niedziela, 29 września 2013

Louis cz.11 "Pachniesz niebezpiecznie, a ja jestem przedmiotem... twój widok zwiastuje problemy"

Jego lepkie łapy trzymały mnie mocno przy sobie, bym nie mogła się wydostać. Ciepły oddech ocierał się o moje ramiona, a jedna jego dłoń zaciskała się na mojej. Palce zostały splecione, a gorąca fala przelała się przez moje ciało.
-Cz...Czemu mnie okłamałeś? - nagły przypływ odwagi.
- W związku z czym?
- Powiedziałeś, że nic więcej nie łączy cię z Kasynem.- zaciskałam mocno szczękę, na przypływ złości.
Kazał mi zaufać, a okłamał.
- Nie łączy.
- Nie kłam. Widziałam tego faceta tam. N...Nie wiem o jaką dziewczynę chodzi, ale nie wmówisz mi, że ten gościu to twój przyjaciel.
- Fakt nie jest moim przyjacielem, raczej wrogiem.- jego obojętność, działała jak bateria na moje nerwy.
Jego każde słowo, podnosiło moją złość do granic.
- Ale nie kłamałem, tu nie chodzi o Kasyno.
Zamknęłam oczy, zaciągając dużą ilość powietrza do płuc. Spokojnie wypuściłam je, odzyskując kontrolę. W pomieszczeniu panowała cisza, a jedynym źródłem światła, była lampka nocna. Półmrok. Nie chcę zaczynać kłótni. Nie znam Louisa wystarczająco, nie znam jego granic.Oddalałam się myślami od wszystkiego, powoli zapadając w sen.
- To ty. Ty jesteś tą dziewczyną.
 Moje powieki uniosły się do góry, wraz z wypowiedzeniem słów przez niego. Westchnęłam głośno, nie będąc pewną, czy chcę usłyszeć czego albo kogo padłam ofiarą.
- Chciał mi cię zabrać. Jesteś moja Hey.- jego głos przybrał barwę złości.
Czy ja jestem jakimś przedmiotem? Można mnie tak po prostu zabierać i przywłaszczać sobie?
- Zniknęła.
Dobrze wiedziałam o co mu chodzi. Fioletowa plamka, którą mnie oznaczył.
- Powinienem zrobić jeszcze jedną...
W moich oczach pojawił się łzy, wiedząc jaki ból mi to przyniesie. Przytrzymał moje ręce, wędrując z pocałunkami na szyję. Całowała delikatnie, a ja przez chwilę dałam się ponieść. W pewnym momencie mocno zassał moją skórę, a samotna łza spłynęła mi po policzku. Zajęczała, cicho z bólu, ruszając rękoma, by się uwolnić. On jednak bardziej zacisnął uścisk. Składał pojedyncze pocałunki od podstawy szyi do miejsca gdzie spotyka się ze szczęką. Kilka razy zwilżył miejsce naznaczenia, dmuchając na nie i przynosząc lekką ulgę. Okręcił mnie w swoją stronę, a nasze ciała łączyły się. Kciukiem delikatnie starł niewyschniętą łzę z mojego policzka, patrząc wprost na mnie. Nasz wzrok spotkał się, wytwarzając tysiące iskier dookoła.
- Nie jesteś mi obojętna.
Napajałam się widokiem jego niebieskich tęczówek. Próbowałam doszukać się w nich odpowiedzi na wszystkie pytania. Chciałam odkryć wszystkie jego tajemnicę, które w sobie skrywa, które kryją jego oczy. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Jego ciepły oddech okalał moją twarz. Spojrzałam na jego lekko rozchylone wargi. Kusiły. Błagały o połączenie się z moimi. Wróciłam do jego oczu, widząc jak przymyka swoje powieki. Do nozdrzy docierał jego zapach. Jak pachniał? Jak wanilia. Jak truskawka. Jak niebezpieczeństwo. Jak mężczyzna. Jego ust musnęły moje raz, później kolejny. Czułam jak właśnie w tej chwili, moje włosy stają dęba pod wpływem emocji. Tysiąc motyli zostało wpuszczonych do mojego brzucha, próbując go rozerwać. Ciepło. Zimno. Kolejne fale zalewały moje ciało. Oderwałam się od bruneta, przerywając ten pocałunek. Spojrzałam w jego oczy i zamykając swoje, wtuliłam się w jego tors.
Jak to jest zasmakować ust Louisa Tomlinsona...?
Czarująco.
Rozkosznie.
Fenomenalnie.
Kapitalnie.
Niesamowicie.
Niebiańsko.
Wypuściłam powietrze z płuc, zaciągając się świeżą dawką jego zapachu.

        ***
 
Rano nadal trwałam w jego ramionach. Słońce próbowało przebijać się przez chmury. Podniosłam się delikatnie, próbując się wydostać, jednak jego ręce był cięższe niż mogłoby się zdawać.
- Chcesz mi uciec? Pamiętaj, że cię dogonię.- ochrypły głos rozbrzmiał po pomieszczeniu.
- N.nie, chciałam do toalety.
Wypuścił mnie, a ja szybko pobiegłam w kierunku drzwi. Zamknęłam zamek i załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne. Ubrałam swoje ciuchy, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Ponownie użyłam palca jako szczoteczki i umyłam zęby. Po około 10 minutach opuściłam łazienkę, siadając na krańcu łóżka.
- Odwieź mnie do domu... proszę.
- Ahh... już.
Naciągnął na siebie spodnie i jakiś t-shirt. Otworzył mi drzwi, a ja zabierając swoją torebkę, ubrała buty. Wyszliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy w kierunku mojego domu.

    ***
 
-Dziękuję, że mnie znalazłeś.- wypowiedziałam w jego kierunku, odchodząc do drzwi.
Uniemożliwił mi to jednak, przyciągając moją rękę do siebie. Nachylił się składając krótkie muśnięcie na moim policzku, po czym puścił moją dłoń, odchodząc. Weszłam do domu i od razu pobiegłam do kuchni, wiedząc, że właśnie tam zastanę rodzicielkę.
- Hej mamuś.- przytuliłam ją mocno, nie chcąc wypuścić.
- Aż tak się za mną stęskniłaś?
Kiwnęłam na tak, nawet nie jest świadoma tego co wydarzyło się przez te kilka dni.
Weszłam do swojego pokoju, witając się z psem. Rzuciłam się na swoje łóżko wyciągając telefon i dzwoniąc do Pauline. Długo nie czekałam, aż odbierze. Wyjaśniłam jej wszystko, w końcu należało się to jej.

Kolejne dni mijały spokojnie, aż za. Z Louisem widziałam się tylko raz przelotnie. Dziś ponownie czekała mnie praca. Czwartki to dni których nienawidzę. Wszystko ciągnie się nieskończenie długo, jest najwięcej towaru i zawsze jestem wykończona. Pchnęłam szklane drzwi, słysząc charakterystyczny dźwięk. Udałam się na zaplecze biorąc karton i zostawiając swoje rzeczy. Monotonia. Wykładałam towar, obsługiwałam klientów i znowu wykładałam.
-Nie mam siły...-jęknięcie wydostało się z moich ust, kiedy moje ciało opadło na krzesło podczas przerwy.
- Ja też, co dziś robisz? - zagadnęła brunetka.
- Nic, chyba.
- Wyjdziemy gdzieś? Może do jakiegoś klubu? Tylko we dwie?
- Mogę się zgodzić.
W sumie, będzie to dobrym oderwaniem od pracy...

     ***
 
Jeansowe szorty, wstąpiły na nogi, a biały T-shirt ze zdobionym dekoltem stanowił idealne połączenie z nimi. Czarna skórzana kurtka i vansy. Lekki makijaż, włosy zaplotłam w niedbałego warkocza, przerzucając go na lewe ramię. Gotowa zamknęłam drzwi, udając się do taksówki, która już czekała. Podjechałyśmy pod jeden z londyńskich klubów, wchodząc do środka. Już na wejściu chciałam się wycofać, widząc Louisa z jakimś kolegą. Jeżeli jest pod wpływem alkoholu, zwiastuje to tylko problemy.
- Chodźmy tam.
Pociągnęłam Pauline za rękę, w innym kierunku, na drugi koniec sali. Bawiliśmy się w tłumie, otoczone gęstą grupką ludzi. Co jakiś czas odwracałam się sprawdzając, czy oby nas nie zauważył.
Całkowicie pochłonięta muzyką, wydobywającą się z głośników, straciłam kontakt ze wszystkim, ze światem. Biodra spokojnie kołysały się rytmicznie, a nogi dotrzymywały im towarzystwa. Oczy wpół przymknięte i tylko dźwięki spokojnej piosenki. Melodia obijając się o uszy, dała nawet zapomnienie woni alkoholu i pijanych ludzi, którzy w tej chwili byli porozrzucani wokół mnie. Czyjś dotyk, zmusił mnie do wyrwania się z tego cudownego świata i odwrócenie w jego stronę....

