poniedziałek, 30 grudnia 2013

Louis cz. 30 "Brutalne.... Jedyne wyjście. Nadzieja albo śmierć... "


"Brutalne.... Jedyne wyjście. Nadzieja albo śmierć... "

Ruszyłam do przodu, płynąc dookoła katamarany. Ciągnąc kamizelkę za sobą. Wszędzie to samo, otaczający zmrok. Zimna woda przyprawiała mnie o skurcze, a kostka coraz bardziej dawała o sobie znaki. Fala jedna, kolejna i kolejna. Przytapiały mnie, a ja nie miałam siły z nimi walczyć.
-Louis !
Mój głos słabł w sile tak samo, jak ja. Jeszcze raz opłynęłam jacht, wracając do miejsca, w którym wskoczyłam. Głośny szloch ulatywał z moich ust. Łzy stawały się nie widoczne, zmywane przez deszcz. Podparłam się o jedną z lin, wystających z pokładu, chcąc chwilę odpocząć.
- Louis !
Mój krzyk był już całkiem cichy, przesiąknięty rozpaczą i zrezygnowaniem. Proszę Boże niech on przeżyje. Puściłam gruby sznur, zanurzając się powoli w wodzie. Powoli przestawałam machać. ''Świetnie sobie radzisz Aniele" w głowie rozbrzmiały jego słowa z przed kilku godzin. Był taki szczęśliwy, spokojny, beztroski i wolny na jachcie. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole. ''Kocham cię Aniele'' kolejne słowa wtargnęły do myśli, przywołując nowe uczucia. Jestem pierwszą dziewczyną, której wyznał miłość. Aniele... uwielbiam, jak tak do mnie mówi. Podjęłam jeszcze jedną próbę, nurkując w wodzie, jak najgłębiej i próbując coś wyczuć. Wydaje się, że minęła już wieczność, ale w rzeczywistości to tylko 6 minut.
- Louis !!!
Niech to będzie sen. Chcę się obudzić!!! Chcę się obudzić... Fale nasilały się uderzając w moje ciało. Nie chciałam wracać na łódź. Nie bez niego. Odpłynęłam od niej, płynąc przed siebie. Uderzyłam nogą w coś twardego, zwijając się pod wodą z bólu. Dłońmi wymacałam skałę, wędrowałam po niej, odnajdując kilka większych kamieni. Ułożyłam na nich płasko ramiona, kładąc na nie głowę. Wargi nie dawno całowane, teraz stały się sine i drżąc. Spojrzałam na swoje dłonie i gołe ramiona. Blade, sine i... nie czułam już małych palców. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ostatni. Nie ma go....
- Louis !!!
- Hey...
Nie słyszalny, ale jednak jego głos obudził we mnie nową dawkę siły, a raczej Nadziei.
- Louis !!!
Nie usłyszałam już odpowiedzi. Zaczęłam rozglądać się po skałach, dostrzegając coś ciemniejszego od ciemności. Podpłynęłam szybko w tamtym kierunku, wspinając się na małą skałę.
- Louis.
Chłopak był nie przytomny. Sztywny i zimny. Pochyliłam się nad nim sprawdzając czy oddycha. Słabe, ledwo wyczuwalne powietrze ulatywało z jego płuc. Położyłam się obok niego, mocno przytulając. Chciałam go ogrzać.
- Pomocy !!!!
