Koniec mojej przygody z tym blogiem. Gdyby ktoś chciał znajdziecie mnie na zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com
Do zobaczenia xxx
wtorek, 2 września 2014
niedziela, 20 lipca 2014
Imagin z Niall'em cz.3
- Ja.... nienawidzę siebie za to. Przepraszam.
Obróciła głowę, zasypiając w płaczu...
***
Dni mijały jak film na taśmie. Niall nie wypuścił jej z pokoju, czuła się jak więzień, ale wciąż była za słaba by cokolwiek zdziałać. Często zastanawiała się czy ktoś jej szuka, może rodzice powiadomili policję o jej zaginięciu ? Chłopak szczelnie odciął ją od świata, nie dając żadnego wglądu do rzeczywistości. Czym jest rzeczywistość ? Przyzwyczaiła się do tego, że jest przy niej cały dzień i jej nienawiść zaczęła spadać, chociaż nadal czuła obrzydzenie. Cechy anioła powracały.
***
- Chcesz wyjść na zewnątrz ?
Popatrzyła na niego z nadzieją, zdecydował się ją uwolnić ? Będzie mogła teraz zacząć od nowa ? Stopniowo wymazując wspomnienia ?
- T..tak.
Usiadła na łóżku, to był postęp w jej stanie zdrowia.
- Wezmę cię.
Spłoszona próbowała uniknąć jego dotyku, paraliżowana strachem. Zrobił to co zawsze. Zignorował jej piski i łzy spływające po policzkach, wiedząc, że za chwilę się uspokoi. Dręczyło go to wszystko. Próbował naprawić to co nieodwracalne. Niemożliwe.
Trwająca w jego silnych ramionach oglądała dom. Co prawda widziała tylko schody, które przemierzali, ale była ciekawa wszystkiego, niczym nowonarodzone stworzenie, pragnące świata. Niall potknął się, ale jej nie upuścił. Oplotła swoje ramiona wokół jego szyi, bojąc się bólu związanego z upadkiem. Ignorowała wszystkie głosy, zamykając oczy i czekając kiedy puści ją wolno, odstawiając do jej domu.
- Możesz otworzyć oczy, jesteśmy.
Podniosła powieki oślepiona słońcem. Rozczarowanie przejęło jej ciało, kiedy zauważyła, że są w jego ogrodzie, usadowieni na drewnianej dwuosobowej huśtawce. Otulił ją ciepłym kocem, nie pozwalając, by opuściła jego kolana. Lekko huśtał ich, kiedy dziewczyna podziwiała malutki kawałek świata. Zakryci z każdej strony choinkami, odcięci byli od życia. Zielona trawa mieniła się w słońcu i chodź promienie dawały ciepło, zimne powietrza wygrywało. Sucho i mroźno. Kwiaty kilku rozwiniętych krzewów zgrywały się kolorystyką, zataczając kręgi wokół nich.
- Nie jest ci zimno ?
Pokręciła głową, opierając policzek o jego ramię. Wypuściła wstrzymywane powietrze, przestając odczuwać tak duży niepokój.
- Nie chcę, byś się mnie bała.
Wyznał cicho, oplatając ją ciaśniej.
- Zrobiłem wcześniej herbatę, trochę wystygła.
Wsadził w jej drobne dłonie kubek, odnowa zaczynając nimi huśtać. Upiła kilka łyków trunku, czując jak ciepło rozlewa się jej po przełyku, kontrastując z zimnym powietrzem odpowiedzialnym za jej rumieńce.
- Opowiedz mi coś.
Poprosiła cicho, zaskakując Nialla.
- O czym ?
- O czymkolwiek. Możesz wymyslić bajkę, cokolwiek. Chcę na chwilę zapomnieć o bólu.
Jej słowa uderzył tak silną szczerością, że Irlandczyk zamknął oczy, chowając łzy.
- W równoległym do rzeczywistości świecie, właściwie to w świecie chłopaka, pojęcie miłości nie było znane. Nie było znane, bo żaden chłopiec nie potrafił pokochać tamtejszych dziewczyn. Może po prostu wstydzili się tego. Woleli wykorzystywać je, każdego dnia biorąc inną. Po za jednym. Skrywał w swoim domu księżniczkę, wiedząc, że będzie musiał ją kiedyś uwolnić. Bardzo tego nie chciał. Lubił budzić się ze świadomością, że jest ktoś kim musi i chce się opiekować. Okrutnie potraktowana księżniczka, bała się ludzi, nawet jego. Chłopiec starał się, wierząc, że kiedyś to się zmieni. Pokochał ją przez ten czas. Doświadczył uczucia nieznanego, bardzo głębokiego. Nawet nie znał jej imienia, ale nie było mu potrzebne. Chciał być jej księciem, rycerzem, albo chociaż zwykłym chłopce, któremu zaufa i pozwoli by stał na straży jej życia i serca. Tylko tego chciał. Marzenia się spełniły, a później żyli długo i szczęśliwie. Zły chłopiec ze swoim aniołem.
Dziewczyna wtuliła się w Nialla mocno, pragnąc dalej słuchać jego głosu. Uwielbiała słuchać bajek, a ta w jego wykonaniu podobała jej się najbardziej.
- Dziękuję.
Szepnęła, całując jego policzek. Pierwszy raz od dwóch tygodnia miała w sobie tą odwagę. Siedzieli w ciszy długa, aż zaczęła zasypiać. Pewien, że już go nie usłyszy, wypowiedział w niebo na cichy głos.
- To była bajka o tobie.
Chowając twarz w jego szyi, jak niewinna, maleńka istota wyszeptała.
- Moja bajka, też może skończyć się dobrze.
Był zaskoczony, ale też lekko uradowany.
- Będę cię więził, aż mnie nie pokochasz.
Cechy anioła. Była zdolna do wybaczenia. Była zdolna do kochania. Kochania Nialla. Nie teraz, ale w przyszłości. Była zdolna zapomnieć o wszystkim, za wyjątkiem jego....
***The End***
_______________________________________________
I jak podobała wam się taki Imagin ? Czy zbyt przesadzony ? /
poniedziałek, 14 lipca 2014
Imagin z Niall'em cz.2
Cisza wypełniła pomieszczenie, a jej płuca gwałtownie napełniły się powietrzem, co spotkało się z bólem, rozesłanym po ciele. Jęknęła, zaciskając delikatnie powieki. Była jak uszkodzony wazon z cieniutkiego szkła, kryjący pęknięcia, a jeden dotyk spowodowałby, że kawałki się rozlecą. Sięgnęła dłonią do kieszeni, delikatnie ją macając, zrobiła to samo z drugą, ale nie wyczuła telefonu. Chciała zadzwonić na policję, ale brak telefonu uniemożliwił jej to. Układając dłonie płasko, po obu stronach dźwignęła się w górę, od razu upadając, kiedy coś w niej strzeliło. Jakby kości popękały w niej od tak drobnego wysiłku. Cicho szlochając podjęła kolejną próbę, kończąc tak samo. Ignorowała ból, ale był zbyt słaba, na próbę ucieczki. Jej szloch, przerodził się w wycie, niestety bardzo ciche ze względu na zmęczony głos. Przerażała ją myśl, co jeszcze chce jej zrobić. Bała się, że kiedy zaśnie on znowu dokona gwałtu na niej. Gwałtownie wstrzymała oddech, kiedy drzwi zaczęły się uchylać. Patrzyła w sufit, bo akurat tak była ułożona jej głowa.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia.
Prychnęła na niego w myślach, zastanawiając się ile razy maksymalnie da radę unieść rękę.
- Ciepły rosół.
Posłał niewidoczny dla niej uśmiech, stawiając miseczkę obok niej. Musiała zaczerpnąć powietrze, bo zaczynała się dusić.
- Przepraszam cię.
Nie patrzyła na niego, tylko dalej w sufit, przewiercając w nim dziurę.
- Nakarmię cię.
Dotknął dłońmi jej ramion, powodując, że wydała z siebie zdławiony strachem pisk.
- N.nie dotykaj mnie.
Oderwał od niej ręce, przysiadając na skraju łóżka.
- Chciałem pomóc ci usiąść, nie skrzywdzę cię już nigdy więcej.
Gdyby mogła, wyśmiałaby go.
- Mogę...
- Nie.
Od razu zaprzeczyła.
- Nie będziesz jadła na leżąco.
Ignorując jej drobne krzyki, posadził ją, odgarniając jej włosy.
- Spokojnie kochanie.
Sięgnął po miseczkę z zupą i nabierając na łyżeczkę odrobinę, uniósł rękę do jej ust, które zaciskała w wąską linie.
- Proszę cię, to nie jest trucizna.
Tego się właśnie obawiała, jaką miała pewność, że nic nie dodał do posiłku ? Mimo sprzeciwu serca, uchyliła usta, przyjmując jedną, a później kolejne łyżki. Jej gardło było suche, a dobry posiłek, przyjemnie je nawilżał. Kiedy skończył, ponownie ją ułożył, wychodząc bez słowa. Znowu zaczęła płakać, nie mając pojęcia jak się stąd uwolnić. Już rano, co pomyślą jej rodzice, kiedy zobaczą, że nie ma jej w swoim łóżku? Nie zatrzymała tym razem łez, kiedy drewniana powłoka znowu się uchyliła. Blondyn odchylił jej koszulkę do góry, a w przypływie przerażenia, całą siłą próbowała, jakoś się podnieść.
- Spokojnie maleńka, tylko posmaruje ci siniaki maścią.
Nie przestawała, więc złapał jej dłonie w jedną rękę, a drugą chwycił jej policzek, patrząc w oczy.
- Nie chciałem cię skrzywdzić, próbowałem cię tylko uchronić.
Otarł jej czerwone już policzki, łagodnym gestem je pocierając.
- Nie płacz już, jesteś bezpieczna i nic ci się złego nie stanie, obiecuję ci.
Zabrał się za ponowne, podwinięcie bluzki, widząc jak cała się trzęsie. Wycisnął trochę mazi na palce, rozsmarowując ją na potłuczonych żebrach dziewczyny, gdzie utworzył się rozległy fioletowo-czerwony siniak. Był naprawdę duży i samego chłopaka przerażał jego widok. Bał się myśleć, jak wyglądają jej plecy.
- Pozwolisz mi cię rozebrać, dam ci czyste ciuchy...
Zaprzeczyła delikatnym kręceniem głowy, ponownie wypuszczając z ust jęk.
- Ok. Pomogę ci wstać, a ty sama to zrobisz dobrze ?
Skinęła nie widocznie, nie chcąc dłużej kisić się w tych mokrych od krwi i śmierdzących ciuchach. Wsuwając rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy, owinął jej talie, unosząc delikatnie w górę, a następnie stawiając na ziemi. Ani on, ani ona, nie zdawali sobie sprawy, że jest tak bezsilna. Nogi dziewczyny były bez władne i kiedy chłopak, próbował się odsunąć, ona po prostu leciała. Trzymał ją w swoich silnych ramionach, zapewniając, że nie pozwoli jej upaść.
- Przytrzymam cię, a ty się rozbierz, nie będę patrzył.
Zamknął oczy, a ona z wielkim trudem wyjęła ręce z koszulki, męcząc się, by przeciągnąć podartą szmatkę przez głowę. Była bardzo ciasna i utknęła.
- N.nie mogę.
Jej głos złamał się i zaciskała lekko szczękę, walcząc ze łzami. Czuła się jak kompletna niedojda.
- Pomóż mi... proszę.
Zaczęła płakać w głos, a jej ręce opadły i stała tylko, dlatego, że przytrzymywał ją.
- Ćśśśśi...
Otworzył oczy, samemu mając ochotę się rozpłakać na widok jej pleców. Stała obrócona tyłem więc tylko tyle widział. Jedną dłonią oplótł ją całą, drugą przeciągając koszulkę, przez jej głowę. Sięgnął za siebie po swoją czystą, podając ją dziewczynie. Założyła ją, rozpinając spodnie, i opuszczając w dół. W sumie to nie można już nazwać tego spodniami, nie dużo zostało z nich. Podniósł ją ponownie, kładąc do łóżka i przykrywając kołdrą. Zniknął w przyłączonej łazience, wracając z wacikiem. Opiekuńczymi ruchami ocierał zaschniętą krew z poobijanej twarzy dziewczyny.
- To nie ja cię pobiłem...
Patrzyła na niego, jak na idiotę, widziała przecież dokładnie jego twarz.
- Byliśmy w czwórkę. Oni się naćpali i byli agresywni. Wte... zobaczyli cię jak przemierzałaś uliczki i postanowili się zabawić. Przysięgam, że ja tego nie chciałem, próbowałem ich od tego odciągnąć, ale w zamian rzucili się na mnie, więc odpuściłem. Nie wiem jak mogłem do tego dopuścić.
Głos Nialla cichł, łamiąc się.
- Nick i Mikel podeszli do ciebie i to oni zaczęli cię bić. Widziałem to wszystko, jak jesteś u kresu i zaczynasz tracić przytomność. Byli brutalni, później dołączył Loren i było tylko gorzej. Chciał cię zgwałcić, nie mogłem wytrzymać tego, więc powiedziałem, że ja to zrobię. Zgodzili się, a ja..... Chciałem cię tylko uchronić przed bólem jaki on by ci sprawił.
Oczy irlandczyka krwawiły łzami, a dziewczyna łkała, patrząc z obrzydzeniem na chłopaka.
- Ja.... nienawidzę siebie za to. Przepraszam.
Obróciła głowę, zasypiając w płaczu.....
_____________________________________________________________
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Imagin z Niall'em cz.1
Nierozumienie....
Ludzie są nierozumni...
Nie rozumieli kim jest ?
Co robi ?
Nie znali jej sekretu, bo najzwyczajnie w świecie uciekliby lub skazali na śmierć...
Jedni rodzą się, będąc już aniołami, ale to tylko garstka, reszta jest normalna. Skażona złem i dobrem. Oni sami decydują co wewnątrz nich wygra. Światło lub mrok. Ale w każdym złym człowieku jest garstka dobra, a w dobrym garstka zła. Dziwnie za programowany świat prawda ? Ona był kimś innym. Urodziła się normalna, ale posiadała cechy anioła. Nie dlatego, że Bóg to zaplanował. Ona sama wybrała tą drogę, wypełniona dobrocią, nieskażona złem. Lubiła tych, których wszyscy się wstydzili. Kochała tych, którzy uwarzali, że nie są warci kochania. Wierzyła w to, co było niewiarygodne. Chroniła tych, których nikt inny nie chciał. Przyjmowała na siebie cierpienie świata, pragnąc by wszyscy byli szczęśliwi. Była tylko człowiekiem. Wychodziła każdej nocy z domu, uwarzając by nikt jej nie zauważył i błąkała się po mieście, wiedząc, że ktoś potrzebuje pomocy drugiej osoby....
Niebo spowijała czerń, a gwiazdy widoczne jako małe punkciki ukazywały jej drogę. Krok za krokiem przemierzała wąską uliczkę, a jej ciało nie mogło być bardziej zmarznięte. Dygotała, czerpiąc krótkie oddechy. Policzki oblewały się różem, a niebieskie oczy czujnie wypatrywały ludzi. Tej nocy jednak nie ktoś, a on potrzebowała pomocy. Napadnięta, wijąca się z bólu na płytkach chodnikowych. Jasne jak słońce włosy, utopione w błocie straciły blask, a wyraziste tęczówki były nijakie, zdobione kującymi łzami.
Przyjmowała kolejne ciosy, z trudem wołając o pomocy. Jej delikatny głos umierał. Widziała twarz napastnika. Nie mając sił, poddała się, zamykając oczy, tracąc kontakt z otoczeniem.
Budziło się słońce, chociaż mieszkańcy jeszcze spali. Odzyskała świadomość, leżąc brudna i pobita, tam gdzie zasnęła. Jej ciuchy były podarte, a nie które kawałki rozdarte na strzępy. Została zgwałcona, a każdy jeden ruch, był jak bolesna śmierć.... Nie chciała, ale znowu zasnęła słysząc tylko szum, a później kojącą ciszę.
Miejsce, w którym się obudziła, można by pomylić z niebem. O ile wiemy, jak ono wygląda. Jasne, kremowe ściany były uspakajające, ozdobione ciemnymi meblami. Światło z dawkowane, wpadało przez okno, nie raniąc przekrwionych oczu. Czuła pod dłońmi, miękką fakturę materiału. Jedwab. Zamrugała kilkakrotnie, przełykając ślinę, co spotkało się z bolesnym jękiem. Czy można być bardziej pokiereszowanym ? Przez nozdrza wciągnęła powietrze, czując, że nawet oddech jest dla niej trudny. Chciała zasnąć jeszcze raz i obudzić się kiedy indziej, może jak mniej będzie boleć. Nie mogła, bo jej myśli wypełniał szloch, który cały czas słyszała. Chciała się dowiedzieć skąd jest, ale nawet nie mogła zacisnąć dłoni. Szeptane przepraszam, dochodziło z bliska. Jęcząc obróciła twarz, widząc w rogu pokoju, zwiniętego w kłębek swojego gwałciciela. Płakał. Schowany w ciemności blondynek. Zaciskał dłonie na swojej koszuli, z przerażeniem patrząc co zrobił niewinnej dziewczynie.... Jej twarz ozdobiły małe stróżki, a twarz wyrażała przerażenie.
- Chcesz mi coś zrobić ?
Zaskoczyła samą siebie, że była wstanie, wypowiedzieć kilka słów. Pokręcił swoją głową, wstając i ukazując wszystkie mięśnie. Był silny i niezwykle młody.
- Chcę ci pomóc.
- Nie możesz...
- Mogę... ja...
- Zgwałciłeś mnie.
Jego słowa były silne, a jej słabe, ledwo słyszalne.
- Przepraszam.
- Nie naprawisz tego....
- Naprawię.
Podszedł dotykając jej, a ona zamarła. Jak z kamienia, nawet nie oddychała.
- Nie chciałem ci tego zrobić....
Opuścił pokój, szepcząc, że jego imię to Niall....
_________________________________________________
Napisałam dla was Imagina, jest trochę dziwny, ale cóż... będzie jeszcze jedna lub 2 części.
poniedziałek, 19 maja 2014
Imagin z Niallem
Niebo zmieniało barwy z każdą godziną, to stawało się ciemniejsze to jaśniejsze, zamieniało błękitny na różowy, a różowy na pomarańczowy. Minęło tyle godzin, że nawet nie była już pewna ile. Pięć, sześć, a jeśli minęła doba ? Leżała cały czas w jednej pozycji i właściwie świtał już ranek. Trawa zroszona była rosą, a w powietrzu panowała wilgoć. Jej włosy z idealnie prostych zmieniły się w puszyste fale. Fale o tak głębokim brązie, że wydaje się to niemożliwe. Policzki oblane rumieńcami wyglądały tak pięknie przy porcelanowej urodzie. Skórę miała bladą jak śnieg, tak pięknie bladą. Oczy jak dwa kobaltowe cekiny błyszczały nie bezpiecznie, jakby zaraz miały się stopić. Szkliły się, ale żadna łza ich nie opuściła. Blade, różowe usta zaciskała w wąską linię, a ślad po dołeczkach zaginął. Walczyła ze swoimi myślami jak ostatni rycerz, który był na tyle odważny by uratować wszystkich. W jej rękach leżała decyzja, która właściwie albo uratuje albo zniszczy świat... jej świat. Człowiek jest rzeźbiarzem, on rzeźbi siebie i swój charakter, rzeźbi otoczenie swoimi czynami. Ale on musiała dokonać wyboru nad zwyczaj trudnego. Mogła zostawić wszystko dla szczęścia, które jest na tyle kruche i nie pewne, że może złamać się od razu i przestać istnieć, albo mieć wszystko i posiadać wiarę, że jeszcze kiedyś znajdzie inne szczęście. Jeżeli zdecyduje się na pierwsze to tak jakby skarze siebie na śmierć i potrzebny jest cudy do uratowania jej. Ale jeżeli wybierze drugą, jak długo człowiek da radę męczyć się z bólem przeszłości ? Odetchnęła na tyle głośno, że żółty motyl, który przysiadł na przydługim źdźbłu trawy od razu odleciał. Zadecydowała. Na miękkich nogach wracała do mieszkania, gdzie pewnie wszyscy na nią czekali. Jeżeli jeszcze nie powybijali się nawzajem. Ona skazana był żyć pomiędzy dwoma światami, każde miało swoją racje i wiedziała, że przyjdzie czas na konfrontacje, jednak nie sądziła, że tak szybko. Nie minęły nawet trzy miesiące.
***
Weszła przez szklane drzwi do drapacza chmur, wystukując swoje piętro na panelu windy. Przyglądała się w lustrach, które otaczały ją ze wszystkich stron, były nawet nad nią. Nie widziała w sobie nic, prócz zmęczenia. Ramiona opuszczone, ręce zwisające wzdłuż ciała, sukienka zafarbowana sokami trawy i ten ból widoczny nawet na zewnątrz. Metalowe drzwi rozsunęły się i jej serce nagle ożyło, ożyło pobudzone strachem i żalem. Drzwi do jej mieszkania były otwarte. Weszła cicho, delikatnie stąpając po marmurowych kafelka, na które nigdy nie byłoby jej stać. Apartament, w którym mogła mieszkać był naprawdę spełnieniem marzeń nie jednej osoby, bogaty, dużo przestrzeni, ale nie brakuje też w nim ciepła, włożono w niego serce. Przeszła do salonu, gdzie jak się spodziewała byli wszyscy. Twarz każdego przecinała złość, ale kiedy ją dostrzegli odrobina ulgi stała się dostrzegalna wśród negatywnych emocji.
