Piosenka włączcie
Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym straszny, to tylko okres przejściowy.Straszny jest tylko strach przed nieznanym..... Ciało trzęsło się z zimna, wszystko dookoła mnie latało, widziałam jak domy się walą, pojedyncze drewniane bale spadają na ulice, miażdżąc wszystko co napotkają. Wszyscy uciekli, zostało tylko kilka nielicznych osób biegających w te i wew te. Mocniej zsunęłam się do rowu, starając jak najbardziej schować w nim swoje ciało. Czemu akurat rów? Widziałam to na filmach...
- Moje dziecko!!!! Moje dziecko... on nie żyje!!!!! - na ulicę wybiegła kobieta krzycząca przez płacz.
Moje serce pękało na ten widok, straciła swoje dziecko. Chciałam jakoś zareagować, ale za chwilę podbiegł jakiś facet zabierając ją. Walczył z nią chwilę, za nim w ostatniej sekundzie udało mu się ją odciągnąć na bok.... inaczej zostałaby zmiażdżona przez lecącą z wiatrem wielką gałąź drzewa. Zamknęłam oczy nie chcąc myśleć jak mogłoby się to skończyć. Cała się trzęsłam, bałam się. Byłam sama pod murem, a za mną wielka trąba nadchodząca w moim kierunku. Mimo, iż powieki były zamknięte wydostały się z nich łzy. Słone krople spływały rzewnie po moich policzkach, ale nie zdążyły spaść na ziemię. Silne podmuchy wiatru natychmiast je osuszały. Cicho łkałam, modląc się, żeby Zayn był już bezpieczny, żeby przeżył. Tylko tego pragnęłam, pragnęłam by żył....
- Megi!!!
Podniosłam swój wzrok, słysząc swoje imię.
- Zayn uciekaj!!! - widziałam jak chłopak biegnie w moim kierunku.
Nie to nie tak, to wszystko nie tak. On nie może, ta historia nie tak ma się skończyć.... On ma żyć... Boże błagam zlituj się, on ma żyć błagam....
- Zayn proszę uciekaj!!!! - dalej krzyczałam, ale on był już praktycznie przy mnie.
Jego brązowe tęczówki, zupełnie pojaśniały. Majaczyły w nich łzy, policzki były mokre, a wargi jakby spuchnięte. Mówią, że oczy to odzwierciedlenie duszy... w tym przypadku z jego oczu wiała pustka.

- Czemu mi to zrobiłaś, czemu? - chłopak upadł przede mną na kolanach, dalej płacząc.
- Chcę, żebyś żył...
- Ale ja nie chcę żyć bez ciebie, to ty powinnaś tam wejść nie ja. To ja powinienem poświęcić się dla ciebie, nie ty dla mnie.To ty powinnaś tam teraz być i przeżyć.
- Nie Zayn, ja..ja muszę ci coś powiedzieć.- moje policzki były już zupełnie mokre, a łzy wydawały się nie kończyć.
Chłopak usiadł obok mnie, mocno mnie do siebie przytulając.
- Co takiego?
- Ja...ja jestem...jestem chora na raka krwi.
- Słucham ?
- Dowiedziałam się przed samym przyjazdem tutaj, lekarze powiedzieli, że umieram. Zayn ja nie mam szans... Zaprzepaściłeś swoją szanse na życie! - zaczęłam krzyczeć, przez łzy nie wiadomo dlaczego.
Chłopak złapał mnie za ręce, bo zaczęłam bić go po klatce piersiowej, mocno przycisnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Chcę umrzeć z tobą...- wyszeptał.
Nie byłam wstanie nic powiedzieć... wargi zdrętwiały, a głos stał się niesłyszalny.
- Kocham cię.. wiem, że to nie odpowiedni moment i nie mam pierścionka, ale czy zostaniesz moja już na zawsze?
- Zayn....
- Jestem tego pewien, nigdy nie kochałem nikogo tak jak ciebie, zmieniłaś wszystko, zmieniłaś moje życie, dzięki tobie wiem co to znaczy kochać...
- Chcę być twoja na zawsze...- wyszeptałam.
Chłopak wciągnął mnie na swoje kolana, a ja wtuliłam się w jego szyję. Oplótł mnie rękoma, a ja jego.
- Boje się śmierci- wyszeptałam w jego koszulkę.
- A ja nie, mam przy sobie swojego anioła... - mówił głaszcząc mnie po włosach- nie wypuszczę cię z moich ramion już nigdy, nie pozwolę nas rozdzielić...
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, czułam spokój, nie bałam się, mając go przy sobie. Patrzyłam jak całe miasto się rujnuje, jak wszystkie domy składają się niczym domki z kart. Widziałam wielki wir idący wprost na nas... Wykonywałam głębokie wdechy i wydech. Właśnie wtedy w uszach rozbrzmiały słowa Kataleji..."Ilekroć razy oślepią cię promienie słońca, ilekroć razy zmoczy cię deszcz, ilekroć razy zawieje silniejszy wiatr, a ty go poczujesz... będą to znaki ode mnie, że jestem i czuwam nad twoim dobrem''. Słyszałam jej głos. Wiatr zawiał mocniej, niemal przyssało nas do muru. Jasny blask oślepił moje oczy, a mokre powietrze, jakby wiatr wiał z deszczem, otarł się o moje policzki. Nie wiedziałam czy to wymysły mojej wyobraźni, czy dzieje się to naprawdę, jednak poczułam się inaczej. Ciało oddało się w stan nieważkości. Odwróciłam się twarzą do Zayna i ucałowałam jego usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też...