Kto mnie usłyszy ? Zsunęłam się ze skał, ciągnąc za sobą ciało Louisa do wody. Włożyłam całą swoją siłę, wydostając nas na powierzchnię. Nałożyłam mu na jedno ramię kamizelkę, unosząc go na wodzie. Na drugie nie dałam już rady. Oplotłam go mocno w pasie i zaczęłam powoli płynąć. Nie jestem najlepszą pływaczką, a sztorm tylko utrudniał wszystko. Dopłynęłam do Katamarany z nieprzytomnym ciałem chłopaka. Spojrzałam w górę... nie wsadzę go na pokład, jest zbyt ciężki.
- Louis ocknij się ! Louis !
Zaczęłam go klepać po policzkach, jednak z góry było to przegrane. Czas uciekał. Umrzemy tu ? Jeśli tak to przynajmniej razem, bo nie zostawię go...
Nasze ciała unosiły się w górę i w dół, zalewane przez fale. Spokojna tafla wody z przed kilku godzin, zamienił się w rozgniewany i pobudzony ocean. Minęło 5 minut, a chłopak stawał się co raz bledszy. Cholera ! Tak mało czasu. Był wyziębiony i ja też. Zdrętwiały mi stopy i kilka palców u rąk. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na kolejne zatopienie pod metrową falą. Gorączkowo szukałam dla nas ratunku. Jak mam go wnieść na pokład ? Dorosłego mężczyznę i małego chłopca w jednym.
- Uratuję nas Louieh.- szepnęłam oplatając go mocniej ramionami i całując we włosy.
Nie słyszał mnie. To pewne, ale dawało mi to siłę, bo miałam go. Miałam cel, walczyłam o jego życie i o nas. Syknęłam z bólu, kiedy twardy supeł na końcu zwisającej liny, uderzył w tył moje głowy. Lina ! Spojrzałam na nią i na Louisa. To brutalne, nie mogę tego zrobić. Jedyne wyjście. Prowadziłam walkę ze swoimi myślami. Nie mam wyjścia. Nadzieja albo śmierć. Szansa albo śmierć. Naciągnęłam więcej liny, oplatając nią ciało Louisa. Zrobiłam kilka dużych supłów, przywiązując go nią. Zamknęłam oczy, głośno szlochając. Muszę to zrobić. Przycisnęłam swoje wargi do jego oziębłych i twardych ust, chcąc poczuć jego smak. Jednak jedyne co udało mi się posmakować to słonych morskich fal. Wytarłam palące, jak ogień łzy z policzków, powstrzymując kolejne. Muszę. Puściłam jego ciał z moich ramion, a on lekko opadł w dół, podtrzymywany liną. Brutalne. Odwróciłam głowę, nie mogąc znieść tego widoku i tego co robię. Odpłynęłam kawałek od niego, spoglądając na jego sine ciało. Zachłysnęłam się powietrzem, wiedząc, że czas mi ucieka. Wybiłam się w górę, opadając w rezultacie pod wodę. Jeszcze raz. Złapałam metalowej poręczy, podciągając się i wchodząc na pokład. Upadłam przyciskając policzek do twardej drewnianej podłogi i zamknęłam na chwilę oczy. Po chwili poderwałam się, stając na równe nogi. Zostawiłam go tam, w lodowatej wodzie. To Brutalne. Brutalne... to słowo cały czas odbijało się w mojej głowie....