- Tak się baliśmy...
Jej matka zabrała głos, wstając z kanapy. Chciała podejść do dziewczyny, jednak została uprzedzona. Niall zaplótł ramiona na jej drobnym ciele, przyciągając do swojej klatki.
- Zanim zdecydujesz, wysłuchaj mnie..
Było za późno, jednak milczała, dała mu prawo do głosu, bo przecież każdy je ma.
- Wiem, że nie jestem idealnym mężem, wiem, że daleko mi nawet do tego dobrego. Ale staram się i uczę. Daj mi czas, a zobaczysz, że poradzę sobie w tej roli, uwierz tylko we mnie.
Nie wiedziała czemu jego ciche słowa tak bardzo ją zraniły. Ciepłe łzy spłynęły po jej policzkach. Głowę schowała głębiej u podstawy jego szyi, czując się przy nim bezpiecznie. Był jej mężem i mimo tego, że ostatnio zagubił się tak bardzo, wiedziała, że jej miłość jest odwzajemniana. Rozłączyła ich ciała, pozwalając by chłód zamienił się z ciepłem.
- Och w końcu mądrze zdecydowałaś !
Matka pisnęła głośno, a ojciec już zaczął się obierać.
- Wracam do domu córciu.
Spuściła wzrok, kręcąc głową w niezgodzie. Wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Chciała oddać wszystko za szczęście.
- Zostaję z Niallem.
- Ale... nie wierzę ty naprawdę jesteś taka naiwna ! Wolisz stracić rodzinę dla jakiejś głupiej miłości. Możesz jeszcze zmienić zdanie puki tu jesteśmy, pamiętaj, że jak opuścimy to mieszkanie bez ciebie, równie dobrze możesz przestać nazywać siebie naszą córką.
- Niall jest moją rodziną, jest moim mężem. Czemu nie możecie tego zaakceptować?
-Zaakceptować ? On jest złym człowiekiem. Jest gwiazdą, kręci się wokół niego mnóstwo kobiet, któregoś dnia skusi się, a ty będziesz cierpieć.
Jej serce ścisnęło się, bo wiedziała, że te słowa kryją w sobie prawdę, jednak tak samo jak się tego bała, tak samo wiedziała i ufała, że tego nie zrobi.
- Zostaję tutaj.
To były już jej ostateczne słowa.
- Wyjdźcie.
Zaskakujące, jak łatwo przychodziło jej zachowanie spokoju, ani razu jeszcze nie podniosła głosu.
- Będziesz żałować.
To był ostatni raz kiedy ich widziała. Oddała wszystko za szczęście. Oddała wszystko za Nialla. Zaryzykowała i przeżyła, a w nagrodę dostała prawdziwą miłość i jego, nie złamał obietnic, nie zawiódł jej....
________________________________________
***
Weszła przez szklane drzwi do drapacza chmur, wystukując swoje piętro na panelu windy. Przyglądała się w lustrach, które otaczały ją ze wszystkich stron, były nawet nad nią. Nie widziała w sobie nic, prócz zmęczenia. Ramiona opuszczone, ręce zwisające wzdłuż ciała, sukienka zafarbowana sokami trawy i ten ból widoczny nawet na zewnątrz. Metalowe drzwi rozsunęły się i jej serce nagle ożyło, ożyło pobudzone strachem i żalem. Drzwi do jej mieszkania były otwarte. Weszła cicho, delikatnie stąpając po marmurowych kafelka, na które nigdy nie byłoby jej stać. Apartament, w którym mogła mieszkać był naprawdę spełnieniem marzeń nie jednej osoby, bogaty, dużo przestrzeni, ale nie brakuje też w nim ciepła, włożono w niego serce. Przeszła do salonu, gdzie jak się spodziewała byli wszyscy. Twarz każdego przecinała złość, ale kiedy ją dostrzegli odrobina ulgi stała się dostrzegalna wśród negatywnych emocji.
- Tak się baliśmy...
Jej matka zabrała głos, wstając z kanapy. Chciała podejść do dziewczyny, jednak została uprzedzona. Niall zaplótł ramiona na jej drobnym ciele, przyciągając do swojej klatki.
- Zanim zdecydujesz, wysłuchaj mnie..
Było za późno, jednak milczała, dała mu prawo do głosu, bo przecież każdy je ma.
- Wiem, że nie jestem idealnym mężem, wiem, że daleko mi nawet do tego dobrego. Ale staram się i uczę. Daj mi czas, a zobaczysz, że poradzę sobie w tej roli, uwierz tylko we mnie.
Nie wiedziała czemu jego ciche słowa tak bardzo ją zraniły. Ciepłe łzy spłynęły po jej policzkach. Głowę schowała głębiej u podstawy jego szyi, czując się przy nim bezpiecznie. Był jej mężem i mimo tego, że ostatnio zagubił się tak bardzo, wiedziała, że jej miłość jest odwzajemniana. Rozłączyła ich ciała, pozwalając by chłód zamienił się z ciepłem.
- Och w końcu mądrze zdecydowałaś !
Matka pisnęła głośno, a ojciec już zaczął się obierać.
- Wracam do domu córciu.
Spuściła wzrok, kręcąc głową w niezgodzie. Wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Chciała oddać wszystko za szczęście.
- Zostaję z Niallem.
- Ale... nie wierzę ty naprawdę jesteś taka naiwna ! Wolisz stracić rodzinę dla jakiejś głupiej miłości. Możesz jeszcze zmienić zdanie puki tu jesteśmy, pamiętaj, że jak opuścimy to mieszkanie bez ciebie, równie dobrze możesz przestać nazywać siebie naszą córką.
- Niall jest moją rodziną, jest moim mężem. Czemu nie możecie tego zaakceptować?
-Zaakceptować ? On jest złym człowiekiem. Jest gwiazdą, kręci się wokół niego mnóstwo kobiet, któregoś dnia skusi się, a ty będziesz cierpieć.
Jej serce ścisnęło się, bo wiedziała, że te słowa kryją w sobie prawdę, jednak tak samo jak się tego bała, tak samo wiedziała i ufała, że tego nie zrobi.
- Zostaję tutaj.
To były już jej ostateczne słowa.
- Wyjdźcie.
Zaskakujące, jak łatwo przychodziło jej zachowanie spokoju, ani razu jeszcze nie podniosła głosu.
- Będziesz żałować.
To był ostatni raz kiedy ich widziała. Oddała wszystko za szczęście. Oddała wszystko za Nialla. Zaryzykowała i przeżyła, a w nagrodę dostała prawdziwą miłość i jego, nie złamał obietnic, nie zawiódł jej....
________________________________________
sobota, 19 kwietnia 2014
Happy Easter !!!!!!!!
ALLELUJA !!!
Życzę.....
Życia zabawnego w jaja bogatego.
Smacznej kiełbasy, rzeżuchy po pachy.
Wesołego zająca, co się śmieje bez końca......
A nawet pięć takich zajączków...
Szczerbatego barana, co beczy od rana.
Uśmiechu przez cały czas.
Słońca, radości i w niedziele dużo gości.
W drugie święto dużo wody...
tak dla zdrowia i urody.
Bierzcie sikawki w łapy
I oblejcie nimi cały świat tak dla zabawy.
ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
czwartek, 17 kwietnia 2014
Imagin z Zaynem
Piosenka
Drobna brunetka samotnie błąkająca się po Londynie. Ubrana jedynie w jasne Jeansy i biały sweter. Szła przed siebie, a jej twarz otulał leciutki wiatr, delikatnie rozwiewając włosy. Po jej porcelanowych policzkach spływały słone łzy. Ludzie co chwilę gdzieś się spieszyli, a ona szła powoli nie spiesząc się nigdzie. Podeszła do barierki mostu i spojrzała w dół. Wiedziała, że wystarczyłby jeden skok, jeden skok i wszystkie problemy znikną. Miała już przejść kiedy ktoś ją powstrzymał. Chłopak o kruczo czarnych włosach i głębokich czekoladowych oczach. Szepnął żeby tego nie robiła i mocno ją do siebie przytulił, a ona wtuliła się mocno w niego i płakała. Mimo iż bała się bliskiego kontaktu z ludźmi jemu zaufała. Pierwszy raz od roku poczuła się bezpiecznie, pierwszy raz poczuła jak wszystko choć na chwilę przestaje się liczyć, wszystkie problemy odchodzą. Spotykali się codziennie ufała mu bezgranicznie, a ich miłość z każdym dniem stawała się silniejsza. Każda chwila bez siebie była dla nich męką. Mulat spojrzał w ciemne oczy dziewczyny i szepnął.
"Nigdy cię nie zostawię jesteś dla mnie najważniejsza i nigdy cię nie skrzywdzę"
Złożył na jej ustach czuły pocałunek i mocno przytulił do siebie. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie znalazła swojego anioła, którym okazał się Zayn.
Dni mijały, a dziewczyna co raz bardziej ufała światu. Dziś odważyła się założyć sukienkę. Delikatny biały koronkowy materiał idealnie podkreślał jej jasną karnacje i wyjątkową urodę. Zwiewna sukienka sięgała dziewczynie przed kolana co podkreślało jeszcze bardziej jej długie nogi, swoje falowane włosy przeczesała palcami, chwyciła torebeczkę i wyszła z wieżowca w którym mieszkała. Udała się pod studio, gdzie jej chłopak nagrywał piosenkę. Weszła pewnym krokiem do środka, jednak już po chwili się cofnęła. Po drugiej stronie dużego holu stał jej chłopak całujący inną. Jej policzki momentalnie zrobiły się mokre, a wszystko powróciło.
Drobna brunetka samotnie błąkająca się po Londynie. Ubrana jedynie w jasne Jeansy i biały sweter. Szła przed siebie, a jej twarz otulał leciutki wiatr, delikatnie rozwiewając włosy. Po jej porcelanowych policzkach spływały słone łzy. Ludzie co chwilę gdzieś się spieszyli, a ona szła powoli nie spiesząc się nigdzie. Podeszła do barierki mostu i spojrzała w dół. Wiedziała, że wystarczyłby jeden skok, jeden skok i wszystkie problemy znikną. Miała już przejść kiedy ktoś ją powstrzymał. Chłopak o kruczo czarnych włosach i głębokich czekoladowych oczach. Szepnął żeby tego nie robiła i mocno ją do siebie przytulił, a ona wtuliła się mocno w niego i płakała. Mimo iż bała się bliskiego kontaktu z ludźmi jemu zaufała. Pierwszy raz od roku poczuła się bezpiecznie, pierwszy raz poczuła jak wszystko choć na chwilę przestaje się liczyć, wszystkie problemy odchodzą. Spotykali się codziennie ufała mu bezgranicznie, a ich miłość z każdym dniem stawała się silniejsza. Każda chwila bez siebie była dla nich męką. Mulat spojrzał w ciemne oczy dziewczyny i szepnął.
"Nigdy cię nie zostawię jesteś dla mnie najważniejsza i nigdy cię nie skrzywdzę"
Złożył na jej ustach czuły pocałunek i mocno przytulił do siebie. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie znalazła swojego anioła, którym okazał się Zayn.
Dni mijały, a dziewczyna co raz bardziej ufała światu. Dziś odważyła się założyć sukienkę. Delikatny biały koronkowy materiał idealnie podkreślał jej jasną karnacje i wyjątkową urodę. Zwiewna sukienka sięgała dziewczynie przed kolana co podkreślało jeszcze bardziej jej długie nogi, swoje falowane włosy przeczesała palcami, chwyciła torebeczkę i wyszła z wieżowca w którym mieszkała. Udała się pod studio, gdzie jej chłopak nagrywał piosenkę. Weszła pewnym krokiem do środka, jednak już po chwili się cofnęła. Po drugiej stronie dużego holu stał jej chłopak całujący inną. Jej policzki momentalnie zrobiły się mokre, a wszystko powróciło.
- Obiecałeś - krzyknęła, chłopak szybko się odwrócił.
Nie zdążył nic powiedzieć bo zapłakana dziewczyna wybiegła z budynku. Biegła wprost przed siebie nie zważając na nic. Ufała mu, po raz pierwszy tak bardzo zaufała człowiekowi. Kochała go, ale rana w jej sercu była już nie uleczalna. Wbiegła na ten sam most gdzie się poznali, usiadła na barierce i zdjęła swoje buty rzucając do wody. Chwyciła swój telefon i napisała smsa do Zayn
"Obiecałeś, a ja ci zaufałam. Wierzyłam, że mnie nie skrzywdzisz. Dla mnie byłeś całym światem, teraz cię nienawidzę. Nienawidzę cię Zayn i żałuje, że wtedy nie skoczyłam."
Rzuciła swój telefon na chodnik, roztrzaskując go na kilka części. Zamknęła oczy i odepchnęła się z całej siły. Spadając słyszała jego głos, który krzyczał jej imię i przepraszał ją. Poczuła mocne zderzenie z taflą wody i wszystko minęło. Czuła spokój i ulgę wiedziała, że jest już w lepszym świecie, gdzie nikt jej nie skrzywdzi. Wiedziała też, że kiedyś przyjdzie ten moment kiedy mu wybaczy i będą mogli zacząć na nowo.
Bo jest taki rodzaj miłości, który nigdy nie umiera. I mimo, że jedno odejdzie ta miłość będzie trwała. Na świecie istnieje jedna rzecz warta życia: Bezgranicznie kochać istotę, która kocha nas bezgranicznie.
Nie zdążył nic powiedzieć bo zapłakana dziewczyna wybiegła z budynku. Biegła wprost przed siebie nie zważając na nic. Ufała mu, po raz pierwszy tak bardzo zaufała człowiekowi. Kochała go, ale rana w jej sercu była już nie uleczalna. Wbiegła na ten sam most gdzie się poznali, usiadła na barierce i zdjęła swoje buty rzucając do wody. Chwyciła swój telefon i napisała smsa do Zayn
"Obiecałeś, a ja ci zaufałam. Wierzyłam, że mnie nie skrzywdzisz. Dla mnie byłeś całym światem, teraz cię nienawidzę. Nienawidzę cię Zayn i żałuje, że wtedy nie skoczyłam."
Rzuciła swój telefon na chodnik, roztrzaskując go na kilka części. Zamknęła oczy i odepchnęła się z całej siły. Spadając słyszała jego głos, który krzyczał jej imię i przepraszał ją. Poczuła mocne zderzenie z taflą wody i wszystko minęło. Czuła spokój i ulgę wiedziała, że jest już w lepszym świecie, gdzie nikt jej nie skrzywdzi. Wiedziała też, że kiedyś przyjdzie ten moment kiedy mu wybaczy i będą mogli zacząć na nowo.
Bo jest taki rodzaj miłości, który nigdy nie umiera. I mimo, że jedno odejdzie ta miłość będzie trwała. Na świecie istnieje jedna rzecz warta życia: Bezgranicznie kochać istotę, która kocha nas bezgranicznie.
niedziela, 13 kwietnia 2014
Imagin z Zayn'em
Deszcz obija się o szklaną powłokę wołając. Puka do okien prosząc. Ona sama siedzi w ciemnym pokoju. Samotna jak co wieczór. Szczelnie otulona kocem, nie dopuszczając do swojego ciała zimnego powietrza. Ręce oplatają czerwony kubek z jego imieniem, a ona wpatruje się w jeden punkt. W ekran laptopa, będący jedynym źródłem światła. Wpatruje się w niego. Nowe zdjęcia. Na wszystkich jest jego uśmiech i oczy. Jest on i fanki. Każdego dnia inne miejsce, każdego dnia inne miasto, każdego dnia inne państwo, każdego dnia inny kontynent. Dlaczego nie może trafić do niej ? Skoro jest wszędzie to czemu nie ma go tu ? Wystarczyłaby jej jedna sekunda. Jeden mały dotyk. Dla niego nic nie znaczący, dla niej wszystko. Zamyka oczy kiedy łzy pchają się na świat. Mokry wachlarz rzęs opada na jej policzki, a w głośnikach cichną ostatnie takty piosenki. Nie długo później rozbrzmiewa dźwięk gitar, ciągnący za sobą tekst i jego głos. Little Things. Patrzy na jego idealne włosy i przez chwilę myśli, że może ma szansę. Że on cudem się w niej zakocha i będą razem. Okna trzaskają od podmuchu wiatru, a ją ogarnia kolejna myśl. Na tym świecie nie jest sama, są jeszcze miliony innych dziewczyny. Takich jak ona, kochających go. Ładniejszych. I znowu, jak każdego innego wieczoru przytłaczają ją jej marzenia. Właściwie to nimi żyje. Ma 16 lat. Jest tylko zwykłą fanką, directionerką, a on jest tylko na jej tapecie i w Internecie. Narasta w niej złość... to tylko kolejna faza. Tym razem silniejsza. Otwartą dłonią trzaska w urządzenie, zamykając je. Kubek z resztkami cieczy opada na podłogę roztrzaskując i rozlewając się. Szkło i herbata są wszędzie. Okno ponownie trzaska, a wszystko się kończy.....
Zimne powietrze otula moje ramiona, kiedy samotnie zdana na siebie idę do parku. Ciało przykrywa tylko cienka, siwa bluzeczka z długim rękawem i krótkie spodenki od piżamy. Na stopach znoszone, krótkie trampki, a dookoła szalejący wiatr i mżawka. Jest dobrze....
Szum drzew, jedna latarnia dająca światło i druga w dużym odstępie od niej. Siedzi na ławce, w parku pozbawionym życia. Nikt nie wie, że tu jest. Deszcz zmoczył już trochę jej włosy i ciuchy. Ona dalej pochłonięta jest myślami, tkwi głęboko w swojej wyobraźni, układając sobie wyimaginowane życie. Wyobraża sobie go obok niej. On otula ją ramieniem i tuli do swojej piersi, a ona jest tak cholernie szczęśliwa. Miłość jego do niej i jej do niego jest tak silna, że wytrwałaby wszystko. W rzeczywistości działa tylko jedna strona. Miłość jej do niego, jej do Zayna. Zagłębia się jeszcze bardziej, tworząc w głowie kolejny obraz, kolejną scenę. Całkowicie pochłonięta, nie zauważa, że koło niej ktoś siedzi. Że ktoś się właśnie dosiadł. Jej marzenie tkwi obok niej. Ona milczy zamyślona, patrząca przed siebie, pod poświatą latarni, a on siedzi cicho ilustrując jej twarz, schowany w ciemnościach. Obraca głowę i patrzy wprost na niego. Wprost w jego oczy. Rozpoznaje go od razu. Widzi Zayna Malika obok niej na ławce, ale nie potrafi tego zrozumieć. Co on robi w jej mieście ? W mieście prawie że nie znanym, nie dotkniętym jeszcze przez zło. Ma wątpliwości, nie potrafi rozróżnić, nie wie czy to jej wyobrażony obraz czy prawda. Wyciąga rękę, by go dotknąć, a on ją łapie. Trzyma ją za dłoń. Przez jej ciało przepływa fala ciepła, czuje coś na co czekała tak długo. To jej wystarcza. Chciała go poczuć, a teraz czuje. Cząstka niej odchodzi, ta cząstka przygniatająca ją każdego dnia. Spełniło się jej marzenie. Nie oczekuje więcej od życia. Całe życie jest obok niej. Wszystkiego nauczyła się od niego i od zespołu.
- To nie jest sen maleńka...
Jego słowa są delikatne. Otulają jej serce, a ona czerpie z tego jak najwięcej. Chce mieć wspomnienia. Przysuwa swe usta blisko jej ust, wyłaniając się tym samym z ciemności. Linia jego szczęki idealnie jest zarysowana, a zarost wzbudza tylko więcej dreszczy. Jest identyczny, jak na zdjęciu z dzisiaj. Zayn zamyka swe wargi na jej ustach, dalej trzymając jej dłoń. Pocałunek nie jest zwykły. Żadne słowa go nie opiszą. Tylko uczucia, które ona czuje.
- Wiem o czym przed chwilą myślałaś. Ja wrócę. Wrócę i wszystko ci wytłumaczę, musisz tylko na mnie czekać. Znajdę cię na pewno. Żyj, tak dalej. Dalej wierz w marzenia. Spełnię je wszystkie. Musisz tylko czekać, a ja wrócę.
Ponownie pocałował jej usta, odsuwając się później daleko, ale dalej trzymając jej dłoń.
- To cię upewni, że to nie sen.
Wypuścił jej rękę, pozostawiając w niej łańcuszek. Jego łańcuszek. Nim zdążyła podnieść na niego wzrok, go już nie było. Widziała tylko jego cień jak odchodzi wzdłuż ulicy....
***
Nadal nie rozumiem tego. Minął miesiąc, a mój rozum nie pojmuje wydarzeń z tamtej nocy. To był Zayn, to nie był sen, ale... nie rozumiem. Muszę czkać i czekam, patrząc codziennie na jego zdjęcia. Muszę czekać, a on wróci. Czekać....
Koniec.
piątek, 4 kwietnia 2014
Zayn cz.25 "Miłość jest nieunikniona"
Piosenka włączcie
Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym straszny, to tylko okres przejściowy.
Straszny jest tylko strach przed nieznanym.....
Ciało trzęsło się z zimna, wszystko dookoła mnie latało, widziałam jak domy się walą, pojedyncze drewniane bale spadają na ulice, miażdżąc wszystko co napotkają. Wszyscy uciekli, zostało tylko kilka nielicznych osób biegających w te i wew te. Mocniej zsunęłam się do rowu, starając jak najbardziej schować w nim swoje ciało. Czemu akurat rów? Widziałam to na filmach...
- Moje dziecko!!!! Moje dziecko... on nie żyje!!!!! - na ulicę wybiegła kobieta krzycząca przez płacz.