 

sobota, 28 września 2013

Louis cz.10 "Czy wszystko co robisz to gra ? Chcesz mnie zwieść ?"

Cichy szloch wydobywała się z moich ust, kiedy próbowałam otrzeć łzy, by móc poprawić sobie ostrość.
- Czyś ty oszalała!? Mogło ci się coś stać. Nigdy tak uciekaj!
Louis przyciągnął mnie mocno do siebie, zamykając szczelnie w swoich ramionach. Nie wiedziałam czy mam już omamy czy nie, ale wtuliłam się w jego tors, zaczynając mocniej płakać...
- Martwiłem się... chodź wracajmy.
Przytaknęłam głową i ruszyłam do samochodu. Brunet zamknął za mną drzwi, zajmując swoje miejsce za kierownicą. Oparłam głowę o drzwi, patrząc jak pojedyncze strużki deszczu spadają z nieba, spływając po szybie. Światła migały mi w oczach,
 a lekki wiatr, uginał gałęzie drzew pod swoją siłą. Deszcz, zaczynał mocniej padać, a wycieraczki samochodu, ledwo nadążały wykonywać swoją pracę. Zamknęłam oczy, mocniej przywierając swoim ciałem do drzwi. Jakaś ulga, ogarnęła moje ciało, ale przeżycia z dnia dzisiejszego cały czas wirowały w mojej głowie. Zaprzątnęły moje myśli, nie pozwalając mi normalnie funkcjonować. Czułam się jak w jakiejś pokręconej grze. Byłam wycieńczona. Cały dzień bez wody, jedzenia i piesza wędrówka w nie znane. Spędziłam kilka godzin pod drzewem, na zupełnym odludzi, marznąc z zimna. Tak bardzo chciałam o tym zapomnieć, wymazać ten dzień całkowicie ze swojej pamięci. Ale to właśnie te złe wspomnienia, przeżycia wdzierają się do naszej głowy, pozostając tam na zawsze. Podciągnęłam swoje ręce bliżej swojej klatki, oplatając nimi swój brzuch. Obraz stawał się ciemniejszy, a w głowie zaczęło mi wirować. Czułam jak odpływam z braku sił. Pochłania mnie sen. Jeżeli można to tak nazwać.

     ***
 
Obudził mnie mocny kaszel. Czułam suchość w gardle. Drapanie i szczypanie. Otworzyłam oczy zwijając się w kłębek. Chciałam krzyczeć, a nie mogłam. Potrzebowałam wody, jak roślina usychając z pragnienia. Próbowałam zorientować się gdzie jest, to nie był samochód, byłam w pomieszczeniu. Łóżko nie było moje, tylko... Louisa. Nie mam pojęcia jak się tu znalazłam. Ścisnęłam mocniej dłońmi swój brzuch, czując mocny ból. Czułam, że zaraz wykaszle swoje płuca. Łzy zebrały się w moich oczach. A ja nie potrafiłam przestać.
- Trzymaj wodę.
Do pokoju wszedł brunet z butelką wody, odkręcił ją i mi podał. Zapierając się mocno rękoma, podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc kilka łyków wody. Później kolejnych i kolejnych. Litrowa butelka wody okazała się lekiem na kaszel i piekący ból w gardle.
- Dziękuję.
Wyszeptałam opadając z powrotem na poduszkę. Usiadł na przeciwko mnie na swoim fotelu.
- Chcę jechać do domu.
- Nie.
- Proszę.
- Nie dzisiaj, jutro cię zawiozę.
- Martwią się o mnie.
- Napisałem, twojej mamie i Pauline smsa z twojego telefonu.
Czemu on ruszał mój telefon? Nie pozwoliłam mu. Chłopak podniósł się z miejsca, podchodząc do szafy. Szukał czegoś w szufladach, dłuższą chwilę, po czym odwrócił się wracając do mnie.
- Jeżeli chcesz się przebrać, to masz czyste ciuchy.
Bez słowa podniosłam się, biorąc od niego rzeczy.
- Wiesz gdzie jest łazienka. Mogę ci pomóc.
Spojrzałam na niego srogim wzrokiem, na co on się dźwięcznie zaśmiał. Minęłam go kierując się do drzwi.
-Możesz wziąć prysznic, ręczniki wiszą na grzejniku.
Spojrzałam wdzięcznie na niego, zamykając za sobą brązowy prostokąt. Sprawdziłam zamek i puściłam wodę. Ściągnęłam z siebie przepocone ciuchy, wrzucając je do zlewu. Odkręciłam kran i zalałam je wodą. Weszłam pod ciepłe strumienie wody i starałam się wyciszyć. Oparłam swoje ciało o jedną ze ścian, patrząc jak woda odbija się od ceramicznych płytek. Znalazłam, jedynie męski żel pod prysznic, więc go użyłam. Moja skóra pochłonęła męski zapach, ale nie przeszkadzało mi to. Owinęłam się ręcznikiem, odcinając dopływ wody. Stanęłam boso na zimnych płytkach, wycierając się dokładnie. Wciąż czułam ból w okolicach płuc i brzucha. Ubrałam za dużą na mnie koszulkę Louisa i.....i jego bokserki. Tym razem nie dał mi żadnych spodni. Rozpuściłam swoje włosy, rozczesując je palcami. Sięgnęłam do zlewu po swoje ciuchy, wyciskając z nich wodę. Niewiele to pomoże, ale będą trochę czystsze. Rozwiesiłam je na kaloryferze, wycierając zachlapaną podłogę. Przemyłam twarz i osuszyłam ją. Poprawiłam się i naciągając bardziej na kolana koszulkę, wyszłam z łazienki. Spojrzałam na chłopaka, który leżał już uśmiechnięty w łóżku. Podniósł się na łokciach, bez skrępowania ilustrując moje ciało. Cwaniacki uśmieszek wkradł się na jego usta, kiedy jego wzrok zatrzymał się na wysokości moich kolan. Ręką odkrył kołdrę obok siebie, dając mi do zrozumienia, bym się położyła. Zawstydzona ruszyłam szybkim krokiem do łóżka, układając się na nim i przykrywając po samą szyje kołdrą.
- Jesteś słodka.
Jego słowa doszły do moich uszu, a policzki oblały się różem. Jego dłonie ponownie, oplotły mój brzuch i podobnie jak zeszłej nocy, przyciągnął mnie do siebie. Moje plecy i jego tors stykały się ze sobą. Moje serce automatycznie przyśpieszało, na bliski kontakt z nim. Jedna jego dłoń zaczęła zjeżdżać niżej, a przez moje ciało przelała się fala gorąca. Oddech uwiązł mi w gardle. Moje ciało było sparaliżowane.
- Rozluźnij się...- wyszeptał w moim kierunku.
Szybko strąciłam jego dłoń ze swojego uda, odsuwając się najdalej jak mogłam. Naciągnęłam na kolana koszulkę, owijając się szczelnie kołdrą. Jego głęboki śmiech był odpowiedzią na mój ruch. Kolejny raz mnie do siebie przyciągnął, a moje dłonie zaciskane na oblamówce łóżka, nie dały rady, utrzymać mnie z dala od niego. Jego lepkie łapy trzymały mnie mocno przy sobie, bym nie mogła się wydostać. Ciepły oddech ocierał się o moje ramiona, a jedna jego dłoń zaciskała się na mojej. Palce zostały splecione w jedność.
-Cz...Czemu mnie okłamałeś? - nagły przypływ odwagi....

 

niedziela, 22 września 2013

Louis cz.9 "Droga prowadząca do nikąd... Nie chcę umierać"

Piosenka włączcie

"Droga prowadząca do nikąd... Nie chcę umierać"

Biegłam ile sił, trzymając w ręce buty. Wąska uliczka, nie stanowiła dla mnie przeszkód, a zniszczone mury, mniej przerażały, jak wczoraj. Wybiegłam na ulicę, biegnąc boso przed siebie.... Powietrze było ostre, a policzki znacznie po czerwieniały, dając uczucie piekącego bólu. Długie włosy powiewały gdzieś za mną, wydostając się z całkowicie rozwalonego warkocza. Szybkie oddechy, które wykonywałam nawet w połowie nie były wstanie zaspokoić mojego zapotrzebowania powietrza. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, czując okropny ból w okolicy dolnych kończyn. Szybko pokonywałam główną drogę, prowadzącą do... nikąd. Skurcze nóg nasilały się, a mięśnie nie były wstanie wytrzymać, tak dużego wysiłku. Mimowolnie zaczęłam zwalniać, czując jak do oczu dostają się palące jak ogień łzy. Zatrzymałam się, pochylając swoje ciało do przodu. Otwarte dłonie oparłam na kolanach, wykonując głębokie oddechy. Łykałam powietrze, o mało co się nim nie krztusząc. Powieki mocno zaciśnięte, walczyły ze łzami. Zaczęłam powoli żałować, że uciekłam. Mówił przecież, że nie zrobi mi krzywdy. Ale jego oczy... biła z nich wściekłość, były pozbawione uczucia. Odepchnęłam się, prostując swoje ciało. Uniosłam powieki, ilustrując miejsce, w którym obecnie się znajduje. Kilka opuszczonych domów. Zawalone dachy i wybite okna. Las i panująca w nim, między drzewami ciemność. Zupełnie nie znana mi okolica. Nigdy nie byłam w tej część Londynu... to w ogóle jest Londyn? Droga prowadziła dalej, nie wiele myśląc postanowiłam ruszyć. Szłam szybkim tempem przed siebie. Adrenalina, zaczęła opadać, ulatniać się, a panika zastępować jej miejsce. Doszłam do rozgałęzienia drogi, wyglądały tak samo. Rozejrzałam się za jakimiś tabliczkami, ale nie zastałam ani jednej. Pogoda zaczęła się pogarszać, a ciemne chmury nachodziły co raz bardziej na siebie. Łzy powoli napływały do oczu, nie wiedziałam co mam robić. Na pewno nie poddać się. Serce zabiło mocniej, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Przecież miałam go przy sobie. Pośpiesznie wysypałam wszystko z torebki, chwytając aparat. ''Pauline'' szybko odebrałam nie zastanawiając się, ani sekundy.

