnęłam na tak. Znowu moje ciało jest innego zdania niż umysł. Spokojnymi ruchami pozbył się mojej koszulki, czemu nie przyszło mi na myśl, by założyć stanik ? Jego usta pocałowały dekolt i zjechały od razu na brzuch. Uniósł moje biodra, szybkim ruchem ściągając z nich spodnie. Pociągnął w dół, wyswobodzając z nich moje kostki. Wargami powędrował do czarnych koronkowych majtek, całując materiał. Boże to krępujące. Nie będę patrzeć, nie ma szans. Sufit jest bardzo ciekawy. Chłodne powietrze ogarnęło drażliwe miejsce, kiedy pozbył się koronkowego materiału. Kołdra służąca za przykrycie naszych ciał, osunęła się w dół, spadając na ziemię. Ah.... Jego palce zaczęły zakreślać kółka TAM na dole. Później rolę przejął jego język. Ciche jęknięcie wydobyło się z moich ust, dając mu satysfakcję. Jego oczy zamajaczyły przed moimi.
-Nie podoba ci się ? - jego ochrypły głos rozbrzmiał po pomieszczeniu, a ciepły oddech otulił moją twarz.
- N..nie jest dobrze, ale to krępujące.
Głęboki śmiech wydostał się z jego ust, całując mnie.
- To twój pierwszy raz ?
Nie, skąd, kocham się z każdym napotkanym na ulicy facetem... to takie moje hobby.
- Heyley nie wstydź się...
- Tak.
- Ciesze się.
Co? Cieszysz się, że nie jestem doświadczona ? Boże jesteś dziwny. Każdy facet woli te drugie.
- Jesteś tylko moja.
Zsunął swoje spodnie i podnosząc się z łóżka podszedł do torby. Wróciłam wzrokiem do sufitu. Naprawdę jest ciekawy. Jego twarz ponownie zasłoniła mi widoki. A jego usta wpiły się w moje z pożądaniem. Całuje cudownie. Dłonią chwycił moje uda, delikatnie wbijając w nie palce. Oplótł moje nogi dookoła swoich bioder. Choler jest już bez bokserek.
- Pamiętaj powiedz, a przestanę.
Bez ostrzeżenia w bił się we mnie, a moje ciało wygięło się w łuk. Nie bolało, tak bardzo, ale dziwne uczucie.
- Obiecuję będę delikatny, ale może boleć.
Spoko, będzie boleć. Dłonią podniósł mój podbródek, zmuszając bym spojrzała w jego oczy. Pocałował mnie w czoło, nos i zatrzymał się na ustach. Jego język wdał się w walkę z moim. Chciał odwrócić moją uwagę. Spokojnie zaczął się poruszać. Przyjemność. Ciche jęki tłumiły się w jego ustach. Serce waliło jak szalone, chciałam więcej. Był łagodny, niewinny. Przyśpieszał, dostarczając mi co rusz nowych doznań. Czułam się, jak w niebie na ziemi.
- Dojdź dla mnie.
Nie był to trudne, doprowadził mnie do całkowitego stanu błogości. Rozluźniałam swoje mięśnie, pozwalając się ciepłemu płynu rozlać po moim wnętrzu. Wymienialiśmy się pocałunkami dalej, łapiąc co chwilę powietrze. Poruszył się jaszcze kilka razy, opadając na moje ciało. Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
-Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywjąc mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....?

sobota, 26 października 2013

Louis cz.17 "Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

"Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

Był szorstki, jego zachowanie takie było. Nie chciałam z nim przebywać. Bałam się go, ale jednocześnie darzyłam nienawiścią. Nie da się wymazać obrazu z tamtego dnia. Nie da.
- Dasz mi szanse i pozwolisz wszystko wyjaśnić ?.- to nie było pytanie? Z pewnością nie.
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie popatrzyłam.
- Milczysz. Nie będziesz się odzywała ? W tej chwili to nawet lepiej. Słuchaj...

Mocniej ścisnęłam pasek swojego bagażu. Wyminęłam chłopaka idąc na schody, nie myślałam gdzie idę, dokąd zmierzam. Chciałam po prostu być z dala od niego. Otworzyłam pierwsze drzwi, widząc pusty, nie wykorzystany pokój. Jedynie łóżko i małe biurko z krzesłem. Nic więcej. Żadnej szafy. Tylko okna dachowe, w jednym rzędzie, rozświetlające cały pokój, który i tak był wystarczająco jasny. Białe ściany, zgrywały się z jaśniutkimi, wysłużonymi panelami. Odpowiadało mi. Po za tym miałam wybór, zostać tu albo spotkać się z jego lodowatym spojrzeniem na korytarzu. Położyłam torbę na podłodze, podchodząc do łóżka. Ilustrowałam chwilę jego wygląd. Ciemne mahoniowe drewno, pasowało do posrebrzanych, ostrych kantów. Materac, wyglądał na miękki i wygodny. Idealnie wpasowany w zagłębienie na niego stworzone. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że posiadał jedynie śnieżne prześcieradło, starannie założone i poduszkę w białej poszewce. A kołdra ? Wróciłam wzrokiem na biurko, ten sam ciemny mahoniowy odcień drewna. Nic zachwycającego. Wzdrygnęłam się słysząc, jak coś z hukiem opada na ziemię, roztłukując się. Zignorowałam hałas. Przysiadłam na krawędzi posłania i zamknęłam oczy. Wyciszenie.