Moje serce pękało na ten widok, straciła swoje dziecko. Chciałam jakoś zareagować, ale za chwilę podbiegł jakiś facet zabierając ją. Walczył z nią chwilę, za nim w ostatniej sekundzie udało mu się ją odciągnąć na bok.... inaczej zostałaby zmiażdżona przez lecącą z wiatrem wielką gałąź drzewa. Zamknęłam oczy nie chcąc myśleć jak mogłoby się to skończyć. Cała się trzęsłam, bałam się. Byłam sama pod murem, a za mną wielka trąba nadchodząca w moim kierunku. Mimo, iż powieki były zamknięte wydostały się z nich łzy. Słone krople spływały rzewnie po moich policzkach, ale nie zdążyły spaść na ziemię. Silne podmuchy wiatru natychmiast je osuszały. Cicho łkałam, modląc się, żeby Zayn był już bezpieczny, żeby przeżył. Tylko tego pragnęłam, pragnęłam by żył....
- Megi!!!
Podniosłam swój wzrok, słysząc swoje imię.
- Zayn uciekaj!!! - widziałam jak chłopak biegnie w moim kierunku.
Nie to nie tak, to wszystko nie tak. On nie może, ta historia nie tak ma się skończyć.... On ma żyć... Boże błagam zlituj się, on ma żyć błagam....
- Zayn proszę uciekaj!!!! - dalej krzyczałam, ale on był już praktycznie przy mnie.
Jego brązowe tęczówki, zupełnie pojaśniały. Majaczyły w nich łzy, policzki były mokre, a wargi jakby spuchnięte. Mówią, że oczy to odzwierciedlenie duszy... w tym przypadku z jego oczu wiała pustka.
Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym straszny, to tylko okres przejściowy.
Straszny jest tylko strach przed nieznanym.....
Ciało trzęsło się z zimna, wszystko dookoła mnie latało, widziałam jak domy się walą, pojedyncze drewniane bale spadają na ulice, miażdżąc wszystko co napotkają. Wszyscy uciekli, zostało tylko kilka nielicznych osób biegających w te i wew te. Mocniej zsunęłam się do rowu, starając jak najbardziej schować w nim swoje ciało. Czemu akurat rów? Widziałam to na filmach...
- Moje dziecko!!!! Moje dziecko... on nie żyje!!!!! - na ulicę wybiegła kobieta krzycząca przez płacz.
Moje serce pękało na ten widok, straciła swoje dziecko. Chciałam jakoś zareagować, ale za chwilę podbiegł jakiś facet zabierając ją. Walczył z nią chwilę, za nim w ostatniej sekundzie udało mu się ją odciągnąć na bok.... inaczej zostałaby zmiażdżona przez lecącą z wiatrem wielką gałąź drzewa. Zamknęłam oczy nie chcąc myśleć jak mogłoby się to skończyć. Cała się trzęsłam, bałam się. Byłam sama pod murem, a za mną wielka trąba nadchodząca w moim kierunku. Mimo, iż powieki były zamknięte wydostały się z nich łzy. Słone krople spływały rzewnie po moich policzkach, ale nie zdążyły spaść na ziemię. Silne podmuchy wiatru natychmiast je osuszały. Cicho łkałam, modląc się, żeby Zayn był już bezpieczny, żeby przeżył. Tylko tego pragnęłam, pragnęłam by żył....
- Megi!!!
Podniosłam swój wzrok, słysząc swoje imię.
- Zayn uciekaj!!! - widziałam jak chłopak biegnie w moim kierunku.
Nie to nie tak, to wszystko nie tak. On nie może, ta historia nie tak ma się skończyć.... On ma żyć... Boże błagam zlituj się, on ma żyć błagam....
- Zayn proszę uciekaj!!!! - dalej krzyczałam, ale on był już praktycznie przy mnie.
Jego brązowe tęczówki, zupełnie pojaśniały. Majaczyły w nich łzy, policzki były mokre, a wargi jakby spuchnięte. Mówią, że oczy to odzwierciedlenie duszy... w tym przypadku z jego oczu wiała pustka.
- Czemu mi to zrobiłaś, czemu? - chłopak upadł przede mną na kolanach, dalej płacząc.
- Chcę, żebyś żył...
- Ale ja nie chcę żyć bez ciebie, to ty powinnaś tam wejść nie ja. To ja powinienem poświęcić się dla ciebie, nie ty dla mnie.To ty powinnaś tam teraz być i przeżyć.
- Nie Zayn, ja..ja muszę ci coś powiedzieć.- moje policzki były już zupełnie mokre, a łzy wydawały się nie kończyć.
Chłopak usiadł obok mnie, mocno mnie do siebie przytulając.
- Co takiego?
- Ja...ja jestem...jestem chora na raka krwi.
- Słucham ?
- Dowiedziałam się przed samym przyjazdem tutaj, lekarze powiedzieli, że umieram. Zayn ja nie mam szans... Zaprzepaściłeś swoją szanse na życie! - zaczęłam krzyczeć, przez łzy nie wiadomo dlaczego.
Chłopak złapał mnie za ręce, bo zaczęłam bić go po klatce piersiowej, mocno przycisnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Chcę umrzeć z tobą...- wyszeptał.
Nie byłam wstanie nic powiedzieć... wargi zdrętwiały, a głos stał się niesłyszalny.
- Kocham cię.. wiem, że to nie odpowiedni moment i nie mam pierścionka, ale czy zostaniesz moja już na zawsze?
- Zayn....
- Jestem tego pewien, nigdy nie kochałem nikogo tak jak ciebie, zmieniłaś wszystko, zmieniłaś moje życie, dzięki tobie wiem co to znaczy kochać...
- Chcę być twoja na zawsze...- wyszeptałam.
Chłopak wciągnął mnie na swoje kolana, a ja wtuliłam się w jego szyję. Oplótł mnie rękoma, a ja jego.
- Boje się śmierci- wyszeptałam w jego koszulkę.
- A ja nie, mam przy sobie swojego anioła... - mówił głaszcząc mnie po włosach- nie wypuszczę cię z moich ramion już nigdy, nie pozwolę nas rozdzielić...
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, czułam spokój, nie bałam się, mając go przy sobie. Patrzyłam jak całe miasto się rujnuje, jak wszystkie domy składają się niczym domki z kart. Widziałam wielki wir idący wprost na nas... Wykonywałam głębokie wdechy i wydech. Właśnie wtedy w uszach rozbrzmiały słowa Kataleji..."Ilekroć razy oślepią cię promienie słońca, ilekroć razy zmoczy cię deszcz, ilekroć razy zawieje silniejszy wiatr, a ty go poczujesz... będą to znaki ode mnie, że jestem i czuwam nad twoim dobrem''. Słyszałam jej głos. Wiatr zawiał mocniej, niemal przyssało nas do muru. Jasny blask oślepił moje oczy, a mokre powietrze, jakby wiatr wiał z deszczem, otarł się o moje policzki. Nie wiedziałam czy to wymysły mojej wyobraźni, czy dzieje się to naprawdę, jednak poczułam się inaczej. Ciało oddało się w stan nieważkości. Odwróciłam się twarzą do Zayna i ucałowałam jego usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też...
Trwaliśmy razem na łożu śmierci. Czas płynął wolno, wszystko było spokojne w naszych oczach. Poczułam mocne uderzenie, załkałam z bólu, wtedy był już nasz koniec. Ciemność zmiażdżyła nas ze wszystkich stron, odbierając ostatni oddech. Później nastała cisza i świat w innych barwach....
*** Oczami Liama ***
Wszyscy chodziliśmy zdenerwowani po pokoju, nikt nie mógł znaleźć sobie miejsca. Louis co chwilę przewijał kanały, szukając nowych wiadomości. Każdy zagubiony był w swoich myślach, jednak wszystkie krążyły wokół Zayna i Megi. Minęły 3 godziny, odkąd potężne tornado, niemal sprzątnęło Los Angeles z ziemi.
- Jest!!!- krzyknął Lou, pogłaśniając wiadomości.
Każdy siedział w ciszy, uważnie słuchając każdego słowa reporterki.
"Miasto zostało doszczętnie zniszczone, ludzie boją wychodzić się na ulicę. Ratownicy nadal przeczesują ruiny po domach z nadzieją odnalezienia ofiar. Dotychczas odnaleziono ciało 70-latka, funkcjonariusze starają się ustalić jego tożsamość, oraz ciała dwójki młodych ludzi. Ukryli się przed tornadem pod jednym z murów w rowie. W ich ciało uderzyła potężna żelazna rura, niesiona przez wiatr. Ciała są zmasakrowane, jednak mieli przy sobie dokumenty. Ofiarami tego koszmarnego przeżycia byli Zayn Malik i Megi Nestwone, na więcej informacji wciąż trzeb czekać..." dalej już nie słyszałem. Moje serce na chwilę przestało bić. Otworzyłem usta, chciałem coś powiedzieć, jednak głos zamarł w gardle. Byłem w szoku, to nie możliwe. Informacja podana przez reporterkę nie docierała do mojego rozumu. Schowałem twarz w dłoniach, starając się pojąć te wszystkie słowa. Poczułem mocny uściski w klatce, jak by ktoś położył na mnie wielki ciężar, ważący tony. Po policzkach spłynęły strumienie słonych kropli. Spojrzałem na wszystkich po kolei, ale mój wzroku uwiązł na Niallu. Cały pobladł, z jego ust wydobywał się cichy szloch, a ciało jakby drżało. Poderwałem się z kanapy i chwiejnym krokiem podszedłem do niego zamykając go w swoich ramionach....
Następnego dnia przyjechał do nas Paul. Z Niallem było źle, od wczoraj nie tknął ani jedzenia, ani picia. Nie rozmawiał z nikim, zamknął się w sobie. Tak jakby umarł, a na ziemi zostało tylko jego ciało. Cząstka jego odeszła bezpowrotnie. Paul powiedział nam nowe informacje, które jeszcze bardziej nami wstrząsnęły. Przyłożyłem rękę do twarzy, zakrywając ust, by tylko nie zacząć płakać. Ponownie podeszłem do irlandczyka, obejmując go ramionami. Wszyscy wiedzieliśmy, że to Niall najbardziej cierpi. Więź jak łączyła go i Zayna była silniejsza niż cokolwiek. Ziall Istniej to Prawda. Prawdziwi Przyjaciele i Bracia.
- Niall... Zayn nadal żyje w twoim sercu. Pamiętaj o tym...- tylko na to był mnie stać.
Ja ten opanowany i odpowiedzialny w zespole, nie potrafiłem sobie ze sobą poradzić. Ruszyłem w kierunku schodów i wolnym krokiem stąpałem po stopniach. Obraz zamazywał się coraz bardziej. Ledwo dostrzegałem kolejne stopnie. Otworzyłem drzwi pokoju i wchodząc do środka osunąłem się po nich wybuchając głośnym płaczem...
Na pogrzeb Zayna i Megi przyszli wszyscy. Cała rodzina Zayna, przyjaciele, znajomi za czasów szkoły, fani z całego świata, znane gwiazdy... Każdy płakał, ja nie byłem nawet w stanie stać w miejscu. Ramię Louis podpierało moje ciało. Spojrzałem na Nialla, który stał oddalony od wszystkich pod drzewem, jego oczy cały czas krwawiły łzami. Wszystkie siostry Zayna, przyjechały ubrane w jego ulubione koszulki. Każda z nich głośno płakała, kiedy się takie coś widzi, serce po prostu pęka.
Cały świat pogrążony był w żałobie. Blondyn zupełnie stracił wiarę w siebie, w sens życia. Każdy siedział bez celu w różnych miejscach cicho łkając. Harry znalazł ukojenie w winie, podobnie jak Louis.
One Direction przestało istnieć, nie mogliśmy śpiewać bez Zayna. One Direction to pięć chłopców. One Direction to nie tylko nazwa, to znacznie więcej niż sława, pieniądze czy fani. To jeden kierunek, jedno marzenie, które nas połączyło. To prawdziwa przyjaźń i miłość, najsilniejsza ze wszystkich... miłość do braci...miłość braterska.
- Chcę, żebyś żył...
- Ale ja nie chcę żyć bez ciebie, to ty powinnaś tam wejść nie ja. To ja powinienem poświęcić się dla ciebie, nie ty dla mnie.To ty powinnaś tam teraz być i przeżyć.
- Nie Zayn, ja..ja muszę ci coś powiedzieć.- moje policzki były już zupełnie mokre, a łzy wydawały się nie kończyć.
Chłopak usiadł obok mnie, mocno mnie do siebie przytulając.
- Co takiego?
- Ja...ja jestem...jestem chora na raka krwi.
- Słucham ?
- Dowiedziałam się przed samym przyjazdem tutaj, lekarze powiedzieli, że umieram. Zayn ja nie mam szans... Zaprzepaściłeś swoją szanse na życie! - zaczęłam krzyczeć, przez łzy nie wiadomo dlaczego.
Chłopak złapał mnie za ręce, bo zaczęłam bić go po klatce piersiowej, mocno przycisnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Chcę umrzeć z tobą...- wyszeptał.
Nie byłam wstanie nic powiedzieć... wargi zdrętwiały, a głos stał się niesłyszalny.
- Kocham cię.. wiem, że to nie odpowiedni moment i nie mam pierścionka, ale czy zostaniesz moja już na zawsze?
- Zayn....
- Jestem tego pewien, nigdy nie kochałem nikogo tak jak ciebie, zmieniłaś wszystko, zmieniłaś moje życie, dzięki tobie wiem co to znaczy kochać...
- Chcę być twoja na zawsze...- wyszeptałam.
Chłopak wciągnął mnie na swoje kolana, a ja wtuliłam się w jego szyję. Oplótł mnie rękoma, a ja jego.
- Boje się śmierci- wyszeptałam w jego koszulkę.
- A ja nie, mam przy sobie swojego anioła... - mówił głaszcząc mnie po włosach- nie wypuszczę cię z moich ramion już nigdy, nie pozwolę nas rozdzielić...
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, czułam spokój, nie bałam się, mając go przy sobie. Patrzyłam jak całe miasto się rujnuje, jak wszystkie domy składają się niczym domki z kart. Widziałam wielki wir idący wprost na nas... Wykonywałam głębokie wdechy i wydech. Właśnie wtedy w uszach rozbrzmiały słowa Kataleji..."Ilekroć razy oślepią cię promienie słońca, ilekroć razy zmoczy cię deszcz, ilekroć razy zawieje silniejszy wiatr, a ty go poczujesz... będą to znaki ode mnie, że jestem i czuwam nad twoim dobrem''. Słyszałam jej głos. Wiatr zawiał mocniej, niemal przyssało nas do muru. Jasny blask oślepił moje oczy, a mokre powietrze, jakby wiatr wiał z deszczem, otarł się o moje policzki. Nie wiedziałam czy to wymysły mojej wyobraźni, czy dzieje się to naprawdę, jednak poczułam się inaczej. Ciało oddało się w stan nieważkości. Odwróciłam się twarzą do Zayna i ucałowałam jego usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też...
Trwaliśmy razem na łożu śmierci. Czas płynął wolno, wszystko było spokojne w naszych oczach. Poczułam mocne uderzenie, załkałam z bólu, wtedy był już nasz koniec. Ciemność zmiażdżyła nas ze wszystkich stron, odbierając ostatni oddech. Później nastała cisza i świat w innych barwach....
*** Oczami Liama ***
Wszyscy chodziliśmy zdenerwowani po pokoju, nikt nie mógł znaleźć sobie miejsca. Louis co chwilę przewijał kanały, szukając nowych wiadomości. Każdy zagubiony był w swoich myślach, jednak wszystkie krążyły wokół Zayna i Megi. Minęły 3 godziny, odkąd potężne tornado, niemal sprzątnęło Los Angeles z ziemi.
- Jest!!!- krzyknął Lou, pogłaśniając wiadomości.
Każdy siedział w ciszy, uważnie słuchając każdego słowa reporterki.
"Miasto zostało doszczętnie zniszczone, ludzie boją wychodzić się na ulicę. Ratownicy nadal przeczesują ruiny po domach z nadzieją odnalezienia ofiar. Dotychczas odnaleziono ciało 70-latka, funkcjonariusze starają się ustalić jego tożsamość, oraz ciała dwójki młodych ludzi. Ukryli się przed tornadem pod jednym z murów w rowie. W ich ciało uderzyła potężna żelazna rura, niesiona przez wiatr. Ciała są zmasakrowane, jednak mieli przy sobie dokumenty. Ofiarami tego koszmarnego przeżycia byli Zayn Malik i Megi Nestwone, na więcej informacji wciąż trzeb czekać..." dalej już nie słyszałem. Moje serce na chwilę przestało bić. Otworzyłem usta, chciałem coś powiedzieć, jednak głos zamarł w gardle. Byłem w szoku, to nie możliwe. Informacja podana przez reporterkę nie docierała do mojego rozumu. Schowałem twarz w dłoniach, starając się pojąć te wszystkie słowa. Poczułem mocny uściski w klatce, jak by ktoś położył na mnie wielki ciężar, ważący tony. Po policzkach spłynęły strumienie słonych kropli. Spojrzałem na wszystkich po kolei, ale mój wzroku uwiązł na Niallu. Cały pobladł, z jego ust wydobywał się cichy szloch, a ciało jakby drżało. Poderwałem się z kanapy i chwiejnym krokiem podszedłem do niego zamykając go w swoich ramionach....
Następnego dnia przyjechał do nas Paul. Z Niallem było źle, od wczoraj nie tknął ani jedzenia, ani picia. Nie rozmawiał z nikim, zamknął się w sobie. Tak jakby umarł, a na ziemi zostało tylko jego ciało. Cząstka jego odeszła bezpowrotnie. Paul powiedział nam nowe informacje, które jeszcze bardziej nami wstrząsnęły. Przyłożyłem rękę do twarzy, zakrywając ust, by tylko nie zacząć płakać. Ponownie podeszłem do irlandczyka, obejmując go ramionami. Wszyscy wiedzieliśmy, że to Niall najbardziej cierpi. Więź jak łączyła go i Zayna była silniejsza niż cokolwiek. Ziall Istniej to Prawda. Prawdziwi Przyjaciele i Bracia.
- Niall... Zayn nadal żyje w twoim sercu. Pamiętaj o tym...- tylko na to był mnie stać.
Ja ten opanowany i odpowiedzialny w zespole, nie potrafiłem sobie ze sobą poradzić. Ruszyłem w kierunku schodów i wolnym krokiem stąpałem po stopniach. Obraz zamazywał się coraz bardziej. Ledwo dostrzegałem kolejne stopnie. Otworzyłem drzwi pokoju i wchodząc do środka osunąłem się po nich wybuchając głośnym płaczem...
Na pogrzeb Zayna i Megi przyszli wszyscy. Cała rodzina Zayna, przyjaciele, znajomi za czasów szkoły, fani z całego świata, znane gwiazdy... Każdy płakał, ja nie byłem nawet w stanie stać w miejscu. Ramię Louis podpierało moje ciało. Spojrzałem na Nialla, który stał oddalony od wszystkich pod drzewem, jego oczy cały czas krwawiły łzami. Wszystkie siostry Zayna, przyjechały ubrane w jego ulubione koszulki. Każda z nich głośno płakała, kiedy się takie coś widzi, serce po prostu pęka.
Cały świat pogrążony był w żałobie. Blondyn zupełnie stracił wiarę w siebie, w sens życia. Każdy siedział bez celu w różnych miejscach cicho łkając. Harry znalazł ukojenie w winie, podobnie jak Louis.
One Direction przestało istnieć, nie mogliśmy śpiewać bez Zayna. One Direction to pięć chłopców. One Direction to nie tylko nazwa, to znacznie więcej niż sława, pieniądze czy fani. To jeden kierunek, jedno marzenie, które nas połączyło. To prawdziwa przyjaźń i miłość, najsilniejsza ze wszystkich... miłość do braci...miłość braterska.
Na nagrobku widnieje napis ''Prawdziwa miłość połączyła ich na wieki, umarli wtuleni w siebie na łożu śmierci''
Chodziliśmy nie szukając się,
Ale wiedząc, że chodzimy po to,
Żeby się znaleźć.
The End
Chodziliśmy nie szukając się,
Ale wiedząc, że chodzimy po to,
Żeby się znaleźć.
The End
To już koniec. Ale spokojnie... mała przerwa i zacznę wrzucać tu jakieś imaginy :D/Natalia
niedziela, 30 marca 2014
Zayn cz.24 "Miłość jest nieunikniona"
*** Oczami Zayna ***
Odgłos dzwoniącego telefonu, zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Szukałem wszędzie, aż natrafiłem na dzwoniący aparat.
- Halo? - odparłem zaspany, nie kontaktując ze światem.
- Zayn gdzie jesteście? - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Liama.
- W hotelu- nie wiedziałem o co chodzi.
- Włącz telewizje albo radio cokolwiek.. Szybko! - rozkazał mi szatyn.
Szukałem zdenerwowany pilota, wciąż przyciskając telefon do ucha.
- Zayn... Uciekajcie!!! - połączenie zostało przerwane....
Uruchomiłem pośpiesznie telewizor i szukałem po kanałach, aż trafiłem na prognozę pogody. Serce stanęło, a ciało zamarło w bezruchu. Telefon wypadł mi z ręki, upadając na drewniane panele, powodując głośny hałas. Podszedłem pośpieszne do okna, odsłaniając żaluzję. To co zobaczyłem i usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. Niebo stało się niemal czarne. W oddali majaczyły jasne smugi błyskawic w towarzystwie jeszcze cichych grzmotów. Silny wiatr, który nagle się zerwał, rozwiewał wszystko co napotkał na swojej drodze... Pędem podbiegłem do łóżka, budząc Megi. Szybko, ale delikatnie potrząsałem jej ciałem. Panika przybierała co raz bardziej na sile.