*Rozmowa telefoniczna*
- Hej gdzie ty jesteś?
- Nie wiem, pomóż mi proszę...
Połączenie zostało przerwane, a w słuchawce zrobiło się głucho. Odsunęłam telefon od ucha, próbując uruchomić wyświetlacz. ''Bateria rozładowana'' zaczęłam przeklinać pod nosem, widząc napis. Teraz na pewno mnie ktoś znajdzie. Zabrałam wszystkie rzeczy i postanowiłam wrócić tą drogą co przyszłam, przecież powinna poprowadzić mnie z powrotem do Louis.
Niestety... Idę bez przerwy, a droga, ani trochę nie przypomina tamtej. Moje ciało było już wykończone, a organizm odwodniony. Usiadłam pod jednym z drzew przy ulicy, nie będąc wstanie kroczyć dalej. Zgubiłam się. Ironią jest, że właśnie teraz pragnę tylko jednego, jego ramion.....

~ Oczami Louisa ~
Wybiegła tak szybko, chciałem ją zatrzymać, ale nie zdążyłem. Miałem ochotę za nią pobiec, gdyby nie fakt, iż w moim mieszkaniu nadal siedzi ten facet. Przepełniony furią, wróciłem do niego i chwytając za koszulkę, wyprowadziłem go z mieszkania. Zatrzasnąłem za nim drzwi, wracając do sypialni. Ubrałem się w ciuchy i zastanawiałem co teraz zrobić. Była przerażona, znowu ją przestraszyłem. Nie będzie chciała mnie widzieć, z pewnością się mnie boi. Widziałem jak jej broda drżała, kiedy próbowała otworzyć drzwi. Widok jej takiej rani, bardziej niż ostrze wbite w serce. Odczekałem godzinę, po czym postanowiłem do niej pojechać. Wsiadłem do samochodu i ruszając z piskiem opon, miałem na celu jej dom. Wysiadłem z pojazdu i przechodząc przez ulicę dotarłem do drzwi. Zapukałem czekając, aż jej sylwetka ukarze się mi. Drzwi jednak otworzyła mi jej mama.
- Dzień dobry pani Rose, jest Heyley?
- Nie, nie wróciła jeszcze, nie odbiera telefonu, ale pewnie niedługo przyjdzie. Wejdziesz na chwilę?
Kiwnąłem głową, wchodząc do środka. Jej mama to przemiła kobieta.
- Napijesz się czegoś?
Nie zdążyłem odpowiedzieć bo po domu rozległo się pukanie. Pani Rose poszła otworzyć, a ja w duchu modliłem się by była to Hey.
- Louis to jest Pauline przyjaciółka mojej córki.- dziewczyna podała mi rękę, a ja odwzajemniłem gest.- Moje pranie! Zaraz wrócę, zostawiam was na chwilę samych.
- Wiesz gdzie jest Heyley? - zapytałem od razu kiedy pani Rose wyszła.
- Nie, zadzwoniła, powiedziała tylko, żebym jej pomogła i się rozłączyła. Kim ty jesteś? - Pauline mówiła nie pewnie.
- To skomplikowane...muszę coś załatwić, przepraszam.
Wybiegłem na zewnątrz, wsiadając do samochodu. Nie mogę siedzieć tam, skoro dziewczynie może się coś stać. Nie wybaczyłbym tego sobie. Chcę ją chronić. Zupełnie nie miałem pojęcia, gdzie może być.

                ***
 
~ Oczami Heyley ~
Zaczęło się ściemniać, ja zupełnie straciłam orientacje. Zaczynam już wariować. Z moich oczu wypływają potoki łez, których nawet nie chcę powstrzymywać. Chcę zasnąć i obudzić się w domu. Nie chcę tu umrzeć...Światło jakiegoś samochodu zaczęło razić mnie po oczach, po czym zatrzymało się nie daleko. Drzwi kierowcy otworzyły się, a po chwili ktoś wybiegł z samochodu. Podniosłam się z miejsca, przechodząc bardziej pod drzewo.
 Cichy szloch wydobywała się z moich ust, kiedy próbowałam otrzeć łzy, by móc poprawić sobie ostrość.
- Czyś ty oszalała!? Mogło ci się coś stać. Nigdy tak uciekaj!
Louis przyciągnął mnie mocno do siebie, zamykając szczelnie w swoich ramionach. Nie wiedziałam czy mam już omamy czy nie, ale wtuliłam się w jego tors, zaczynając mocniej płakać...

czwartek, 19 września 2013

Louis cz.8 "Chcesz uciekać ? Uciekaj śmiało...Okłamałeś !"

Wsiedliśmy do samochodu, moje drzwi ponownie zostały zamknięte. Jechaliśmy w ciszy, wracaliśmy do Londynu. Marzyłam, by znaleźć się już w swoim domu, w swoim łóżku. Jednak marzenia, zostały przerwane, pogrzebane w gruzach. A starach znowu zawitał. Cześć strach.
- C..co ty robisz?
- Jadę.
- A.ale gdzie? To nie ta droga...
- Do mojego mieszkania. Twoja mama jest na nocnej zmianie, więc śpisz u mnie.- jego pewność siebie, była odstraszająca.
- Nie chcę, zawieź m.mnie do domu.- zaprzeczyłam, łapiąc klamkę.
- A czy ja ci zadawałem pytanie? - warknął nieprzyjemnie.
Już nie odpowiedziałam, wolałam milczeć. Po co mam wszczynać kłótnie? I tak jestem na przegranej pozycji, jedyne co mogę zrobić to poczekać, aż dojedziemy i obmyślić plan ucieczki.
Wzrok wbiłam w szybę, patrząc bez namysłu na ulicę. Co widzę? Hmm.. nic ciekawego. Migające światełka samochodów, budynki, drzewa i ich korony, majaczące przed oczami. Ludzie... raczej pojedyncze osobniki pędzące do domu po ciężkiej pracy. Monotonia życia. Przekręciłam głowę, spoglądając na Louisa. On był oderwaniem. Moim oderwaniem od codzienności. Może nie powinnam narzekać. W życiu nic nie jest przypadkowe. Brunet budził we mnie strach, dostarczał dawkę emocji, jakich nigdy nie byłam wstanie doświadczyć. No prawie nigdy. Ale przy nim nie myślę co będzie jutro, co się stanie. Zapominam o wszystkim skupiając się na tym co jest teraz. Ostry zakręt i pisk opon. Moje serce znowu wali jak oszalałe. Zamknęłam oczy, sądząc, iż drogę zniosę lepiej nie patrząc. Oddech stawał się płytki, a ja spokojniejsza.
- Jesteśmy.
Otworzyłam oczy spoglądając gdzie jesteśmy. Cholera gdzie on mieszka. Tu w ogóle da się mieszkać. To gorsze niż więzienie.
- Nie, nie mieszkam tu. Musimy przejść za te budynki.- czy on czyta mi w myślach?
Dobra, jeżeli teraz wysiądę, to mogę uciec. Ale dokąd? Chłopak stał, przede mną otwierając szeroko drzwi pasażera.
- Jeżeli chcesz uciec to śmiało, dogonię cię.
Spuściłam głowę stając koło niego. Nie pomyślałam o tym, że ma dłuższe nogi i szybciej biega. Chwycił moją dłoń, zamykając samochód przyciskiem w kluczykach. Prowadził mnie między starymi murami. Ścieżka co raz bardziej się zwężała. Ocierałam ramieniem o mokre i brudne cegły. Chciałam, jak najszybciej wyjść już z tego czegoś. Pusta przestrzeń już po chwili ukazała się oczom. Chłodny wiatr muskał moje odkryte części ciała, dając poczuć dreszcze. Weszliśmy w wąskie uliczki między budynkami, murowanymi z szarej cegły. Chłopak poprowadził mnie pod masywne metalowe drzwi i otworzył je przede mną. Wahałam się chwilę, ale weszłam. W środku ukazał się normalny budynek mieszkalny. Weszliśmy schodami do góry, a on otworzył kolejne drzwi, zapewne do jego mieszkania. Zdjęłam swoją torebkę, ślamazarnie schylając się do butów i rozwiązując sznurówki.
- Zaraz ci te buty sam zdejmę- zaśmiał się.
Wow on się zaśmiał. Można zakochać się w czyimś śmiechu? Bo ja się chyba zakochałam.