     ***
 
Minęło sporo czasu, niebo stało się ciemne, jak smoła. W pokoju zapanował mrok. Nadal siedziałam na łóżku, tylko tym razem miałam podkulone nogi. W ciągu 5 godzin jakich tu jestem, nie wyszłam z pokoju. Nie czułam głodu mimo, że jest już 00:00, a ja nic nie jadłam od rana. Chciała położyć się spać, ale jak ? Najpierw muszę się przebrać. Podniosłam się ciężko, czując potworny ból mięśni. Podeszłam do drzwi, które nie posiadały zamka i podstawiłam pod klamkę krzesło, blokując ich otworzenie. Wyjęłam dresowe spodnie i białą bokserkę, wole spać w tym niż krótkich spodenkach. Nie zgrabnie rozebrałam się do bielizny i wciągnęłam na siebie nowy strój. Brudne rzeczy wepchnęłam razem z torbą pod łóżko i odblokowałam drzwi. Położyłam się i próbowała, usnąć, ale było strasznie zimno. Wyszukałam w zabranych rzeczach, jedynej, zapinanej bluzy i nakryłam się nią. Skuliłam się do niewyobrażalnie małych rozmiarów i czułam jak moje powieki ciążą. Walka z nimi od razu była porażką. Zasnęłam.

    ***
 
Brzęczenie telefonu, nakazywało mi otworzenie oczu. Nie chciała, tego. Zwaliłam go z łóżka, ale nie przestawał. Czy on musi być taki głośny ? Wyprostowałam się, sięgając aparat i próbując nabrać ostrości. Kto dzwonił ? Mama. No tak, przecież miałam zadzwonić. Szybko odebrałam, tłumacząc, że wyjechałam na tygodniowy odpoczynek z Pauline. Nie pytała o wiele, bo musiała iść do pracy. Zakończyłyśmy rozmowę, a ja przestudiowałam ekran telefonu. Godzina 11:30. 1 wiadomość. Zasięg słaby. Zaraz, wiadomość ? Weszłam szybko w wiadomości i otworzyłam ją.

''Louis:
Nie możesz mnie wiecznie unikać i milczeć. Nie jestem powietrzem. Jesteś dla mnie ważna''

Gówno nie ważna. Rzuciłam telefonem o ścianę, podkulając nogi pod samą brodę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale na dworze ponownie zapadał zmrok. Wszystko do mnie wracało. Od początku, aż do tego momentu gdy ich zobaczyłam. Czarnowłosa i on. Oczy zaczęły mnie niemiłosiernie szczypać, a łzy za wszelką cenę chciały się wydostać. Walczyłam, mrugałam, oddychałam, ale nie dałam rady. Wygrały. Wylały się z moich oczu, mocząc policzki i przyprawiając o pieczenie.
 Jestem głupia ? Być może, ale raczej bezbronna wobec swoich uczuć. Cisza, która została przerwana. Pukanie do drzwi i Louis w ich progu.
-Hey.. przyniosłem ci jedzenie. Nie możesz nic nie jeść.
Każde jego słowo wędrowało przez moje ciało, pobudzając nowe uczucia. Jego głos je pobudzał. Był chłodny, jak zawsze, ale przywykłam do tego tonu. Oczy wbijałam w dachowe okno, niemal przewiercając szklaną powłokę na wylot. Wszędzie tylko nie na niego.
- Spójrz na mnie.
Nic.
- Heyley nie ignoruj mnie do cholery !
Krzyknął, był zły, ale ja pozostałam nie wzruszona. Nie miałam w zamiarze ignorować go. Ja po prostu, nie dałabym rady udźwignąć jego mrożących tęczówek. Kolejna dawka łez poleciała bezdźwięcznie z moich oczu. Stanął przede mną zasłaniając mi widok. Spojrzałam. Patrzyłam w jego oczy. Obojętność, grałam obojętną.
- Nie mogę patrzeć, jak płaczesz.
Więc wyjdź! Widzisz w tym jakiś problem, sam mnie do tego doprowadziłeś.
- Wyjdź.- usłyszałam swój drżący głos, odbijający się echem.
Nie ruszył się. Tylko wbijał się we mnie, przedzierając moje ciało swoimi oczami. Zatrzymałam oddech. Powstrzymałam się od ruchów. Wzrok skierowany na niego. Zbliżył się, chciał mnie dotknąć. Zadziałałam, cofnęłam się na łóżku. Zdenerwowało go to, chwycił w ułamku sekundy moje nadgarstki, zacieśniając mocno w swoich. Jednym szarpnięciem poderwał moje ciało z łóżka, zamykając w swoich ramionach. Wyrywałam się, kręciłam na każdą stronę, ale to tylko powodowało, że jeszcze bardziej mnie do siebie przyciskał.
- Przestań.- wysyczał.
Czemu on taki jest ? Czemu nie jest normalny ?
- To co wtedy widziałaś... masz racje. Całowaliśmy się. Ale nie chciałem tego. Jestem winny. Nie mam dobrego wytłumaczenia. Ona... to był przelotny romans. Wtedy jeszcze cię nie znałem. Spotkałem ją, a ona po prostu mnie pocałowała. Sam nie wiem czemu oddałem jej gest.
Krokodyle łzy co raz rzewniej wypływały z pod moich powiek. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że jego słowa są jak ostrze ?
- Ja naprawdę nic do niej nie czuje i podczas pocałunku nic nie czułem. Do nikogo nie żywię takiego uczucia jak do ciebie. Czemu mi nie ufasz ?
- Zaufałam już zbyt wiele razy! I co ?!- wycedziłam przez zęby, nabierając siły i ponawiając próby wyszarpnięcia.
- Nie wypuszczę cię, nie szarp się. Heyley przestań !!!! Kocham cię....