- Co..co się stało? - wyjąkała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Oczy wciąż miała zamknięte, a oddech senny.
Mocno ją przytuliłem, głaszcząc po głowie. Nie wiem co mną kierowało, nie kontrolowałem swoich ruchów, nie byłem w stanie. Kurczowo trzymałem jej drobne ciało w swoich ramionach, a moje oczy powoli wypełniały łzy... spowodowane strachem ?
- Musimy uciekać - powiedziałem jeszcze mocniej zacieśniając uścisk.
- Czemu? Zayn co się dzieje? - odsunęła się ode mnie, podnosząc powieki i spoglądając w oczy.
- Jesteśmy na środku drogi...- wyszeptałem, jakbym bał się powiedzieć to na głos. Słowa więzły w gardle, a wypowiedzenie ich wymagało dużego wysiłku.
- Nie.. Zayn jesteśmy w hotelu.
- N..nie.. jesteśmy na środku drogi, którą za parę minut przemierzy tornado.
- Co? - krzyknęła, szybko podbiegając do okna.
Jej ciało zareagowało tak samo, jak moje. Stała w osłupieniu.
- Zayn szybko... Ubieraj się, nie mamy czasu !!!!! - krzyknęła, odzyskując świadomość.
Pośpiesznie zgarnęła swoje ciuchy i pobiegła do łazienki. Ja nadal siedziałem jak słup, wpatrując się w tworzący się za oknem wir powietrza.
- MALIK RUSZ SIĘ!!!! - ubrana wybiegła z łazienki, rzucając we mnie ciuchami.
Szybko naciągnąłem na siebie czarne jensy i ubrałem buty. Z pewnością pobiłem swój rekord, białą koszulkę lekko rozdarłem, próbując naciągnąć ją na swój tors.
Stałem jak osioł na środku pokoju, przypatrując się jak Megi pakuje nam butelki wody i jakieś jedzenie. Chciałem się rozpłakać, ale brak łez.. czy to możliwe? Poddałem się już, poddałem się bez walki. Bo jak niby wygrać z żywiołem? Nie można...
- Zayn otwórz, ktoś puka do drzwi- dziewczyna szarpnęła moim ciałem, pchając do przodu.
Pociągnąłem klamkę, widząc przed sobą jakiegoś kamerdynera. Jego ciało drżało.
- Proszę zabrać jakiś koc i dokument i udać się do schronu! - wykrzyczał biegnąc dalej do kolejnych drzwi.
Mocno złapałem Megi za rękę, ciągnąc szybko za sobą. Niemal biegłem sprintem, trzymając mocno blondynkę. Korytarze wypełniał szmer, krzyki i płacze przerażonych osób, a przed wszystkim dzieci. Przedzierałem się przez tłumy ludzi, którzy czekali na windę.
- Zayn schody!! - powiedziała Meg biegnąca za mną.
Szybko pokierowałem się na schody, wiedząc, iż kolejka szybko nie zmalej, a ryzyko, że się zepsuje wynosi 70%. Zbiegaliśmy kolejno po schodach, mijając kolejne piętra. Praktycznie lecieliśmy w powietrzu chcąc jak najszybciej dobiec na dół. Nogi wykonywały automatyczne ruchy co jakiś czas potykając się o siebie. Po około 10 min 27 pięter było za nami. Wybiegliśmy na zewnątrz, wiatr się zmagał. Wszystko latało dookoła, a grzmoty i błyski wyprzedzały się nawzajem. Fruwające gazety, reklamy i wielkie szyldy lub banery z nazwami sklepów, leżące przewrócone na samochody, które pod wpływem siły uderzenia zostały zmiażdżone. Linie telefoniczne były nie czynne i po przerywane, a lampy i sygnalizację świetlne zepsute. Pełno krzyków i panika ludzi, którzy biegali po ulicach, uciekając gdzie się da....
*** Oczami Megi ***
Prawdziwy żywioł rozpętał się na zewnątrz, w jednej chwili miasto aniołów i raj dla turystów, zamienił się w klęskę. Bałam się, ledwo myślałam, robiłam wszystko jak dyktowało mi serce i kobieca intuicja.
- Zayn tam!!!
Wskazałam przed siebie, widząc grupę ludzi i kilku umięśnionych facetów w mundurach, wpuszczających do schronu.
- Szybko!!!- powiedział ciągnąc mnie w tamtym kierunku.
Pędem przemierzaliśmy ulicę, biegnąc środkiem drogi, nie zważając na samochody, których i tak bardzo mało jeździło. Chcieliśmy jak najszybciej pokonać dużą odległość. Tak uciekaliśmy przed tornadem! Dotarliśmy do jakiegoś schronu umiejscowionego głęboko pod ziemią, ludzie czekali w kolejce na szalejącym wietrze. Staliśmy na samym końcu, mężczyźni starali się jak mogli, by jak najszybciej wpuścić wszystkich.
Zayn mocniej przyciągnął mnie do siebie, bojąc się, że ktoś mógłby nas rozdzielić.
Wielka pajęczyna błyskawic rozświetlając wszystko dookoła.
przecięła ciemne niebo
Po niej nastąpił głośny grzmot, który przyprawił mnie o jeszcze większą dawkę strachu.
- Przepraszamy, ale miejsca zostało się tylko na jedną osobę, tylko jedno z was może wejść...- powiedział umięśniony facet do nas.
Nie wahałam się, wiedziałam kto z nas ma wejść.
Wspięłam się na czubki palców mocno całując usta Zayna.
Wsadziłam w nasz ''być może'' ostatni pocałunek wszystkie siły i uczucia.
- Kocham cię Zayn, pamiętaj- szepnęłam przytulając się do niego.
- Pośpieszcie się- ponaglił nas ochroniarz.
- Mój chłopak wchodzi- odsunęłam się od Zayna.
- Co nie, nie pozwolę- krzyknął Malik.
- Nie puszczajcie go, zabierzcie go do środka- skierowałam się do mięśniaków, a jeden z nich przytrzymał go.
- MEGI NIEEEE!!! - jego krzyki rozdzierały moje serce.
- Kocham cię Zayn już na zawsze- z oczu zaczęły lecieć strumieniami łzy.
Nie mogłam patrzeć na mulata, który pada na kolana, próbując się wyrwać. Odeszłam od niego, nie mogłam na to patrzeć. Jego krzyki cichły, ale wciąż były słyszalne dla moich uszu. Dlaczego tak wybrałam? To proste chciałam, żeby żył. Jest młody i zdrowy, przednim całe życie. A ja? Ja umieram... co za różnica, czy zginę teraz czy później? Żadna, moje życie kończy się. Obróciłam się spoglądając na Zayna, płakał nadal krzyczał moje imię. Wyszeptałam do niego bezgłośnie ''Kocham cię Boyu'' i odwracając się pobiegłam. Gdzie? Przed siebie, chciałam znaleźć schronienie. Przebiegłam dwie ulice widząc w oddali wielką trąbę powietrzną. Zauważając niewielki mur na przeciwko podbiegłam do niego. Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Widziałam to w filmach. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym strasznym, to tylko okres przejściowy.
Straszny jest tylko strach przed nieznanym.....
Odgłos dzwoniącego telefonu, zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Szukałem wszędzie, aż natrafiłem na dzwoniący aparat.
- Halo? - odparłem zaspany, nie kontaktując ze światem.
- Zayn gdzie jesteście? - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Liama.
- W hotelu- nie wiedziałem o co chodzi.
- Włącz telewizje albo radio cokolwiek.. Szybko! - rozkazał mi szatyn.
Szukałem zdenerwowany pilota, wciąż przyciskając telefon do ucha.
- Zayn... Uciekajcie!!! - połączenie zostało przerwane....
Uruchomiłem pośpiesznie telewizor i szukałem po kanałach, aż trafiłem na prognozę pogody. Serce stanęło, a ciało zamarło w bezruchu. Telefon wypadł mi z ręki, upadając na drewniane panele, powodując głośny hałas. Podszedłem pośpieszne do okna, odsłaniając żaluzję. To co zobaczyłem i usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. Niebo stało się niemal czarne. W oddali majaczyły jasne smugi błyskawic w towarzystwie jeszcze cichych grzmotów. Silny wiatr, który nagle się zerwał, rozwiewał wszystko co napotkał na swojej drodze... Pędem podbiegłem do łóżka, budząc Megi. Szybko, ale delikatnie potrząsałem jej ciałem. Panika przybierała co raz bardziej na sile.
- Co..co się stało? - wyjąkała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Oczy wciąż miała zamknięte, a oddech senny.
Mocno ją przytuliłem, głaszcząc po głowie. Nie wiem co mną kierowało, nie kontrolowałem swoich ruchów, nie byłem w stanie. Kurczowo trzymałem jej drobne ciało w swoich ramionach, a moje oczy powoli wypełniały łzy... spowodowane strachem ?
- Musimy uciekać - powiedziałem jeszcze mocniej zacieśniając uścisk.
- Czemu? Zayn co się dzieje? - odsunęła się ode mnie, podnosząc powieki i spoglądając w oczy.
- Jesteśmy na środku drogi...- wyszeptałem, jakbym bał się powiedzieć to na głos. Słowa więzły w gardle, a wypowiedzenie ich wymagało dużego wysiłku.
- Nie.. Zayn jesteśmy w hotelu.
- N..nie.. jesteśmy na środku drogi, którą za parę minut przemierzy tornado.
- Co? - krzyknęła, szybko podbiegając do okna.
Jej ciało zareagowało tak samo, jak moje. Stała w osłupieniu.
- Zayn szybko... Ubieraj się, nie mamy czasu !!!!! - krzyknęła, odzyskując świadomość.
Pośpiesznie zgarnęła swoje ciuchy i pobiegła do łazienki. Ja nadal siedziałem jak słup, wpatrując się w tworzący się za oknem wir powietrza.
- MALIK RUSZ SIĘ!!!! - ubrana wybiegła z łazienki, rzucając we mnie ciuchami.
Szybko naciągnąłem na siebie czarne jensy i ubrałem buty. Z pewnością pobiłem swój rekord, białą koszulkę lekko rozdarłem, próbując naciągnąć ją na swój tors.
Stałem jak osioł na środku pokoju, przypatrując się jak Megi pakuje nam butelki wody i jakieś jedzenie. Chciałem się rozpłakać, ale brak łez.. czy to możliwe? Poddałem się już, poddałem się bez walki. Bo jak niby wygrać z żywiołem? Nie można...
- Zayn otwórz, ktoś puka do drzwi- dziewczyna szarpnęła moim ciałem, pchając do przodu.
Pociągnąłem klamkę, widząc przed sobą jakiegoś kamerdynera. Jego ciało drżało.
- Proszę zabrać jakiś koc i dokument i udać się do schronu! - wykrzyczał biegnąc dalej do kolejnych drzwi.
Mocno złapałem Megi za rękę, ciągnąc szybko za sobą. Niemal biegłem sprintem, trzymając mocno blondynkę. Korytarze wypełniał szmer, krzyki i płacze przerażonych osób, a przed wszystkim dzieci. Przedzierałem się przez tłumy ludzi, którzy czekali na windę.
- Zayn schody!! - powiedziała Meg biegnąca za mną.
Szybko pokierowałem się na schody, wiedząc, iż kolejka szybko nie zmalej, a ryzyko, że się zepsuje wynosi 70%. Zbiegaliśmy kolejno po schodach, mijając kolejne piętra. Praktycznie lecieliśmy w powietrzu chcąc jak najszybciej dobiec na dół. Nogi wykonywały automatyczne ruchy co jakiś czas potykając się o siebie. Po około 10 min 27 pięter było za nami. Wybiegliśmy na zewnątrz, wiatr się zmagał. Wszystko latało dookoła, a grzmoty i błyski wyprzedzały się nawzajem. Fruwające gazety, reklamy i wielkie szyldy lub banery z nazwami sklepów, leżące przewrócone na samochody, które pod wpływem siły uderzenia zostały zmiażdżone. Linie telefoniczne były nie czynne i po przerywane, a lampy i sygnalizację świetlne zepsute. Pełno krzyków i panika ludzi, którzy biegali po ulicach, uciekając gdzie się da....
*** Oczami Megi ***
Prawdziwy żywioł rozpętał się na zewnątrz, w jednej chwili miasto aniołów i raj dla turystów, zamienił się w klęskę. Bałam się, ledwo myślałam, robiłam wszystko jak dyktowało mi serce i kobieca intuicja.
- Zayn tam!!!
Wskazałam przed siebie, widząc grupę ludzi i kilku umięśnionych facetów w mundurach, wpuszczających do schronu.
- Szybko!!!- powiedział ciągnąc mnie w tamtym kierunku.
Pędem przemierzaliśmy ulicę, biegnąc środkiem drogi, nie zważając na samochody, których i tak bardzo mało jeździło. Chcieliśmy jak najszybciej pokonać dużą odległość. Tak uciekaliśmy przed tornadem! Dotarliśmy do jakiegoś schronu umiejscowionego głęboko pod ziemią, ludzie czekali w kolejce na szalejącym wietrze. Staliśmy na samym końcu, mężczyźni starali się jak mogli, by jak najszybciej wpuścić wszystkich.
Zayn mocniej przyciągnął mnie do siebie, bojąc się, że ktoś mógłby nas rozdzielić.
Wielka pajęczyna błyskawic rozświetlając wszystko dookoła. przecięła ciemne niebo
Po niej nastąpił głośny grzmot, który przyprawił mnie o jeszcze większą dawkę strachu.
- Przepraszamy, ale miejsca zostało się tylko na jedną osobę, tylko jedno z was może wejść...- powiedział umięśniony facet do nas.
Nie wahałam się, wiedziałam kto z nas ma wejść.
Wspięłam się na czubki palców mocno całując usta Zayna.
Wsadziłam w nasz ''być może'' ostatni pocałunek wszystkie siły i uczucia.
- Kocham cię Zayn, pamiętaj- szepnęłam przytulając się do niego.
- Pośpieszcie się- ponaglił nas ochroniarz.
- Mój chłopak wchodzi- odsunęłam się od Zayna.
- Co nie, nie pozwolę- krzyknął Malik.
- Nie puszczajcie go, zabierzcie go do środka- skierowałam się do mięśniaków, a jeden z nich przytrzymał go.
- MEGI NIEEEE!!! - jego krzyki rozdzierały moje serce.
- Kocham cię Zayn już na zawsze- z oczu zaczęły lecieć strumieniami łzy.
Nie mogłam patrzeć na mulata, który pada na kolana, próbując się wyrwać. Odeszłam od niego, nie mogłam na to patrzeć. Jego krzyki cichły, ale wciąż były słyszalne dla moich uszu. Dlaczego tak wybrałam? To proste chciałam, żeby żył. Jest młody i zdrowy, przednim całe życie. A ja? Ja umieram... co za różnica, czy zginę teraz czy później? Żadna, moje życie kończy się. Obróciłam się spoglądając na Zayna, płakał nadal krzyczał moje imię. Wyszeptałam do niego bezgłośnie ''Kocham cię Boyu'' i odwracając się pobiegłam. Gdzie? Przed siebie, chciałam znaleźć schronienie. Przebiegłam dwie ulice widząc w oddali wielką trąbę powietrzną. Zauważając niewielki mur na przeciwko podbiegłam do niego. Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Widziałam to w filmach. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym strasznym, to tylko okres przejściowy.
Straszny jest tylko strach przed nieznanym.....
środa, 26 marca 2014
Zayn cz.23 "Miłość jest nieunikniona"
Obudziło mnie mocne trząśnięcie, spojrzałam na Zayna. Jego oczy były przerażone. Samolot mocno drgał, a pasażerowie dziwnie się zachowywali.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem.
- Nic skarbie- objął mnie ramieniem przyciskając do swojego torsu.
- Czemu to się tak trzęsie? - nie dawałam za wygraną, chciałam wiedzieć.
- Po prostu trafiliśmy na burzę i wiatr buja naszym samolotem.
- C..co? - głos mi się złamał.
- Nic nam nie grozi, zaraz to minie.
Mocniej zacisnął moje ciało w swoim uścisku, chcąc uspokoić moje drgawki.
- Zamknij oczy, a jak je otworzysz będzie po wszystkim.- wyszeptał w moim kierunku.
Jak radził, tak zrobiłam. Zacisnęłam mocno powieki, a chłopak głaskał mnie po włosach. Modliłam się by już wylądować, aż zmorzył mnie po raz kolejny sen...
*** Oczami Zayna ***
Trafiliśmy na burzę, samolotem mocno bujało. Stewardessy kazały zapiąć nam pas i zachować spokój. Na marne wszyscy pasażerowie wokół zaczęli panikować. Sam byłem przerażony. Mój oddech był ciężki, a usta lekko drżały.
- Co się dzieje?
Głos przestraszonej Megi, zmusił mnie do opanowania strachu. Przycisnąłem jej ciało do swojego i starałem się zapewnić bezpieczeństwo. Nie chciałem by się bała. Głaskałem ją po włosach, chcąc by jak najszybciej ponownie usnęła, by to wszystko ją minęło.... Mocne bujnięcie, spowodowało, iż wszystko się za trzęsło, a w samolocie zgasło na kilka sekund światło. Zacisnąłem oczy, jeszcze mocniej przyciskając Meg. Lecieliśmy w śród burzowych chmur, które rozświetlane był przez błyski. Spróbowałem się trochę rozluźnić i wykonując głębokie wdechy, zamknąłem oczy...
*** Oczami Megi ***
- Kochanie wstawaj- niski głos Zayna rozniósł się gdzieś nad moją głową.
Nie chciałam wstawać, mocniej wtuliłam się w jego miękkie ramię i mocniej zacisnęłam powieki.
- Skarbie, jesteśmy już na miejscu.
- Mmm- cichy pomruk wydobył się z moich ust.
Słowa, które wypowiedział Zayn, dopiero po chwili do mnie dotarły.
- Co? - zerwałam się na równe nogi stając przed mulatem.
- Jesteśmy na miejscu- szepnął podnosząc się z miejsca i pocałował moje usta.- gotowa na przygodę?
- Tak...
Splatając nasze dłoń wyszliśmy z samolotu. Dziwne uczucie oplotło moje ciało, wraz z postawieniem pierwszych kroków na rozgrzanej ziemi w Los Angeles. Pod ekscytowanie z pobytu tutaj było ogromne. Odebraliśmy swoje bagaże i złapaliśmy jakąś taksówkę, która miała zawieźć nas pod hotel.
Rozpogodzone niebo i słońce ułatwiały mi podziwianie świata oddzielonego cieką szybą ode mnie. Pierwszy raz mam okazję być w mieście Aniołów. Wszystko co mnie otaczało, budziło w moich oczach zachwyt. Ulice tętniły życiem, ciesząc się bogactwem jakim są ludzie, przemierzający je. Chciałam zwiedzić wszystko co tylko możliwe, poznać to wspaniałe miasto od jego 'serca'. Pojazd zatrzymał się pod wielkim, dość bogatym hotelem. Wysiadłam z taksówki, a szczęka mi dosłownie opadła. Wielki w kształcie litery 'S' hotel rozciągał się przed moimi oczami. Za szyby wyglądał zupełnie inaczej. Jego biały niczym śnieg kolor, podkreślały pnące się po ścianach jasno-różowe kwiaty. Chodnik ułożony z brukowej kostki w kolorze piasku, prowadził pod samo wejście. Cały pasaż wzdłuż hotelu zajmowały wysokie palmy, dodające jeszcze większego kalifornijskiego uroku.
- yghm- chrząknięcie Zayna, wybudziło mnie ze stanu osłupienia.
Spojrzałam na niego lekko się czerwieniąc, mój widok pewnie konia by powalił.
- Podoba ci się?
- Bardzo- moje oczy wciąż zachwycały się pięknym widokiem.
- Poczekaj, aż zobaczysz widok z naszego okna...- chwycił moją dłoń i pociągnął mnie lekko w stronę wejścia do hotelu.
Wraz z przekroczeniem progu ogromnych szklanych drzwi uśmiechem powitał nas miły kamerdyner. Odwzajemniłam uśmiech i odrywając od niego wzrok, ponownie zamarłam. Bogaty hol hotelu, zapierał mi dech w piersiach. Jasne marmurowe ściany, rozświetlane były milionami światełek podwieszonymi na wysokim suficie. Wnętrze było urządzone nowocześnie, przestronnie. Nie zawierało motywów, które miały przypodobać to miejsce do jakiegoś 'pałacu'. Było oryginalne, zachwycało swoją magią i atmosferą bijącą z różnych stron. Wykonując kolejne kroki, przeszliśmy po wielkim dywanie, aż do recepcji. Ciemne kanapy mieszczące się po obu stronach holu, zajmowane były przez ludzi, zapewne na coś czekających. Malut postawił nasze bagaże przy mnie i podszedł do Lady, dyskutując coś z recepcjonistą. Przyglądałam mu się uważnie, kiedy odwrócił się, idąc w moim kierunku z wielkim uśmiechem.
- Mam już klucz do naszego pokoju, idziemy.- wraz z wypowiedzeniem słów chwycił nasze bagaże, prowadząc nas do windy.
- Które piętro? - zapytałam widząc masę przycisków i nie wiedząc, który wybrać.
- 27
Wcisnęłam przycisk i już po niecałej minucie drzwi przed nami otworzyły się. Szliśmy długim korytarzem mijając masę pokoi. 560, 561, 562...566, 567 mijaliśmy po kolei pokoje, aż zatrzymaliśmy się pod 569. Zayn przyłożył kartę do klamki, a mahoniowy prostokąt ustąpił. Chłopak przepuścił mnie w drzwiach, a ja wchodząc do środka zobaczyłam ogromne czarne łóżko. Jego kolor kontrastował z białymi ścianami.