      ***
- Trzymaj, tu masz dresy i koszulkę- brunet podał mi zestaw ciuchów, w których miałam spać.
- Gdzie łazienka?
- Nie mam nic przeciwko temu, żebyś rozebrała się tutaj- zmrużyłam oczy, patrząc wprost na niego, nie było mi do śmiechy- jak wolisz, jest tam.
Wskazał palcem za siebie, a ja go jedynie wyminęła, kierując się w jej kierunku. Zamknęłam dokładnie drzwi, upewniając się jeszcze dwa razy. Zdjęłam z siebie swoje ubrania, zastępując je szarymi dresami chłopaka i luźną czarną koszulką. Włosy zawiązałam na nowo w warkocza, przerzucając go za ramię. Umyłam twarz i poprawiłam się. Biorąc głęboki oddech otworzyłam drzwi i zastygłam. Stał obrócony do mnie tyłem bez koszulki. Jego mięśnie idealnie się prężyły, a ciało pokrywały nieliczne tatuaże. Patrzyłam jak na ósmy cud świata. A co jeśli on nim jest? Ocknęłam się po chwili cicho chrząkając. Odwrócił się spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Na co czekasz, wskakuj- odchylił pościel, pokazując bym się położyła.
- Ymm wolę na kanapie w salonie...
- Masz mnie za idiotę?
- Nie- szybko zaprzeczyłam.
- Więc wskakuj, albo cię sam położę- próbował mówić półżartem, ale ja wyczuwałam lekką złość.
Położyłam się na łóżku, przykrywając kołdrą po szyję i zsuwając się na koniec łóżka. Patrzyłam chwilę co on robi, po czym zamknęłam oczy. Mój spokój jednak został przerwany, kiedy łóżko się ugięło. Otworzyłam szybko oczy, oglądając się w bok. Louis leżał tuż obok, bezkarnie na mnie zerkając.
- No co? Chyba nie myślisz, że będę spał na kanapie, kiedy w moim łóżku leży piękna dziewczyna.- ugh, czemu on taki jest... myśli, że może wszystko.
Opadłam ciężko na poduszkę, zaciskając dłonie w pięści. Zamknęłam ponownie oczy, kiedy poczułam jego dłonie na swoim brzuchu. Serce momentalnie przyśpieszyło. A on przysunął mnie do siebie. Oplatając moje ciało w swoje ramiona i traktując mnie jak przytulankę.
- Powiem ci tajemnicę, ale ona pozostanie tylko między nami dobrze? - wyszeptał mi do ucha, a ja wzdrygnęłam się na jego słowa.
Był poważny, a jego ton głosu suchy.... Nie wiedziałam czy chcę widzieć, jednak pokiwałam głową. Ciekawość wzięła górę.
- Uwielbiam mieć cię blisko siebie Aniele...
Delikatny szept rozniósł się po pomieszczeniu docierając do moich uszu. Moje ciało zostało całkowicie obezwładnione przez jego muskularne ramiona. Moje plecy stykały się z jego torsem. Czułam jego spokojne bicie serca i płytki oddech...

     ***
 
Cały pokój oświetlała tylko mała lampka. Zegarki wybiły godzinę 2:30, a moje powieki, ani na chwilę się nie zmrużyły. Postanowiłam podjąć już ostatnią próbę zmienienia pozycji. Delikatnie, napięłam swoje mięśnie, wstrzymując oddech. Zaparłam się nogami i poruszyłam swoim ciałem w bok. Ramiona Louisa ponownie zacisnęły się na moim ciele, blokując moje dalsze ruchy. Przekręcił mnie do siebie, lekko poluźniając uścisk. I dalej leżę na boku, tylko tym razem twarzą do niego. Ciche westchnienie uleciało z moich ust. Podniosłam wyżej głowę, umożliwiając sobie widok na jego twarz. Mogła w spokoju, bez żadnego skrępowania ilustrować jego rysy. Powieki zamknięte, lekki zarost, zgrabny nos, wąskie, aczkolwiek piękne usta i organizm pogrążony w otchłani snu. Włosy potargane, swobodnie opadające na jego czołu. Wyglądał tak bezbronnie, niewinnie. Senny oddech co jakiś czas ulatywał z jego lekko rozchylonych ust. Jest piękny.. nie słodki, uroczy czy przystojny....Jest Piękny..... Mogę się zakochać? Mogę zakochać się w kimś, kto jest niebezpieczny, odstraszający i chamski? Mogę zakochać się w kimś, kto jest zupełnym przeciwieństwem mnie? Jest to dozwolone? A jeśli właśnie to robię, stanie się coś? Wtuliłam się w jego ramię, czując nagłą potrzebę bliskości. Oczy zamknęły się, a ja powoli usypiałam.

     ***
 
Słońce górowało już w zenicie, wpadając przez okna do pokoju. Rozciągnęłam swoje ramiona, sięgając do półki nocnej. Próbowałam wyczuć ją ręką, kiedy uświadomiłam sobie, że jedyne co tam zastanę to pustą przestrzeń. Szybko otworzyłam oczy, siadając na łóżku wyprostowana, jak struna. Przypomniało mi się wszystko z wczoraj. Odkryła, swoje ciało, zsuwając się z łóżka. Zabrałam swoje ciuchy szybko idąc w kierunku łazienki. Ubrałam swój schodzony już strój i poprawiłam włosy. Przemyłam twarz i wycisnęłam pastę na palec, starając się jakoś umyć zęby. Złożyłam szare dresy i czarną koszulkę w ładną kostkę, zostawiając ją na koszu z brudnym praniem. Wyszłam z łazienki i spakowałam wszystkie swoje rzeczy do torebki, przepasając ją przez ramię. Wolnymi ruchami wkroczyłam na korytarz, słyszą ostrą wymianę zdań. Nie pewnym krokiem poszłam w tamtym kierunku. Złapała, się ręką ściany, delikatnie wychylając za niej głowę.
- Odpieprz się od nas jasne! - Louis krzyczał na jakiegoś faceta, kiedy między nimi zaczęło dochodzić do przepychanek.
Stałam sparaliżowana, kiedy rozpoznałam w mężczyźnie, faceta z Kasyna. Siedział w rogu i już na wejściu bacznie obserwował mnie i Louis.
- Nie waż się do niej zbliżyć i nikt nie może się o tym dowiedzieć , zwłaszcza ona jasne?! - brunet dalej krzyczał, wymierzając cios w brzuch rywalowi.
Jego agresja, wciąż przybierała na sile. Chciałam się wycofać, ale przez nie uwagę trąciłam obraz na ścianie, który spadł z hukiem, a szkło rozsypało się na miliardy kawałków. Ich wzrok zwrócił się na mnie, kiedy przerażona stałam, trzęsąc się cała. Wzrok Louisa on mroził i przerażał mnie najbardziej. Szybko wycofałam się korytarzem w tył zaczynając biec. Chwyciła w swoje dłonie buty i podbiegłam do drzwi. Walczyłam z zamkiem starając się jak najszybciej otworzyć drewniany prostokąt. Słyszałam szmery, które świadczył o tym, iż któryś z nich zbliża się w moim kierunku. Nie myliłam się, już po chwili na końcu korytarza pojawił się Louis. Przekręciłam zamek i szybko wybiegłam z mieszkania, kierując się po schodach w dół. Okłamał mnie kiedy spytałam go czy to wszystko, co łączy go z tamtym miejscem. Biegłam ile sił, trzymając w ręce buty. Wąska uliczka, nie stanowiła dla mnie przeszkód, a zniszczone mury, mniej przerażały, jak wczoraj. Wybiegłam na ulicę, biegnąc boso przed siebie....

sobota, 14 września 2013

Louis cz.7 "Oczy czarne, są niebieskie. Czujesz ból... ?"

Obejrzał się za siebie i wrócił wzrokiem na mnie. Zbliżył się, łapiąc mnie za nadgarstek. Siła. Nadal ją posiadał. Była ogromna. Pociągnął mnie do jakiś drzwi i wyciągnął na korytarz. Wprowadził mnie jakimiś schodami na górę do ciemnego pokoju....