 
Przepraszam, że tak późno i  krótko i w ogóle... ;C
 Do następnego...
Dziękuję jednej dziewczynie, Oli Supińskiej, która to czyta i komentuje jesteś aniołem <3>

niedziela, 22 grudnia 2013

Louis cz.29 "Moment, chwila, los... rozdzielił nas"

"Moment, chwila, los... rozdzielił nas"

Piosenka

Zaczęłam głośniej oddychać, kiedy odgłosy stawały się głośniejsze. Łup.
- Hey wszystko dobrze ? Czemu nie śpisz ?- zaspany chłopak podniósł się na łokciach, spoglądając na mnie z góry.- Jesteś blada i zimna. Co się dzieje.
Łup. Usiadłam wtulając się w chłopaka.
- Co to ?
- Nie wiem, pójdę sprawdzić, zostań. Przykryj się i spróbuj zasnąć, jesteś bezpieczna.
Przykryłam się po samą szyję, oddychając ciężko. Wytężyłam słuch, nasłuchując wszystkich odgłosów. Nie zasnę, do puki Lou nie wróci.
- Cholera !!!
Wyprostowałam się, jak struna, ciężko dysząc. Louis. Nic mu nie jest prawda ? Niech już wróci. Niech już wróci. Niech już wróci. Czemu nie wraca ? Cała drżąca wysunęłam nogi z pod ciepłej kołdry, ustawiając je płasko na podłodze. Nie pozwalał mi się ruszać z łóżka, ale...Nic mu nie jest, na pewno nie. Łup. Wzdrygnęłam się, zaciskając powieki. Nic mu nie jest. Chwyciłam swój kapok, unosząc się w górę. Wolnym, kulawym krokiem zmierzałam w stronę korytarza. Wzrok kierowałam jedynie przed siebie, na przestrzeń, bojąc się co tam ujrzę. Wciągnęłam głośno powietrze czując, zimno przeszywające bose stopy. Spojrzenie przeniosłam w dół, widząc jak woda oblewa moje nogi. Woda. O cholera. Wdarła się na korytarz, ale skąd ? Przyśpieszyłam nie co kroku, wychodząc na zewnątrz. Od razu silny wiatr przygwoździł mnie do ściany.
- Louis ?- mój głos drżał bardziej, niż mogłam się tego spodziewać.
- Heyley, załóż kapok szybko!
Nie wiem skąd dobiega jego głos, ale szybko wykonałam jego polecenie. Zarzuciłam na ramiona czerwoną kamizelkę z licznymi odblaskami. Drżącymi palcami zapięłam pierwszy pasek, a później dwa kolejne. Upewniłam się czy dobrze się trzyma, tak jak robił to chłopak. Wyszłam krok na przód rozglądając się dookoła. Odgarnęłam potargane włosy do tyłu, próbując poprawić sobie widoczność. Słone krople wody uderzyły w moją twarz, zamazując obraz, a po chwili fala padła u mych stóp, mocząc moje nogi. Potężny deszcz, mieszał się z pobudzonym oceanem.
 Błysk. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, upewniając się, że nie mam zwidów. Błyskawice przecinały czarne, jak smoła niebo, poprzedzając niegłośne grzmoty.
- Louis gdzie jesteś ?
- Na przodzie.
Zaczęłam sunąć powoli stopami po pokładzie, zmierzając do lewego kadłuba i udając się na przód. Podłoga była strasznie ślizga, a nowe fale co raz podmywały moje nogi. Stanęłam na odkrytej przestrzeni, dostrzegając chłopaka. Zmagał się ze zwinięciem jednego z dwóch rozłożonych żagli. Wiatr i deszcz utrudniały mu pracę, zamazując obraz. Jego mięśnie napinały się ciągnąc sznurki, a pięty wbijały w ziemię, starając się zatrzymać go w miejscu. Chciałam mu pomóc, ale jak ? Nie znam się, nie wiem co mam robić.
- Hey złap tą linę i trzymaj mocno.