- Chodź zobacz..- chłopak stał już na balkonie, podziwiając widoki.
Zajęłam miejsce tuż przy jego boku, zapominając na chwilę o umiejętności oddychania. Piękny krajobraz rozciągał się całą długością przed nami. Miasto pełne bazarów i ludzi, plaże pełne półnagich i całkiem nagich ciał oraz ocean... to wielkie lazurowe wybrzeże, najbardziej mnie urzekło.
- Jak tu pięknie- wyszeptałam sama do siebie, co Zayn usłyszał.
- Spędzimy tu całe dwa tygodnie, tylko ja i ty- objął mnie od tyłu, krzyżując swoje ręce na moim brzuchu.
- Dziękuję- odwróciłam się do niego i wtuliłam w jego zagłębienie w szyi- dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
- Kocham cię, a teraz chodź rozpakujemy się, przebierzemy i ruszamy na miasto...
Ubrana w zwiewną sukienkę, przemierzałam miasto mocno ściskając dłoń Zayna. Co chwilę nowe rzeczy przyciągały moją uwagę. Zatrzymaliśmy się przy jednym ze stoisk, chłopak przymierzał kapelusze kiedy ja podziwiałam biżuterię. Serce zakołatało mi mocniej, kiedy dostrzegłam jak hojnie obdarzona przez naturę brunetka, stara się flirtować z moim chłopakiem. Temperatura ciała podniosła się, przybliżyłam się bliżej nich, chcą słyszeć o czy mówią. Przypatrywałam się im chwilę, ale Zayn wydawała się nie zauważać zalotów dziewczyny. Widziałam niechęć nią w jego oczach, co bardzo mnie ucieszyło. Pewnym krokiem podeszłam do mulata i wpiłam się w jego usta. Brązowo-włosa popatrzyła na mnie srogo, a ja chcąc jeszcze bardziej dołożyć do pieca splotłam nasze dłonie.
- Znalazłeś coś? - zapytałam go, nie zwracając najmniejszej uwagi na dziewczynę.
- Nie możemy iść dalej- uśmiechnął się, oplatając mnie w pasie ramieniem.
Odeszliśmy z tamtego miejsca, a satysfakcja pojawiła się w moich oczach.
Czas spędzony w USA mijał nie ubłaganie szybko, każdy dzień krył jakieś niespodzianki. Każda minuta przepełniona była naszym śmiechem i dobrą zabawą. Co rusz odkrywaliśmy nowe zakątki tego miasta, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia. Na każdym kroku okazywaliśmy sobie miłość...
***
- Hotel 5 gwiazdkowy, a nie posiada klimatyzacji- mruknął Zayn, układając się na łóżku.
Kropelki potu widoczne były na jego czole, które non stop ocierał. Wysoka temperatura i duchota utrzymywały się bez przerwy, mimo iż był już wieczór.
Stałam na balkonie, podziwiając czyste niebo i księżyc widniejący w całej okazałości na nim. Miasto mimo później pory nadal tętniło życiem.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem.
- Nic skarbie- objął mnie ramieniem przyciskając do swojego torsu.
- Czemu to się tak trzęsie? - nie dawałam za wygraną, chciałam wiedzieć.
- C..co? - głos mi się złamał.
- Nic nam nie grozi, zaraz to minie.
Mocniej zacisnął moje ciało w swoim uścisku, chcąc uspokoić moje drgawki.
- Zamknij oczy, a jak je otworzysz będzie po wszystkim.- wyszeptał w moim kierunku.
Jak radził, tak zrobiłam. Zacisnęłam mocno powieki, a chłopak głaskał mnie po włosach. Modliłam się by już wylądować, aż zmorzył mnie po raz kolejny sen...
*** Oczami Zayna ***
Trafiliśmy na burzę, samolotem mocno bujało. Stewardessy kazały zapiąć nam pas i zachować spokój. Na marne wszyscy pasażerowie wokół zaczęli panikować. Sam byłem przerażony. Mój oddech był ciężki, a usta lekko drżały.
- Co się dzieje?
Głos przestraszonej Megi, zmusił mnie do opanowania strachu. Przycisnąłem jej ciało do swojego i starałem się zapewnić bezpieczeństwo. Nie chciałem by się bała. Głaskałem ją po włosach, chcąc by jak najszybciej ponownie usnęła, by to wszystko ją minęło.... Mocne bujnięcie, spowodowało, iż wszystko się za trzęsło, a w samolocie zgasło na kilka sekund światło. Zacisnąłem oczy, jeszcze mocniej przyciskając Meg. Lecieliśmy w śród burzowych chmur, które rozświetlane był przez błyski. Spróbowałem się trochę rozluźnić i wykonując głębokie wdechy, zamknąłem oczy...
*** Oczami Megi ***
- Kochanie wstawaj- niski głos Zayna rozniósł się gdzieś nad moją głową.
Nie chciałam wstawać, mocniej wtuliłam się w jego miękkie ramię i mocniej zacisnęłam powieki.
- Skarbie, jesteśmy już na miejscu.
- Mmm- cichy pomruk wydobył się z moich ust.
Słowa, które wypowiedział Zayn, dopiero po chwili do mnie dotarły.
- Co? - zerwałam się na równe nogi stając przed mulatem.
- Jesteśmy na miejscu- szepnął podnosząc się z miejsca i pocałował moje usta.- gotowa na przygodę?
- Tak...
Splatając nasze dłoń wyszliśmy z samolotu. Dziwne uczucie oplotło moje ciało, wraz z postawieniem pierwszych kroków na rozgrzanej ziemi w Los Angeles. Pod ekscytowanie z pobytu tutaj było ogromne. Odebraliśmy swoje bagaże i złapaliśmy jakąś taksówkę, która miała zawieźć nas pod hotel.
Rozpogodzone niebo i słońce ułatwiały mi podziwianie świata oddzielonego cieką szybą ode mnie. Pierwszy raz mam okazję być w mieście Aniołów. Wszystko co mnie otaczało, budziło w moich oczach zachwyt. Ulice tętniły życiem, ciesząc się bogactwem jakim są ludzie, przemierzający je. Chciałam zwiedzić wszystko co tylko możliwe, poznać to wspaniałe miasto od jego 'serca'. Pojazd zatrzymał się pod wielkim, dość bogatym hotelem. Wysiadłam z taksówki, a szczęka mi dosłownie opadła. Wielki w kształcie litery 'S' hotel rozciągał się przed moimi oczami. Za szyby wyglądał zupełnie inaczej. Jego biały niczym śnieg kolor, podkreślały pnące się po ścianach jasno-różowe kwiaty. Chodnik ułożony z brukowej kostki w kolorze piasku, prowadził pod samo wejście. Cały pasaż wzdłuż hotelu zajmowały wysokie palmy, dodające jeszcze większego kalifornijskiego uroku.
- yghm- chrząknięcie Zayna, wybudziło mnie ze stanu osłupienia.
Spojrzałam na niego lekko się czerwieniąc, mój widok pewnie konia by powalił.
- Podoba ci się?
- Bardzo- moje oczy wciąż zachwycały się pięknym widokiem.
- Poczekaj, aż zobaczysz widok z naszego okna...- chwycił moją dłoń i pociągnął mnie lekko w stronę wejścia do hotelu.
Wraz z przekroczeniem progu ogromnych szklanych drzwi uśmiechem powitał nas miły kamerdyner. Odwzajemniłam uśmiech i odrywając od niego wzrok, ponownie zamarłam. Bogaty hol hotelu, zapierał mi dech w piersiach. Jasne marmurowe ściany, rozświetlane były milionami światełek podwieszonymi na wysokim suficie. Wnętrze było urządzone nowocześnie, przestronnie. Nie zawierało motywów, które miały przypodobać to miejsce do jakiegoś 'pałacu'. Było oryginalne, zachwycało swoją magią i atmosferą bijącą z różnych stron. Wykonując kolejne kroki, przeszliśmy po wielkim dywanie, aż do recepcji. Ciemne kanapy mieszczące się po obu stronach holu, zajmowane były przez ludzi, zapewne na coś czekających. Malut postawił nasze bagaże przy mnie i podszedł do Lady, dyskutując coś z recepcjonistą. Przyglądałam mu się uważnie, kiedy odwrócił się, idąc w moim kierunku z wielkim uśmiechem.
- Mam już klucz do naszego pokoju, idziemy.- wraz z wypowiedzeniem słów chwycił nasze bagaże, prowadząc nas do windy.
- Które piętro? - zapytałam widząc masę przycisków i nie wiedząc, który wybrać.
- 27
Wcisnęłam przycisk i już po niecałej minucie drzwi przed nami otworzyły się. Szliśmy długim korytarzem mijając masę pokoi. 560, 561, 562...566, 567 mijaliśmy po kolei pokoje, aż zatrzymaliśmy się pod 569. Zayn przyłożył kartę do klamki, a mahoniowy prostokąt ustąpił. Chłopak przepuścił mnie w drzwiach, a ja wchodząc do środka zobaczyłam ogromne czarne łóżko. Jego kolor kontrastował z białymi ścianami.
- Chodź zobacz..- chłopak stał już na balkonie, podziwiając widoki.
Zajęłam miejsce tuż przy jego boku, zapominając na chwilę o umiejętności oddychania. Piękny krajobraz rozciągał się całą długością przed nami. Miasto pełne bazarów i ludzi, plaże pełne półnagich i całkiem nagich ciał oraz ocean... to wielkie lazurowe wybrzeże, najbardziej mnie urzekło.
- Jak tu pięknie- wyszeptałam sama do siebie, co Zayn usłyszał.
- Spędzimy tu całe dwa tygodnie, tylko ja i ty- objął mnie od tyłu, krzyżując swoje ręce na moim brzuchu.
- Dziękuję- odwróciłam się do niego i wtuliłam w jego zagłębienie w szyi- dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
- Kocham cię, a teraz chodź rozpakujemy się, przebierzemy i ruszamy na miasto...
Ubrana w zwiewną sukienkę, przemierzałam miasto mocno ściskając dłoń Zayna. Co chwilę nowe rzeczy przyciągały moją uwagę. Zatrzymaliśmy się przy jednym ze stoisk, chłopak przymierzał kapelusze kiedy ja podziwiałam biżuterię. Serce zakołatało mi mocniej, kiedy dostrzegłam jak hojnie obdarzona przez naturę brunetka, stara się flirtować z moim chłopakiem. Temperatura ciała podniosła się, przybliżyłam się bliżej nich, chcą słyszeć o czy mówią. Przypatrywałam się im chwilę, ale Zayn wydawała się nie zauważać zalotów dziewczyny. Widziałam niechęć nią w jego oczach, co bardzo mnie ucieszyło. Pewnym krokiem podeszłam do mulata i wpiłam się w jego usta. Brązowo-włosa popatrzyła na mnie srogo, a ja chcąc jeszcze bardziej dołożyć do pieca splotłam nasze dłonie.
- Znalazłeś coś? - zapytałam go, nie zwracając najmniejszej uwagi na dziewczynę.
- Nie możemy iść dalej- uśmiechnął się, oplatając mnie w pasie ramieniem.
Odeszliśmy z tamtego miejsca, a satysfakcja pojawiła się w moich oczach.
Czas spędzony w USA mijał nie ubłaganie szybko, każdy dzień krył jakieś niespodzianki. Każda minuta przepełniona była naszym śmiechem i dobrą zabawą. Co rusz odkrywaliśmy nowe zakątki tego miasta, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia. Na każdym kroku okazywaliśmy sobie miłość...
***
- Hotel 5 gwiazdkowy, a nie posiada klimatyzacji- mruknął Zayn, układając się na łóżku.
Kropelki potu widoczne były na jego czole, które non stop ocierał. Wysoka temperatura i duchota utrzymywały się bez przerwy, mimo iż był już wieczór.
Stałam na balkonie, podziwiając czyste niebo i księżyc widniejący w całej okazałości na nim. Miasto mimo później pory nadal tętniło życiem.
Co chwilę dało się słyszeć śmiechy młodych ludzi,
wracających lub idących na jakieś imprezy.
- Czemu nie śpisz? - usłyszałam jego głos za plecami.
- Tu nie da się spać, dopiero teraz budzi się prawdziwe życie.- odparłam.- jest tu tak pięknie- zachwyt nadal był wyczuwalny w moim głosie.
- Z wyjątkową osobą, każde miejsce na świecie będzie niesamowite.
Wróciliśmy do pokoju i układając się na hotelowym łóżku, wtuleni w siebie zasnęliśmy.
*** Oczami Zayna ***
Odgłos dzwoniącego telefonu, zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Szukałem wszędzie, aż natrafiłem na dzwoniący aparat.
- Halo? - odparłem zaspany, nie kontaktując ze światem.
- Zayn gdzie jesteście? - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Liama.
- W hotelu- nie wiedziałem o co chodzi.
- Włącz telewizje albo radio cokolwiek.. Szybko! - rozkazał mi szatyn.
Szukałem zdenerwowany pilota, wciąż przyciskając telefon do ucha.
- Zayn... Uciekajcie!!! - połączenie zostało przerwane...
wracających lub idących na jakieś imprezy.
- Czemu nie śpisz? - usłyszałam jego głos za plecami.
- Tu nie da się spać, dopiero teraz budzi się prawdziwe życie.- odparłam.- jest tu tak pięknie- zachwyt nadal był wyczuwalny w moim głosie.
- Z wyjątkową osobą, każde miejsce na świecie będzie niesamowite.
Wróciliśmy do pokoju i układając się na hotelowym łóżku, wtuleni w siebie zasnęliśmy.
*** Oczami Zayna ***
Odgłos dzwoniącego telefonu, zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Szukałem wszędzie, aż natrafiłem na dzwoniący aparat.
- Halo? - odparłem zaspany, nie kontaktując ze światem.
- Zayn gdzie jesteście? - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Liama.
- W hotelu- nie wiedziałem o co chodzi.
- Włącz telewizje albo radio cokolwiek.. Szybko! - rozkazał mi szatyn.
Szukałem zdenerwowany pilota, wciąż przyciskając telefon do ucha.
- Zayn... Uciekajcie!!! - połączenie zostało przerwane...
wtorek, 25 marca 2014
Zayn cz.22 "Miłość jest nieunikniona"
Wskoczyłam na łóżko, przykrywając się kołdrą. Wygodnie ułożona, czekałam na to śniadanie. Do uszu docierał śmiech Zayna z dołu, który sprawiał, że moje Serce skakało.
- Proszę śniadanie dla mojej księżniczki- przysiadł na satynowej pościeli, stawiając drewnianą tacę na moich nogach.
- Mmm dziękuję, ładnie pachnie- obdarzyłam jego usta pocałunkiem i zaczęłam jeść.
- Megi mam dla ciebie niespodziankę.- jego głos lekko zawahał się, ale uśmiech pozostał na twarzy.
- Jaką?
- Jutro wyjeżdżamy...- jego szeroki uśmiech skierowany został ku mojej osobie.
- Dokąd?
- Do Los Angeles.
- Co? Jak to? - moje źrenice poszerzyły się do nie wyobrażalnych rozmiarów.
- Pomyślałem, że przyda nam się trochę odpoczynku. Zrobimy sobie małe wakacje...
- A..
- Ostatnio w naszym życiu dużo się dzieje...- przerwał mi- Co chwilę ktoś stara się zepsuć nasz związek. Chcę mieć cię tylko dla siebie, z dala od tego świata. Będziemy tam tylko ty i ja, czas będzie płynął tylko dla nas...- starał się mnie przekonać.
- Nie wiem..- bałam się, co z moją chorobą?
- Wszystko jest już załatwione skarbie, jutro rano pójdę do twojego szefa i poproszę go o dwa tygodnie urlopu dla ciebie.
- Nie, nie trzeba- szybko zaprzeczyłam.
- Czemu? Wstydzisz się mnie?
- Nie, nie Zayn nie gadaj głupot. Ja...ja p..po prostu już tam nie pracuję.- musiałam mu powiedzieć, kłamstwo ma krótkie nogi.
- Co? Zwolnił cię? Pójdę do niego...- uniósł lekko głos, a jego oczy pociemniały.
- Nie, to ja odeszłam.- odłożyłam tacę z jedzeniem na bok i wtuliłam się w jego ramię, potrzebując bliskości.
- Czemu to zrobiłaś?
- Chciałam spędzić więcej czasu z tobą i znudziła mnie ta praca już- po części mówiłam prawdę.
- Kocham cię- ucałował moje czoło, głaszcząc mnie po włosach, nie dawał mi żadnych kazań, kochałam go za to.
- Ja ciebie bardziej...
- To polecisz ze mną? - zapytał unosząc jedną brew.
- Tak..- pocałowałam jego usta.
Zgodziłam się, nie miałam nic do stracenia. I tak żyję na dniach. Przynajmniej spędzę nie zapomniane chwilę u boku chłopaka, który skradł moje serce i zobaczę kawałek świata...
W ciszy zjadłam śniadanie, karmiąc co jakiś czas mulata. Nasze uśmiechy posyłane sobie przy każdym spojrzeniu, radowały nasze serca. Podekscytowanie na jutrzejszy wyjazd, odczuwalne było już w moim ciele. Wiedziałam, że lot samolotem może mieć tragiczne skutki dla mojego stanu, ale pragnęłam tam z nim polecieć.
- Będę się już zbierać, spakuję się i załatwię kilka spraw jeszcze...- posłałam mu uśmiech i wstałam z łóżka ubierając się w swoje ciuchy.
- Zostań jeszcze proszę...- Zayn zrobił oczy szczeniaczka, co wywołało u mnie śmiech.
Usiadłam na jego kolanach, wtulając się w jego zagłębienie w szyi. Rękę wplotłam w jego kruczo-czarne włosy i delikatnie bawiłam się ich miękkimi kosmykami. Napajałam się chwilą bliskości, której niebawem może mi zabraknąć. Chciałam by tak zostało już na zawsze, chciałam zatrzymać tą chwilę, w której cały świat znikał, a zostawał tylko on. Tak wiele wymagam?
- Megi.
- Tak?
- Moje serce należy do ciebie, obiecaj się nim zaopiekować..?
- Obiecuję... A ty moim- szepnęłam w jego ramionach.- Muszę już iść.
Podniosłam się z jego kolan, puszczając powoli dłoń, którą lekko ściskałam.
Mocno pocałowałam go w usta, po czym odwróciłam się do wyjścia.
- Zobaczymy się jutro, zadzwonię wieczorem skarbie.- wypowiedziałam te słowa z bólem, nie chcąc go zostawiać.
Powoli znikałam za drzwiami jego pokoju, opuszczając dom. Chciałam tam wrócić, ale nie mogłam. Za godzinę miałam stawić się w szpitalu. Wolnym krokiem kierowałam się do domu, po kopertę z wypłatą. Kiedy już dotarłam do mieszkania, pośpiesznie ją spakowałam do torebki i wyszłam z domu, idąc do szpitala.
Wraz z przekroczeniem progu szklanych drzwi, ogarnęła mnie złość? Tak. Złość. W ciągu dwóch dni tak bardzo z nienawidziłam to miejsce. Miałam ochotę zawrócić i uciec jak najdalej od tego. Otworzyłam drzwi sali i zajęłam swoje miejsce przed facetem ubranym w biały fartuch.
- Witaj Megi, mamy już leki, udało nam się ściągnąć je w wyjątkowo szybkim tempie, przyszły dziś rano...- uśmiechnął się, ale moja kamienna twarz nie wyrażała nic.
- Dziękuję- tylko na to było mnie stać.
Zapłaciłam lekarzowi za lek dość wysoką sumę, dowiedziałam się jak go zażywać i opuściłam szpital. Nie mogłam na niego patrzeć, na lekarza i to miejsce. Wszystko przyprawiało mnie o mdłości i nerwy...
Wróciłam do domu i chwytając pośpiesznie banana w rękę, pognałam się spakować. Wrzucałam potrzebne rzeczy do walizki, nie dbając o ładne składanie ich w kostkę. Buty, spodenki, spodnie, koszulki, bluzki, stroje kąpielowe, sukienki, kosmetyki, leki...Wszystko po kolei lądowało w torbie. Będąc już pewną, że wszystko co potrzebne spakowałam, usiadłam na walizce i męczyłam się z zapięciem jej.
- Co ty robisz? - usłyszałam śmiech Nicka.
Podniosłam głowę widząc w drzwiach dwóch rozbawionych chłopaków. Zdziwił mnie widok Zayna, stojącego tuż obok mojego przyjaciela. Co on tu robił?
- Pomożecie mi? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne..
Ja i Zayn docisnęliśmy walizkę, a Nick szybko ją zapiął.
- Tak w ogóle co ty tu robisz? - zwróciłam się do Zayna.
- Nie mogłem wytrzymać bez ciebie, więc spakowałem się i przyjechałem.- obdarował mnie całusem, a delikatne rumieńce wkradły się na moje policzki...
- O Boże... Oszczędźcie mi tych widoków- zażartował Nick, wyciągając w górę ręce i wychodząc z pokoju.
Oboje z Zaynem wybuchliśmy gromkim śmiechem. Położyliśmy się wygodnie na łóżku i oddając się rozmowie, nie szczędziliśmy sobie czułości...
Stan zakochania...
Dźwięk natrętnego budzika zmusił mnie do podniesienia powiek. Wyszukałam zaspanym wzrokiem telefon i wyłączyłam urządzenie. Położyłam się z powrotem na poduszkę, zamykając oczy. Mój spokój jednak nie trwał długo... po chwili zadzwonił kolejny budzik, tym razem na telefonie Zayna. Chcąc nie chcąc musieliśmy wstać...