Drzwi za nami zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Później słyszalny był już tylko mój ciężki oddech i zupełna cisza. Mała lampka jaka żarzyła się w rogu, była jedynym źródłem światła na tą chwilę. Ogarnęłam wzrokiem murowane ściany. Czerwono-szara cegła za nic tu nie pasowała. Nadawała ponury, mroczny i oziębły klimat. Mała kanapa stojąca nieopodal. Jej wygląd... wnioskowałam po nim, że dużo przeszła. Ale co zwróciło moją uwagę najbardziej? Mały stół odziany w zieloną tkaninę, a na nim kilka tali kart. Jedno krzesło. Świadczyło to zapewne o tym, że raczej nie jest to pomieszczenie dla gości Kasyna. Dźwięk przekręcanego klucza w zamku, wybudził mnie z zamyślenia, a strach ponownie przybrał swoją dotychczasową siłę. W całym pomieszczeniu panował półmrok, ale nie stanowiło to żadnych przeszkód dla moich oczu. Mogłam bez problemu dostrzec ostre zarysy twarzy Louisa. Stał tuż u mojego boku, albo raczej ja stałam u jego boku. Ścisnął moją dłoń, ciągnąc na kanapę. Jego oczy, wciąż były pogrążone w otchłani ciemnych barw.
- Usiądź- stanowczy i oschły, ale przez to wszystko przedzierała się w jego głosie także nutka bólu..
Bólu? On wie co to jest? Co to znaczy? Zna siłę tego uczucia? Usiadłam posłusznie na zużytej kanapie, obawiając się jego kolejnych ruchów. Czułam jak moje wargi w dalszym ciągu drżą. Łóżko ugięło się pod ciężarem, a miejsce obok zostało zajęte przez bruneta. Cisza. Ona budziła jeszcze większy strach, chyba wolałam jak mówił. Jego ramiona oplotły moje ciało, przyciągając do swojego i zamykając w szczelnym uścisku.
- Przepraszam...- wyszeptał, głaskając moje plecy.
Czułam, słyszałam bicie jego serca. Szybki, niespokojny rytm. Mi był on znany ze strachu... A jemu?
- Nie chciałem cię przestraszyć, boisz się mnie, a ja chcę byś przy mnie czuła się bezpiecznie.- teraz głaskał moje włosy.
Jego słowa, czułam, że są szczere. Budził we mnie przerażenie nadal, ale odważyłam się na ruch. Oplotłam jego ciało swoimi ramionami. Czemu to zrobiłam? Nie wiem. Coś mi to nakazywało, głos wewnątrz mnie, mi to nakazywał.
- Po...po co tu przyjechaliśmy? - nikt nie zna tego uczucia jakie znam ja. Nie macie pojęcia, jak okropny jest drżący ze strachu głos, wydobywając się z moich ust.
- Mój znajomy jest tego właścicielem, miałem u niego pieniądze do odebrania.
- Tylko? - chciałam się upewnić, że nie łączy go nic więcej z tym miejscem.
- Tylko. Nic więcej.
Mocniej mnie zacisnął w swoich ramionach, jakby chciał bardziej potwierdzić swoje słowa.
- Czemu tak drżysz, nie mam zamiaru cię skrzywdzić?
Nie odpowiedziałam. Każdy mówi, że nie skrzywdzi, ale rzeczywistość jest inna.
- Chodzi o tego faceta? Zrobił ci coś, zejdę tam i go zabije, jeżeli cię tknął.- jego głos ponownie przybrał wściekłą barwę.
- Nie.. nic mi n..nie zrobił.
Louis odsunął mnie od siebie, podnosząc mój podbródek do góry. Zmusił mnie do spojrzenia na niego. Oczy jego były jasne. W końcu mogłam dostrzec prawdziwy błękit jego tęczówek. Były łagodne. Nie paliły, nie przerażały, a uspokajały.
- Więc to chodzi o mnie? - retoryczne pytanie wyrwało się z jego ust.
Spuściłam głowę i sama z siebie przytuliłam jego ciało. Uspokoiłam się, nadal był dla mnie straszny, ale nieprzerażający.
- Wytłumaczysz m..mi o co chodzi w tej... grze z kartami?
-Tak, pewnie.
Brunet poderwał się z miejsca wstając i zajmując miejsce na krzesełku.
-Chodź.
Podeszłam bliżej niego, a on pociągnął mnie za biodra, usadzając na swoich kolanach. Jedną ręką oplótł mnie w pasie, a drugą położył na kolanach, nie chcąc bym mu się zsunęła. Nie byłam do tego przekonana, ale nie mówiłam nic. Podciągnął mnie wyżej i wyciągnął dłoń sięgając jedną talie. Podzielił ją na dwie części i rozsunął karty w swoich palcach, ukazując je mi. Zaczął swoje tłumaczenie, rzucając co jakiś czas kolejne karty na stół. Rejestrowałam uważnie każde jego słowo, podczas kiedy on komentował swoje ruchy w grze ze samym sobą.
- Zrozumiałaś wszystko?
Pokiwałam głową na tak.
- Możemy już wracać..? Ja..ja nie chcę tu być.
- Tak.
Podniósł się z krzesła, unosząc również moje ciało. Złapał mocno moją dłoń, chowając w swojej. Hmm.. nawet lubiłam kiedy to robił. Zgrzyt w zamku i drzwi ustąpiły. Zeszliśmy w dół stromymi schodami i wykonując kolejne kroki przeszliśmy ciemnymi korytarzami do wyjścia. Niebo powlekłe ciemnymi odcieniami, zdobił już księżyc, zastępujący słońce. Właśnie księżyc i słońce. Zastanawialiście się kiedyś nad nimi. Tworzą parę, parę zupełnych przeciwności. Wsiedliśmy do samochodu, moje drzwi ponownie zostały zamknięte. Jechaliśmy w ciszy, wracaliśmy do Londynu. Marzyłam, by znaleźć się już w swoim domu, w swoim łóżku. Jednak marzenia, zostały przerwane, pogrzebane w gruzach. A starach znowu zawitał. Cześć strach.
- C..co ty robisz?

piątek, 13 września 2013

Louis cz.6 "Nie ma cię... jest tylko tyran"

Przedarliśmy się miedzy stolikami, pełnymi starszych facetów. Słyszałam ciche gwizdy, chyba nas.
- Zostań tu, nie możesz się stąd ruszyć rozumiesz? - pokiwałam głową.- zaraz wrócę- był oschły, jego głos zmienił się w przeciągu kilku sekund.

Zostawił mnie samą w rogu sali, odchodząc w nieznanym mi kierunku. Przebiegłam wzrokiem po sali, zatrzymując go na czwórce starszych osób. Dwie to były kobiety, jedna o intensywnie czarnych włosach, a druga o ognistych i dwóch chyba facetów. Ale nie na tym skupiałam swoją uwagę, tylko na tym co robili. Próbowałam zrozumieć o co chodzi w grze. Rozdawali karty i kładli je na stół. Po minach zawodników wnosiłam, że czarnowłosej się szczęści, lecz dalej nie rozumiem tego.
- Ej maleńka- obróciłam natychmiastowo głowę, spotykając się ze wzrokiem mężczyzny.
Był młody, ale obleśny. Od razu na widok jego twarzy, wszystko mi się cofało. Ciemne blond włosy, zielone oczy i ten ohydny zarost. Był wysoki, aczkolwiek nie tak bardzo. Mierzył może 170 cm. Woń ostrego zapachu alkoholu ulatywała z jego rozchylonych warg, kiedy zbliżył się niebezpiecznie blisko.
- Co taka dziewczyna, robi w takim miejscu sama?
- Nie jestem sama- wysyczałam, wbijając się w ścianę.
- Czyżby? Jakoś nie widzę nikogo w pobliżu ciebie...
Oddychałam co raz ciężej. Położył ręce na mojej tali i zbliżył usta do mojego ucha. Czułam obrzydzenie. Wolałam dotyk Louisa, chociaż budził we mnie większy strach, niż cokolwiek innego.
- Może ci się coś stać...- wyszeptał blokując jeszcze bardziej moje ciało w swoich ramionach.
Jakaś złość we mnie narosła. Wydostałam swoje dłonie z pomiędzy naszych ciał i sięgając jego ramion, delikatnie je na nich ułożyłam. Kiedy na ustach chłopaka pojawił się uśmiech, a on rozluźnił trochę swoje mięśnie, mocno zgięłam palce, wbijając w jego barki swoje przydługie, czerwone paznokcie. Wbiłam się chyba głęboko.
-Ty suko!!!! - wysyczał zaciskając zęby.
Napierałam dłońmi na jego barki z całej siły, próbując go odepchnąć. Ale on, ani drgnął. Pchałam i nic. Powoli traciłam siły, kiedy on całym swoim ciężarem przyciskał mnie do zimnej ściany. Słabłam.
- Zostaw ją!!!
Mężczyzna został odciągnięty ode mnie, a oczom ukazał się Louis. Pierwszy raz ucieszył mnie jego widok.
- Za wysokie progi na twoje nogi koleś!!! - wywarczał brunet, wymierzając mu siarczysty cios.
Z jego nosa trysła krew, a chwilowy szok, spowodował, iż zachwiał się na nogach i runął z hukiem na ziemię. Widziałam w jego oczach oszołomienie. Próbował się pozbierać i wstać, ale kończyło się to jedynie klęczakiem na kolanach. Spojrzałam na Louisa, jego oczy... Wściekłość. Cofnęłam się bardziej pod ścianę, nie wiedząc co zaraz nastąpi. Jego dłonie zaciskały się w pięściach, a kostki, aż pobielały. Oczy były czarne, jak dwa węgielki, a mięśnie naprężone.
- Hah...- ciemny blondyn ustał na nogi mierząc wzrokiem wściekłego chłopaka.
Splunął mu tuż pod stopy, co całkowicie wytrąciło go z równowagi. Louis rzucił się na niego z pięściami zaczynając okładać. Zakryłam ręką usta,
a łzy wypłynęły z moich oczu. Nie widziałam w brunecie Louisa, tylko mojego ojca. Był tyranem bez serca. Bił moją mamę, nawet nie hamował swojej przemocy do mnie. Wiele razy zamykałyśmy się w łazience, czekając, aż on się uspokoi i wyjdzie z domu. Jego miłością były jedynie promile, nie rodzina. My byłyśmy dla niego tylko workami treningowymi na których bez problemu mógł się wyżyć. Mimo, że był moim ojcem nienawidziłam go z całego serca. Właśnie był. Zmarł, kiedy miałam 9 lat. Czy to możliwe by śmierć jakiegoś człowieka, mogła cieszyć? W tym przypadku w pełni. On dla mnie nie istnieje i nigdy nie będę wstanie mu wybaczyć. Ciemny blondyn upadł przed chłopakiem, a ten usiadł na nim, zaczynając okładać pięściami jego twarz. Jego pięść. Wyglądałam zupełnie podobnie do pięści taty z ostatniej nocy. Wtedy, kiedy zostawił po sobie ślad na zawsze na moim ciele. Głośny szloch wydobył się z moich ust, a wzrok wszystkich łącznie z Louisem utkwił na mnie.