Kiwnęłam energicznie głową, kiedy brunet zamachnął się rzucając mi jedną z lin. Złapałam ją, kurczowo zaciskając w ręce i przyciągając do piersi. Asss... zasyczałam w duchu, zaciskając zęby, kiedy szorstka włóknina otarła moje dłonie, podczas szarpnięcia. Cofnęłam się o kilka kroków w tył, napotykając po prawej stronie barierki. Zajęczałam cicho pod nosem, kiedy lina pociągnęła mnie za sobą po mokrej powierzchni. Ledwo złapałam równowagę, spoglądając na Louisa. Walczył. Fala uderzyła w moje ciało, mocząc końcówki i tak mokrych już od deszczu włosów. Jacht zatrząsł się, odrywając lewym kadłubem od wody i przechylając w prawo. Wpadłam na barierki mocno łapiąc się metalowej poręczy i zginając w pół. Wyprostowałam się, słysząc skrzypnięcie.
- Louis !!!
Wydarłam się, widząc jak maszt obraca się, uderzając chłopaka i pchając do wody. Nogi Louis w powietrzu i straciłam go z oczu.
- Louis !!!
Zaczęłam panicznie krzyczeć. Nie wiele myśląc, kierując się sercem przywiązałam swój sznur do barierki i ignorując chorą kostkę podbiegłam do prawej krawędzi.
- Louis !!!
Krzyczałam ochrypłym głosem, szukając jego ciała. Wpadłam w histerię. Łzy ciekły po moich policzkach, jak wodospad. Rozglądała, się wszędzie, szukając jego ciała, ale jedyne co widziałam to tylko czarna woda. Wielkie fale zalewały się jedna przez drugą. Straciłam poczucie czasu. Jakby wszystko się zatrzymało, chociaż widziałam prawdziwy żywioł przed swoimi oczami.
- Louis !!!
Krzyczałam ile miałam powietrza w płucach, dławiąc się własnymi łzami. Ich gorzki smak, przyprawiał mnie o mdłości. Rozejrzałam się energicznie po pokładzie, dostrzegając latarkę zawieszoną na rogu szo... coś tam. Szybko ruszyłam w tamtym kierunku, próbując odwiązać sznureczek. Kadłub znowu się podniósł, a ten sam maszt obrócił się, zmierzając w moją stronę. Złapałam się liny, zatrzymując go dłonią i odpychając w drugą stronę. Odwróciłam się po latarkę, ale jej już nie było. Kurwa !!! Ponownie podbiegłam do prawej krawędzi upadając na kolana.
- Louis !!!
Odgarnęłam mokre włosy z twarzy, wycierając oczy. Usiadłam na tyłku, wystawiając nogi za burtę. Niech on przeżyje ! Niech on przeżyje !Niech on przeżyje ! Proszę Boże niech on przeżyje ! Zaczęłam się modlić w duchy, wypowiadając swoją mantrę. Niech on przeżyje.
- Louis !!!
Gardło bolało mnie okropnie, ale miałam to gdzieś, drąc się dalej. Ułożyłam dłonie płasko na drewnianej podłodze, napinając mięśnie. Był pod wodą już około półtora minuty.
- Louis !!!
Wzięłam głęboki oddech, gotowa by się odepchnąć i skoczyć....
Moje ciało spotkało się z lodowatą wodą, zanurzając w czarnym oceanie. Wykonałam kilka ruchów rękoma, wypływając na powierzchnie. Rozejrzałam się energicznie dookoła, nigdzie go nie widząc. Rozpięłam kamizelkę, zdejmując ją. Nabrałam jeszcze raz powietrza do płuc, nurkując. Otworzyłam oczy pod wodą, ale jedyne co widziałam to ciemność. Okrutna ciemność. Popłynęłam w dół, mając nadzieję, że chociaż rękoma coś wyczuję. Nadzieja... okazała się być złudna. Wynurzyłam się, łykając powietrze.
- Louis !!!!..... Boże proszę niech on przeżyje, proszę.
Zaczęłam modlić się do nieba, głośno łkając.
- Louis !!!!
Ruszyłam do przodu, płynąc dookoła katamarany. Ciągnąc kamizelkę za sobą. Wszędzie to samo, otaczający zmrok. Zimna woda przyprawiała mnie o skurcze, a kostka coraz bardziej dawała o sobie znaki. Fala jedna, kolejna i kolejna. Przytapiały mnie, a ja nie miałam siły z nimi walczyć.