 
Mam pytanie, czy ktoś to w ogóle czyta ?
 

środa, 16 października 2013

Louis cz.16 "Jadę na pewną śmierć. To był ich plan... ich planem było, bym spotkała ciebie"

 Widziałam zdenerwowanie Heyley. Nasz plan. Już tak niewiele brakowało do jego spełnienia. I znowu, a co jeśli zamiast wyjść dobrze, wyjdzie źle ? Co jeśli stanie się jej krzywda ? Odsunęłam od siebie te wszystkie myśli, wiedząc, że już nie ma odwrotu.

~ Oczami Heyley~

Rozglądałam się na wszystkie strony, wyłapując nadjeżdżający czarny, terenowy samochód. Zatrzymał się tuż przed nami, a z niego wysiadł Harry. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Hej dziewczyny- dołeczki ukazały się w jego policzkach.
- Hej.- niechętnie odpowiedziałam.
Czemu tak się zachowuje? Czemu nie jestem dla niego miła ? Nie wiem, nic mi nie zrobił. Jednak coś mnie blokuje.
- Mogę ?
- Tak- przerwałam swoje rozmyślenia, podając chłopakowi torbę.
Wsadził ją do bagażnika, a ja zajęła tylne siedzenie. Widziałam, jak Harry i Pauline prowadzą, krótką wymianę zdań, jednak nie mogłam usłyszeć o czym. Wsiedli do pojazdu i chłopak ruszył. Od razu zapięłam pasy i chwyciłam rączkę, widząc jak szybko pędzimy. Zamknęłam oczy, czując, jak mój żołądek wykręca się na drugą stronę. Nie przyjemne uczucia ogarnęły moje ciało. Czułam się...jakbym jechała na pewną śmierć. Wjechaliśmy w jakiś las, jednak to nie skłoniło go do zwolnienia. 30 minut drogi było prawdziwym koszmarem. Kilka razy widziałam obraz, jak wjeżdżamy w drzewo.
-Jesteśmy.
Wysiadłam, dostrzegając drewniany domek. Okna ozdobione firanką. Mały, acz piękny ganek, porośnięty krzewami. Komin, z którego uchodził delikatny dym. Z wierzchu wyglądał skromnie.
- Co my tu robimy ?- wróciłam wzrokiem na brunetkę.
- Przyjechałyśmy na odpoczynek, chodź.
Harry był już pod drzwiami z moją torbą, ruszyłam w jego kierunku. Pauline weszła pierwsza do środka, a ja tuż za nią. Wnętrz okazało się zachwycać.
- Rozgość się.
Czułam potrzebę zbadania, każdego zakamarku tego domu. Chciałam poznać, każdy jego detal.
- Ja zaraz wrócę.- zostawiła mnie w korytarzu, wychodząc na zewnątrz..
Biorąc torbę, weszłam głębiej widząc schody.
- Harry to ty ?- usłyszałam, jakieś kroki na piętrze i czyjś głos.
Kij bejsbolowy do samoobrony. W głowie rozbrzmiały słowa dziewczyny z przed kilku godzin... Chwilę stałam w bezruchy wstrzymując oddech. Przestałam myśleć, przestałam funkcjonować. Powinnam uciekać ? Uklękłam na kolana przy torbie, odzyskując odrobię kontroli nad swoim ciałem. Szybkim ruchem chwyciłam między palec wskazujący, a kciuk suwak i starałam się ją odpiąć. Jak zwykle zamek się zaciął. Działał na moją niekorzyść. Z całych sił walczyłam z nim, próbując wydostać z torby ten przeklęty kij. Cholera. Zaklnęłam pod nosem, widząc czyjś cień na schodach. Przyśpieszyłam swoje ruchy, chociaż wiedziałam, że to walka w przegrane.
- Heyley ?
Podniosłam się z ziemi, trzymając kurczowo pasek torby, zawsze mogłam się nią zamachnąć, na pewno zaboli. Uniosłam wzrok do góry widząc, tak dobrze znane mi rysy twarzy. Podwójna Cholera.
- Louis.
- Co ty tu robisz ?- widziałam lekką radość przebijającą się przez ciemne tęczówki, ale słyszałam chłód.
- Nie. Co ty tu robisz ?- złość i strach buzowały we mnie.
- Pierwszy zadałem pytanie.-podniósł głos, a ja czułam jak się kulę.
-Harry i Pauline mnie tutaj przywieźli.
Mogłam się tego spodziewać. Gdzie Pauline tam Harry. Gdzie Harry tam Louis. Gdzie Louis tam kłopoty, strach i złość. Nie chciałam, już słyszeć jego odpowiedzi na pytanie 'Co tu robi ?'. Wyminęłam go i doszłam do korytarza, szarpiąc mocno klamkę drzwi wejściowych. Nie ustąpiły, zaczęłam szarpać mocniej i nic.
- Pokaż.- suchy ton bruneta zmusił bym się od nich odsunęła.
Też zaczął szarpać za klamkę, ale nadaremno. Były zamknięte. Między swoim urywanym, płytkim oddechem, usłyszałam dźwięki samochodu.
 