   ~ Oczami Louisa~
Jej oczy. Jej ciało. Ona. Była przerażona, cała drżała, zakrywając dłonią usta. Widziałem jak jej warga drgała, kiedy na urywki sekundy jej palce zjeżdżały w dół ukazując usta. W jej oczach był strach, ból i nienawiść. Podniosłem się z chłopakami i podszedłem do niej, jednak ona cofnęła się w tył. Chciałem ją dotknąć, ale widziałem jak jej oddech przyśpiesza, a klatka w szybkim tempie podnosi się i opada. Przerażam ją.

~ Oczami Heyley ~
Stał przede mną patrząc na mnie ciemnymi tęczówkami. Moje serce waliło szybko, obijając się o żebra. Szybko łapałam oddech, jakby miał zaraz zabrać mi powietrze. Z jego wyrazu twarzy, z jego oczu nie mogłam wyczytać nic, zupełnie nic. Spojrzałam na jego dłoń opuszczoną wzdłuż ciała, była już normalna. Inna. Delikatna. Na taką wyglądała. Obejrzał się za siebie i wrócił wzrokiem na mnie. Zbliżył się, łapiąc mnie za nadgarstek. Siła. Nadal ją posiadał. Była ogromna. Pociągnął mnie do jakiś drzwi i wyciągnął na korytarz. Wprowadził mnie jakimiś schodami na górę, do ciemnego pokoju....
 

sobota, 7 września 2013

Louis cz.5 "Prosisz mnie bym zaufała... co jeśli nie umiem ?"

- Do zobaczenia niedługo Hey...- wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę rozmasowując obolałe nadgarstki, oczy ponownie zaszły mi łzami, posunął się już tak daleko. O wiele za daleko.

     ***
Oddech wyrównał się, a serce biło w rytmicznym tempie. Przymrużyłam powieki, a gdzieś w myślach pojawił się jego obraz. Obraz Louisa. Nie wyraźny, jakby przez mgłę. Jak wyblakłe zdjęcie po wielu latach, a jednak można dostrzec co przedstawia. Serce zabiło mocniej na myśl o jego dotyku jakim zaszczycił moje nogi, ale równie szybko się uspokoiło. Natarczywie starałam się przypomnieć kolor jego oczu, jednak jedyne co dostrzegałam w swoich myślach, to ich czarny, zimny jak kostka lodu odcień. Przykryłam twarz poduszką, odpływając myślami dalej, zagłębiając się w nich bardziej. Latałam po przestrzeni mojego umysłu. Myślałam o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Wyciszenie, cisza, spokój. Przywołałam gestem ręki ponownie swojego pupila, głaskając go po grzbiecie. Jego miękka sierść przewijała się między palcami, sprawiając mu radość, a mi zajęcie. Sięgnęłam do lampki nocnej, gasząc światło. Pusty dom, a w nim tylko ja. Przybijające, a jednak prawdziwe. Lecz... z lekka w sumie nie było tak źle. Zacisnęłam mocniej powieki, czując jak zasypiam...

                ***
Praca jak praca, znowu rozpakowuje towar, ale nie ma co narzekać. Tym razem, to batoniki stanęły na pierwszym miejscu. Musli. Fitness. Mars. Snickers. Lion.... można wymieniać długo. Wszystkie zajęły miejsca, tuż nad swoją nazwą, a w sklepie zrobiło się dziwnie cicho. Byłam sama, nikogo innego. Serce przyśpieszyło, a w głowie zaczęły się tworzyć różne scenariusze. Nerwowe kroki i krążenie po sklepie sprawdzając różne zakamarki.
- Jestem sama? - cichutki głos, samej do siebie, nie kontrolowanie wymsknął się z moich ust.
- Nie...- szept mężczyzny rozniósł się po pomieszczeniu.
Nerwowo obróciłam się w tył, ale nikogo ani śladu. Głośno przełknęłam ślinę będąc pewna, że kogoś słyszałam. Źrenice osiągnęły w strachu maksymalny rozmiar. Wróciłam do poprzedniej pozycji, odwracając się do przodu.
- Ja jestem...- kolejny szept uniósł się echem, a ja poczułam powiew wiatru na szyi.
Wykonałam kolejny gwałtowny obrót w tył, ale tym razem natknęłam się na wysoką postać. Powędrowałam wzrokiem wyżej napotykając jego twarz. Rozpoznałam go bez problemu... Louis. Zrobiłam krok w tył, potem kolejny, zachowując dystans.
- Boisz się mnie? - jego pytanie zupełnie mnie wytrąciło, czy to nie oczywiste. Przerażasz każdego.
- N..nie- pisnęłam.
- Nie umiesz kłamać...
- Czego ode mnie chcesz?
- Chcę ciebie, tylko ciebie.
Zbliżył się do mnie, a ta głębia, ta ciemność stała się dostrzegalna w jego oczach. Jego wzrok mroził. Zabijał. Palił. Przerażał. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do swojego ciał, tak, że stykaliśmy się ze sobą. Próby wyszarpnięcia spowodowały, że jeszcze bardziej zacisnął swoje dłonie na moich biodrach, niemal wbijając w nie palce.
- Pójdziesz ze mną...- szepnął spokojnie, lecz sucho.
On chyba żartuje sobie, mam z nim pójść? NIGDY.
- Albo użyje siły...- głośno przełknęłam ślinę, widząc jego naprężone mięśnie.
Nie miałabym z nim żadnych szans. Połamałby mnie jednym swoim ciosem. Bałam się zaprzeczyć, bałam się powiedzieć cokolwiek ze strach, że mogłoby go to rozzłościć.
-Heyley wszystko w porządku? - nagle, nie wiadomo skąd zjawił się Alex. Gdzie byłeś kiedy cię szukałam ?
- T..tak - odpowiedziałam, a Louis ścisnął moją dłoń.
- Ona pójdzie ze mną...- odparł spokojnie chłopak obok mnie.
- Jasne, widzę, że skończyłaś pracę więc jesteś wolna, twoja torebka leży przy kasach, Pauline ją tam przeniosła.- Alex wskazał miejsce i odszedł.
 Chciałam krzyczeć za nim, żeby mnie nie zostawiał, żeby mnie uratował, ale słowa stały się głuche, niesłyszalne. Louis mocno szarpnął mnie w kierunku wyjścia, biorąc po drodze moją torebkę. Prowadził mnie bez uczucia przez ulicę, trzymając mocno za dłoń. Otworzył mi drzwi samochodu i pozwolił wsiąść, nie chciałam, nie wykonywałam, żadnych ruchów... Jednak on mnie podsadził wsadzając do niego. Mocno zatrzasnął drzwi, co przyprawiło mnie o nie przyjemny dreszcz. Za chwile drzwi od strony kierowcy uchyliły się, a miejsce zostało zajęte przez Louisa. Przełknęłam głośno ślinę i bez gwałtownych ruchów odnalazłam ręką klamkę. Mocno złapałam ją ręką, jakbym się bała, że może zaraz zniknąć. Pociągnęłam ją pewnie, ale drzwi nie ustąpiły, szarpnęłam jeszcze raz, później kolejny i nic. Panika i strach w moich oczach, zastąpiły wszystkie pozytywne emocje.
- Wypuść mnie ... proszę- mówiłam cicho czując, jak głos się mi łamie.
Chłopak jedynie na mnie spojrzał i ruszył z piskiem opon. Wbiłam się w fotel, trzymając z całej siły drzwi. One wydawały się być moim ratunkiem, chociaż w rezultacie nic nie zdziałają. Serce nadal biło jak oszalałe i w duchu dziękowałam, że z głośników leci cicha muzyka. Inaczej słyszałby huk z jakim ono uderza. W głowie, krążyły już myśli co zamierza zrobić. Wywiezie mnie do lasu i zgwałci, albo pobije i wrzuci do rzeki. Mętlik. Bałagan. I żadnej trzeźwiej myśli. Byliśmy już sporo za miastem. Louis pędził. Pirat drogowy wydawał się mięknąć przy nim. Przez cały czas wzrok miałam wbity w swoje nogi, nie miałam odwagi spojrzeć na niego, nie potrafiłam. Samochód zatrzymał się, a brunet wyskoczył z niego, podchodząc do moich drzwi. Szybko puściłam klamkę, odsuwając się od nich na miarę możliwości. Drzwi otworzyły się, a chłopak wystawił rękę w moim kierunku. Nie zareagowałam, siedziałam cały czas w tej samej pozycji spoglądając to na jego dłoń, to na twarz.
- Nic ci nie zrobię... zaufaj mi.- powiedział spokojnie.
Zsunęłam się z siedzenia, mijając jego rękę i stając przy jego boku. Rozglądałam się dookoła, dostrzegając wielki szyld z napisem "Casino". Po co, on mnie tu zabrał? Okolica była przerażająca. Ruszył przed siebie, a ja starałam się go dogonić, nie chcąc zostać tu sama. Między nami była metrowa przerwa, on szedł pierwszy, a ja za nim. Ciało zadrżało, kiedy nie daleko ujrzałam dwóch barczystych facetów, zmierzających w naszym kierunku. Bałam się, jak cholera.
- Louis? - odważyłam się wydusić jego imię.
Brunet odwrócił się natychmiastowo, a ja wskazałam głową na mężczyzn.
- Nie pozwolę cię dotknąć.- chwycił moją dłoń, zamykając w swojej i ruszył dalej.
Poprowadził nas gdzieś na tył budynku. Swoim ciałem naparł na wielkie żelazne drzwi, otwierając je ze skrzypnięciem. Szliśmy prze wielki ciemny korytarz, co jakiś czas mijając pijane osoby. Mocniej ścisnęłam jego dłoń, chociaż w dalszym ciągu mnie przerażał. Otworzył kolejne drzwi, tym razem odziane czerwoną, skórzaną tkaniną. Mężczyzna wzrostu Louisa, zmierzył nas groźnym wzrokiem, wpuszczając bez słowa. Rozejrzałam się po wnętrzu, nigdy nie byłam w żadnym kasynie, ale to chyba było jakieś bogate. Kilkanaście rodzaji maszyn hazardowych, poker, ruletka....