niedziela, 8 grudnia 2013

Louis cz.28 "Są sami, ale nie samotni. On zmartwiony, ona pobladła"


"Są sami, ale nie samotni. On zmartwiony, ona pobladła"

Ponownie mnie pocałował, przyciągając bliżej swojego ciała. Wtuliłam nos w jego koszulkę, czując się wyjątkowo, wspaniale. Jednym ramieniem zamknął mnie w uścisku, całując we włosy. Teraz czuję się jak na Titanicu. Z Louisem... moim pięknym mężczyzną.....
Świat dookoła się rozpływa, tracąc znaczenie. Trwamy we własnej bańce, nie dopuszczając nikogo. Szczęście. Ten chłopak jest szczęściem. Podnosząc głowę, napotykam wzrokiem turkusowe wzburzone fala. Blask słońca koi je układając do snu. Spoglądam na zegarek, 18:00.
- Spójrz, uwielbiam ten widok.
Odwracam się, podążając za wzrokiem Louisa. Dziesiątki Katamaran, z rozwiniętymi żaglami, podążające w jednym kierunku. Do słońca. Wszystkie piękne i zachwycające. Pasja. Zamykam na chwilę oczy, tylko po to, by po chwili je otworzyć i upewnić się, że nie śnie. Biała, czerwona, żółta, niebieska, pomarańczowa.... Jachty w kolorach całego świata.
- Wow, niezwykłe...- stać mnie jedynie na szept.
- Nie bardziej niż ty. - czuję jak pogłębia uścisk.- Zaraz będziemy przedzierać się między nimi. Połóż dłonie na ster.
Tak zrobiłam, a Louis przykrył je swoimi, przylegając torsem do moich pleców. Czułam rozdzierającą mnie ekscytacje. Wszystko w brzuchu wirowało, a nogi miękły. Skręciliśmy lekko w lewo, nabierając więcej wiatru w żagle. Przyśpieszyliśmy.
- Jak szybko płyniemy ?
- 30 węzłów.
Choler, bo zrozumiem.
- Około 56 km/h- poprawił się, widząc moją minę.
- Szybko...
Nie dokończyłam, bo mocno nami szarpnęło.
- Gotowa ?
- Tak.
Nie wiem co Louis zrobił, ale przód podniósł się w górę, opadając chwilę później gładko na wodę. Wow, płyniemy między tymi wszystkimi Katamaranami. Patrzę na wszystkich facetów, skupionych na sterowaniu. Są sami na Jachtach, ale nie samotni, bo przecież jest ich tu mnóstwo.
- Ty też tak pływasz ? Sam ?
- Czemu pytasz ?
- Tak po prostu.
- Pływałem sam, czasem zabierałem Harrego, ale...- urwał poważnie nad czymś myśląc.
- Ale... - zachęciłam go.
- Teraz chcę pływać już tylko z tobą, nienawidzę samotności od kiedy cię mam.
Uśmiechnęłam się szeroko i chodź nie widziałam jego twarzy czułam, że się cieszy. Radość rozrywała mnie, chciałam skakać ze szczęścia, kiedy przepływaliśmy obok tych wszystkich ludzi. Czułam się tak wyjątkowo. Obejrzałam się do tyłu widząc Katamarany daleko za nami. Wielki uśmiech rozciągnął się na moich ustach, wraz z uświadomieniem sobie co przed chwilą zrobiliśmy.
- Hej marynarze !
Do uszu dotarł dobrze znany ochrypły głos. Zamarłam na chwilę w miejscu, nie dopuszczając, żadnych myśli do siebie. Nabrałam w płuca powietrze i pewnym ruchem obróciłam się. Harry i... Pauline. Zrobiłam oszołomiona krok w tył, wpadając plecami na tors Louisa.
- Harry też ma swoją małą zabaweczkę..- wyszeptał mi brunet do ucha, odpowiadając tym samym na nie zadane jeszcze pytanie.
Zaciągnęłam kolejną dawkę powietrza trwając w szoku. Płynęliśmy równo obok siebie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Tak bardzo cieszyłam się, że ich widzę, a jednocześnie chciałam zabić, za to co zrobili. A może jednak powinnam im podziękować... Grrr... Nie wytrzymam zaraz. Moja podświadomość stoi obok, patrząc na mnie oniemiała. Chcę skoczyć i mocno przytulić dziewczynę. Chcę uciec i pobyć sama. Chcę opowiedzieć im wszystko. Chcę zapomnieć o wszystkim i pozbyć się wspomnień. Chcę powiedzieć, jak bardzo jest ona ważna. Chcę ją udusić, za to, że mnie tam zostawiła. Chcę krzyczeć. Chcę się śmiać. Poczułam piekący ból na swoich policzkach i słony posmak w ustach. Nie zdałam sobie sprawy, że właśnie płacze.
- Hey wszystko w porządku ?
Jej delikatny głos uniósł się na wietrze docierając do mnie. Zaczęłam energicznie kiwać głową na "tak". Odwróciłam się z powrotem do Louis, wyrywając swoje dłonie z pod jego. Objęłam go w pasie, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Dziękuję.
Wykrzyczałam w ich kierunku, przecinając słowami wiatr, niczym ostrze.
- Widzimy się rano stary.
Nim podniosłam głowę, byli już daleko od nas. Wtuleni w siebie, w obłokach słońca...