Cichły, co świadczyło o tym, że się oddala. Zostawili mnie. Zaplanowali to. Nie wierzę. Oparłam się bezsilnie o ścianę, spuszczając głowę w dół. Nie potrafię do końca opisać co czuję. Boję się, jestem przerażona. Złość, jestem wściekła. Radość, nie na pewno się nie cieszę, a może ciutkę. Zmęczenie, jestem wykończona nie wiem czym. Nie rozumiem tego uczucia, tych uczuć.
- Jesteś na mnie skazana.
Dotknął mojego ramienia, a ja się natychmiastowo cofnęłam. Spojrzałam w jego tęczówki, mroziły. Przybrały najciemniejszy odcień błękitu. Nie co ja mówię były czarne. Zimne. Pozbawione uczucia. Czemu ? Był inny. Zmienił się od ostatniego spotkania. Był szorstki, jego zachowanie takie było. Nie chciałam z nim przebywać. Bałam się go, ale jednocześnie darzyłam nienawiścią. Nie da się wymazać obrazu z tamtego dnia. Nie da.
- Dasz mi szanse i pozwolisz wszystko wyjaśnić ?.- to nie było pytanie, z pewnością nie.
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie popatrzyłam.
- Milczysz. Nie będziesz się odzywała ? W tej chwili to nawet lepiej. Słuchaj...

Louis cz.15 "Myśli mnie męczą, a strach budzi nowe uczucia"

- Załatwiłam nam wolne. A właśnie... w zasadzie to nie pytałam czy możesz czy nie... czy chcesz czy nie, tylko ja cię o tym informuje. Wyjeżdżamy o 16:00. Masz czas, żeby się spakować.- jej stanowczość i pewność siebie bywa dobijająca.
- Ale...
- Do zobaczenia skarbie- ucałowała mój policzek, dopiła sok i wyszła.
Zostawiła mnie z milionem pytań. O co chodzi ?

    ***
 
Pobiegłam na górę, wyciągając torbę z mamy sypialni. Przeniosłam ją do swojego pokoju i rozsunęłam drzwi swojej szafy. Co mam właściwie spakować ? Na ile dni ? Gdzie my kurna jedziemy ? Na pewno bieliznę. Ile ? Dobra wezmę siedem par majtek, siedem staników i siedem par skarpetek. Co dalej ?
- Lucky co mam zabrać ?- pies usadowił się na łóżku, patrząc na mnie.
Dalej zadzwonię do Pauline.
Sięgnęłam telefon, wybierając w kontaktach jej numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, nie odbiera.

*** Rozmowa telefoniczna ***
- Halo ?
- Gdzie my jedziemy, nie wiem co spakować ?- zrezygnowanie zagościło w moim głosie.
- Nie powiem ci gdzie, ale spakuj długie i krótkie spodenki, koszulki na ramiączkach i zwykłe. Bluzę i co ci jeszcze potrzebne.
- A ile mam tego wziąć ?
- Na tydzień chyba starczy. A i weź ten kij bejsbolowy co masz w szafie.
- Po co mi ?
- Do samoobrony słonko. Papa.
Co ? Gdzie ona chce nas wywieźć ? Spakowała, wszystko co potrzebne, schodząc na dół. Usadowiłam się na kanapie, czekając na 16:00. Miałam jeszcze godzinę, kiedy przyszedł sms. Otworzyłam go, a moją twarz pokryło zmieszanie.

"Pauline:
Zmiana planów, wyjeżdżamy o 15:30, za 10 minut będę u ciebie. Upewnij się, że wszystko spakowałaś... zwłaszcza kij.''

Sprawdziłam torbę, jak kazała. Wszystko miałam. Przeszłam do korytarza i ubrałam czerwone vansy. Założyłam siwą, wkładaną przez głowę bluzę i poprawiłam kaptur. Zostawiłam mamie liścik, że wyjeżdżam na tydzień i zadzwonię. Przeczesałam palcami długi włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Usta przeleciałam bezbarwną pomadką i wyszłam z domu. Dokładnie zamknęłam dom, upewniając się kilka razy. Założyłam torbę na ramię i zeszłam do taksówki, która już czekała. Wsadziłam najpierw bagaż, a później ja weszłam. Przywitałam się z Pauline, która miała jedynie małą torbę.
- Gdzie ty masz ciuchy ?
- W torbie.
- Że tej.
- Tak.
Dobra to wszystko jest dziwne. Czuję, że ten wyjazd to zły pomysł. Coś się stanie, jestem tego pewna. Taksówkarz zatrzymał się, a my zapłaciwszy mu wysiadłyśmy. Dworzec kolejowy. Po co tu przyjechałyśmy ? Przecież metro też dobrze jeździ.
- Nie patrz tak, tylko chodź.
Ruszyłam za brunetką, a moje nerwy piętnowały. Doszłyśmy do pociągów, a ona wepchnęła mnie szybko do jednego z nich. A następnie do przedziału, nie dając zobaczyć, gdzie on jedzie.
Usiadłam ciężko na siedzeniu, nie mając ochoty nic mówić.
Przerażała mnie powoli ta podróż. Myśli męczyły się powoli tym wszystkim. 2 godziny drogi, wydawały się wiecznością. Wysiadłyśmy na jakiejś stacji, jeśli można to tak nazwać. Tylko my tu się zatrzymałyśmy. Dookoła rozciągała się łąk, pokryta dużą ilością żółtych mleczy. Tory. Las gdzieś w oddali. Przypomina mi to wieś. Słońce mocno ogrzewało skórę, przyprawiając o przyjemne uczucie. Podciągnęłam rękawy bluzy do łokcia, a jeansowe rurki, lekko podwinęłam nad kostki. Dalej były już za ciasne.
- Co my tu robimy ?- zadałam pierwsze pytanie od wejścia do pociągu.
- Czekamy.
- Na co ?
- Na samochód, zaraz się wszystkiego dowiesz. Bądź cierpliwa.
Czy ja nie jestem cierpliwa ? Mogłam wysiąść z tego pociągu od razu, jednak postanowiłam poczekać. Nic nie mówiąc, usiadłam na ławce, która nie była w najlepszym stanie. Spróchniałe drewno wyglądało, jakby miało się zaraz złamać. Co dziwne, utrzymała mój ciężar.