 Stoły nakryte czerwonymi obrusami, a wokół nich potężne, drewniane krzesła. Dym tytoniu i alkoholu unosił się w powietrzu, drażniąc moje drogi oddechowe. Można powiedzieć, że unosi się tu jedna wielka chmura dymu. Nie chcę tu być, nienawidzę takich miejsc. Wszystko przyprawia mnie o dreszcze.
- Nie będziemy tutaj długo, tylko chwilę- chłopak jakby czytał mi w myślach.
Przedarliśmy się miedzy stolikami, pełnymi starszych facetów. Słyszałam ciche gwizdy, chyba na nas.
- Zostań tu, nie możesz się stąd ruszyć rozumiesz? - pokiwałam głową.- zaraz wrócę- był oschły, jego głos zmienił się w przeciągu kilku sekund.
Zostawił mnie samą w rogu sali, odchodząc w nieznanym mi kierunku.

 
Od tej części opowiadanie, nie powinno już przypominać wam "Darka".

poniedziałek, 2 września 2013

Louis cz.4 "Ciągle powtarzasz "Do Zobaczenia", może dla odmiany powiesz "Dzień Dobry"

"Ciągle powtarzasz "Do Zobaczenia", może dla odmiany powiesz "Dzień Dobry"

Otworzyłam powiadomienie i zamarłam.

''Od Louis:
Słodko ci w tej koszulce. Dobranoc xx''

Skąd on wie.. Szybko podniosłam się z łóżka i podbiegłam do okna. Delikatnie wychyliłam się za zasłony, widząc czarny samochód po drugiej stronie ulicy. Teraz jeszcze wie gdzie mieszkam...

                   ***
 
Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę, że kolejny dzień staje przede mną otworem. Niepewność. Niepokój. Strach przed tym co dzisiaj może mnie spotkać. Strach przed kolejnym spotkaniem go. Może powinnam zabezpieczyć się w jakąś broń? To głupie... co się ze mną dzieje. Czemu to wszystko spotyka mnie? Zeszłam mahoniowymi schodami w dół, nie zastając już w mieszkaniu mamy. Poszła pewnie do pracy. Właśnie tyle się z nią widzę. Brakuje mi jej bliskości, ale tak już ma być. Wspięłam się na same czubki palców, trudząc się ze zdjęciem kubka. Podskoczyłam kilka razy, kiedy mocno złapałam w palce ucho i ściągnęłam go. Wsadziłam torebeczkę z esencją i zalałam wrzątkiem.
Aromat zielonej herbaty uniósł się natychmiastowo docierając do nozdrzy. Przymknęłam oczy zaciągając się zapachem, po czym wycofałam się z pomieszczenia, dążąc z powrotem do swojej sypialni. Znoszone jeansy okryły moje nogi, a zwykła siwa, przyległa bluzka z rękawem 3/4 zastąpiła rozciągniętą koszulkę. Włosy związałam w niedbałego warkocza, przerzucając go na lewe ramię, pozwalając pojedynczym kosmykom, swobodnie opadać. Zbiegłam na dół zakładając kochane conversy. Nie obeszło się jednak bez problemów z zawiązaniem sznurówek. Moja niezdarność to cecha, której szczerze nienawidzę. Wróciłam do kuchni, biorąc łyka ostygłej już cieczy. Spojrzała przez okno dalej sącząc napój. Ostatni raz przyłożyłam zimny kubek do ust, upijając resztki herbaty. Zabrałam swoją torebkę i czarną bluzę, po czym wyszłam z domu. W drodze do pracy, nieudolnie starałam się naciągną na ramiona czarny materiał. Weszłam przez drzwi, od razu widząc uśmiechniętego Alexa. Młody szatyn z wielkimi osiągnięciami. Mimo, że był moim szefem, dogadywałam się z nim jak z normalnym kolegą. Nie unosił się dumą, czy egoizmem. Traktował wszystkich na równi i zapewne to było w nim wyjątkowe. Od razu zabrałam się za swoją pracę, stając przy pułkach i wykładając po kolei płyty, książki, jedzenie. Pięć kartonów, a poszłam z nimi jak burza. Mały ruch i spokój. Pojawiła się nadzieja, że ten dzień jednak będzie normalny, że nic się nie wydarzy. Czas do szesnastej zleciał szybko, a ja mogłam zakończyć pracę i udać się do domu. Zatracić się w swojej melancholii jaką są wieczory.

         ***
 
Przekręciłam klucz w drzwiach, ale były otwarte, czyli... mama wróciła z pracy. Chciałam się z nią zobaczyć, chociaż przez chwilę zamienić z nią parę słów.
- Hej ma...- głos zamarł widząc Louis na krześle w kuchni.
Co on do cholery robi w naszym domu? Rozejrzałam się nerwowo po kuchni widząc matkę odwróconą plecami.
- Spokojnie Hey...- Louis uśmiechną się do mnie, cicho szepcząc, jednak jego spojrzenie było chłodne.
Jego głos sprawił, że włoski na mojej skórze stanęły dęba. Nagły ból jaki poczułam w okolicy podstawy szyi, przypomniał mi o wszystkich zdarzeniach z nim związanych.
- Mamo?
- Tak, przywitaj się z gościem... Louis pomógł mi przynieść zakupy, może się poznacie... Heyley to miły chłopak.
Tak na pewno jest miły, a już na pewno grzeczny i dobry. To na pewno tylko sen, na pewno zaraz się obudzę.
- Ja już muszę lecieć, ale miło było panią poznać, pni Rose.
- Hey, nie stój jak ciołek i odprowadź go do drzwi.
Serce przyśpieszało z każdym krokiem chłopaka, który co raz bardziej się do mnie zbliżał. Wyszłam z kuchni pierwsza chcąc jak najszybciej uniknąć bliskiego kontaktu z nim. Jednak on przyciągnął mnie od razu jak tylko drzwi za nami się zamknęły. Byłam z nim Sama. Zacisną mocno moje nadgarstki w swojej dłoni, a drugą odgarnął kosmyki włosów z mojej szyi, odkrywając fioletową plamkę. Zacisnęłam oczy i wzdrygnęłam się. Czułam i słyszałam swój ciężki oddech. Delikatnie musnął odkryte miejsce, a następnie mój policzek. Jego dłoń zjechała niżej docierając do mojego uda. Dziękowałam w myślach, że mam spodnie. Delikatnie je ścisnął wędrując na jego wewnętrzną stronę. Szarpnęłam się, a chłopak zaprzestał ruchów pozostawiając jeszcze jeden pocałunek na mojej szyi.
- Lubie twój zapach- wyszeptał próbując złapać kontakt wzrokowy ze mną, jednak ja błądziłam nim po ścianach, by tylko na niego nie spojrzeć.
- Do zobaczenia niedługo Hey...- wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę rozmasowując obolałe nadgarstki, oczy ponownie zaszły mi łzami, posunął się już tak daleko. O wiele z daleko...

niedziela, 1 września 2013

Louis cz.3 "Nadal się boje, a ty sprawiasz ból..."