Trwaliśmy razem na łożu śmierci. Czas płynął wolno, wszystko było spokojne w naszych oczach. Poczułam mocne uderzenie, załkałam z bólu, wtedy był już nasz koniec. Ciemność zmiażdżyła nas ze wszystkich stron, odbierając ostatni oddech. Później nastała cisza i świat w innych barwach....
*** Oczami Liama ***
Wszyscy chodziliśmy zdenerwowani po pokoju, nikt nie mógł znaleźć sobie miejsca. Louis co chwilę przewijał kanały, szukając nowych wiadomości. Każdy zagubiony był w swoich myślach, jednak wszystkie krążyły wokół Zayna i Megi. Minęły 3 godziny, odkąd potężne tornado, niemal sprzątnęło Los Angeles z ziemi.
- Jest!!!- krzyknął Lou, pogłaśniając wiadomości.
Każdy siedział w ciszy, uważnie słuchając każdego słowa reporterki.
"Miasto zostało doszczętnie zniszczone, ludzie boją wychodzić się na ulicę. Ratownicy nadal przeczesują ruiny po domach z nadzieją odnalezienia ofiar. Dotychczas odnaleziono ciało 70-latka, funkcjonariusze starają się ustalić jego tożsamość, oraz ciała dwójki młodych ludzi. Ukryli się przed tornadem pod jednym z murów w rowie. W ich ciało uderzyła potężna żelazna rura, niesiona przez wiatr. Ciała są zmasakrowane, jednak mieli przy sobie dokumenty. Ofiarami tego koszmarnego przeżycia byli Zayn Malik i Megi Nestwone, na więcej informacji wciąż trzeb czekać..." dalej już nie słyszałem. Moje serce na chwilę przestało bić. Otworzyłem usta, chciałem coś powiedzieć, jednak głos zamarł w gardle. Byłem w szoku, to nie możliwe. Informacja podana przez reporterkę nie docierała do mojego rozumu. Schowałem twarz w dłoniach, starając się pojąć te wszystkie słowa. Poczułem mocny uściski w klatce, jak by ktoś położył na mnie wielki ciężar, ważący tony. Po policzkach spłynęły strumienie słonych kropli. Spojrzałem na wszystkich po kolei, ale mój wzroku uwiązł na Niallu. Cały pobladł, z jego ust wydobywał się cichy szloch, a ciało jakby drżało. Poderwałem się z kanapy i chwiejnym krokiem podszedłem do niego zamykając go w swoich ramionach....
Następnego dnia przyjechał do nas Paul. Z Niallem było źle, od wczoraj nie tknął ani jedzenia, ani picia. Nie rozmawiał z nikim, zamknął się w sobie. Tak jakby umarł, a na ziemi zostało tylko jego ciało. Cząstka jego odeszła bezpowrotnie. Paul powiedział nam nowe informacje, które jeszcze bardziej nami wstrząsnęły. Przyłożyłem rękę do twarzy, zakrywając ust, by tylko nie zacząć płakać. Ponownie podeszłem do irlandczyka, obejmując go ramionami. Wszyscy wiedzieliśmy, że to Niall najbardziej cierpi. Więź jak łączyła go i Zayna była silniejsza niż cokolwiek. Ziall Istniej to Prawda. Prawdziwi Przyjaciele i Bracia.
- Niall... Zayn nadal żyje w twoim sercu. Pamiętaj o tym...- tylko na to był mnie stać.
Ja ten opanowany i odpowiedzialny w zespole, nie potrafiłem sobie ze sobą poradzić. Ruszyłem w kierunku schodów i wolnym krokiem stąpałem po stopniach. Obraz zamazywał się coraz bardziej. Ledwo dostrzegałem kolejne stopnie. Otworzyłem drzwi pokoju i wchodząc do środka osunąłem się po nich wybuchając głośnym płaczem...
Na pogrzeb Zayna i Megi przyszli wszyscy. Cała rodzina Zayna, przyjaciele, znajomi za czasów szkoły, fani z całego świata, znane gwiazdy... Każdy płakał, ja nie byłem nawet w stanie stać w miejscu. Ramię Louis podpierało moje ciało. Spojrzałem na Nialla, który stał oddalony od wszystkich pod drzewem, jego oczy cały czas krwawiły łzami. Wszystkie siostry Zayna, przyjechały ubrane w jego ulubione koszulki. Każda z nich głośno płakała, kiedy się takie coś widzi, serce po prostu pęka.
Cały świat pogrążony był w żałobie. Blondyn zupełnie stracił wiarę w siebie, w sens życia. Każdy siedział bez celu w różnych miejscach cicho łkając. Harry znalazł ukojenie w winie, podobnie jak Louis.
One Direction przestało istnieć, nie mogliśmy śpiewać bez Zayna. One Direction to pięć chłopców. One Direction to nie tylko nazwa, to znacznie więcej niż sława, pieniądze czy fani. To jeden kierunek, jedno marzenie, które nas połączyło. To prawdziwa przyjaźń i miłość, najsilniejsza ze wszystkich... miłość do braci...miłość braterska.
Na nagrobku widnieje napis ''Prawdziwa miłość połączyła ich na wieki, umarli wtuleni w siebie na łożu śmierci''
Chodziliśmy nie szukając się,
Ale wiedząc, że chodzimy po to,
Żeby się znaleźć.
The End
To już koniec. Ale spokojnie... mała przerwa i zacznę wrzucać tu jakieś imaginy :D/Natalia