~ Oczami Pauline~

Czekałam, czekałyśmy na Harrego, który miał przyjechać po nas samochodem. Spóźniał się, co musiało świadczyć o problemach. Lekkie nerwy, zajmowały moje ciało. Ekscytacja i adrenalina opadała. W głowie pojawiały się pytania '' A co jeśli..''. Widziałam zdenerwowanie Heyley. Nasz plan. Już tak niewiele brakowało do jego spełnienia. I znowu, a co jeśli zamiast wyjść dobrze, wyjdzie źle ? Co jeśli stanie się jej krzywda ? Odsunęłam od siebie te wszystkie myśli, wiedząc, że już nie ma odwrotu.

środa, 9 października 2013

Louis cz.14 "Czuję tęsknotę, brakuję jej. Cisza idzie obok mnie, niczym mój przyjaciel. Powinna spać ze mną jakaś dziewczyna."

~ Oczami Harrego ~

- Harry, musimy coś zrobić.- nerwowo chodziła po pokoju Pauline.
- My nic nie zrobimy, Louis jest niebezpieczny...
- Mam pomysł...
- Jaki? Louis, jak się dowie zabije nas, nie lubi jak ktoś miesza się w jego życie.
- Ale tu chodzi też o moją przyjaciółkę.
- On czasem nie panuje nad agresją, może lepiej, by on i Heyley nie byli blisko siebie. Może jej zrobić krzywdę.
- Nie. Plan jest taki...


~ Oczami Louisa ~

Ciężko wcelowałem kluczem w dziurkę, męcząc się z otworzeniem drzwi. Przekręciłem go i dostałem się do swojego mieszkania. Chwiejnym krokiem przemierzałem korytarz, dostając się do salonu. Całe moje ciało wypełniał alkohol. Upiłem się. Złapałem jakąś butelkę z czymś w środku. Ciężko powiedzieć co to. Chyba woda. Przeszedłem do sypialni, łapiąc się co jakiś czas ściany, była moją podporą. Pchnąłem drzwi, dostając się do pokoju. Ściągnąłem swoją koszulkę i z trudnością, podpierając się o szafkę nocną, zsunąłem ze stóp buty. Padłem na łóżko, czując jak moją głowę rozsadza już ból. Rozłożyłem się na środku, nie zajmując nawet połowy dużego łóżka. Było za wielkie na mnie samego. Powinna spać ze mną jakaś dziewczyna. Nie jakaś tylko Heyley. Potrzebuje jej kruchego i delikatnego ciała w swoich ramionach, przy sobie. Złapałem się za brzuch, czując jak zbiera mi się na wymioty. Zgramoliłem się z łóżka, przytykając jedną dłoń do ust. Zataczałem się na wszystkie strony, aż trafiłem do łazienki. Uklęknięcie było najcięższe, ale dałem radę. Podniosłem klapę kibla, oddając wypite dzisiaj płyny. Opukałem twarz i buzię wodą czując się 'lepiej'. Zbliżając się do drzwi, zachwiałem się tracąc równowagę. Uderzyłem o podłogę, czując palący ból zajmujący mój kręgosłup. Nie dałem rady wstać. Opadłem bezsilnie na podłogę, zasypiając już na niej.
    ***
 
- Louieh.
- Odejdź.- wymamrotałem zdenerwowany.
- Louieh.
- Idź sobie.- obróciłem się na drugi bok, czując zimno na swoim policzku.
Szybko otworzyłem oczy, przecierając je i siadając prosto. Przede mną na desce od kibla siedział Niall z.. kanapką w buzi.
- Jak się spało? - zapytał rozbawiony.
- Zamknij się.
- Dobra, dobra spokojnie. Wstawaj i zamykaj drzwi na przyszłość.- wyszedł, a ja przemyłem twarz zimną wodą i umyłem zęby. Usiadłem w salonie obok blondyna i zaciągnąłem łyka wody z butelki.
- Widzę, że jesteś jakiś nie taki.- spojrzał na mnie niebieskimi oczętami, badając mnie od stóp do głów.
- Niall musimy już iść- z kuchni wyłoniła się rudowłosa dziewczyna, ubrana w czarną spódniczkę. Jej idealnie długie nogi, piękne kształty, była śliczna. Niall miał szczęście. Byli idealni, zgrani.- Louis w kuchni masz kanapki.
- Dzięki.
- No skarbie ruszaj się, jesteśmy spóźnieni.- poganiała blondyna, kochali się widać.
- Siema stary, jeszcze wpadnę.
Wyszli z mieszkania pozostawiając mnie samego w spokoju. Cisza. To coś okropnego. Idzie obok niczym zły sen. Nie opuszcza ani na krok. Chcesz ją zagłuszyć, ale on staje się jeszcze bardziej dobijająca. Jedynym lekiem na nią jest druga osoba.
 