Może wam to trochę przypominać "Dark", ale tylko NA POCZĄTKU, wzorowałam się przy pierwszych częściach na nim, ale tylko przy pierwszych, później ZAPEWNIAM was, że nie będzie tego przypominał, ani trochę.

Odsunął się ode mnie i odszedł nie odwracając się. Zsunęłam się po ścianie, próbując się uspokoić. Moje ciał drżało, co wyglądało jakbym dostała ataku padaczki. Łzy cisnęły się do oczu, a jego ostatnie słowa huczały w głowie...

        ***

Zamknęłam za sobą drzwi domu, zsuwając się po nich i ciężko oddychając. Czemu to spotkało właśnie mnie? Odkładając torebkę na miejsce, zwinnie rozwiązałam sznurowadła swoich conversów i przeszłam do salonu. Włączyłam telewizor chcąc zająć czymś swoje myśli. Wiadomości. Sport. Bajki. Romansidło. Horror. Nic nie ma, chcąc nie chcąc wybrałam to romansidło. Rozłożyłam się na kanapie, prostując nogi. Poduszka posłużyłam mi za przytulankę, a film był tak ciekawy, że aż zasnęłam. Śniła mi się rzeka, pole rozsiane w kwiatach i ja pod jednym z samotnych drzew. Byłam sama, nikogo oprócz mnie, jedynym hałasem był natura i mój spokojny oddech. Nikt mi nie przeszkadzał, nie było czegoś takiego, jak strach. Tylko spokój...

     ***

W domu panowała ciemność, w telewizji leciały jakieś wiadomości. Wyszukałam telefonu, sprawdzając godzinę. 20:00. Wstałam do pozycji siedzącej skanując dokładnie pokój. Trochę mi się przysnęło. Udałam się schodami do góry, wchodząc do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko przywołując gestem ręki pieska. Ten szczęśliwy wdrapał się do góry, usadawiając obok mnie. Drapałam go za uchem wiedząc jaką sprawia mu to przyjemność. Wyświetlacz telefon zaświecił, informując o wiadomości. Odtworzyłam ją pośpiesznie skanując tekst.

"Od Chery:
Za 10 minut będę u ciebie pod domem.
Szykuj się i nie pytaj o nic"

Wykonałam jej polecenie, podnosząc się z łóżka i kierując się do szafki. Ubrałam skórzaną, czarną kurtkę i zeszłam na dół. Nie bardzo podobał mi się jej pomysł, bałam się co znowu wymyśliła. Zawiązałam starannie sznurówki białych conversów na kokardy i przepasałam swoją torebkę. Odczytałam kolejną wiadomość, która pojawiła się na wyświetlaczu.

"Od Chery:
Już jesteśmy.."

Jesteśmy? Cholera co ona kombinuj... Wyszłam z domu, zamykając drzwi i wsiadłam do taksówki.
- Cześć Hey.- dziewczyny przywitały mnie.
Ulżyło mi kiedy drugą osobą okazała się Pauline.
- Hej, gdzie jedziemy?
- Do klubu.
- Co? Nie to chyba nie jest dobry pomysł...
- Ej spokojnie, mamy się dobrze bawić.
 Mocniej wbiłam się w siedzenie, nie próbując już dyskutować, może za bardzo przesadzam.

Otworzyłam drzwi, wychodząc jako pierwsza. Stanęłam przed barczystym facetem, ukazując swój dowód podobnie jak dziewczyny. Chery od razu wyrwała do przodu gnając do baru, czuła się tu jak w domu. Dyskoteki, imprezy to wszystko było w jej stylu. Zawsze potrafiła się dobrze bawić. Przedzierałam się przez tłum spoconych ludzi, woń alkoholu drażniła moje nozdrza. Zajęłam miejsce na kanapie obok blondynki, która zdążyła już zamówić nam soki. Powoli sączyłam pomarańczową ciecz, sprawdzając godzinę w telefonie. Wytrzymam tu trochę, a później wyrwę się pod pretekstem, że już późno.

- Chodź tańczyć...
Zostałam pociągnięta przez brunetkę na parkiet.
Przetańczyłam z nią kilka piosenek po czym wróciłam do Cher.
- Gdzie mój telefon?
- Położyłam go na stoliku, teraz ja idę na parkiet- odparła znikając mi z oczu.
Rozejrzałam się po kanapie i zaczęła szukać w torebce. Przekopywałam każdą kieszonkę po kolei z co raz większą frustracją.
- Tego szukasz?
Odwróciłam się widząc Louisa? Miał mój telefon.
- T..tak- nogi momentalnie zaczęły mi drętwieć.
- Trzeba pilnować telefonu, bo ktoś mógłby sobie wziąć twój numer.
Jego zadziorny uśmieszek, mogłam podziwiać teraz w całej okazałości. Zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, czułam jego oddech na swojej twarzy. Złapał mnie za nadgarstki, mocno trzymając. Pochylił się, składając pojedyncze pocałunki na mojej szyi. Nie mogłam nic zrobić, moje ciało ze mną nie współpracowało. Przyjemne uczucie. Rozpływałam się pod jego dotykiem, chociaż wiedziałam, że nie mogę. Mocniej zassał moją skórę, co przyprawiło mnie o dawkę bólu. Łzy zebrały się w moich oczach, a ciche jęknięcie, przepełnione bólem wydobyło się z moich ust.
- Jesteś taka delikatna... łatwo cię skrzywdzić, powinnaś uważać.... Do zobaczenia Hey...
Odszedł pozostawiając mnie z telefonem i piekącym uczuciem u podstawy szyi. Sprawdziłam połączenia, niczego nie usunął, ani nigdzie nie zadzwonił. Szybko zabrałam swoje i dziewczyn rzeczy. Odnalazłam je w tłumie i przecisnęłam się do nich.
- Ja wracam do domu, jestem zmęczona.
- Ale dopiero jest 22:30.
- Bawcie się dobrze...
Wydostałam się na zewnątrz, widząc wolne taksówki na postoju. Wsiadłam do jednej z nich i pojechałam do domu. Straciłam chęci do dalszej zabawy. Dalej byłam w szoku. Co to kurwa było ? Stop ! Hey ty nie przeklinasz. Kurwa co to było ?

            ***

Zsunęłam ze swoich ramion skórzaną kurtkę i odłożyłam torebkę. Mamy jeszcze nie było. Pobiegłam do pokoju i od razu do łazienki. Odgarnęłam włosy z ramienia, a oczom ukazał się fioletowy ślad. Naznaczył mnie, piekący ból cały czas dawał o sobie znać. Przemyłam to miejsce zimną wodą z nadzieją złagodzenia podrażnionego miejsca. Dłonie zacisnęły się na umywalce, a kilka łez snuło się samotnie po moich policzkach. Rozebrałam się, wrzucając ciuchy do kosza na brudne rzeczy i wzięłam prysznic. Kropelki ciepłej wody łagodziły skórę, dając ulgę. Wyciszyłam się, chwila spokoju. Osuszając dokładnie swoje ciało, ubrałam majtki i luźną koszulkę, sięgającą mi prawie do kolan. Włosy rozczesałam i zaplotłam w warkocza, wychodząc z łazienki. Ułożyłam się wygodnie na swoim posłaniu, gasząc lampkę nocną. Jednak ciemność po chwili rozświetlił telefon, informując mnie o wiadomości. Szybko weszłam w menu i wiadomości. Otworzyłam powiadomienie i zamarłam.

"Od Louis:
Słodko ci w tej koszulce. Dobranoc xx''

Skąd on wie.. Szybko podniosłam się z łóżka i podbiegłam do okna. Delikatnie wychyliłam się za zasłony, widząc czarny samochód po drugiej stronie ulicy. Teraz jeszcze wie gdzie mieszkam...