***

Zmierzch powoli zapada dookoła nas, słońce za tonęło w tafli turkusowej wody. Niebo przybiera intensywniejsze, ciemniejsze kolory. Dopływamy do jakiegoś wybrzeża, głownie skały i kilka domków.
- Zatrzymamy się tu, rano popłyniemy dalej.
- Gdzie będziemy spać ?
- Na pokładzie.
Silniki odpalone kilka minut temu zgasły, a jacht zatrzymał się. Louis zarzucił cumy, utwierdzając nas wokół skała w odległości kilometra od brzegu.
- Zmęczona ?
- Bardzo.
- To idziemy.
Wziął mnie na ręce, znosząc po schodach i wnosząc do salonu. Wielka skórzana, biała kanapa była rozłożona, a na niej ułożona pościel.
- Kiedy ty to zrobiłeś ?
- Kiedy moja narzeczona sterowała. Możesz zdjąć kapok.
Posadził mnie na łóżku, schylając się, by zdjąć moje buty.
- Chcesz wziąć prysznic ?
Prysznic ? Mogłabym pod nim zasnąć, lepiej nie.
- Nie mam siły na niego.
- To zdejmij spodnie i koszulkę, a załóż to.
Wzięłam od niego rozciągnięty, miękki w dotyku i beżowy sweter. Szybko zastąpiłam nim swój ubiór, czekając na bruneta, aż wróci nie wiadomo skąd.

***

Wtulona w bok chłopaka, próbowałam zasnąć. Dziwne odgłosy co rusz pobudzały moją wyobraźnie. W myślach tworzyły się różne historie, przerażające mnie. Spojrzałam na zegarek, 00:00. Łup. Mocniej wtuliła, się w śpiącego chłopaka. Łup. Oczy miałam już szeroko otwarte, zupełnie pobudzona. Łup. Zaczęłam głośniej oddychać, kiedy odgłosy stawały się głośniejsze. Łup.
- Hey wszystko dobrze ? Czemu nie śpisz ?- zaspany chłopak podniósł się na łokciach, spoglądając na mnie z góry.- Jesteś blada i zimna. Co się dzieje.
Łup. Usiadłam wtulając się w chłopaka.
- Co to ?
- Nie wiem, pójdę sprawdzić, zostań. Przykryj się i spróbuj zasnąć, jesteś bezpieczna.
Przykryłam się po samą szyję, oddychając ciężko. Wytężyłam słuch, nasłuchując wszystkich odgłosów. Nie zasnę, do puki Lou nie wróci.
- Cholera !!!....

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Louis cz.27 "Tak..."


"Tak..."