~ Oczami Heyley~

Ślamazarnie zwlekłam się z łóżka otwierając drzwi wejściowe. Do domu od razu wpadła zdyszana Pauline. Podparła się o ścianę, biorąc głębokie wdechy.
- Uciekałaś przed czymś?
- Nie, ale śpieszyłam się do ciebie.
- Czemu coś się stało?
- Nie. Tak. Nie. Nie wiem. Tak, ale nic strasznego.
- Dobra idź do salony, zrobię ci coś do picia.
- Dziękuję.
Przygotowałam dla nas dwie szklanki soku jabłkowego i wzięłam w zęby paczkę ciastek. Postawiłam wszystko na stole siadając obok niej.
- Więc o co chodzi?
- Jak mam ci to powiedzieć...?- była lekko zdenerwowana....- wyjeżdżamy.
- Wyprowadzasz się ? Powiedz, że nie ?- wyprostowałam się jak struna.
Tylko nie to.
- Nie, wyjeżdżamy na kilka dni.
- Kto ? Ty z rodzicami ? Czy ty i Harry ?- wzięłam łyka soku, czując jego idealny dla mojego podniebienia smak.
- Ty i Ja.- zakrztusiłam się, zaczynając kaszleć.
Ledwo łapałam oddech, a w oczach pojawiły się łzy. Brunetka zaśmiała się cicho, klepiąc mnie po plecach.
- Co ? Żartujesz sobie ?
- Nie.
- Nie mogę mam pracę.
- Załatwiłam nam wolne. A właśnie... w zasadzie to nie pytałam czy możesz czy nie... czy chcesz czy nie, tylko ja cię o tym informuje. Wyjeżdżamy o 16:00. Masz czas, żeby się spakować.- jej stanowczość i pewność siebie bywa dobijająca.
- Ale...
- Do zobaczenia skarbie- ucałowała mój policzek, dopiła sok i wyszła.
Zostawiła mnie z milionem pytań. O co chodzi ?

sobota, 5 października 2013

Louis cz.13 "Odpuściłeś... pozbyłęś się mnie. Oni wiedzą, że możesz zrobić mi krzywdę."

- C..co ty tu robisz ?
Od razu wstałam na równe nogi spoglądając na Louisa w moim pokoju.
- Twoja mama mnie wpuściła.
- Wyjdź..- szepnęłam, on jednak się zbliżył- wyjdź- powtórzyła głośniej.
- To wszystko nie tak.
- Louis wyjdź! - czułam nagły przypływ odwagi.- Nienawidzę cię rozumiesz.
- Posłuchaj nie całowałem jej! - uniósł głos, będąc wściekłym.
- Słyszysz się? Widziałam was! - również nie popuszczałam.
- Heyley ...- zbliżył się próbując mnie dotknąć.
- Nie zbliżaj się, chcę żebyś stąd wyszedł.
- Zamknij się i posłuchaj!!!
- Nie... nie zaprzeczysz, że nic was nie łączy...- łzy gromadziły się w moich oczach.- Na pewno nie jest ci obojętna...
-...
-Widzisz nawet nie zaprzeczasz. Wynoś się stąd!
- Heyley! - zbliżył się w ułamku sekundy, biorąc moją twarz w swoje dłonie.
Pochylił się chcąc mnie pocałować, jednak złość, która mnie wypełniała, dawała siłę. Odepchnęłam go od siebie, wymierzając siarczysty cios w policzek. Dopiero po chwili dotarło do mnie co zrobiłam, więc szybko cofnęłam się w tył, zachowując ostrożną odległość. Jego wzrok, przerażał. Tą głębie i niebieską barwę przejęła wściekłość, zajęła każdy minimetr w jego oczach. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Huk, przyprawił mnie o ciarki. Usiadłam na krawędzi łóżka, chowając twarz w dłoniach. Wszystko jest beznadziejne.

     ***
Nowy dzień, nie zaczął się dobrze. Ale skończyłam z płaczem. Ubrana w czarne rurki, białą, luźną koszulkę i czarną zapinaną bluzę, szłam do pracy. Silny wiatr dawał o sobie znać, mocno targając moje brązowe włosy. Powiewały na różne strony, plącząc się. Pociągnęłam szklane drzwi, witając na dzień dobry szefa. Dziś miałam pracę na zapleczu, chociaż jeden plus. Przekładałam wszystkie kartony, na jedną stronę, układając je rodzajami. Musiałam zrobić miejsce na nowy towar.
- Heyley? - głos szefa rozniósł się echem, obijając o ściany.
- Tu jestem.
- Stań na chwilę na kasie, dosłownie 5 minut.
- Już idę.
Zajęłam stanowisko kasjerki, kasując kilku klientów.
- O Heyley- podniosłam wzrok widząc Harrego, obejmującego Pauline.
Cieszyłam się z ich szczęścia, ale akurat jego nie miałam ochoty dzisiaj oglądać.
- Może wybierzemy się gdzieś dzisiaj? Ty z Louisem i my.
Głowę miałam spuszczoną i nie zaszczyciłam go spojrzeniem, ani na chwilę. Zabrałam kasetkę i odwracając się, odeszłam bez słowa. Pieniądze oddałam szefowi, wracając do poprzedniej pracy. Brązowe pudełka, tworzyły już spory stos, ustawione jeden na drugim. Regały też były przepełnione, a miejsce na dostawę gotowe. Odczekałam do 16:00 i mogłam opuścić pracę, kończąc swoją zmianę. Pchnęłam drzwi, wychodząc na sklep. Przeczesałam swoje włosy, pozwalając im swobodnie opadać na ramiona. Naciągnęłam rękawy na dłonie, widząc ponurą pogodę. Otworzyłam drzwi, przedostając się na zewnątrz. Policzki ogarnął chłód, a włosy zostały zburzone pod wpływem wiatru. Wzrok spotkał Louisa po drugiej stronie ulicy, przy samochodzie. Patrzył. Spuściłam głowę, idąc szybkim krokiem w lewym kierunku. Do domu miałam 10 minut. Spacer był dobrym rozwiązaniem.
- Porozmawiajmy...- jego głos doszedł do uszu, a dłoń została szarpnięta do tyłu.- To wszystko nie tak.
-N.. Nie chcę widzieć jak. Nienawidzę cię Louis.
Szłam dalej, zaufałam mu... pierwszemu facetowi, po urazie jaki zostawił na mojej psychice ojciec. Jak widać był to mój błąd. Przyśpieszyłam, zaczynając biec. Jego siła. Jeżeli chciałby, mógłby bez problemu porwać mnie z tego miejsca, wywożąc gdzie chce...
   