Starając się w miarę szybko ogarnąć, pożegnałam się z Nickiem i pojechaliśmy busem z chłopakami na lotnisko. Weszliśmy na wielką halę i pożegnaliśmy się z wszystkimi. Zayn nie szczędził sobie braterskiej miłości wobec nich, żegnał się jakby wyjeżdżał na bardzo długo. Ja też się z nimi pożegnałam w inny sposób niż zazwyczaj. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to może być ostatni raz kiedy ich widzę. Chwytając swoje bagaże, udaliśmy się na odprawę, machając w ich kierunku. Nasze dłonie splotły się w jedność i już w przeciągu paru minut, zajmowaliśmy miejsca w samolocie.
Kiedy tylko nasz środek lokomocji wystartował, ja zamknęłam oczy zasypiając.
Śniła mi się łąka polna i pełno kwiatów, a wśród nich my.. Ja i Zayn. Byliśmy tacy beztroscy, szaleni, a zarazem spokojni. Zapatrzeni w swoją drugą połówkę, nie zważający na otaczający nas świat...
Obudziło mnie mocne trząśnięcie, spojrzałam na Zayna. Jego oczy były przerażone. Samolot mocno się trząsł, a pasażerowie dziwnie się zachowywali.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem...
- Proszę śniadanie dla mojej księżniczki- przysiadł na satynowej pościeli, stawiając drewnianą tacę na moich nogach.
- Mmm dziękuję, ładnie pachnie- obdarzyłam jego usta pocałunkiem i zaczęłam jeść.
- Megi mam dla ciebie niespodziankę.- jego głos lekko zawahał się, ale uśmiech pozostał na twarzy.
- Jaką?
- Jutro wyjeżdżamy...- jego szeroki uśmiech skierowany został ku mojej osobie.
- Dokąd?- Do Los Angeles.
- Co? Jak to? - moje źrenice poszerzyły się do nie wyobrażalnych rozmiarów.
- Pomyślałem, że przyda nam się trochę odpoczynku. Zrobimy sobie małe wakacje...
- A..
- Ostatnio w naszym życiu dużo się dzieje...- przerwał mi- Co chwilę ktoś stara się zepsuć nasz związek. Chcę mieć cię tylko dla siebie, z dala od tego świata. Będziemy tam tylko ty i ja, czas będzie płynął tylko dla nas...- starał się mnie przekonać.
- Nie wiem..- bałam się, co z moją chorobą?
- Wszystko jest już załatwione skarbie, jutro rano pójdę do twojego szefa i poproszę go o dwa tygodnie urlopu dla ciebie.
- Nie, nie trzeba- szybko zaprzeczyłam.
- Czemu? Wstydzisz się mnie?
- Nie, nie Zayn nie gadaj głupot. Ja...ja p..po prostu już tam nie pracuję.- musiałam mu powiedzieć, kłamstwo ma krótkie nogi.
- Co? Zwolnił cię? Pójdę do niego...- uniósł lekko głos, a jego oczy pociemniały.
- Nie, to ja odeszłam.- odłożyłam tacę z jedzeniem na bok i wtuliłam się w jego ramię, potrzebując bliskości.
- Czemu to zrobiłaś?
- Chciałam spędzić więcej czasu z tobą i znudziła mnie ta praca już- po części mówiłam prawdę.
- Kocham cię- ucałował moje czoło, głaszcząc mnie po włosach, nie dawał mi żadnych kazań, kochałam go za to.
- Ja ciebie bardziej...
- To polecisz ze mną? - zapytał unosząc jedną brew.
- Tak..- pocałowałam jego usta.
Zgodziłam się, nie miałam nic do stracenia. I tak żyję na dniach. Przynajmniej spędzę nie zapomniane chwilę u boku chłopaka, który skradł moje serce i zobaczę kawałek świata...
W ciszy zjadłam śniadanie, karmiąc co jakiś czas mulata. Nasze uśmiechy posyłane sobie przy każdym spojrzeniu, radowały nasze serca. Podekscytowanie na jutrzejszy wyjazd, odczuwalne było już w moim ciele. Wiedziałam, że lot samolotem może mieć tragiczne skutki dla mojego stanu, ale pragnęłam tam z nim polecieć.
- Będę się już zbierać, spakuję się i załatwię kilka spraw jeszcze...- posłałam mu uśmiech i wstałam z łóżka ubierając się w swoje ciuchy.
- Zostań jeszcze proszę...- Zayn zrobił oczy szczeniaczka, co wywołało u mnie śmiech.
Usiadłam na jego kolanach, wtulając się w jego zagłębienie w szyi. Rękę wplotłam w jego kruczo-czarne włosy i delikatnie bawiłam się ich miękkimi kosmykami. Napajałam się chwilą bliskości, której niebawem może mi zabraknąć. Chciałam by tak zostało już na zawsze, chciałam zatrzymać tą chwilę, w której cały świat znikał, a zostawał tylko on. Tak wiele wymagam?
- Megi.
- Tak?
- Moje serce należy do ciebie, obiecaj się nim zaopiekować..?
- Obiecuję... A ty moim- szepnęłam w jego ramionach.- Muszę już iść.
Podniosłam się z jego kolan, puszczając powoli dłoń, którą lekko ściskałam.
Mocno pocałowałam go w usta, po czym odwróciłam się do wyjścia.
- Zobaczymy się jutro, zadzwonię wieczorem skarbie.- wypowiedziałam te słowa z bólem, nie chcąc go zostawiać.
Powoli znikałam za drzwiami jego pokoju, opuszczając dom. Chciałam tam wrócić, ale nie mogłam. Za godzinę miałam stawić się w szpitalu. Wolnym krokiem kierowałam się do domu, po kopertę z wypłatą. Kiedy już dotarłam do mieszkania, pośpiesznie ją spakowałam do torebki i wyszłam z domu, idąc do szpitala.
Wraz z przekroczeniem progu szklanych drzwi, ogarnęła mnie złość? Tak. Złość. W ciągu dwóch dni tak bardzo z nienawidziłam to miejsce. Miałam ochotę zawrócić i uciec jak najdalej od tego. Otworzyłam drzwi sali i zajęłam swoje miejsce przed facetem ubranym w biały fartuch.
- Witaj Megi, mamy już leki, udało nam się ściągnąć je w wyjątkowo szybkim tempie, przyszły dziś rano...- uśmiechnął się, ale moja kamienna twarz nie wyrażała nic.
- Dziękuję- tylko na to było mnie stać.
Zapłaciłam lekarzowi za lek dość wysoką sumę, dowiedziałam się jak go zażywać i opuściłam szpital. Nie mogłam na niego patrzeć, na lekarza i to miejsce. Wszystko przyprawiało mnie o mdłości i nerwy...
Wróciłam do domu i chwytając pośpiesznie banana w rękę, pognałam się spakować. Wrzucałam potrzebne rzeczy do walizki, nie dbając o ładne składanie ich w kostkę. Buty, spodenki, spodnie, koszulki, bluzki, stroje kąpielowe, sukienki, kosmetyki, leki...Wszystko po kolei lądowało w torbie. Będąc już pewną, że wszystko co potrzebne spakowałam, usiadłam na walizce i męczyłam się z zapięciem jej.
- Co ty robisz? - usłyszałam śmiech Nicka.
Podniosłam głowę widząc w drzwiach dwóch rozbawionych chłopaków. Zdziwił mnie widok Zayna, stojącego tuż obok mojego przyjaciela. Co on tu robił?
- Pomożecie mi? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne..
Ja i Zayn docisnęliśmy walizkę, a Nick szybko ją zapiął.
- Tak w ogóle co ty tu robisz? - zwróciłam się do Zayna.
- Nie mogłem wytrzymać bez ciebie, więc spakowałem się i przyjechałem.- obdarował mnie całusem, a delikatne rumieńce wkradły się na moje policzki...
- O Boże... Oszczędźcie mi tych widoków- zażartował Nick, wyciągając w górę ręce i wychodząc z pokoju.
Oboje z Zaynem wybuchliśmy gromkim śmiechem. Położyliśmy się wygodnie na łóżku i oddając się rozmowie, nie szczędziliśmy sobie czułości...
Stan zakochania...
Dźwięk natrętnego budzika zmusił mnie do podniesienia powiek. Wyszukałam zaspanym wzrokiem telefon i wyłączyłam urządzenie. Położyłam się z powrotem na poduszkę, zamykając oczy. Mój spokój jednak nie trwał długo... po chwili zadzwonił kolejny budzik, tym razem na telefonie Zayna. Chcąc nie chcąc musieliśmy wstać...
Starając się w miarę szybko ogarnąć, pożegnałam się z Nickiem i pojechaliśmy busem z chłopakami na lotnisko. Weszliśmy na wielką halę i pożegnaliśmy się z wszystkimi. Zayn nie szczędził sobie braterskiej miłości wobec nich, żegnał się jakby wyjeżdżał na bardzo długo. Ja też się z nimi pożegnałam w inny sposób niż zazwyczaj. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to może być ostatni raz kiedy ich widzę. Chwytając swoje bagaże, udaliśmy się na odprawę, machając w ich kierunku. Nasze dłonie splotły się w jedność i już w przeciągu paru minut, zajmowaliśmy miejsca w samolocie.
Kiedy tylko nasz środek lokomocji wystartował, ja zamknęłam oczy zasypiając.
Śniła mi się łąka polna i pełno kwiatów, a wśród nich my.. Ja i Zayn. Byliśmy tacy beztroscy, szaleni, a zarazem spokojni. Zapatrzeni w swoją drugą połówkę, nie zważający na otaczający nas świat...
Obudziło mnie mocne trząśnięcie, spojrzałam na Zayna. Jego oczy były przerażone. Samolot mocno się trząsł, a pasażerowie dziwnie się zachowywali.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem...
Zayn cz.21 "Miłość jest nieunikniona"
Pomylili wyniki jestem pewna.
- Przykro mi.
- Można coś z tym zrobić? - gula narosła mi w gardle.
- To ostra białaczka szpikowa, zawansowane stadium...
- Czy to oznacza, że..- przerwałam mu, ale nie potrafiłam dokończyć swojego zdania.
- Że.. leczenie nie ma już sensu...
- A...ale na pewno jest jakiś lek- zaczęłam się jąkać, czując jak łzy wypełniają moje oczy.
- Jest lek... może on załagodzić objawy i dać więcej czasu, ale nie wyleczyć...
- Chcę spróbować.
- Trzeba go ściągnąć z daleka, możemy zrobić to dla ciebie, przynajmniej tak odwdzięczymy ci się za ten czas spędzony z dzieciakami.
- Dobrze, przepraszam- wyszeptałam.
Podniosłam się z krzesła i opuściłam salę. Znałam cały proces tej choroby, nie potrzebowałam informacji, wiedziałam co mnie czeka. Mozolnym krokiem skierowałam się do wyjścia, czując piekący ból na policzkach. Słone łzy spływały po nich strumieniami, rozmazując czarny tusz. Krztusiłam się powietrzem, które próbowałam łapać pomiędzy szlochami. Ciało opadło na zimne schodki szpitala, a dłonie powędrowały na twarz zakrywając ją. Co teraz będzie? Umieram... Czemu bóg odbiera życie tym dobrym, bezbronnym, a pozwala by po świecie chodzili bandyci, złodziej i gwałciciele? Co z planami na przyszłość? Chciałam doczekać starości przy boku Zayna,
przeżyć swój własny ślub... stanąć przed ołtarzem w białej sukni, pośród tysiąca białych płatków róż. Powiedzieć sakramentalne "tak", wpatrzona tylko w jego brązowe oczy. Chciałam wychować gromadkę dzieci razem z chłopakiem i cieszyć się przy każdej okazji ze szczęścia jakie mnie spotkało. Teraz to wszystko zostało mi odebrane.... Tak po prostu ? Jak powiem to Zaynowi? Jak mam spojrzeć w oczy swojej miłości i powiedzieć, że umieram? To go zabije... zniszczy wszystko. Co będzie z jego karierą? Co jeśli się załamię, a ja nie będę wstanie mu pomóc? Nie powiem mu... Wykorzystam ten czas najlepiej, jak potrafię. Spędzę z nim resztę swoich dni i dam jak najwięcej dowodów na potwierdzenie mojej miłości do niego... Otarłam łzy i podnosząc się ze schodów, szłam alejkami parku. Za chmur przebijały się promienie słońca oświetlając korony drzew. Dochodząc do dobrze znanego mi miejsca, szarpnęłam za szklane drzwi i weszłam do środka. Przywitałam się z pracownikami Nando's i podążyłam wolnym krokiem do szefa.
- O witaj Meg, miło cię widzieć- jego przyjazny głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Dzień Dobry, mi również.
- Coś się stało?
- Tak, muszę odejść z pracy..- spuściłam głowę, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
- Ale czemu? Chcesz podwyżkę, urlop?
- Nieee, nie o to chodzi.
- Źle ci tutaj?
- Nie, to najlepsza praca jaką miałam, ale potrzebuję spędzić czas z ukochanym...- odważyłam się podnieść głowę do góry.
- Dam ci urlop, wrócisz za miesiąc...
- Wtedy może mnie już nie być- wyszeptałam pod nosem sama do siebie- Chciałabym, ale nie mogę- wypowiedział słowa kierowane do jego osoby.
- Przykro mi, że odchodzisz... widzę, że chodzi tu o coś więcej...- zacisnęłam drżące wargi nic nie mówiąc- Będzie nam ciebie brakowało, ale nie zatrzymam cię siłą.
- Szefie.. wiem, że mi się nie należy, ale czy mogłabym dostać chociaż połowę wypłaty?
- Poczekaj- wyszedł na chwilę z pomieszczenia.- proszę- wręczył mi kopertę stojąc za mną.
- Dziękuję- otworzyłam ją, widząc dużą sumę pieniędzy- ja nie mogę wziąć aż tyle, to za dużo.- chciałam mu oddać, ale on zatrzymał moją rękę.
- Możesz, po prostu to weź i zmykaj mała- uśmiechnął się.
- Dziękuję najmocniej- przytuliłam go i wyszłam.
Pożegnałam się z pracownikami i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i ubrana w zwiewną sukienkę, usiadłam na kanapie pisząc do Zayna czy przyjedzie. Czekałam 10 minut, ale nie odpisywał. Smutna położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w okno...
Ciche pukanie rozległo się po pokoju, odwróciłam głowę, widząc w drzwiach brązowookiego chłopaka. Szybko podniosłam się z łóżka, biegnąc w jego kierunku. Mocno wtuliłam się w jego tors, zaciągając się zapachem perfum.
- Aż tak się za mną stęskniłaś ? - łagodny śmiech mulata dotarł do uszu.
- Aż tak- uśmiechnęłam się, całując jego usta.
- Mmm... jeszcze raz- ponownie go pocałowałam.- pięknie wyglądasz w tej sukience- zmierzył mnie wzrokiem, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Dziękuję- zaśmiałam się widząc wzrok chłopak na moim dekolcie. Był wyższy więc miał dobrą widoczność.- zboczku mój gdzie tak patrzysz?
- Ja? - zaczerwienił się, odwracając wzrok.
Był taki słodki, jego brązowe oczy iskrzyły się, otoczone wachlarzem długich i ciemnych rzęs. Wyraźne rysy twarz, dopełniały pełne usta, ułożone teraz w szeroki, ale nieśmiałym uśmiech. Rozpływam się...
- Zayn..
- Tak?
- Zrobisz coś dla mnie?
- Wszystko...-odpowiedział patrząc w moje oczy.
- Chodź- splotłam nasze dłonie ciągnąc go za sobą.
Szliśmy wzdłuż alejki parku, mijając wszystkich ludzi. Widziałam zdziwienie na twarzy Zayna, ale także ciekawość. Skręciłam, przechodząc przez trawnik, w celu skrócenia sobie drogi. Chłopak uważnie szedł przy moim boku, kurczowo trzymając moją dłoń. Doszliśmy na wielki pomost, gdzie było mało osób. Stawiałam wolne kroki po przestarzałych deskach. Każdy jeden krok powodował skrzypnięcie, które przyprawiało nasze ciała o ciarki. Dochodząc na koniec mini mola, przysiadłam na krawędziach. Szybkim ruchem zeskoczyłam w dół, stając na deskach tworzących jakby nie odkrytą przestrzeń pod molem.
- Chodź- poprosiłam chłopaka, widząc w jego oczach strach.
Głośno przełknął ślinę, zeskakując do mnie. Chwyciłam jego dłoń, prowadząc nas pod pomostem. Dookoła otaczała nas głęboka woda, ale czułam swobodę, brak strachu.
- Po co tu przyszliśmy? - chłopak zadał pierwsze pytanie od całej drogi.
- Zaraz zobaczysz.
Podeszłam do jednego z metalowych słupów, podtrzymujących całą konstrukcję. Przejechałam dłonią, uważnie go ilustrując.
- Mam- spojrzałam na Zayna i kiwnęłam by podszedł.
- Anne and Mark Forever - chłopak przeczytał napis na nim widniejący- co to?
- Moi rodzice to napisali, przed ich śmiercią przyprowadzali mnie tu kilka razy, za każdym razem podchodzili do tego słupa i pokazywali napis, powtarzali, że to miejsce ukryte pod molo jest magiczne. Wierzyli, że do puki ten pomost będzie stał, ich miłość będzie trwała. - mówiłam jak zaczarowana.
- Naprawdę?
- Tak, przetrwał już tyle burz i huraganów, a nadal stoi. Chcę cię zapewnić o mojej miłości.. więc zabrałam cię tutaj.- wyciągnęłam z pod desek czarny marker ukryty tutaj od dawna.
Spojrzałam na chłopaka i obracając się, chciałam napisać "Kocham cię Zayn NAZAWSZE''.
- Zaczekaj- mulat podszedł do mnie i zabrał mi markera.
Patrzyłam na niego zmieszanym wzrokiem. Próbowałam odczytać coś z jego oczu, ale bez skutecznie.
- Zróbmy to razem- wyszeptał i naprowadził moją dłoń na jego.
Oplótł mnie ramieniem, stojąc za mną i ostrożnie kierował naszymi rękoma. ''Megi i Zayn razem do końca świata'' nasz napis widniał już na słupie, a ja wtuliłam się w niego, uraniając niemą łzę, której nie był wstanie dostrzec. Ja odchodzę Zayn...
- Kocham cię- wyszeptałam, a on mocniej mnie do siebie przycisnął.
- Ja ciebie też.
Wracając chłopak zatrzymał się przy płaczącej wierzbie, muskającej swoimi liśćmi jezioro. Podniósł moje ciało do góry, okręcając dookoła na oczach innych zakochanych par.
- Przykro mi.
- Można coś z tym zrobić? - gula narosła mi w gardle.
- To ostra białaczka szpikowa, zawansowane stadium...
- Czy to oznacza, że..- przerwałam mu, ale nie potrafiłam dokończyć swojego zdania.
- Że.. leczenie nie ma już sensu...
- A...ale na pewno jest jakiś lek- zaczęłam się jąkać, czując jak łzy wypełniają moje oczy.
- Jest lek... może on załagodzić objawy i dać więcej czasu, ale nie wyleczyć...
- Chcę spróbować.
- Trzeba go ściągnąć z daleka, możemy zrobić to dla ciebie, przynajmniej tak odwdzięczymy ci się za ten czas spędzony z dzieciakami.
- Dobrze, przepraszam- wyszeptałam.
Podniosłam się z krzesła i opuściłam salę. Znałam cały proces tej choroby, nie potrzebowałam informacji, wiedziałam co mnie czeka. Mozolnym krokiem skierowałam się do wyjścia, czując piekący ból na policzkach. Słone łzy spływały po nich strumieniami, rozmazując czarny tusz. Krztusiłam się powietrzem, które próbowałam łapać pomiędzy szlochami. Ciało opadło na zimne schodki szpitala, a dłonie powędrowały na twarz zakrywając ją. Co teraz będzie? Umieram... Czemu bóg odbiera życie tym dobrym, bezbronnym, a pozwala by po świecie chodzili bandyci, złodziej i gwałciciele? Co z planami na przyszłość? Chciałam doczekać starości przy boku Zayna,
przeżyć swój własny ślub... stanąć przed ołtarzem w białej sukni, pośród tysiąca białych płatków róż. Powiedzieć sakramentalne "tak", wpatrzona tylko w jego brązowe oczy. Chciałam wychować gromadkę dzieci razem z chłopakiem i cieszyć się przy każdej okazji ze szczęścia jakie mnie spotkało. Teraz to wszystko zostało mi odebrane.... Tak po prostu ? Jak powiem to Zaynowi? Jak mam spojrzeć w oczy swojej miłości i powiedzieć, że umieram? To go zabije... zniszczy wszystko. Co będzie z jego karierą? Co jeśli się załamię, a ja nie będę wstanie mu pomóc? Nie powiem mu... Wykorzystam ten czas najlepiej, jak potrafię. Spędzę z nim resztę swoich dni i dam jak najwięcej dowodów na potwierdzenie mojej miłości do niego... Otarłam łzy i podnosząc się ze schodów, szłam alejkami parku. Za chmur przebijały się promienie słońca oświetlając korony drzew. Dochodząc do dobrze znanego mi miejsca, szarpnęłam za szklane drzwi i weszłam do środka. Przywitałam się z pracownikami Nando's i podążyłam wolnym krokiem do szefa.- O witaj Meg, miło cię widzieć- jego przyjazny głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Dzień Dobry, mi również.
- Coś się stało?