- Mam jeszcze jedną niespodziankę.- obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem.
Teraz to już chyba nic nie jest mi straszne.
-Jaką ?
- Zaraz się dowiesz, tylko obiecaj mi, że nie przestraszysz się od razu i pomyślisz...- jest taki tajemniczy.
Nie przestraszysz ? Pomyślisz ? Dobra nie wiem co to może być, ale czuję lekki strach.
- Gotowa ?
- Na co ?
- Na rejs. Do niespodzianki trzeba dopłynąć...
Kiwnęłam głową, a brunet podtrzymując mnie za dłoń poprowadził do Katamarany. Przyglądałam się jej dłuższą chwilę, ilustrując każdy detal. Nowoczesna sylwetka, połyskujące metaliczne boki dwóch kadłubów i pokład wyłożony z jasnego drewna. Miejsce sterownika na górnym pokładzie.... Boże ten jacht to marzenie.
- Trzymaj się mnie mocno.
Spojrzałam na chłopaka i poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi. Wziął mnie na ręce, a ja oplotłam go ramionami. Zamknęłam oczy, widząc jak chłopak robi szeroki krok nad wodą. Postawił mnie na drewnianej podłodze, a ja z ulgą odetchnęłam.
- Zaczekaj, nie ruszaj się.- stanowczy ton, utwierdził mnie w miejscu.
Czekałam dłuższą chwilę na chłopak, a paru gapiów zaczęło się schodzić, przyglądając się z zainteresowaniem Katamaranie i mnie. Krępujące. Zaczęłam oblewać się rumieńcami, modląc by Louis już przyszedł.
- Proszę.
Nałożył mi krwisto-czerwony kapok, mocno zaciskając wszystkie sznurki.
- Nie za ciasno ?- zapytał, spoglądając w moje oczy.
- Nie.
Podekscytowanie jakie z niego biło, było wręcz przerażające. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie z niewiadomego powodu.
- Chodź pokażę ci dolny pokład, a później po płyniemy.
Ochoczo pokiwałam głową, wszędzie byle, tylko uniknąć tych ciekawskich spojrzeń.
- Witam w moich skromnych progach- zaśmiał się beztrosko, a zarazem dumnie Louis.
O Boże ! Skromnych ? Moje serce się zatrzymało. Potrzebuję lekarza. To..to.. 6 gwiazdkowy hotel temu nie dorówna. Minęliśmy coś co przypomina korytarz, wchodząc do salonu ? Chyba tak można to nazwać. Ogromny z białej skóry wypoczynek w kształcie litery 'U', pokryty dużą ilością brązowych poduszek, otaczał szklany stolik w kształcie litery "L". Telewizor plazmowy, zawieszony na jednej ze ścian, otaczały lampeczki ledowe, oświetlając go. Przekręciłam głowę w drugą stronę, dostrzegając kuchnie. Była otwarta na salon. Z jednej strony otaczała ją wysepka, a do niej po przystawiane były krzesła barowe, także odziane w białą skórę.
- W łazience jest jeszcze jacuzzi, jeżeli chcesz skorzystać z niego nie mam nic przeciwko.
Co ?!
- A i sauna też jest.
Moja szczęka dosięgła ziemi.
-N...Nie.. dzięki.
Chyba śpię, proszę nie budźcie mnie, albo lepiej obudźcie.
- Hej co się dzieje ?
- N.nic, po prostu nigdy nie byłam na takim jachcie i o..on jest strasznie bogaty...i...
- Oj Hey, spokojnie to nic takiego.
Nic ?! No jasne nic.
- Przyzwyczaisz się do tego. A teraz chodź musimy złapać najlepszy wiatr.
Wyszliśmy na zewnątrz, wspinając się po schodkach na górny pokład, na miejsce sterownika. Znaczy... to Louis się wspinał, ja tylko wygodnie mościłam się w jego ramionach. Postawił mnie tuż przed sterem, oczy rozszerzyły się bardziej na widok dziesiątek małych guziczków. Zielone, żółte, niebieskie, pomarańczowe i jeden czerwony z napisem On/Off. Z pewnością służył do uruchamiania i wyłączania silnika.
- Będziesz sterowała pani kapitan.- zamruczał mi do ucha poprawiając mój kapok.
Jasne.... Co ?! Nie...
- Nie, nie umiem.... - słyszałam panikę we własnym głosie.
- Spokojnie, to prostsze niż się wydaje. Będę blisko.
Jego ramiona oplotły moje ciało, w uspokajającym geście. Odetchnęłam głośno oglądając się przez ramię. Grupa gapiów nie odpuszczała, mam wrażenie, że patrzą i czekają tylko na mój błąd, na moje potknięcie. To nie normalne Heyley. Zganiłam siebie w myślach.