~ Oczami Harrego ~
Szczęście. W końcu go doświadczyłem. Miłość. Poznałem jej smak. Kochać. Wiem już jaką moc ma to słowo. Słodycz. Mogę smakować jej codziennie, całując jej usta. Ona. Sprawczyni, skradła moje serce. Pauline....
- Harry słuchasz mnie?
- Co? Co?
- Coś jest nie tak.
- Ale z czym?
- Z Heyley. Pogadaj z Louisem, coś się stało jestem pewna.
- Dobrze spotkam się z nim dzisiaj, ale teraz daj mi się cieszyć.
- Czym cieszyć?
- Tobą.
Usta musnęły jej, a nogi po raz kolejny zrobiły się jak z waty.

~ Oczami Heyley ~
Przestał dzwonić, przestał pisać. Odpuścił? Jak widać. Ma mnie już z głowy. Może w pełni zająć się swoją czarnowłosą. Cholera, jak to boli. Miłość jest do dupy.
- Kochanie czemu jesteś smutna? - do pokoju weszła mama.- Martwię się o ciebie...
- Nie potrzebnie mamuś.
Usiadła na skraju łóżka, a ja przybliżając się do niej, z całej siły wtuliłam się w jej ramię. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Wszystko, wszystkie wydarzenia nas zbliżyły, zawiązując w silnej miłości matki i córki.
- Zrobiłam naleśniki, chcesz?
- Nie, chcę spać jestem śpiąc.
- To dobranoc.
- Dobranoc.
Zgasiła światło zostawiając mnie samą. Zamknęłam oczy, lecąc do końcowej krainy Sen. Niespokojny Sen.

~ Oczami Harrego ~
- Harry, musimy coś zrobić.- nerwowo chodziła po pokoju Pauline.
- My nic nie zrobimy, Louis jest niebezpieczny...
- Mam pomysł...
- Jaki? Louis, jak się dowie zabije nas, nie lubi jak ktoś miesza się w jego życie.
- Ale tu chodzi też o moją przyjaciółkę.
- On czasem nie panuje nad agresją, może lepiej, by on i Heyley nie byli blisko siebie. Może jej zrobić krzywdę.
- Nie. Plan jest taki...

wtorek, 1 października 2013

Louis cz.12 "Wszystko zniszczyłeś, zakończyłeś to co nawet się nie zaczęło. Mnie już nie ma... ty jesteś najgorszym wspomnieniem"