- Tak, muszę odejść z pracy..- spuściłam głowę, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
- Ale czemu? Chcesz podwyżkę, urlop?
- Nieee, nie o to chodzi.
- Źle ci tutaj?
- Nie, to najlepsza praca jaką miałam, ale potrzebuję spędzić czas z ukochanym...- odważyłam się podnieść głowę do góry.
- Dam ci urlop, wrócisz za miesiąc...
- Wtedy może mnie już nie być- wyszeptałam pod nosem sama do siebie- Chciałabym, ale nie mogę- wypowiedział słowa kierowane do jego osoby.
- Przykro mi, że odchodzisz... widzę, że chodzi tu o coś więcej...- zacisnęłam drżące wargi nic nie mówiąc- Będzie nam ciebie brakowało, ale nie zatrzymam cię siłą.
- Szefie.. wiem, że mi się nie należy, ale czy mogłabym dostać chociaż połowę wypłaty?
- Poczekaj- wyszedł na chwilę z pomieszczenia.- proszę- wręczył mi kopertę stojąc za mną.
- Dziękuję- otworzyłam ją, widząc dużą sumę pieniędzy- ja nie mogę wziąć aż tyle, to za dużo.- chciałam mu oddać, ale on zatrzymał moją rękę.
- Możesz, po prostu to weź i zmykaj mała- uśmiechnął się.
- Dziękuję najmocniej- przytuliłam go i wyszłam.
Pożegnałam się z pracownikami i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i ubrana w zwiewną sukienkę, usiadłam na kanapie pisząc do Zayna czy przyjedzie. Czekałam 10 minut, ale nie odpisywał. Smutna położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w okno...
Ciche pukanie rozległo się po pokoju, odwróciłam głowę, widząc w drzwiach brązowookiego chłopaka. Szybko podniosłam się z łóżka, biegnąc w jego kierunku. Mocno wtuliłam się w jego tors, zaciągając się zapachem perfum.
- Aż tak się za mną stęskniłaś ? - łagodny śmiech mulata dotarł do uszu.
- Aż tak- uśmiechnęłam się, całując jego usta.
- Mmm... jeszcze raz- ponownie go pocałowałam.- pięknie wyglądasz w tej sukience- zmierzył mnie wzrokiem, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Dziękuję- zaśmiałam się widząc wzrok chłopak na moim dekolcie. Był wyższy więc miał dobrą widoczność.- zboczku mój gdzie tak patrzysz?
- Ja? - zaczerwienił się, odwracając wzrok.
Był taki słodki, jego brązowe oczy iskrzyły się, otoczone wachlarzem długich i ciemnych rzęs. Wyraźne rysy twarz, dopełniały pełne usta, ułożone teraz w szeroki, ale nieśmiałym uśmiech. Rozpływam się...
- Zayn..
- Tak?
- Zrobisz coś dla mnie?
- Wszystko...-odpowiedział patrząc w moje oczy.
- Chodź- splotłam nasze dłonie ciągnąc go za sobą.
Szliśmy wzdłuż alejki parku, mijając wszystkich ludzi. Widziałam zdziwienie na twarzy Zayna, ale także ciekawość. Skręciłam, przechodząc przez trawnik, w celu skrócenia sobie drogi. Chłopak uważnie szedł przy moim boku, kurczowo trzymając moją dłoń. Doszliśmy na wielki pomost, gdzie było mało osób. Stawiałam wolne kroki po przestarzałych deskach. Każdy jeden krok powodował skrzypnięcie, które przyprawiało nasze ciała o ciarki. Dochodząc na koniec mini mola, przysiadłam na krawędziach. Szybkim ruchem zeskoczyłam w dół, stając na deskach tworzących jakby nie odkrytą przestrzeń pod molem.
- Chodź- poprosiłam chłopaka, widząc w jego oczach strach.
Głośno przełknął ślinę, zeskakując do mnie. Chwyciłam jego dłoń, prowadząc nas pod pomostem. Dookoła otaczała nas głęboka woda, ale czułam swobodę, brak strachu.
- Po co tu przyszliśmy? - chłopak zadał pierwsze pytanie od całej drogi.
- Zaraz zobaczysz.
Podeszłam do jednego z metalowych słupów, podtrzymujących całą konstrukcję. Przejechałam dłonią, uważnie go ilustrując.
- Mam- spojrzałam na Zayna i kiwnęłam by podszedł.
- Anne and Mark Forever - chłopak przeczytał napis na nim widniejący- co to?
- Moi rodzice to napisali, przed ich śmiercią przyprowadzali mnie tu kilka razy, za każdym razem podchodzili do tego słupa i pokazywali napis, powtarzali, że to miejsce ukryte pod molo jest magiczne. Wierzyli, że do puki ten pomost będzie stał, ich miłość będzie trwała. - mówiłam jak zaczarowana.
- Naprawdę?
- Tak, przetrwał już tyle burz i huraganów, a nadal stoi. Chcę cię zapewnić o mojej miłości.. więc zabrałam cię tutaj.- wyciągnęłam z pod desek czarny marker ukryty tutaj od dawna.
Spojrzałam na chłopaka i obracając się, chciałam napisać "Kocham cię Zayn NAZAWSZE''.
- Zaczekaj- mulat podszedł do mnie i zabrał mi markera.
Patrzyłam na niego zmieszanym wzrokiem. Próbowałam odczytać coś z jego oczu, ale bez skutecznie.
- Zróbmy to razem- wyszeptał i naprowadził moją dłoń na jego.
Oplótł mnie ramieniem, stojąc za mną i ostrożnie kierował naszymi rękoma. ''Megi i Zayn razem do końca świata'' nasz napis widniał już na słupie, a ja wtuliłam się w niego, uraniając niemą łzę, której nie był wstanie dostrzec. Ja odchodzę Zayn...
- Kocham cię- wyszeptałam, a on mocniej mnie do siebie przycisnął.
- Ja ciebie też.
Wracając chłopak zatrzymał się przy płaczącej wierzbie, muskającej swoimi liśćmi jezioro. Podniósł moje ciało do góry, okręcając dookoła na oczach innych zakochanych par.
Gest trochę niespodziewany i dziwny, ale piękny. Dotarliśmy do jego i chłopców domu, gdzie miałam dzisiaj nocować. Wykąpana i ubrana w podkoszulek Zayna oraz bokserki, położyłam się obok niego wtulając w nagi tors. Palcami zataczałam kółka na jego torsie, co jakiś czas całując skórę. Oczy przymknęły się, a ja zasnęłam w jego silnych ramionach.
Następnego ranka obudziłam się pełna sił, z myślą o kolejnym dniu, spędzonym tylko z nim. Wstałam z łóżka orientując się, że jestem sama. Boso kroczyłam przez korytarz, na dół po schodach. Rozglądałam się po mieszkaniu, wyszukując chłopaka.
- Tu jesteś- wyszeptałam, przytulając się do niego od tyłu.
- Czemu wstałaś, chciałem ci przynieść śniadanie do łóżka- powiedział lekko smutny.
- Dobra- krzyknęłam z uśmiechem.
Wróciłam na górę po schodach, wchodząc do jego sypialni. Wskoczyłam na łóżko, przykrywając się kołdrą. Wygodnie ułożona, czekałam na to śniadanie. Do uszu docierał śmiech Zayna z dołu, który sprawiał, że moje serce skakało.
- Proszę śniadanie dla mojej księżniczki- przysiadł na satynowej pościeli, stawiając drewnianą tacę na moich nogach.
- Mmm dziękuję, ładnie pachnie- obdarzyłam jego usta pocałunkiem i zaczęłam jeść.
- Megi mam dla ciebie niespodziankę.- jego głos lekko zawahał się, ale uśmiech pozostał na twarzy.
- Jaką?
- Jutro...
Następnego ranka obudziłam się pełna sił, z myślą o kolejnym dniu, spędzonym tylko z nim. Wstałam z łóżka orientując się, że jestem sama. Boso kroczyłam przez korytarz, na dół po schodach. Rozglądałam się po mieszkaniu, wyszukując chłopaka.
- Tu jesteś- wyszeptałam, przytulając się do niego od tyłu.
- Czemu wstałaś, chciałem ci przynieść śniadanie do łóżka- powiedział lekko smutny.
- Dobra- krzyknęłam z uśmiechem.
Wróciłam na górę po schodach, wchodząc do jego sypialni. Wskoczyłam na łóżko, przykrywając się kołdrą. Wygodnie ułożona, czekałam na to śniadanie. Do uszu docierał śmiech Zayna z dołu, który sprawiał, że moje serce skakało.
- Proszę śniadanie dla mojej księżniczki- przysiadł na satynowej pościeli, stawiając drewnianą tacę na moich nogach.
- Mmm dziękuję, ładnie pachnie- obdarzyłam jego usta pocałunkiem i zaczęłam jeść.
- Megi mam dla ciebie niespodziankę.- jego głos lekko zawahał się, ale uśmiech pozostał na twarzy.
- Jaką?
- Jutro...
niedziela, 16 marca 2014
Nowe Fanfiction
Zapraszam was na nowe Fanfiction, pod tytułem "Promise ?", mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie czytać :D
zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com
zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com
Zayn cz.20 "Miłość jest nieunikniona"
W salonie dalej siedziała Holly, a co gorsza w koszulce Zayna i bardzo krótkich spodenkach. Temperatura ciała podniosła się do maximum. Znowu !
W ogóle co ona tu robi? Miała zostać tylko na noc, a już wieczór, nowego dnia. Wściekłość na nowo wzbudziła się w moich oczach, a ja czułam jak robi mi się gorąco. Z zewnątrz starałam się być opanowana i spokojna, jednak najchętniej rzuciłabym się teraz na nią i ciągnąc za włosy wywaliła ją za drzwi. O tak ! Ten plan jest idealny.
- Zayn pożyczyłam twoją koszulkę, pamiętasz to była moja ulubiona i nadal jest...- serce wybijało przyśpieszony rytm, a prawa ręka kilka razy drgnęła gotowa do ataku. Zaraz będziecie świadkami jak zabijam tą wywłokę.
- Możesz ją sobie wziąć, nie chcę jej...- Zayn odpowiedział i pociągnął mnie za sobą na górę.
Lekka satysfakcja z jego ruchu, przerodziła się małym błyskiem w oku. Zamykając dokładnie drzwi do jego pokoju, puściłam jego dłoń usadzając się na parapecie. Tępy wzrok wbijałam w księżyc, zastępujący powoli słońce na niebie. Zawsze potrafiłam odnaleźć w tym lek na zszarpane nerwy... Wszystkie negatywne emocje ulotniły się z mojego ciała, pozostawiając je nienaruszone.
- Kocham cię...- szept chłopaka, rozbrzmiał w pobliżu mojego ucha.
Odwracając głowę, oczy napotkały jego postać. Brązowe tęczówki, skrywały w sobie głębie, nadal do końca nie odkrytą. Lekki zarost i idealne zarysy twarzy... Nie kontrolowanie zaczęłam zbliżać swoją twarz. Jego ciepłe usta zetknęły się z moimi pasując do siebie, jak dwa puzzle, które razem tworzą całość. Dopełnialiśmy się nawzajem. Ujął moje ciało w swoje ramiona i układając je na łóżku, sam zajął miejsce obok. Kładąc się na stercie poduszek i delikatnej, jedwabistej pościeli, przygotował dla mnie miejsce w zagłębieniu pod swoją pachą. Wyda się to dziwne, ale kocham tak leżeć, czując jego ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego. Wtulając się w jego ramię, chłopak delikatnie zataczałam kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni, bawiąc się palcami.
W ogóle co ona tu robi? Miała zostać tylko na noc, a już wieczór, nowego dnia. Wściekłość na nowo wzbudziła się w moich oczach, a ja czułam jak robi mi się gorąco. Z zewnątrz starałam się być opanowana i spokojna, jednak najchętniej rzuciłabym się teraz na nią i ciągnąc za włosy wywaliła ją za drzwi. O tak ! Ten plan jest idealny.
- Zayn pożyczyłam twoją koszulkę, pamiętasz to była moja ulubiona i nadal jest...- serce wybijało przyśpieszony rytm, a prawa ręka kilka razy drgnęła gotowa do ataku. Zaraz będziecie świadkami jak zabijam tą wywłokę.
- Możesz ją sobie wziąć, nie chcę jej...- Zayn odpowiedział i pociągnął mnie za sobą na górę.
Lekka satysfakcja z jego ruchu, przerodziła się małym błyskiem w oku. Zamykając dokładnie drzwi do jego pokoju, puściłam jego dłoń usadzając się na parapecie. Tępy wzrok wbijałam w księżyc, zastępujący powoli słońce na niebie. Zawsze potrafiłam odnaleźć w tym lek na zszarpane nerwy... Wszystkie negatywne emocje ulotniły się z mojego ciała, pozostawiając je nienaruszone.
- Kocham cię...- szept chłopaka, rozbrzmiał w pobliżu mojego ucha.
Odwracając głowę, oczy napotkały jego postać. Brązowe tęczówki, skrywały w sobie głębie, nadal do końca nie odkrytą. Lekki zarost i idealne zarysy twarzy... Nie kontrolowanie zaczęłam zbliżać swoją twarz. Jego ciepłe usta zetknęły się z moimi pasując do siebie, jak dwa puzzle, które razem tworzą całość. Dopełnialiśmy się nawzajem. Ujął moje ciało w swoje ramiona i układając je na łóżku, sam zajął miejsce obok. Kładąc się na stercie poduszek i delikatnej, jedwabistej pościeli, przygotował dla mnie miejsce w zagłębieniu pod swoją pachą. Wyda się to dziwne, ale kocham tak leżeć, czując jego ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego. Wtulając się w jego ramię, chłopak delikatnie zataczałam kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni, bawiąc się palcami.
Jeszcze czuje smak jego ust na moich. Czuję jego delikatną fakturę, miękkość, pełny kształt. Uwielbiam takie długie i delikatne pocałunki z jego strony, w których pokazuje jak bardzo mu zależy. Zaciągnęłam się jego zapachem perfum, pomieszanych z zapachem tytoniu. Kochałam to, był dla mnie jak najdroższe, najpiękniesze perfumy.
- Ej zakochańcy, chodźcie... Niall zrobił grilla, sam z siebie dzieli się jedzeniem..- powiedział Liam, uchylając drzwi pokoju.
- To święto- zarechotał malut, podnosząc się z łóżka- już idziemy.
Pociągnął mnie za ręce pomagając wstać i udaliśmy się w ślady Payna. Schodząc po schodach na dół, do nozdrzy dotarł zapach grillowanej kiełbasy i piwa, którym była zapewne polewana. Idealne połączenie, sprawiało iż miałam ochotę zasmakować danej pyszności. Zajmując miejsce obok Harrego, przypatrywałam się Blondynkowi, który z jedzeniem obchodził się jak z diamentami. Był delikatny i staranny, jakby był to największy skarb na świecie.
- Proszę, pierwszy kawałek jest dla ciebie piękna- chłopak o irlandzkim akcencie, na moim talerzu ułożył dokładnie wypieczoną kiełbasę i karkówkę.
- Dziękuję, ale ja chyba tego wszystkiego nie zmieszczę.- jego oczy zaświeciły, a uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, w miarę możliwości.
- Wtedy ci pomogę... - obdarowałam go przyjaznym uśmiechem i chwyciłam za sztućce.
Spojrzałam na Zayna siedzącego obok i zjadłam pierwszy kawałek. Wzrok wszystkich skierowany był na mnie. Dokładnie go przeżułam połykając.
- Pycha...- powiedziałam, kiedy usta wypełniał niebiański posmak.
- Ochh.. czyli Niall nie chcę nas otruć, ani nic..- wszyscy się zaśmiali, także zabierając się za jedzenie. Ah więc byłam królikiem doświadczalnym...
Głośnie śmiechy roznosiły się echem po całym podwórku. Dobre humory dopisywały nam cały czas, a Louis z Niallem, dbali byśmy nie przestawali się śmiać. Nikt nie był w stanie zepsuć tej atmosfery, nawet Holly siedząc na przeciwko... Mulat umilając mi bardziej wieczór w ich towarzystwie, co jakiś czas składał krótkie pocałunki na moich ustach, przyprawiając mnie tym samym o rumieńce...
Skończywszy naszą mini imprezę, każdy poszedł do swojego pokoju. Wykąpana i ubrana w ciuchy Zayna, rzuciłam się na łóżko, wtulając w poduszkę. Chwilę później poczułam ciężar na sobie i otwierając oczy, ujrzałam Zayna. Od razu zachłannie wpił się w moje usta, namiętnie całując. Odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Chłopak co raz mocniej napierał na moje wargi, a jego dłonie dostały się pod moją koszulkę. Nie minęła chwila, a już leżała gdzieś w kącie, podobnie jak jego. Podniecenie i nasza zawziętość z każdą chwilą rosła w sile. Ruchy były delikatne, acz pewne. Jego palce łagodziły skórę mojego brzucha, a pocałunki składane na całym ciele, dawały dawkę rozkoszy. Wplatając dłonie w jego kruczo-czarne włosy, bawiłam się nimi, kiedy on robił malinkę w okolicach mojej szyi. Iskierki zawitały w jego oczach, kiedy zapięcie koronkowego stanika ustąpiło. Delikatnie całował moje piersi, zaznaczając językiem swoje terytorium. Bad Boy jakiego wszyscy znamy, w tej chwili stał się delikatnym aniołem, porywającym mnie za sobą do krainy nieba. Moje ciało co jakiś czas wyginało się w łuk czując ogromną dawkę przyjemności. Ręką zjechałam do jego bokserek, delikatnie ją wsuwając. Poruszałam nią powoli i niepewnie, czując jak jego przyjaciel twardnieje, stając na baczność. Pozbywając się reszty naszej bielizny, chłopak kolanem rozsunął moje uda. Jego ruchy były spokojne, a ciche jęki znikały gdzieś w pokoju, zagłuszane naszym sapaniem. Szybsze tempo sprawiło, że mój anioł stał się teraz dziki i nieobliczalny. Wypełniał mnie całą. Mocne pchnięcia, przyprawiały mnie o głośniejsze jęki, które tłumiłam w jego ustach. Skrzypnięcie łóżka, przyprawiło mnie o śmiech, który z ledwością powstrzymywałam. Mulat jedną ręką zjechał ponownie do moich piersi, ściskając jedną. Czując jak staje na krawędzi szczytu, przyśpieszył jeszcze bardziej, a moje ciało wypełnił ciepły płyn, mieszający się po chwili z moim. Łapiąc powietrze opadł na moje ciało, przykrywając nas kołdrą. Pocałowałam czubek jego głowy i po wyszeptaniu sobie ''kocham cię'', udaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Obudziły mnie mdłości, szybko narzuciłam na siebie ciuchy i biegnąc do łazienki, zdążyłam uklęknąć i zwymiotowałam. Spędzając tak 10 min, czułam mocny ból żołądka. Zmęczona ciągłym wymiotowaniem, resztkami sił podniosłam się z ziemi i opukałam buzie. Wracając do łóżka, okryłam się kołdrą i myślałam co mogło być tego przyczyną. Zatrucie? Nie raczej nie... Ciąża? To chyba nie możliwe od naszego stosunku minęły dopiero 4 godziny to za wcześnie. Czując mocny ból, zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam powieki. Wszystko dookoła szumiało, a obraz zamazywał się. Przewracałam się non stop chcąc znaleźć pozycję, w której zastanę ulgę. Po kilku minutach wszystko ustąpiło, wróciło do normy, a ja zasnęłam...
- Kochanie wstawaj- przetarłam wierzchem dłoni oczy i głośno ziewnęłam. Powieki uniosły się, a nad sobą zobaczyłam Zayna.
- Hmmm...?- zamruczałam.
- Śniadanie gotowe, nie chciałem cię budzić i czekałem, ale minęła już godzina, a ty nadal w śnie niedźwiedzim..- zachichotał, ukazując swoje idealnie białe uzębienie.
- Przepraszam, już wstaję..
Podniosłam się z łóżka i sięgając bieliznę oraz koszulkę leżącą tuż obok, ubrałam się. Włosy zaplotłam w szybkiego warkocza i szybko popędziłam umyć zęby. Po około 7 minutach, stałam przy Zaynie gotowa. Skierowaliśmy się schodami w dół prosto do kuchni, by już po chwili zajadać się posiłkiem. Wzięłam kilka gryzów i czułam jak mnie mdli. Zmuszając się do kolejnych kęsów, zjadłam jedną kanapkę i czułam, że więcej nie dam rady.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz ?
- Jesteś jakaś blada..
- To pewnie zmęczenie, nic mi nie jest- zakończyłam stanowczo, wsadzając po sobie naczynia do zmywarki.- gdzie wszyscy? - zapytałam orientując się, że jesteśmy sami.
- Holly pojechała do siebie, Liam i Louis gdzieś wyszli, a Niall i Harry są u siebie w pokojach- lekki uśmiech zawitał na jego ustach.- Kocham cię wiesz? - przybliżył się do mnie, obejmując mnie w biodrach.
Jego ciepły oddech odczuwalny był na moich policzkach, czekoladowe oczy rozjaśniały iskierki radości. Pełne wargi zaczęły się zbliżać, łącząc się w całości z moimi. Lekko przygryzł moją dolną wargę, dostarczając tym przyjemne uczucie tam na dole. Moje ręce powędrowały na jego klatkę, a ciało bardziej do niego przyparło, rozdzielając usta.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam wtulona w jego koszulkę.
- Pewnie skarbie.
Zabierając swoje rzeczy, wyszliśmy z domu i wsiadając do samochodu odjechaliśmy.