- To ruszamy.- słowa bruneta uniosły się na wietrze, w przyjemny sposób kojąc moje uszy.
Wcisnął wspomniany guzik, a silniki zaryczały, budząc się do życia. Nacisnął kilka kolejnych przycisków i jacht automatycznie zaczął płynąć lekko do przodu. Wraz z opuszczeniem zatoki przyśpieszył znacznie, mknąc do przodu.
- Daj dłonie- zarządził łagodnym głosem.
Ułożył je tuż pod swoimi na sterach i delikatnie zaciskając, pokazywał jak to się robi.
- Świetnie, trzymaj stery prosto.- poinstruował, oddalając się kawałek.
-Gdzie idziesz ?
- Wznieść żagle, zaraz wrócę.
Zostawił mnie samą na górnym pokładzie. Zacisnęłam mocniej dłonie, czując prawdziwą satysfakcję.
- Skręć delikatnie w prawo i płyń prosto z linią brzegu.- jego głos dotarł do mnie, ale po sylwetce ani śladu.
Skręciłam w pełnym skupieniu stery, zataczając łagodny łuk. Lewy kadłub lekko uniósł się nad wodę, po czym opadł, gładko sunąc po lazurowej tafli. Okręciłam głowę w bok, spoglądając na ląd. Nie widziałam go jeszcze od tej strony. Widok zapiera dech w piersiach. Malownicze góry ciągnące się całą długością, wysoko, wzdłuż wybrzeża. Pokryte u dołu zielenią, zanurzone szczytami w pojedynczych malutkich chmurkach. Białe domki z pomarańczowymi dachami, piętrzące się jeden przy drugim u stóp pasma górskiego. Bujna roślinność przedzierająca się między nimi i pomarańczowe promienie chylącego się słońca, rzucającego na nie poświatę. Ludzie, wychodzący na deptak, spacerując wzdłuż wody, ciesząc się nadchodzącym wieczorem. Luksusowe Jachty, Kutry Rybackie, Łódki, Żaglowce... delikatnie falują na łagodnych falach. Zaciągnęła w płuca dużą ilość powietrza cicho wzdychając. Spojrzałam przed siebie, widząc jak dwa białe żagle wznoszą się sztywno w górę, łapiąc wiatr. Jeszcze jeden, niebieski, asymetryczny wzniósł się w górę, a katamarana znacznie przyśpieszyła, przecinając wszystkie wzburzone falę. Wiatr rozwiewał moje włosy, pozostawiając szkarłatne rumieńce na policzkach. Przez chwilę poczułam się jak Rose na Titanicu. Zamknęłam oczy czując wolność. Podekscytowanie i adrenalina, wypełniały moje ciało, ale także niezwykły spokój. Po kilku chwilach, silne ramiona oplotły moją talię, a silniki zgasły. Cisza i tylko szum wiatru wypełniający żagle.
- Świetnie sobie radzisz Aniele.
Uniosłam powieki, czując jak zakręcamy w lewo, kierując się na horyzont, w poświatę ogromnej, pomarańczowej gwiazdy.
Puściłam stery, widząc dłonie Louisa na nich. Przejął dowodzenie. Okręciłam się do niego przodem, spoglądając w górę na jego twarz. Potargane, brązowo-złote włosy, błękitne jak niebo oczy i szeroki, chłopięcy uśmiech. Louis. Mój Louis. Oplotłam swoje ramiona w jego pasie i przyłożyłam policzek do jego piersi. Wyczuwałam bicie serca. Jego ramiona, tylko w nich czuję takie bezpieczeństwo.
- Tak - wypowiedziałam głośno, by usłyszał.
- Co tak ?- łagodny, jak zapach jaśminu głos, uchodził z jego ust.
- Wyjdę za ciebie.
Mocniej go oplotłam, odchylając po chwili głowę, by go ujrzeć. Oczy przestraszone, wypełnione miłością. Nie wierze, że się godzę...
- Co ? Naprawdę ?
- Tak.
Puścił stery, a jacht niebezpiecznie za kołysał. Jego oczy...nic nie mogłam, z nich wyczytać. Uśmiech pobladł, a biel zębów została przysłonięta. Nagle straciłam grunt pod nogami, lądując w ramionach chłopaka. Okręcił nas dookoła, po czym postawił mnie, łapiąc jedną ręką stery.
- Tak się cieszę, kocham cię..- nachylił się, przytrzymując mnie wolną dłonią w tali i składając czuły, radosny, delikatny, kochający pocałunek, na moich wargach. - Będę najlepszym mężem, jakim tylko mogę być.
Ponownie mnie pocałował, przyciągając bliżej swojego ciała. Wtuliłam nos w jego koszulkę, czując się wyjątkowo, wspaniale. Jednym ramieniem zamknął mnie w uścisku, całując we włosy. Teraz czuję się jak na Titanicu. Z Louisem... moim pięknym mężczyzną.....

 
/Natalia