Całkowicie pochłonięta muzyką, wydobywającą się z głośników, straciłam kontakt ze wszystkim, ze światem. Biodra spokojnie kołysały się rytmicznie, a nogi dotrzymywały im towarzystwa. Oczy wpół przymknięte i tylko dźwięki spokojnej piosenki. Melodia obijając się o uszy, dała nawet zapomnienie woni alkoholu i pijanych ludzi, którzy w tej chwili byli porozrzucani wokół mnie. Czyjś dotyk, zmusił mnie do wyrwania się z tego cudownego świata i odwrócenie w jego stronę. Wolno i ślamazarnie wykonałam półobrót, szybko się cofając w tył. Nie byłam przestraszona. No może jednak, trochę. Ale bardziej zaszokowana. Chociaż powinnam być na to przygotowana.
- Witaj słońce.
- L..Louis.
Patrzyłam na niego, jakbym miała zobaczyć w nim, dalszy bieg wydarzeń. Jakby miał na czole wypisane wszystkie odpowiedzi, a ja nie udolnie próbowałam je przeczytać. Mocne trącenie w biodro, wyrwało mnie z tego dziwnego transu. Spojrzałam na brunetkę, wdzięcznym spojrzeniem. Odchrząknęłam cicho, spoglądając raz na nią, raz na niego.
- To jest moja przyjaciółka Pauline.- wskazałam na dziewczynę, uśmiechając się szeroko do niej.
- My już się znamy.- słowa chłopaka, ponownie wprowadziły mnie w stan osłupienia.
- Skąd? Jak?
- Opowiem ci później- odpowiedziała mi, wyprzedzając bruneta.
- Też ci kogoś przedstawię.
Louis uniósł rękę w górę, machając na jakiegoś chłopaka. Stawiał niebezpiecznie szybkie kroki, zbliżając się do nas. Jego twarz okalały ciemne loki, opadając non stop na jego czoło i oczy. Zielone tęczówki, chodź wydawały się równie palące, nie przerażały. Usta... Szerokie, jasno-różowe. Ułożone w prostą kreskę, bez grama emocji.
- To jest Harry. Mój przyjaciel.- wyszczerzył się do mnie, naciskając na ''mój''. O co mu chodziło? - To jest Heyley, a to Pauline.
Wskazał na nas, a usta lokowatego wygięły się w nieznany mi dotąd kształt. Można nazwać to uśmiechem, ale jego kąciki ust niemal sięgały oczu. Dwa dołeczki uformowały się w jego policzkach, a białe zębiska zachwycały swoją bielą. Oczy... One błyszczały się, jak diamenty w promieniach słońca. Przeniosłam wzrok na Louisa, a później Pauline. Jej mina była podobna. Oczy, świecące niczym najjaśniejsza gwiazda. I policzki zaróżowione od rumieńców. Włosy okalające jej piękną i urodziwą twarz. Coś nakazywało mi to przerwać, ale serce krzyczało, karząc mi milczeć i czekać. Czekać. Na co?
- Ty pójdziesz ze mną.- Louis wytrącił mnie z zamyślenia, ciągnąc za sobą.
Chciał wrócić, zostać tam i napajać się tym widokiem, to było silne. Wyciągnął mnie przed tłum tańczących ludzi, nadal mocno ściskając nadgarstek.
- Na pewno jesteś spragniona. Sok czy drink?
- Woda.
Zaciągnął mnie do baru, mocno oplatając moje biodra. Zamówił napój i podał mi go. Wypiłam wszystko jednym duszkiem, obawiając się, że mogą mi coś dosypać. Spojrzałam na chłopaka, nie był pijany, nie czułam alkoholu, to chyba plus. Wzrok szukał dalej, aż odnalazł tamtą dwójkę. Stali wtuleni w siebie, kołysząc się delikatnie w rytm piosenki. Jego dłonie spoczywały na jej biodrach, a jej ręce oplatały szyję. Spojrzenia złączone, magiczną mocą. Miłość? Zakochanie?
- Zatańczysz ze mną? .- bardziej stwierdził, niż zapytał.
Pociągnięta na parkiet, ustałam przed nim. Oplótł moje biodra swoimi rękoma ciasno trzymając przy swoich. Oparłam dłonie na jego barkach, a on położył swoją głowę na moim ramieniu.
- Pięknie wyglądasz.
Ręką zjechał niżej, dotykając moich pośladków, a następnie nagich ud. Temperatura podskoczyła diametralnie do góry, a krew w żyłach wrzała z gorąca. Cięższy oddech. I pragnienie. Co? Pragnienie? No chyba nie. A może jednak. Może pragnę nie świadomie jego, jego ust. Tak. Chcę poczuć jeszcze raz ich smak. Pragnę.
- Zrób to jeszcze raz.- spojrzałam pytająco na chłopaka.- zagryź tak jeszcze raz wargę, wyglądasz pociągając.
Ja to naprawdę zrobiłam? Nie świadomie przygryzłam usta na myśl o nim? Przeniosłam wzrok na jego malinowe usta i bez chwili czekania wpiłam się w nie. Nie śmiało zagryzłam jego dolną wargę, na co on przejął kontrolę. Zachłanność. Namiętność. Zawziętość. To najlepsze określenia, na to co się dzieje właśnie teraz między nami. Nasze języki tańczą. Ciepłe dłonie wędrowały po moich plecach, dając przyjemne uczucie. Brak tchu kazał nam oderwać się od siebie. Zawstydzona spuściłam wzrok, czując wibracje jego klatki piersiowej pod wpływem śmiechu. Kontynuowaliśmy taniec, a ja szukałam Pauline. Poszukiwanie nie trwały długo, bo trudno nie zauważyć, całującej się dwójki na środku parkietu...

     ***
 
Weszłam do domu przekręcając klucz w drzwiach. Było grubo po 2:00 w nocy. Wszędzie panował mrok. Zaświeciłam światło, zdejmując buty. Weszłam do łazienki, ściągając wcześniej koszulkę. Rozpięłam spodenki, a one z łatwością opadły. Przemyłam twarz i owijając się w szlafrok, wbiegłam do pokoju, rzucając się na łóżko. Zatopiłam się w pościeli, dając ponieść się do krainy snu.

     ***
 
- Tylko na chwilę to nie potrwa długo...
- No dobra, do zobaczenia później.
Przytuliłam, Chery na pożegnanie i wracałam do mieszkania. Miałam spędzić dzień z nią, ale musiała wstąpić do swojego chłopaka. Czyli... nasze spotkanie przeniosło się na późniejszą godzinę. Mogłabym poczekać, ale wiem jak trudno ją od niego odkleić. Szłam jedną z Londyńskich dzielnic. Nie za bardzo ją lubiłam. Wiało tu pustką i szarością. Było ponuro. Przekroczyłam róg ulicy, szybko cofając się w tył. Wstrzymałam oddech wychylając się zza murowanej ściany. Łzy poleciały po policzkach, przyprawiając mnie o piekący ból. Ten widok, przyprawiał mnie o ból. Louis i czarnowłosa niewiasta. Całowali się. Zaszlochałam nie mogąc wytrzymać. Łzy skapały na ziemię, pozostawiając małe plamki. Ich wzrok skierował się na mnie. Szybki jesteś Louis....