Wychodząc z samochodu, obdarzyłam chłopaka namiętnym pocałunkiem i ruszyłam w kierunku drewnianego prostokąta. Szarpiąc za klamkę, drzwi ustąpiły, a oczy od razu dostrzegły rozwalone buty Nicka. Wędrując do góry po schodach, do uszu docierały odgłosy stąpania bosych stóp po panelach. Uchyliłam drzwi jego pokoju, meldując, że wróciłam. Robiąc kolejne kroki dotarłam do swojego królestwa i wchodząc do środka, poczułam silny ból głowy. Ktoś walnął mnie cegłą ? Chwilowa migrena, rozsadzała mi czaszkę. Duszność odczuwalna w tamtej chwili sprawiała mi kłopoty. Świat się za kręcił, a ja czułam jak powoli mdleję. Oparłam się o drzwi i zaciskając powieki, łapałam powietrze... Odzyskując władzę w ciele, pokierowałam się do łóżka i układając się, przymknęłam oczy. Tracąc kontakt z światem, zasnęłam, a może straciłam przytomność ?
Podnosząc się ledwo świadoma, chwyciłam telefon leżący nieopodal mnie. 6 nieodebranych połączeń i dwie wiadomości. Otworzyłam jedną i przeczytałam półgłosem jej treść.
"Co się dzieje, czemu nie odbierasz? ~ Zayn xx''
Kolejna była podobnej treści, połączenia także były od niego. Szybko wpisałam w klawiaturze ciąg dobrze znanych mi cyfr i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
*Rozmowa telefoniczna*
- Megi, co się stało, czemu nie odbierałaś? -głos chłopak natychmiast rozbrzmiał w słuchawce.
- Przepraszam, po prostu spałam i nie słyszałam, telefon był wyciszony.
- Bałem się o ciebie...- wyszeptał, ale słyszalnie dla mnie.
- Coś ważnego się stało, że dzwoniłeś?
- Tak- serce zabiło mocniej, a ciało wyprostowało się niczym struna.
- Co?
- Stęskniłem się za twoim głosem..- uśmiech wkradł się na twarz, a ciało wróciło do poprzedniej pozycji.
- Teraz słyszysz, ale idź już spać,- zaśmiałam się.
- Dobranoc moja księżniczko- cmoknęłam do słuchawki zakańczając rozmowę.
*Koniec rozmowy*
Biorąc szybki prysznic schłodziłam rozgrzane nie wiadomo z jakiego powodu ciało. Ubrałam się w piżamę i wracając do łóżka ponownie zasnęłam czując dalszy brak sił.
Przez kolejne kilka dni z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Częste, choć chwilowe to bardzo silne migreny, zasłabnięcia i kompletny brak energii. Moja twarz pobladła, a ciało lekko wychudziło się. Choć różnicą były zaledwie 4 kg, dla mnie były one dostrzegalne. Widziałam zmiany, które zachodziły z nie wiadomych przyczyn. Jedynym moim zapomnieniem o dokuczających dolegliwościach, był Zayn. Jego widok odciągał mnie od wszystkiego. Pozwalał mi zatracać się w chwili bez zmartwień, problemów, bólu...
Otworzyłam drzwi pokoju, po raz kolejny czując duszność. Oddychanie przysparzało problemy, a klatka piersiowa z trudnością unosiła się w górę, po to by natychmiastowo ze zmęczenia opaść. Obraz zamazywał się, a wszystko widoczne było przez mgłę. Ból głowy powrócił, po raz kolejny ją rozsadzając. Pocierałam palcami o skronie, jakby to miało uwolnić mnie od cierpienia. Nogi ugięły się, a moje ciało w jednej chwili opadło bezwładnie na podłogę. Policzek spotkał zimną posadzkę. Wszystko dookoła zastąpiła ciemność, miażdżąca mnie...
Obudziłam się na podłodze, nie wiedząc dlaczego... Przez głowę mijały tylko pojedyncze obrazy. Zdołałam przypomnieć sobie jedynie, że wróciłam z pracy po 15:00 i było mi duszno, później pustka, niczym biała kartka czekająca na zapełnienie. Podniosłam się z ziemi i widząc na zegarku godzinę 20:30 położyłam się na łóżku. Oddalałam się myślami daleko od tego świata, zupełnie nie wiedząc gdzie mknąc. Nie myślałam o niczym, czy tak można? Następnego dnia umówiłam się na wizytę w szpitalu. Chciałam wiedzieć co mi dolega, co wyniszcza mnie każdego dnia. Bałam się, ale kiedy dotarło do mnie, ze leżałam ponad 5 godzin nieprzytomna na ziemi, coś mną wstrząsnęło.
Pchnęłam szklane drzwi, wracając do dobrze znanego mi miejsca. Białe ściany, długi korytarz i tak doskonale znany mi zapach szpitala. Minęłam kilka sal, aż dotarłam do tej właściwej. Zapukałam w drzwi i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka, zastając osiwiałego faceta.
- Oo witaj Megi- dobrze znany mi ton głosu rozbrzmiał w głowie, przywołując kilka wspomnień.
- Dzień Dobry- odparłam z grzecznością, zajmując miejsce.
Wyjaśniłam z czym przychodzę i po wykonaniu kilkunastu badań, opuściłam gabinet kierując się na spotkanie z Zaynem. Jak co dzień spędzaliśmy wspólne popołudnie, ciesząc się swoją bliskością. Czy widział zmiany w moim organizmie i ciele? Widział, pytał nie raz, ale za każdym razem hardo zaprzeczałam.
- Hej mała - jego promienny uśmiech, rozweselił mnie. Dusza zaczęła skakać ze szczęścia.
- Hej - nasze usta złączyły się stęsknione swojej miękkości i smaku.
Splatając dłonie,
ruszyliśmy przed siebie, mając cały wieczór dla siebie...
Promienie słońca obudziły mnie, a powieki uniosły się do góry. Zwlekając się z łóżka ruszyłam do łazienki, niosąc pod pachą, przygotowane dnia wczorajszego ciuchy. Na ciele zagościły bordowe rurki i biała koszulka z nadrukami. Kremowy sweterek okrył ramiona, a włosy zostały związane w wysokiego koka. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Zjadając wszystko, zarzuciłam na ramię torebkę i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. Dziś miałam odebrać wyniki badań, strach widoczny był w moich oczach. Bałam się, odpowiedzi na pytanie ''Co ze mną jest?". Weszłam do środka i od razu powędrowałam do gabinetu lekarza. Przekroczyłam próg drzwi i usiadłam na krześle, czekając na jego słowa, które mogły zmienić wszystko.
- Niestety, ale nie mam dobrych wiadomości...- zaczął, a serce chciało wyskoczyć i pobiec w nieznanym kierunku- jesteś chora na białaczkę.
- Słucham? - nie wierzyłam, to na pewno jakiś żart.
- Przykro mi.
- Można coś z tym zrobić? - gula narosła mi w gardle.
Pomylili wyniki jestem pewna.
- To ostra białaczka szpikowa, zawansowane stadium...
- Czy to oznacza, że..- przerwałam mu, ale nie potrafiłam dokończyć swojego zdania.
- Że.. leczenie nie ma już sensu...
- Ej zakochańcy, chodźcie... Niall zrobił grilla, sam z siebie dzieli się jedzeniem..- powiedział Liam, uchylając drzwi pokoju.
- To święto- zarechotał malut, podnosząc się z łóżka- już idziemy.
Pociągnął mnie za ręce pomagając wstać i udaliśmy się w ślady Payna. Schodząc po schodach na dół, do nozdrzy dotarł zapach grillowanej kiełbasy i piwa, którym była zapewne polewana. Idealne połączenie, sprawiało iż miałam ochotę zasmakować danej pyszności. Zajmując miejsce obok Harrego, przypatrywałam się Blondynkowi, który z jedzeniem obchodził się jak z diamentami. Był delikatny i staranny, jakby był to największy skarb na świecie.
- Proszę, pierwszy kawałek jest dla ciebie piękna- chłopak o irlandzkim akcencie, na moim talerzu ułożył dokładnie wypieczoną kiełbasę i karkówkę.
- Dziękuję, ale ja chyba tego wszystkiego nie zmieszczę.- jego oczy zaświeciły, a uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, w miarę możliwości.
- Wtedy ci pomogę... - obdarowałam go przyjaznym uśmiechem i chwyciłam za sztućce.
Spojrzałam na Zayna siedzącego obok i zjadłam pierwszy kawałek. Wzrok wszystkich skierowany był na mnie. Dokładnie go przeżułam połykając.
- Pycha...- powiedziałam, kiedy usta wypełniał niebiański posmak.
- Ochh.. czyli Niall nie chcę nas otruć, ani nic..- wszyscy się zaśmiali, także zabierając się za jedzenie. Ah więc byłam królikiem doświadczalnym...
Głośnie śmiechy roznosiły się echem po całym podwórku. Dobre humory dopisywały nam cały czas, a Louis z Niallem, dbali byśmy nie przestawali się śmiać. Nikt nie był w stanie zepsuć tej atmosfery, nawet Holly siedząc na przeciwko... Mulat umilając mi bardziej wieczór w ich towarzystwie, co jakiś czas składał krótkie pocałunki na moich ustach, przyprawiając mnie tym samym o rumieńce...
Skończywszy naszą mini imprezę, każdy poszedł do swojego pokoju. Wykąpana i ubrana w ciuchy Zayna, rzuciłam się na łóżko, wtulając w poduszkę. Chwilę później poczułam ciężar na sobie i otwierając oczy, ujrzałam Zayna. Od razu zachłannie wpił się w moje usta, namiętnie całując. Odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Chłopak co raz mocniej napierał na moje wargi, a jego dłonie dostały się pod moją koszulkę. Nie minęła chwila, a już leżała gdzieś w kącie, podobnie jak jego. Podniecenie i nasza zawziętość z każdą chwilą rosła w sile. Ruchy były delikatne, acz pewne. Jego palce łagodziły skórę mojego brzucha, a pocałunki składane na całym ciele, dawały dawkę rozkoszy. Wplatając dłonie w jego kruczo-czarne włosy, bawiłam się nimi, kiedy on robił malinkę w okolicach mojej szyi. Iskierki zawitały w jego oczach, kiedy zapięcie koronkowego stanika ustąpiło. Delikatnie całował moje piersi, zaznaczając językiem swoje terytorium. Bad Boy jakiego wszyscy znamy, w tej chwili stał się delikatnym aniołem, porywającym mnie za sobą do krainy nieba. Moje ciało co jakiś czas wyginało się w łuk czując ogromną dawkę przyjemności. Ręką zjechałam do jego bokserek, delikatnie ją wsuwając. Poruszałam nią powoli i niepewnie, czując jak jego przyjaciel twardnieje, stając na baczność. Pozbywając się reszty naszej bielizny, chłopak kolanem rozsunął moje uda. Jego ruchy były spokojne, a ciche jęki znikały gdzieś w pokoju, zagłuszane naszym sapaniem. Szybsze tempo sprawiło, że mój anioł stał się teraz dziki i nieobliczalny. Wypełniał mnie całą. Mocne pchnięcia, przyprawiały mnie o głośniejsze jęki, które tłumiłam w jego ustach. Skrzypnięcie łóżka, przyprawiło mnie o śmiech, który z ledwością powstrzymywałam. Mulat jedną ręką zjechał ponownie do moich piersi, ściskając jedną. Czując jak staje na krawędzi szczytu, przyśpieszył jeszcze bardziej, a moje ciało wypełnił ciepły płyn, mieszający się po chwili z moim. Łapiąc powietrze opadł na moje ciało, przykrywając nas kołdrą. Pocałowałam czubek jego głowy i po wyszeptaniu sobie ''kocham cię'', udaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Obudziły mnie mdłości, szybko narzuciłam na siebie ciuchy i biegnąc do łazienki, zdążyłam uklęknąć i zwymiotowałam. Spędzając tak 10 min, czułam mocny ból żołądka. Zmęczona ciągłym wymiotowaniem, resztkami sił podniosłam się z ziemi i opukałam buzie. Wracając do łóżka, okryłam się kołdrą i myślałam co mogło być tego przyczyną. Zatrucie? Nie raczej nie... Ciąża? To chyba nie możliwe od naszego stosunku minęły dopiero 4 godziny to za wcześnie. Czując mocny ból, zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam powieki. Wszystko dookoła szumiało, a obraz zamazywał się. Przewracałam się non stop chcąc znaleźć pozycję, w której zastanę ulgę. Po kilku minutach wszystko ustąpiło, wróciło do normy, a ja zasnęłam...
- Kochanie wstawaj- przetarłam wierzchem dłoni oczy i głośno ziewnęłam. Powieki uniosły się, a nad sobą zobaczyłam Zayna.
- Hmmm...?- zamruczałam.
- Śniadanie gotowe, nie chciałem cię budzić i czekałem, ale minęła już godzina, a ty nadal w śnie niedźwiedzim..- zachichotał, ukazując swoje idealnie białe uzębienie.
- Przepraszam, już wstaję..
Podniosłam się z łóżka i sięgając bieliznę oraz koszulkę leżącą tuż obok, ubrałam się. Włosy zaplotłam w szybkiego warkocza i szybko popędziłam umyć zęby. Po około 7 minutach, stałam przy Zaynie gotowa. Skierowaliśmy się schodami w dół prosto do kuchni, by już po chwili zajadać się posiłkiem. Wzięłam kilka gryzów i czułam jak mnie mdli. Zmuszając się do kolejnych kęsów, zjadłam jedną kanapkę i czułam, że więcej nie dam rady.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz ?
- Jesteś jakaś blada..
- To pewnie zmęczenie, nic mi nie jest- zakończyłam stanowczo, wsadzając po sobie naczynia do zmywarki.- gdzie wszyscy? - zapytałam orientując się, że jesteśmy sami.
- Holly pojechała do siebie, Liam i Louis gdzieś wyszli, a Niall i Harry są u siebie w pokojach- lekki uśmiech zawitał na jego ustach.- Kocham cię wiesz? - przybliżył się do mnie, obejmując mnie w biodrach.
Jego ciepły oddech odczuwalny był na moich policzkach, czekoladowe oczy rozjaśniały iskierki radości. Pełne wargi zaczęły się zbliżać, łącząc się w całości z moimi. Lekko przygryzł moją dolną wargę, dostarczając tym przyjemne uczucie tam na dole. Moje ręce powędrowały na jego klatkę, a ciało bardziej do niego przyparło, rozdzielając usta.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam wtulona w jego koszulkę.
- Pewnie skarbie.
Zabierając swoje rzeczy, wyszliśmy z domu i wsiadając do samochodu odjechaliśmy.
Wychodząc z samochodu, obdarzyłam chłopaka namiętnym pocałunkiem i ruszyłam w kierunku drewnianego prostokąta. Szarpiąc za klamkę, drzwi ustąpiły, a oczy od razu dostrzegły rozwalone buty Nicka. Wędrując do góry po schodach, do uszu docierały odgłosy stąpania bosych stóp po panelach. Uchyliłam drzwi jego pokoju, meldując, że wróciłam. Robiąc kolejne kroki dotarłam do swojego królestwa i wchodząc do środka, poczułam silny ból głowy. Ktoś walnął mnie cegłą ? Chwilowa migrena, rozsadzała mi czaszkę. Duszność odczuwalna w tamtej chwili sprawiała mi kłopoty. Świat się za kręcił, a ja czułam jak powoli mdleję. Oparłam się o drzwi i zaciskając powieki, łapałam powietrze... Odzyskując władzę w ciele, pokierowałam się do łóżka i układając się, przymknęłam oczy. Tracąc kontakt z światem, zasnęłam, a może straciłam przytomność ?
Podnosząc się ledwo świadoma, chwyciłam telefon leżący nieopodal mnie. 6 nieodebranych połączeń i dwie wiadomości. Otworzyłam jedną i przeczytałam półgłosem jej treść.
"Co się dzieje, czemu nie odbierasz? ~ Zayn xx''
Kolejna była podobnej treści, połączenia także były od niego. Szybko wpisałam w klawiaturze ciąg dobrze znanych mi cyfr i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
*Rozmowa telefoniczna*
- Megi, co się stało, czemu nie odbierałaś? -głos chłopak natychmiast rozbrzmiał w słuchawce.
- Przepraszam, po prostu spałam i nie słyszałam, telefon był wyciszony.
- Bałem się o ciebie...- wyszeptał, ale słyszalnie dla mnie.
- Coś ważnego się stało, że dzwoniłeś?
- Tak- serce zabiło mocniej, a ciało wyprostowało się niczym struna.
- Co?
- Stęskniłem się za twoim głosem..- uśmiech wkradł się na twarz, a ciało wróciło do poprzedniej pozycji.
- Teraz słyszysz, ale idź już spać,- zaśmiałam się.
- Dobranoc moja księżniczko- cmoknęłam do słuchawki zakańczając rozmowę.
*Koniec rozmowy*
Biorąc szybki prysznic schłodziłam rozgrzane nie wiadomo z jakiego powodu ciało. Ubrałam się w piżamę i wracając do łóżka ponownie zasnęłam czując dalszy brak sił.
Przez kolejne kilka dni z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Częste, choć chwilowe to bardzo silne migreny, zasłabnięcia i kompletny brak energii. Moja twarz pobladła, a ciało lekko wychudziło się. Choć różnicą były zaledwie 4 kg, dla mnie były one dostrzegalne. Widziałam zmiany, które zachodziły z nie wiadomych przyczyn. Jedynym moim zapomnieniem o dokuczających dolegliwościach, był Zayn. Jego widok odciągał mnie od wszystkiego. Pozwalał mi zatracać się w chwili bez zmartwień, problemów, bólu...
Otworzyłam drzwi pokoju, po raz kolejny czując duszność. Oddychanie przysparzało problemy, a klatka piersiowa z trudnością unosiła się w górę, po to by natychmiastowo ze zmęczenia opaść. Obraz zamazywał się, a wszystko widoczne było przez mgłę. Ból głowy powrócił, po raz kolejny ją rozsadzając. Pocierałam palcami o skronie, jakby to miało uwolnić mnie od cierpienia. Nogi ugięły się, a moje ciało w jednej chwili opadło bezwładnie na podłogę. Policzek spotkał zimną posadzkę. Wszystko dookoła zastąpiła ciemność, miażdżąca mnie...
Obudziłam się na podłodze, nie wiedząc dlaczego... Przez głowę mijały tylko pojedyncze obrazy. Zdołałam przypomnieć sobie jedynie, że wróciłam z pracy po 15:00 i było mi duszno, później pustka, niczym biała kartka czekająca na zapełnienie. Podniosłam się z ziemi i widząc na zegarku godzinę 20:30 położyłam się na łóżku. Oddalałam się myślami daleko od tego świata, zupełnie nie wiedząc gdzie mknąc. Nie myślałam o niczym, czy tak można? Następnego dnia umówiłam się na wizytę w szpitalu. Chciałam wiedzieć co mi dolega, co wyniszcza mnie każdego dnia. Bałam się, ale kiedy dotarło do mnie, ze leżałam ponad 5 godzin nieprzytomna na ziemi, coś mną wstrząsnęło.
Pchnęłam szklane drzwi, wracając do dobrze znanego mi miejsca. Białe ściany, długi korytarz i tak doskonale znany mi zapach szpitala. Minęłam kilka sal, aż dotarłam do tej właściwej. Zapukałam w drzwi i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka, zastając osiwiałego faceta.
- Oo witaj Megi- dobrze znany mi ton głosu rozbrzmiał w głowie, przywołując kilka wspomnień.
- Dzień Dobry- odparłam z grzecznością, zajmując miejsce.
Wyjaśniłam z czym przychodzę i po wykonaniu kilkunastu badań, opuściłam gabinet kierując się na spotkanie z Zaynem. Jak co dzień spędzaliśmy wspólne popołudnie, ciesząc się swoją bliskością. Czy widział zmiany w moim organizmie i ciele? Widział, pytał nie raz, ale za każdym razem hardo zaprzeczałam.
- Hej mała - jego promienny uśmiech, rozweselił mnie. Dusza zaczęła skakać ze szczęścia.
- Hej - nasze usta złączyły się stęsknione swojej miękkości i smaku.
Splatając dłonie,
ruszyliśmy przed siebie, mając cały wieczór dla siebie...
Promienie słońca obudziły mnie, a powieki uniosły się do góry. Zwlekając się z łóżka ruszyłam do łazienki, niosąc pod pachą, przygotowane dnia wczorajszego ciuchy. Na ciele zagościły bordowe rurki i biała koszulka z nadrukami. Kremowy sweterek okrył ramiona, a włosy zostały związane w wysokiego koka. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Zjadając wszystko, zarzuciłam na ramię torebkę i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. Dziś miałam odebrać wyniki badań, strach widoczny był w moich oczach. Bałam się, odpowiedzi na pytanie ''Co ze mną jest?". Weszłam do środka i od razu powędrowałam do gabinetu lekarza. Przekroczyłam próg drzwi i usiadłam na krześle, czekając na jego słowa, które mogły zmienić wszystko.
- Niestety, ale nie mam dobrych wiadomości...- zaczął, a serce chciało wyskoczyć i pobiec w nieznanym kierunku- jesteś chora na białaczkę.
- Słucham? - nie wierzyłam, to na pewno jakiś żart.
- Przykro mi.
- Można coś z tym zrobić? - gula narosła mi w gardle.
Pomylili wyniki jestem pewna.
- To ostra białaczka szpikowa, zawansowane stadium...
- Czy to oznacza, że..- przerwałam mu, ale nie potrafiłam dokończyć swojego zdania.
- Że.. leczenie nie ma już sensu...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
.png)
















